Obecni w biurze agenta słysząc deklarację ze strony krewnego z Włoch, wymienili spojrzenia pomiędzy sobą. Słowa wypowiedziane przez Floriana wywołały nie tylko szok, ale i mieszane uczucia w każdym z nich. Kimże do licha był ten wujek Florian, jeżeli posiadłość wartą kilka milionów złotych chciał ofiarować jako prezent ślubny nie znanym bliżej krewnym, będących dla niego członkami dalszej rodziny w Polsce.
I nie tylko chciał ich obdarować nieruchomością w formie prezentu ślubnego, ale chciał im również oszczędzić dodatkowych kosztów, związanych z opodatkowaniem takiej darowizny. Tak agent, jak i Tamara z Filipem mieli problem z oceną czy określeniem tej czystej wody filantropii Floriana.
Musiał być chyba krezusem, jeżeli kilka milionów złotych stanowiło dla niego wartość mało znaczącego prezentu ślubnego dla prawie nieznanych sobie bliżej krewnych w Polsce. Tamara natychmiast uznała, że nie będzie sobie zaprzątała tym głowy, zdając się całkowicie na Filipa.
Był przecież prawnikiem i specjalistą w zakresie nieruchomości oraz jej przedstawicielem i przyszłym mężem. Niech więc to wszystko ogarnie, przemyśli i postanowi jakie kroki należy podjąć, aby nie sprawić zawodu wspaniałomyślnemu krewnemu z Włoch, który nie tylko chce im tę posiadłość ofiarować, ale równocześnie chce im też oszczędzić, wiążących się z tym ewentualnych kłopotów formalnych czy materialnych.
Przekazała mu więc słuchawkę telefonu i zasygnalizowała mu wzrokiem, że teraz to jest już jego sprawa.
- Tamaro, Filipie! Jesteście tam jeszcze? - usłyszeli, wypowiedziane z drugiej strony pogodnym i nieco żartobliwym tonem, pytanie.
- Oczywiście! Jesteśmy wujku Florianie! A że nas kompletnie zaskoczyłeś, to inna sprawa. Nie dość, że przyjąłeś ofertę o znacznie zaniżonej wartości, to teraz oświadczasz, jak gdyby nigdy nic, że chcesz nam tę posiadłość podarować. Jak sam powiedziałeś, jesteśmy jakąś tam rodziną dla siebie, ale praktycznie prawie się nie znamy. Wybacz, ale czegoś tu oboje z Tamarą nie rozumiemy. Możesz wujku uchylić rąbka tajemnicy, co spowodowało taką hojność czy wręcz filantropię z twojej strony? - Filip w wielce oględny i wyważony sposób, starał się przedstawić krewnemu z Włoch sytuację, w jakiej postawiła ich jego deklaracja czy propozycja, jaka padła z jego strony.
- Così male non va bene! So bad it's not good! Tak źle i tak nie dobrze! Funkcjonuje w świecie takie powiedzenie i pewnie je znacie - usłyszeli z głośnika telefonu słowa krewnego.
- Oczywiście! Wszyscy obecni tutaj znamy je, ale pewnie powiedziałeś je wujku w jakimś określonym celu? Chcesz nam w ten sposób wytknąć naszą niewdzięczność, czy podkreślić, że nasze wątpliwości budzą twój niesmak czy niezrozumienie? - Filip próbował wyjaśnić krewnemu, że to jego filantropijna hojność i deklaracja niebagatelnej wartości darowizny jest tak dla niego, jak i dla Tamary szokująca czy budząca określone wątpliwości.
- To powiem może inaczej. Gdybym, jako wasz daleki krewny żyjący i funkcjonujący poza granicami kraju, podarował wam samochód, to budziłoby to wasze duże zdziwienie czy wątpliwości? Sądzę, że nie! Uznalibyście, że jestem równym facetem i wujkiem, który żyjąc gdzieś tam za granicą i mając jakiś tam stan posiadania, kiedy dowiedział się o tragedii jaką przeżył ktoś z rodziny, ma też swój gest i pamięta o rodzinie w Polsce - Florian bez emocji, w neutralny sposób przedstawił swój punkt widzenia, co do darowizny, którą zadeklarował swoim dalszym krewnym.
Kiedy tak Tamara jak i Filip milczeli, rozważając jego słowa, kontynuował.
