Tamara - cz. II

Obudziła się w środku nocy, sama nie wiedząc dlaczego. Zapaliła nocną lampkę i zaglądnęła do łóżeczka. Jasiu spał, jakby chciał oszczędzić matce niewyspania. Przeszła do pokoju, gdzie spała Basia i również nie stwierdziła nic, co mogło ją obudzić. Córka spała w łóżeczku lekko odkryta, ale spokojnym, miarowym snem.  
          Podeszła do drzwi łazienki i zaświeciła światło. Wtedy dobiegł ją dźwięk z kuchni. Szybko odwróciła się i skierowała w stronę kuchni. Kiedy zabłysło światło, zobaczyła go. Na stole w kuchni siedział duży kot. Kiedy ją zobaczył, skoczył w stronę półotwartego okna i zniknął jej z oczu. Ponieważ z zasady nie zostawiała nigdy żadnych resztek jedzenia na wierzchu, więc zwierzę nie znalazło jedzenia, ale przyprawiło Tamarę o gęsią skórkę.                
          Mieszkała na drugim piętrze i zostawiając w kuchni uchylone lekko okno, nie przypuszczała, że może ono zachęcić do odwiedzin nie proszonego gościa. Wyglądnęła na zewnątrz i domyśliła się, że kot zeskoczył prawdopodobnie z balkonu mieszkania na trzecim piętrze. Ciekawski ale i mądry, odważny  zwierzak - pomyślała. Zamknęła okno i uchyliła węższą część okna jako wywietrznik.  
          Zerknęła na zegar. Dochodziła trzecia w nocy, więc jeszcze raz sprawdziła pokój córki i wróciła do swojego pokoju. Syn spał spokojnie, podobnie jak córka. Do pierwszego karmienia i przewijania Jasia miała co najmniej trzy godziny. Położyła się do łóżka i usiłowała ponownie zasnąć. W końcu myśląc o Filipie zasnęła.  
          Obudziła się trochę później niż zamierzała, ale dzieci nadal spały, więc spokojnie zrobiła poranną toaletę i czekała, aż dzieci się obudzą. Długo czekać nie musiała, bo Jasiu pierwszy otworzył oczka i zaczął wiercić się w łóżeczku. Gdy pochyliła się nad nim, uśmiechnął się do niej, wywijając radośnie maleńkimi rączkami i nóżkami.  
          Domyśliła się, że pielucha jest pełna, więc przystąpiła do przewijania i zaspokojenia jego potrzeb, okazywanych w tak spokojny i radosny jak na niemowlaka sposób. Wanienkę z ciepłą wodą miała przygotowaną, więc obmyła, osuszyła i naoliwiła jego ciałko, założyła świeżą pieluchę i kaftanik. Piersi miała pełne, więc zaczęła karmić małego.           Po chwili dołączyła do nich Basia, która też miała pełną pieluchę, ale nie marudziła. Usiadła spokojnie przy niej, obserwując jak braciszek je śniadanko prosto z piersi mamusi. Była bardzo spokojnym dzieckiem i nie przysparzała mamie kłopotów marudzeniem czy wrzaskami, jak często bywa w rodzinach z małymi dziećmi.  
          Kiedy Jasio zaspokoił głód i ponownie zasnął, odłożyła go do łóżeczka i zajęła się córeczką. W ten sposób zaczynał się prawie każdy dzień, ale nie narzekała. Dzieci nie sprawiały jej prawie żadnego kłopotu, od czasu do czasu tylko, jeżeli przegapiła oznaki dawane przez Jasia, że należy się nim zająć, cichym kwileniem bez wrzasków, przypominał mamie o jej obowiązkach.  
          Tak samo Basia bez płaczu i żalenia się, dawała mamie znać, że potrzebuje jej pomocy czy zaspokojenia potrzeb. Basia zresztą w zakresie potrzeb fizjologicznych była dość wcześnie samodzielna, bo po ukończeniu dwóch lat w dzień coraz częściej korzystała z nocniczka bez pomocy mamy. Tylko w nocy i w okresie poobiedniej pory snu Tamara zakładała córeczce pampersa, aby mała mogła  w pełni wykorzystać porę snu na odpoczynek bez stresu, że coś go może zakłócić, dobrze wiedząc, jaki dobroczynny wpływ na rozwój dziecka ma odpowiednia ilość, nie zakłóconego niczym snu.  
          Po załatwieniu spraw związanych z dziećmi, zajęła się sobą, co nie zajmowało  jej zwykle zbyt wiele czasu. Pomimo urodzenia dwójki dzieci i przeżycia traumy związanej ze śmiercią męża, zachowała nadal swoją dziewczęcą sylwetkę i powierzchowność, która przyprawiała mężczyzn o szybsze bicie serca.      
          Bycie matką dwójki dzieci dodało jej nieco powagi, pewności siebie i bardziej dojrzałych, kobiecych kształtów, lecz pozostawiło wszystkie atrybuty młodości, świeżości i naturalności w sylwetce i aparycji. Śniada karnacja  i młodzieńczy wygląd skóry oraz piękne oblicze praktycznie nie wymagało żadnych większych korekcji przy makijażu brwi czy rzęs.  
