Materiał zarchiwizowany.

Życie gdzieś ma sens #1 - WPROWADZENIE

Życie gdzieś ma sens #1 - WPROWADZENIEŻYCIE GDZIEŚ MA SENS

-Witam Cię, kochaniutki! Widzę, że nie próżnowałeś przez ten czas, co mnie nie było, cieszę się! - powiedziała z radością, gdy mnie zobaczyła przy stole pięknie nakrytym do kolacji, jaką dla niej urządziłem.

-Miło jest mi to słyszeć z Twoich ust kochanie! - powiedziałem, całując ją - ja też cieszę się, że Cię widzę.

Usiedliśmy do stołu, nalałem nam wina i zaczęliśmy tę cudowną kolację. Atmosfera była bardzo romantyczna, jak na mój gust. Viki, wydawało się, że też jest bardzo zadowolona.

-Dobrze się bawiłyście na dzisiejszym spotkaniu? - spytałem, w trakcie jedzenia.

-Jasne... - powiedziała sarkastycznie - dobrze wiesz, że gdyby nie Mery i Isabelle, to nie wytrzymałabym tam nawet minuty, kiedy Stevenson wymyślałby te swoje historie, znikąd wzięte - uśmiechnęła się.

Faktycznie, Stevenson to psychiczny gość, który nwm co jeszcze robi w firmie. Wydaje nam się razem z Viki, że on żyje tylko po to aby uprzykrzyć nam życie. Na szczęście, nie ma dla nas nic, co by nas pokonało. Razem działając, możemy osiągnąć wszystko.

-Och, no tak - też się uśmiechnąłem - wybacz. Zawsze zapominam o nim.  

-Zauważyłam, kochanie!

-Tak...

Jedliśmy dalej w ciszy, ale nie mogłem przestać podziwiać jej urody. Viki jest najpiękniejszą osobą pod słońcem, ale dzisiejszego wieczoru, olśniła mnie swoim pięknem...

-Viki, wyglądasz dziś niebiańsko. Wiem, że codziennie jesteś coraz piękniejsza, ale dziś nie mogę wyjść z podziwu - wykrztusiłem z siebie, przerywając niezręczną ciszę.

-Och, naprawdę? - wypowiedziała nieśmiało - dziękuję! Kochany jesteś! - spojrzała swym uroczym wzrokiem.

Byłem tak zauroczony, że do końca kolacji nie wypowiedziałem ani słowa, tylko zapatrzony w swoją ukochaną, wspominałem najpiękniejsze chwile z Nią. Przypomniało mi się nasze pierwsze spotkanie... i te jej spojrzenia, kiedy się spotykaliśmy... od razu się zakochałem! To były piękne chwile.

No tak... i to by było moje wprowadzenie. Pewnie, jak już się ktoś domyśla, to dalej wyciągnąłem z kieszeni piękny pierścionek z ogromnym brylantem, klęknąłem przed Victorią i wypowiedziałem urocze słowa: "Wyjdziesz za mnie?"
Wtedy cały świat zatrzymał się i zamarł w ciszy...
Ona, pewnie mocno zaskoczona, ale rozradowana i szczęśliwa odpowiedziała "Tak!"
I wtedy całe nasze życie zmieniło się w nieprawdopodobne, pełne miłości i najpiękniejszych chwil spędzonych z ukochaną drugą połówką...

Ale tak nie było. Naprawdę. Nie wydarzyło się tamtego wieczoru nic szczególnego. To był nasz zwyczajny, wspólnie spędzony wieczór, z przygotowaną przeze mnie kolacją.
Chociaż... nie koniecznie. Otóż tamtego wieczora, tuż po skończonej kolacji, kiedy sprzątałem ze stołu, zadzwonił telefon Victorii. Niby nic szczególnego, zwykły telefon od koleżanki z pracy. Okazało się, że dzwoniła właśnie Mery i oznajmiła Viki, że w tym samym czasie co jedliśmy kolację, Johny, mój dobry kolega z pracy, oświadczył się jej dzisiaj. Wiedziałem, że spotykają się od dłuższego czasu, ale nie spodziewałem się, że wyjdzie z tego ślub. Byliśmy wszyscy pozytywnie zaskoczeni. Zaczęliśmy o tym rozmawiać. Viki mówiła jak to Mery opowiadała jej całą tę historię z oświadczynami. Mówiła, że dzisiaj po powrocie do domu Johny zaproponował jej wieczorem kolacje w ulubionej restauracji "Angel Land". Pomyślała że to miło z jego strony i zgodziła się. Nie spodziewała się czegos takiego, nie podejrzewała go o to. Jej zdaniem nie zapowiadało się w najbliższej przyszłości na ślub. Widocznie Jonny myślał inaczej. Ale przyszli do restauracji, kierownik sali usadził ich przy przygotowany specjalnie stoliku. Stolik stał na osobnej małej salce, która była pięknie przybrana kwiatami i romantycznymi ozdobami. Usiedli, Johny zamówił kolację. Podczas niej, gdy zapadła cisza wszedł na salkę kelner z tacą, podszedł do Johna i podniósł pokrywkę na której leżał pierścionek zaręczynowy. Wziął go, uklęknął przed Mery, spojrzał jej głęboko w oczy, jego źrenice powiększyły się wielokrotnie, serce zaczęło bić szybciej, przełknął ślinę i powiedział: "Czy zechcesz zostać moją żoną?" Mery siedziała z niedowierzaniem patrząc się na niego nie wypowiadając ani słowa, po chwili odparła: "Tak! Oczywiście, że tak!" Wyciągnęła dłoń a Johny założył jej piękny pierścionek z wygrawerowanym napisem "M.M & J.W. ♥ FOREVER". Po czym weszła na salkę orkiestra i zaczęła grać.

Tyle mi opowiedziała Viki.  
Poszliśmy spać, śniła mi się tej nocy podobna sytuacja jak historia Mery. Śniłem o tym, że oświadczam się Victorii, też w restauracji, też podczas kolacji, tylko że pierścionek był schowany pod talerzem, który przyniósł kelner i gdy zabierał talerz uklęknąłem i wziąłem pierścionek. Po jej odpowiedzi: "Tak" na pytanie: "Czy wyjdziesz za mnie?" Obudziłem się.

To dopiero mój początek, więc, jeśli macie jakieś uwagi to dajcie znać w komentarzu! :)

HearU

opublikował opowiadanie w kategorii miłość, użył 929 słów i 5230 znaków, zaktualizował 14 lip 2016.

1 komentarz

 
  • Użytkownik agnes1709

    Mimo kilku błędów, dość schludnie napisane. Niewiele mówi ten prolog, zobaczymy, co będzie dalej.
    p.s. "z Nią" - zaimek osobowe w tym przypadku piszemy mała literą. "Niekoniecznie" - łącznie. To tyle z tego, co wyłapałam, poza tym bardzo ładnie i mam nadzieję, że rozkręcisz nieco akcję.
    Pozdrawiam;)

    2 lip 2017