- Myślę, że po zastanowieniu się, przestaniecie uważać mnie za jakiegoś hochsztaplera czy faceta, który ma coś nie tak pod sufitem i po prostu uznacie, że ten mój stan posiadania pozwala na gest nieco większy niż wartość samochodu. Przyjmiecie też do wiadomości, że nie kieruje mną żadna żądza szpanowania, ale normalny, ludzki odruch wsparcia i pomocy członkowi rodziny, którego spotkała tragedia taka, jaka dotknęła Tamarę - Florian na chwilę przerwał swoje wynurzenia i zapadła cisza. Tamara i Filip spojrzeli niemo na siebie.
- Ta posiadłość znaczyła coś dla mnie wtedy, kiedy żyła i mieszkała w niej moja matka. Teraz po jej śmierci, posesja ta budzi we mnie raczej przykre wspomnienia. Ale zdawałem sobie też sprawę, co ta posesja czy posiadłość znaczyła dla mojej mamy. Zanim więc zdecydowałem się na wystawienie jej do sprzedaży, rozeznałem czy ktoś z mojej rodziny tak bliskiej, czy trochę dalszej, byłby zainteresowany przejęciem czy nabyciem tej posiadłości. Mam tutaj na myśli osoby z kręgów rodzinnych, które obecnie żyją i mieszkają na terenie Włoch czy Francji. Większość z nich nawet nie wiedziała o tej posiadłości, ale kiedy im to wyjaśniłem, nikt z nich nie przejawiał większego zainteresowania tą nieruchomością w Polsce. Ani jej przejęciem, ani tym bardziej zamieszkaniem w niej. Nie byłem tym jakoś specjalnie zdziwiony, biorąc pod uwagę położenie Polski oraz klimat, który w porównaniu z klimatem włoskim czy francuskim, nie jest zbyt zachęcający dla osób, mieszkających tutaj czy we Francji. Dlatego wystawiłem ją na sprzedaż. W tej chwili w Polsce poza wami nie ma nikogo z mojej rodziny bliższej czy dalszej, więc kiedy pojawiła się oferta z Polski z nazwiskiem zmarłego Andrzeja, zainteresowałem się, kto wystąpił z tą ofertą? I wtedy dowiedziałem się o tym tragicznym wydarzeniu. Przez chwilę zastanawiałem się, jak mam zachować się w obliczu tej tragedii? Rozmawiałem ze swoim prawnikiem, który prowadzi moje sprawy i przy okazji pilotuje również sprawę sprzedaży tej posiadłości. On też przedstawił mi aktualną wartość tej posesji. Na wasze polskie warunki nie jest to kwota mała, więc domyśliłem się, że twoja oferta Filipie złożona w imieniu Tamary związana jest pewnie z ubezpieczeniem i polisą na wypadek śmierci Andrzeja. Po konsultacji z żoną poleciłem prawnikowi przyjąć twoją ofertę, pomimo, że była zaniżona co do realnej wartości posiadłości. Wzbudziło to jego wątpliwości, podobnie jak w tobie Filipie, Tamarze, czy w panu agencie w Polsce - Florian kontynuując swoją wypowiedź, dość obszernie przedstawił swoje poglądy czy powody wystawienia posiadłości na sprzedaż.
Równie obszernie przedstawił swój punkt widzenia na całą sprawę w świetle zaistniałej tragedii oraz powody którymi kierował się przy przyjęciu ich oferty kupna, sformułowanej znacznie poniżej realnej wartości posesji.
- Wujku Florianie! Wypada tylko podziękować ci za tak obszerne przedstawienie wszystkich okoliczności i powodów, które skłoniły cię do takiego postępowania czy zachowania wobec nas, a właściwie to wobec Tamary i jej dzieci. Moja skromna osoba nie ma tu żadnego znaczenia. To Tamara i jej dzieci zostały najbardziej skrzywdzone przez los i dotknięte tą olbrzymią tragedią - Filip uznał, że wypada zabrać głos i ustosunkować się do wypowiedzi właściciela posesji.
- Widzicie więc, że w mojej propozycji nie ma nic ukrytego czy podejrzanego, czego moglibyście obawiać się. To teraz Filipie rozeznaj, w jakiej formie mógłbym przekazać wam tę posiadłość, aby koszty tej operacji były dla was jak najmniej uciążliwe - rozmówca z Włoch kontynuował swoją wypowiedź, utrzymując cały czas przyjętą konwencję rozmowy.