          Tamara była po prostu bardzo piękną kobietą i urodzenie dwojga dzieci, prawie  tego nie zmieniło. Ba, stała się bardziej dojrzałą, doświadczoną przez życie kobietą, ale przez to jej uroda nabrała większej wyrazistości i atrakcyjności. Po wieczornej rozmowie z Filipem wyglądała jeszcze lepiej, bo dotarło do niej, że Filip odwzajemnia jej uczucie do niego i podobnie jak ona, kocha ją i pragnie.  
          Czas szybko płynie, więc po załatwieniu porannej toalety, założyła na siebie, a potem na córeczkę, odpowiednie do pory roku ciuszki,  a następnie przygotowała śniadanie dla Basi i dla siebie. Po śniadaniu szybko posprzątała pokój Basi i uporządkowała zabawki oraz zrobiła porządki w swoim pokoju. Kiedy Basia zajęła się zabawą w swoim pokoju, usiadła przy komputerze i zaczęła przeglądać pocztę.  
          Ostatnim z e-maili był e-mail od Filipa. Otworzyła go. Filip zawiadamiał ją, że przyjedzie trochę później, ponieważ musi wyjaśnić sprawę spadkową klienta, która nieco skomplikowała się i wymaga wyjazdu poza teren miasta. Poza tym, poinformował ją, że rozmawiał z synem Michałem i swoją żoną. Michał chce zostać z nim i odwiedzać matkę, ale nie w obecności  jej partnera, Karola, o którym wręcz mówi, że jest Gargamelem.  
          Musi więc być przygotowana, że będzie matką trojga dzieci, w tym jednego nastolatka. Przeprasza ją za to, jednocześnie przypomina, że jest jego księżniczką, bez której teraz nie wyobraża sobie życia, za co dziękuje losowi, mimo, że tak okrutnie ją potraktował. Myśli tylko o niej, kocha i całuje. Uśmiechnęła się.  
          Jego e-mail był wyrazem jego uczucia do niej. Bez wypowiadania pełnych patosu słów, określeń czy zapewnień o swej miłości do niej, w kilku słowach e-maila powiedział więcej o swej miłości do niej, niż gdyby wykrzykiwał to słowami; Kocham cię! Kocham cię! Kocham cię! Ogarnęła ją ogromna radość. Pisząc jej, że będzie musiała matkować jego synowi, nieformalnie oświadczył się jej.  
          A więc uwzględnił i zaakceptował to wszystko, co mu powiedziała. Teraz należało pomyśleć o życiu w piątkę. Ogarnęła spojrzeniem swoje mieszkanie i mając świadomość, że będzie im trochę ciasno, nie załamywała rąk. Przez jakiś czas pomęczą się, ale będą już razem. Mają pieniądze, a obecnie pieniądze odgrywają w takich sytuacjach ogromną rolę. Teraz wiedziała już, że na Filipa może liczyć, więc na pewno coś wymyśli, aby nie mieszkali zbyt długo w ciasnym lokalu.  
          Usłyszała kwilenie synka, więc 'uśpiła' komputer i zajęła się Jasiem, który widząc ją, radośnie uśmiechnął się, wymachując rączkami. Wyjęła go z łóżeczka i sprawdziła stan pieluchy. Była sucha, więc nie to obudziło synka. Widocznie poczuł się wyspany, a do tego nieco głodny, a może chciał po prostu przytulić się do mamy. Sprawdziła swoje piersi. Obie były prawie pełne. Przystawiła Jasia do piersi. Miała dużo pokarmu, więc synek karmiony tylko piersią nie mógł narzekać, co udowadniał, wypluwając z buzi inny pokarm, który próbowała mu podawać po ukończeniu przez niego 6 miesięcy, jako uzupełnienie diety.  
          Radziła się w tej sprawie i pielęgniarki, która ją od czasu do czasu odwiedzała i lekarki, ale obie stwierdziły, żeby przyjęła po prostu do wiadomości, że ma wystarczającą ilość odpowiedniej jakości pokarmu, wobec czego organizm dziecka na chwilę obecną nie potrzebuje uzupełniającego pożywienia. Po nakarmieniu syna, trzymając go na biodrze, przeszła do pokoju Basi.
               Córeczka nucąc sobie melodię z dobranocki, układała na panelach podłogi różne zwierzęta z kolorowych puzli. Jak na trzy i pół letnie dziecko radziła sobie nad podziw dobrze.  
- Mamusiu, a kiedy przyjdzie wujcio Fip? - zagadnęła Tamarę ulubionym skrótem imienia Filipa, kontynuując układanie puzli.  
- Wujcio napisał, że przyjedzie dzisiaj trochę później niż zwykle, bo musiał wyjechać w pilnej sprawie - poinformowała spokojnie córeczkę, chociaż sama równie niecierpliwie oczekiwała Filipa. Upłynęło kilka godzin i zbliżało się południe.  