- Wujku Florianie! Oboje z Tamarą chcemy cię zapewnić, że nie mieliśmy i nie mamy zamiaru poddawać pod jakikolwiek osąd twoich decyzji. A że nas zaskoczyłeś i to bardzo przyjemnie, to już inna sprawa. Jesteśmy ci oboje bardzo wdzięczni za wszystko, co masz zamiar zrobić - Filip również w wyważony sposób próbował przekazać krewnemu opinię i odczucia tak swoje jak i Tamary.
- Dobrze więc! Miło mi, że tak to odbieracie! - usłyszeli, wypowiedziane pogodnym tonem, słowa krewnego.
- Chcę was też poinformować, że z tego, co jest mi wiadomo, z posiadłością tą związany jest jeszcze dodatkowo jakiś przyległy teren, który jest do niej przypisany i można go nabyć za niewielkie pieniądze od państwa czy miejscowych władz terenowych. Jest na to otwarta promesa, która została spisana, w chwili nabywania posiadłości przez mojego ojca. Jeżeli was to zainteresuje, przemyślcie to na spokojnie oboje z Tamarą i podejmijcie odpowiednie działanie. Promesa jest ograniczona czasowo. A teraz wracając do posiadłości; to abyście czuli się już jako jej właściciele i mogli objąć ją w posiadanie, mój prawnik prześle faksem panu agentowi moją decyzję o przyjęciu waszej oferty i zgodę na formalne przejęcie przez was tej nieruchomości. Reszta formalności związanych z transakcją oraz moją deklaracją może toczyć się w dogodnym dla obu stron trybie i czasie. I jeszcze jedno! Nie wiem Filipie czy rozważaliście już oboje z Tamarą sprawę dalszego zatrudnienia małżeństwa, które opiekowało się tą posiadłością, jak i moją mamą, jeszcze za jej życia. Moim zdaniem, są to ludzie, którzy ze wszech miar zasługują na zaufanie i dalsze zatrudnienie, o ile oczywiście tak oni, jak i wy nie macie w tym względzie własnych przemyśleń czy rozwiązań - Florian mówiąc o objęciu w posiadanie posiadłości, rozwinął i przytoczył temat ewentualnego dalszego zatrudnienia obecnych opiekunów posesji w osobach pani Heleny i jej męża Tomasza.
- Wujku Florianie! Ta sprawa jest już załatwiona zgodnie z twoją obecną sugestią. Tak pani Helena jak i pan Tomasz wyrazili chęć dalszej pracy i zajmowania się tą posiadłością. Do tego pani Helena stała się już ulubioną babcią dla naszych dzieci. Pan Tomasz jeszcze zastanawia się nad tym, czy zaakceptować rolę dziadka, ale myślę, że córeczka Tamary; Basia, wkrótce uroczyście mianuje go swoim dziadkiem - Filip w sposób pogodny i z wielką życzliwością wypowiedział się o osobach dotychczasowych opiekunów.
- Kiedy więc z grubsza udało się nam wyjaśnić i omówić najważniejsze kwestie, związane z posesją, możecie wiec Filipie oboje z Tamarą czuć się już teraz pełnoprawnymi właścicielami tej posiadłości. Dlaczego mówię oboje, a nie tylko Tamara? Po prostu, chciałbym w ten sposób jeszcze bardziej utrwalić i scementować wasz związek - padła żartobliwa uwaga ze strony ich rozmówcy. Przez chwilę w biurze agenta zapanowało milczenie.
Tak agent jak i Tamara z Filipem nie bardzo kojarzyli, dlaczego krewny z Włoch kładzie tak wyraźny nacisk na to, aby posiadłość przekazana w formie darowizny, była współwłasnością ich obojga.
- Powiedziałem to może w sposób żartobliwy, ale ponieważ oboje was uważam za członków mojej rodziny, więc chciałbym aby każde z was miało swój udział w tej posiadłości. Wtedy oboje będziecie mieli pewność, że żadne z was nie zrobi żadnego ruchu związanego z posesją, bez uzgodnienia tego z drugą osobą. Czy stanowi to dla was jakiś problem? - padło pytanie z drugiej strony.
Tamara wzrokiem dała znać Filipowi, że nie widzi problemu w tym, że Florian proponuje im obojgu współwłasność posiadłości i zgadza się na takie rozwiązanie.
- Wujku Florianie! Dla mnie stanowi to duży problem, bo oferta kupna tej posiadłości jest związana z polisą ubezpieczeniową Tamary i w przypadku normalnej transakcji, to ona byłaby jedyną formalną właścicielką tej posiadłości. Ty wujku natomiast sugerujesz czy wręcz decydujesz, żeby posiadłość, którą chcesz przekazać jako darowiznę, stała się współwłasnością nas obojga. Proszę więc, żebyś dał nam trochę czasu na zastanowienie, bo musimy to oboje z Tamarą przemyśleć i omówić na spokojnie zaistniałą sytuację - Filip uznał, że narzucane przez obecnego właściciela rozwiązanie w sprawie posiadłości, nagradza jego, a krzywdzi w jakimś sensie Tamarę i jej dzieci.
- Rozumiem i doceniam Filipie to, że chcesz zachować się wobec Tamary honorowo jak prawdziwy mężczyzna i gentleman, ale myślę, że Tamara zrozumie moje postępowanie lepiej od ciebie - usłyszeli, wypowiedziane spokojnym głosem, słowa Floriana.
Tamara jakby w odpowiedzi na słowa Floriana, spokojnie odebrała słuchawkę z rąk Filipa. Nie protestował, widząc zdecydowanie w jej spojrzeniu.
- Masz rację wujku Florianie! Oceniam podobnie całą sprawę i potwierdzam twój punkt widzenia. Chcę cię też wujku Florianie zapewnić, że nawet gdyby doszło do normalnej transakcji kupna tej posiadłości, też zrobiłabym Filipa współwłaścicielem tej posesji. W moim odczuciu zasłużył na to za wszystko, co uczynił dla mnie w najgorszych chwilach mojego życia - Tamara z niespotykanym spokojem i pewnością w głosie poparła sugestie oraz zamierzenia dotychczasowego właściciela posesji w odniesieniu do Filipa.
- Cieszę się Tamaro, że jesteśmy zgodni w tym, że Filip zasłużył swoim postępowaniem na szczególne traktowanie - usłyszeli niemal wesoły ton głosu Floriana.
- I to jeszcze jak wujku Florianie! - niemal zakrzyknęła do słuchawki swój aplauz.
- Wobec tego cieszcie się sobą i życzę wam, aby ta posesja spełniła wasze marzenia czy oczekiwania. Przypominam więc, że jeszcze dzisiaj mój prawnik prześle faksem do pana agenta potwierdzenie tego, co ustaliliśmy i do usłyszenia - usłyszeli na koniec życzenia zadowolenia z nowej siedziby oraz deklarację oficjalnego potwierdzenia jego ustaleń i zgody na objęcie przez nich w posiadanie posesji.
Po chwili usłyszeli w głośniku dźwięk odkładanej słuchawki. W biurze agenta też zapanowała cisza. W końcu głos zabrał właściciel agencji.
- No to teraz mamy jasność, dlaczego wasz kuzyn tak przychylnie odniósł się do państwa oferty kupna tej posiadłości. Zgodnie z tym, co powiedział pan Florian, od tej chwili możecie państwo czuć się już właścicielami tej nieruchomości. Oznacza to również, że możecie się do niej przeprowadzać w dogodnym dla was czasie. Pozostałe formalności związane z umową dopełnimy po rozeznaniu całej sprawy pod względem prawnym i skarbowym - agent oficjalnie potwierdził słowa dotychczasowego właściciela nieruchomości, dając im zielone światło do przeprowadzki i formalnego zasiedlenia posiadłości.
Po zakończeniu rozmowy z krewnym z Włoch i słowach agenta, tak Tamara jak i Filip mogli zająć się dziećmi, towarzyszącymi im podczas pobytu w biurze agenta, a których podczas rozmowy z rozmówca z Włoch jakby wcale z nimi nie było.
Jaś przez cały czas spał sobie słodko w nosidełku. Ani głośna rozmowa wewnątrz biura ani odgłosy dochodzące z zewnątrz nie przeszkadzały mu we śnie, jakby jakimś wewnętrznym zmysłem wyczuwał, że mamusia jest zajęta i nie powinien jej przeszkadzać.