          Tamara zajęła się więc przygotowywaniem obiadu. Nie musiała nigdzie wychodzić, bo Filip zadbał o to, aby jej kuchnia była właściwie  zaopatrzona i posiadała odpowiedni zapas wszelakich produktów; od śniadania poczynając poprzez obiad i na kolacji kończąc, tak w zakresie posiłków dla dzieci, jak i dla dorosłych.  
          To utwierdzało ją tylko w przekonaniu, że parafrazując znane powiedzenie; 'postawiła na właściwego konia', bo była pewna, że Filip będzie tak samo dobrym mężem i ojcem dla jej dzieci, jak okazał się przyjacielem i niezawodną podporą w chwili nieszczęścia. Łapała się wręcz na tym, że co chwilę zerka na zegar, nie mogąc się wprost doczekać Filipa.    
          Kiedy usłyszała dźwięk gongu, omal nie wywróciła taboretu w kuchni, biegnąc do drzwi. Otworzyła drzwi i chciała rzucić się w objęcia Filipa, chcąc się do niego przytulić i pocałować. Ze zdziwieniem patrzyła na niego, kiedy powstrzymał ją ruchem ręki.  
- Ja też chcę do wujcia! - usłyszała cienki głosik córki. Zarumieniała się ze wstydu, widząc, jak Filip pochylił się, sięgając po Basię i uniósł ją do góry, moszcząc ją na swojej ręce.  
          Jak mogła zapomnieć się do tego stopnia, że nie zwróciła uwagi na córkę - przebiegło jej przez myśl. Przecież Basia też z niecierpliwością czekała na wujka i słysząc gong, biegła do drzwi podobnie jak ona.  
- Przepraszam cię córciu i ciebie Filipie też - zdobyła się na szczere wyznanie, widząc jak Filip serdecznie i czule całuje Basię, która obejmując go rączkami, wręcz wtula się w niego.           Objął Tamarę ramieniem i przygarnął do siebie, tuląc i całując obie drogie sobie istoty. Omal nie rozpłakała się z wrażenia, bo Filip tymi gestami dokładnie przypominał jej męża. Na szczęście opanowała się na tyle, że nic nie zauważył.  
- Nie tak mocno Basiu, bo mnie udusisz! - odezwał się do małej, która w dalszym ciągu obejmowała go za szyję rączkami, całując po buzi gdzie popadło.    
- Załatwiłeś wszystko czy nadal spieszy ci się? - zapytała niepewna jego odpowiedzi.  
- Właściwie tak, ale po obiedzie chcę was zabrać na krótki spacer - oświadczył Filip, za co dostał kolejną porcję buziaków od Basi, piszczącej z radości, że wujcio zostanie i zabierze ich na spacer. Nie spuściła już wujcia z oczu, nie opuszczając go ani na krok.
          Zjedli obiad i Tamara nakarmiła Jasia, który starał się nie przeszkadzać mamusi i spokojnie spał, kiedy Tamara zajęta była obiadem. O przewiniecie i o jedzonko upomniał się dopiero wtedy, kiedy mamusia mogła mu poświęcić czas. Przewinęła go i odświeżyła ciałko w wanience, co zawsze uwielbiał, piszcząc i wywijając radośnie nóżkami.
           Potem nakarmiła małego żarłoczka, który zapowiadał się na czułego i wrażliwego mężczyznę, bo mając w buzi cztery ząbki, nigdy nie zrobił mamusi krzywdy, ssąc jak smok, ale samymi wargami, wspomaganymi ruchliwym języczkiem. Sama zastanawiała się, jak to było możliwe, bo podobnie zachowywała się Basia, którą karmiła prawie dwa lata.
          Załadowali Jasia do nosidełka samochodowego i całą czwórką udali się do samochodu Filipa. Podeszli do samochodu i Tamara z rozrzewnieniem zobaczyła na tylnym siedzeniu fotelik dla Basi. Filip jak rodzony ojciec przygotował samochód do transportu dzieci. Usadowili i zabezpieczyli odpowiednio dzieci na tylnym siedzeniu i ruszyli w drogę.
- Możesz uchylić rąbka tajemnicy Filipie, gdzie jedziemy? - zapytała, bo jechali, a on słowem nie zająknął się ani gdzie ani po co jadą. Forma; że jadą na spacer, jej nie satysfakcjonowała.  
- To ma być niespodzianka, więc musisz najpierw sama to zobaczyć - odpowiedział tajemniczo. Przejechali parę kilometrów dwupasmówką i wjechali na pagórkowate obrzeże miasta. Filip skręcił w prawo i po kilkuset metrach jazdy lokalną drogą, ponownie skręcił w wąską, wyasfaltowaną drogę prowadzącą na wzniesienie. Wszystko pokryte było zielenią.
          Dojechali do szerokiej bramy w ogrodzeniu. Była otwarta, jakby specjalnie dla nich. Przejechali przez mostek nad potokiem i po chwili przed ich oczami pojawiła się okazała budowla; w części parterowa, w części dwukondygnacyjna, otoczona zielonym, dobrze utrzymanym trawnikiem, mnóstwem drzew i krzewów, z obszernym, wyłożonym betonowymi płytkami podjazdem przed głównym wejściem.  
          Filip wjechał na podjazd i zatrzymał się w pobliżu szerokich, drewnianych schodów pomalowanych na brązowo, zabezpieczonych barierą i prowadzących na obszerny, zadaszony taras przed przeszklonym, przesuwnym wejściem głównym. Taras łączył się z posadzką krużganka, łączącego obie części budowli; część dwukondygnacyjną z jednokondygnacyjną. Wszędzie widać było mnóstwo różnorodnych, różnobarwnych kwiatów rosnących w donicach betonowych, kamiennych czy plastikowych, stojących na posadzce lub wiszących na metalowych linkach, mocowanych do haków umieszczonych na suficie lub na kolistych czy prostokątnych framugach krużgankowych bądź okiennych.    
- Filipie, możesz powiedzieć, co my tu robimy? - zapytała, kiedy wysiedli z samochodu i Filip najpierw wysadził Basię, a potem zajął się Jasiem.
- Chodź ze mną, obejrzysz wnętrze, bo ja sam też jeszcze nie zdążyłem rozejrzeć się w tym wszystkim - oświadczył pogodnie, wyjmując z samochodu nosidełko z Jasiem.
- Filipie, czy chcesz powiedzieć, że to coś może być naszym domem? - zapytała łamiącym się ze wzruszenia i niepewności głosem.    
- Tylko pod warunkiem, że ci się spodoba i ty Tamaro go zaakceptujesz - oznajmił pogodnym neutralnym głosem. Weszli przez zewnętrzne, przesuwne, szklane drzwi, otwarte pilotem przez Filipa, do przeszklonego pomieszczenia, pełniącego rolę przedsionka.  
          Kolejne, przesuwne, przeszklone drzwi prowadziły do przestronnego, równie przeszklonego pomieszczenia; coś w rodzaju przedpokoju czy westybulu z mnóstwem drzwi oraz schodów, prowadzących na górną kondygnację i dalej wzwyż.  
- Masz Tamaro jakieś konkretne preferencje, co chcesz zobaczyć, czy wchodzimy do pomieszczeń jak leci? - zapytał spokojnym głosem. Widział jakie wrażenie zrobiła na nią tak budowla, jak i jej otoczenie, więc starał się nie wywoływać kolejnych emocji. Weszli więc do salonu. Jego powierzchnia, umeblowanie, barwy ścian i trójpoziomowe oświetlenie sufitowe wywołały u Tamary mimowolny okrzyk;
- Filipie, to pomieszczenie jest pewnie co najmniej dwukrotnie większe niż moje mieszkanie, a jego wyposażenie i umeblowanie kosztuje pewnie majątek? - nie mogła powstrzymać emocji. Na szczęście Jasiu przywołał ją do rzeczywistości. Zaczął kwilić i wiercić się w nosidełku.  
- Pewnie ma mokro i jest głodny. Możesz zaprowadzić nas do łazienki Filipie?  
- Oczywiście! Jest za tamtą ścianą - wskazał tylną ścianą salonu. Ponownie wziął nosidełko i ruszył do bocznych drzwi salonu. Wyszli ponownie do przedpokoju i Filip pokazał Tamarze drzwi do łazienki. Mimo, że była tylko pomocniczą łazienką, była większa oraz znacznie  lepiej wyposażona niż łazienka w mieszkaniu Tamary.  
          I bingo. Była wyposażona w marmurowy stolik do przewijania, a we wnęce była wanienka, dwie duże i dwie małe miski. Kiedy Tamara przejęła nosidełko z Jasiem, Filip z nie odstępującą go na krok Basią, szukał ręczników w szafkach, które tworzyły wnęki ścienne z marmuru, zamykane drzwiczkami. Jedna z szafek zawierała ich mnóstwo i to w różnych rozmiarach. Wszystkie nowe, nie używane. W kolejnej znalazł nowe ściereczki i gąbki do mycia. Tamara przewinęła i odświeżyła Jasia, potem popatrzyła pytająco na Filipa.
- O co chodzi Tamaro? - zapytał, widząc jej spojrzenie.
- Musimy chyba odkupić te ręczniki i ściereczki, nie sądzisz Filipie?  
- Nie, jeżeli zdecydujesz się kupić ten dom Tamaro. Mamy na to miesiąc czasu. Mnie ten dom też podoba się - odpowiedział pogodnie.
- To wracamy do salonu i ja nakarmię Jasia, a ty opowiesz mi coś więcej o tym domu, a właściwie pałacu, bo trudno nazwać tę budowlę chałupą czy domem. A ty pewnie wiesz o nim dużo więcej niż mi mówisz, prawda? - domyśliła się, że Filip zapewne dużo wcześniej rozpoczął negocjacje związane z tym domem.