Podobnie zachowywała się Basia. Również przez cały czas pobytu w biurze spokojnie rysowała i zabarwiała na kolorowo kredkami swoje dziecięce malunki na kartkach papieru, które Tamara rutynowo już woziła ze sobą, gdziekolwiek zabierała córeczkę. Basia uwielbiała to robić, kiedy Tamara nie miała dla niej czasu. Tak było i teraz.
Tamara sprawdziła dyskretnie stan pieluchy synka i czując, że jest mokra, chciała wyjść, aby przewinąć syna na masce samochodu, co robiła już niejeden raz. Agent jednak zorientował się, że Tamara potrzebuje odpowiedniego miejsca do przewinięcia syna, więc szybko zebrał z ławo-stołu, znajdujące się na nim przedmioty i udostępnił go Tamarze.
Basia natomiast zebrała swoje malunki i podeszła do siedzącego w fotelu Filipa, wręczając mu kartki. Rzucił okiem na malunki i zdumiał się. To małe dziecko faktycznie wykraczało we wszystkim ponad swój wiek. To nie były nieudolne, prymitywne i abstrakcyjne bohomazy, rysowane zwykle przez trzyletnie dzieci czy chaotyczna, bezkształtna bazgranina.
Na trzymanych w ręku czterech kartkach papieru, Basia narysowała mnóstwo różnokolorowych postaci, drzew, kwiatów, konturów czy kształtów. Na jednym; w górnej części widniał kształt budynku z dwoma wychodzącymi z niego w górę kreskami łączącymi się powyżej w kształt wieży wraz z kilkoma poziomymi kreseczkami.
Pewnie w wyobraźni Basi miały oznaczać schody. Obok zielonymi, prawie pionowymi kreseczkami zaznaczyła zielony trawnik z kilkoma drzewami, kwiatkami, a poniżej na podobnym trawniku stało również kilka drzew, krzaków i ludzików różnej wielkości trzymających się za ręce.
Na kolejnej kartce narysowała coś na kształt prostokąta, co miało pewnie oznaczać samochód z czterema kołami i ponownie kilka ludzików, a powyżej nich kilka poziomych, niebieskich kresek i owalnych kształtów, oznaczających pewnie niebo, chmury i dość kształtne, owalne, żółte kółko z wychodzącymi z niego żółtymi kreskami. W wyobraźni Basi było to pewnie słoneczko.
Na kolejnych kartkach powtarzały się podobne kształty i ludziki różnej wielkości, oznaczające najprawdopodobniej osoby bliskie Basi, z uwypukleniem pewnie osoby mamy i Filipa. Pastelowe, wesołe barwy kształtów i postaci odzwierciedlały prawdopodobnie uczucia i nastroje Basi.
Filip nie miał zbyt wielkiego rozeznania czy doświadczenia w zakresie oceny tego typu dziecięcych rysunków. Nie czuł się też znawcą psychologii dziecięcej. Z tego jednak co wiedział na ten temat, wyglądało na to, że Basia czuła się raczej kochanym, szczęśliwym dzieckiem, a jej rozwój umysłowy znacznie wykraczał poza jej kalendarzowy wiek. Filip przygarnął do siebie drobne ciałko Basi.
- To jest bardzo ładne Basiu! Powiesz mi teraz, co narysowałaś? - zapytał, widząc, że Tamara jest zajęta przewijaniem Jasia i potrzebuje pewnie trochę czasu dla syna.
- Tak tatusiu! O tu jest nasz nowy domek, a tu te schody do góry - mówiła, pokazując paluszkiem poszczególne kształty czy rysunki, czego i Filip się domyślał.
- A te figurki to pewnie mamusia, ty, Jasiu i ja, tak? - zapytał, wskazując palcem poszczególne postacie.
- Nie tatusiu, Jasia tu nie ma! To jesteś ty tatusiu, to jest mamusia, a to Michał i ja - odpowiedziała rezolutnie, wskazując paluszkiem poszczególne figurki.
Wyraz tatusiu wyraźnie akcentowała i wymawiała z nieukrywaną radością. Filip zdał sobie sprawę, jak bardzo tej małej istotce brakowało ojca. Niemal zachłystywała się tym słowem z radości, że ma już swojego tatusia. Rozrzewniło go to niemal do łez i spoważniał, roztrząsając w myślach zaistniałą sytuację.