- Nie chciałem robić ci nadziei czy zapoznawać cię z czymś, co było tylko wstępną ofertą - oświadczył spokojnie, patrząc jej szczerym spojrzeniem w oczy. Usadowiła się wygodnie z Jasiem w jednym ze skórzanych foteli i bez skrępowania przystawiła synka do piersi.
Zajął miejsce naprzeciw i z Basią na kolanach zaczął przybliżać i wyjaśniać jej szczegóły rozmów na temat posesji, w której się znajdowali.
- To zaczęło się właściwie zaraz po tym, jak powiedziałaś, że mam starać się o dom nie tylko dla was, ale jak to określiłaś, również i dla nas. Otrzymałem informację od zaprzyjaźnionego agenta, że jest do kupienia dom czy dziesięcioletnia rezydencja, bo tak to określono w ofercie w ciekawej lokalizacji o dość wyszukanej architekturze. Posesja obejmuje dużą, zabudowaną i ogrodzoną działkę z własnym dojazdem, w bliskiej odległości od dwupasmówki, która zapewnia dobrą komunikację z całym miastem.
               Przyznaję, że początkowo nie zainteresowałem się tym domem, bo cena znacznie przekraczała przyjęty przez ciebie limit dwóch milionów. Pierwsza oferta określała czy obejmowała cenę prawie dwa i pół miliona złotych. Kiedy więc podniosłaś limit, w ramach którego mogłem działać, uznałem, że warto zainteresować się tym domem. Umówiłem się z agentem, zrobiłem wstępny rekonesans i muszę przyznać, że dom ten zrobił na mnie podobne wrażenie, jak na tobie. Odstręczała mnie tylko cena. Zapoznałem się więc z kilkoma innymi ofertami, ale w głowie cały czas siedział mi niestety ten dom. Duża, dobrze zagospodarowana  i ogrodzona, prawie hektarowa działka, z potokiem przepływającym przez jej teren, granicząca z lasem, na wzniesieniu, z pięknymi widokami na okolicę, dobrze widocznymi z tarasu wieży, wykonanej w formie baszty, która jest zlokalizowany na wysokości prawie dwudziestu metrów. Do tego ten dom, o pięknej, ciekawej architekturze, z dużym salonem, trzema sypialniami, trzema łazienkami, dużą kuchnią z jadalnią i sześcioma sporymi pokojami oraz dobrze wyposażoną biblioteką. Powierzchnia domu to prawie pięćset pięćdziesiąt metrów kwadratowych, plus kotłownia dwusytemowa; z kotłem na gaz ziemny oraz drugim na olej opałowy, budynek gospodarczy i dwa podziemne garaże. Cenę negocjuję z właścicielem już od dłuższego czasu, udało mi się zbić już pierwotną cenę do dwóch milionów dwieście pięćdziesiąt tysięcy. Przyznaję, że byłem skłonny zaakceptować i  potwierdzić tę cenę po konsultacji z tobą. Dzisiaj jednak otrzymałem od agenta wiadomość, że właściciel zaakceptował proponowaną przeze mnie wstępnie cenę dwóch milionów złotych. Widziałem jednak ten dom i zdaję sobie sprawę, że jest to bardzo zaniżona cena. Tego typu posesje na rynku wtórnym kosztują znacznie więcej. Z tego powodu pojechałem do agenta, który to potwierdził, lojalnie mnie uprzedzając, że tego nie rozumie, bo według jego rozeznania, ta rezydencja jest warta co najmniej trzy miliony, jeżeli nie więcej. Dlaczego właściciel tak postąpił, jest dla niego niewiadomą, ale jeśli otrzyma pocztą dyplomatyczną oficjalną plenipotencję na tę sumę, to podpisze z tobą umowę sprzedaży - Filip przedstawił z grubsza gabaryty, co zawiera i zalety tej rezydencji, przedstawiając również skróconą historię prowadzonych rozmów na temat tej transakcji.  
          Tamara uwierzyła mu bez zastrzeżeń, bo uczucie, które już do niego żywiła, powodowało, że  jej zaufanie do niego nie miało granic. Kiedy więc zaproponował jej, że chce oprowadzić ją po rezydencji i pokazać przynajmniej z grubsza poszczególne pomieszczenia, ich usytuowanie i wyposażenie, przerwała mu i ujęła jego twarz, patrząc mu w oczy.
- Filipie, moja wierna, kochana ostojo i podporo w najgorszych momentach mojego życia! Sam wiesz i czujesz, jak bardzo cię kocham, więc cokolwiek zrobisz, ja to akceptuję. A poza tym, ta chałupa i jej otoczenie podoba mi się i nie chcę łazić czy podziwiać poszczególnych pomieszczeń. Proszę tylko, jeżeli możesz, zabierz nas na ten taras widokowy, abym mogła to obejrzeć i ogarnąć z góry - to mówiąc, uśmiechnęła się do niego i złożyła na jego ustach czuły pocałunek, jako wstępne podziękowanie za jego dotychczasowe starania. …cdn…