Tamara zajmując się Jasiem, zerkała od czasu do czasu w ich stronę i w pewnej chwili zauważyła po jego minie, że Filip ma jakieś problemy z Basią. Jak każda matka była wyczulona na punkcie swoich dzieci i natychmiast wytłumaczyła sobie opacznie minę Filipa.
- Macie jakieś problemy Filipie? - odezwała się z niejakim niepokojem w głosie.
Filip zorientował się, że Tamarę zaniepokoiła jego poważna mina, ale jak miał jej przekazać to, co wyczuł w zachowaniu Basi. Miał krzyczeć, że Basia go kocha, jakby była jego rodzoną córką. A Tamara nie na żarty zaniepokoiła się jego milczeniem.
Szybko dokończyła przewijanie synka i z Jasiem na ręku podeszła do nich.
- Stało się coś Filipie, że zrobiłeś taką poważną minę? - zapytała rozdygotanym lekko głosem.
- Nie wiem, dlaczego sądzisz, że coś się stało? Usiądź i popatrz na to, co Basia narysowała, to może zrozumiesz, dlaczego spoważniałem - Filip wręczył Tamarze rysunki Basi i spokojnym, łagodnym głosem starał się uspokoić Tamarę.
Tamara wzięła kartki z rysunkami córeczki i zaczęła je przeglądać. Nie od razu połapała się, co miał na myśli Filip i z czym mu się skojarzyły rysunki Basi. Odbierała je mniej emocjonalnie i inaczej niż Filip, bo nie pierwszy raz miała do czynienia z malunkami córki.
A to że Basia wykazywała rozwój umysłowy ponad swój wiek, przestało już ją dziwić. Poza tym nie słyszała ich rozmowy i emocjonalnego używania słowa 'tatuś' przez Basię. To co miało znaczenie dla Filipa i wywołało w nim określone wrażenia czy uczucia, niekoniecznie musiało wywołać podobne wrażenia w niej, jako matce.
- I te rysunki zrobiły na tobie takie wrażenie, że musiałeś wystraszyć mnie swoją miną? - do Tamary dotarło, że Filip traktował Basię wedle jej wieku, porównując ją z rodzoną córką.
- Nie tylko! Ale to temat na osobną rozmowę. W każdym bądź razie nie zdarzyło się nic takiego, czym miałabyś się martwić. Przekonałem się tylko, jak kochaną i zdolną mamy córeczkę! - Filip widząc, że Tamara ochłonęła i przestała się niepokoić, przytulił mocniej Basię do siebie i z czułością pocałował w czółko, wyrażając tym samym, jak bardzo ją kocha.
Tego z kolei nie wytrzymała Tamara i dopiero teraz zrozumiała, co chciał przekazać jej Filip. Widząc, jak Basia tuli się do niego i w odpowiedzi na jego pocałunek czy okazaną czułość, obsypuje jego twarz buziaczkami kochającej córeczki, w jej oczach zaszkliły się łzy.
- Już dobrze! Teraz już wiem Filipie, co miałeś na myśli - powiedziała pogodnie, przecierając oczy i uśmiechając się do nich obojga, aby zatrzeć poprzednie wrażenie niepokoju.
W międzyczasie zadzwonił telefon. Agent podniósł słuchawkę i po powitaniu, rzucił kilka słów do słuchawki, po czym zakrył mikrofon dłonią i zwrócił się do gości.
- Czy macie jeszcze państwo jakieś pytania czy sprawę do mnie? - zapytał pogodnie, nie chcąc dać im odczuć, że ich wyrzuca czy lekceważy.
- Nie, dziękujemy bardzo panu za wszystko i zwijamy się! - odpowiedział Filip w swoim i Tamary imieniu.
Po czym zapakowali Jasia do nosidełka transportowego, wymienili jeszcze raz grzecznościowe formułki i pożegnali się z sympatycznym agentem, umawiając się na telefon i opuścili jego biuro. …cdn…
1 komentarz
iMoje3grosze
Jak zawsze fajnie piszesz i czemu nie kontynuujesz dalej tego opowiadania. Franek, potrafisz pięknie pisać o miłości i poświęceniu z wartko idącą akcją, z zaskakującymi sytuacjami w opowiadaniach z gatunku halki i "szpady". Tu mam tego niedosyt. Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy i cieszę się, że mam jeszcze jedno twoje opowiadanie do przeczytania.
Dużo zdrówka i niech wena będzie z Tobą.