franek42

opublikował opowiadanie w kategorii obyczajowe, użył 3785 słów i 21285 znaków. Tagi: #dom #noc #oczekiwanie #wyjazd #niespodzianka

5 komentarzy

 
  • Gabas

    Jedno słowo - NARESZCIE !!!

    1 sie 2018

  • emeryt

    @franek42, w pełni popieram post Mmakao. Ale tak na marginesie, jak Ty z tym jeszcze się wyrobiłeś? Ja myślę że jest to odskocznia od pozostałych trzech podobnych tematycznie opowiadań. Może się mylę, lecz tak mi podpowiadają moje szare komórki. Lecz warto było czekać, naprawdę warto. Więc na razie przesyłam pozdrowienia i mam też nadzieję  że być może odezwie się Santa której komentarze przypadły mi do gustu.

    31 lip 2018

  • PLMatrix

    Naprawdę super opowiadanie,czekam na kolejne części 😀😀

    31 lip 2018

  • Robert72

    Naprawdę Super !!! Ciekawy epizod z kotem , trochę brak mi go . Kot zwierzak ponoć łączący dwa światy .   :bravo:  :yahoo:

    31 lip 2018

  • Mmakao

    Co tu dużo mówić.
    Warto było czekać na kontynuację.
    Miła odskocznia od innych historii.
    Taką prawdziwa.

    31 lip 2018