Terapeutyczna Miłość cz. 5

Terapeutyczna Miłość cz. 5PIĄTEK

Prawda. Aż taka głupia nie jestem by w imię jakiegoś przystojniaczka rzucać się z mostu czy odstawiać inne równie dramatyczne szopki. Owszem, skłamałabym twierdząc, że nie dotyka mnie świadomość tego, że facet który tak zawrócił mi w głowie spotyka się z tą małą siksą, ale to nie oznacza, że z tego powodu popadnę w czeluści piekieł. Co to, to nie. I żeby udowodnić wszystkim, a przede wszystkim samej sobie jaka jestem dzielna i jak dobrze potrafię się bawić, postanowiłam po pracy wyskoczyć na drinka, który już wczoraj mi się zamarzył.  
Jest taka jedna złota zasada. Ola nie protestuje, Ola zawsze się zgadza, no prawie zawsze, bo jeśli odmawia to na pewno ma powód. Dlatego jeśli masz ochotę się odchamić- wal do Skowronka. Ona nigdy nie odmówi. Tym razem też się tak dzieje. Jestem przeszczęśliwa tym bardziej, że w planach mamy "Morganę”. Dla wyjaśnienia "Morgana” to coś pomiędzy dyskoteką, a klubem nocnym, miejsce o którym każdy mieszkaniec Rzeszowa słyszał. Słyszał i pewnie bywał, oczywiście poza mną, ale ja przecież zawsze stanowiłam wyjątki. Tym większa moja radość gdy okazuje się, że Olce udaje się wyrwać ostatnie miejscówki w loży VIP. No cóż, kobieca próżność, a co mi tam. Moje szczęście nie trwa jednak zbyt długo. Vipowskie wejściówki mają jedno "ale” i to "ale” najgorsze z możliwych.
Aleks spogląda na mnie z miną zbitego psa i przepraszającym tonem dokańcza zdanie, w którym oświadcza mi, że mamy towarzystwo.
- … nie mogłam go zostawić w domu. Zresztą jakby to wyglądało? Sama pomyśl, w końcu to dzięki Dawidowi możemy się pobawić jak celebrytki.  
- Celebrytki?- prycham, a w moich myślach pojawia się artykuł o wymownym tytule "Na dwa fronty”.- No tak… to coś dla mnie.  
Chcąc nie chcąc zgadzam się na mało komfortowe towarzystwo i stawiam się w umówione miejsce. W najmodniejszym klubie w mieście. Ja i klub. Już samo to połączenie trąca absurdem. No cóż… Kiedyś trzeba wyjść do ludzi.  
Stoję przed wielkim lustrem w damskiej toalecie " Morgany” i za wszelką cenę staram się poprawić makijaż. Staram się to chyba idealne słowo do tego czasu, miejsca i sytuacji w jakiej się znalazłam. Jest tłoczno i głośno. Każdy się przeciska, ktoś kogoś szturcha. Istny cyrk na kółkach. Kiedy po raz kolejny ktoś na mnie wpada, a szminka którą trzymam w dłoni niebezpiecznie wyjeżdża poza kontur ust, uświadamiam sobie dlaczego omijam tego typu miejsca szerokim łukiem. Cierpię na klaustrofobie? Nie, nic z tych rzeczy, po prostu nie lubię ścisku. I znowu zamiast dobrze się bawić szukam dziury w całym. Nasączam płatek kosmetyczny wodą i ścieram czerwony ślad matowej szminki z nad górnej wargi.
Nie lubię swojego odbicia, może dlatego staram się nie przyglądać swojemu odbiciu w majestatycznym lustrze, które poprzez swoją wyjątkową prostotę, równie dobrze mogłoby znaleźć się w komnacie samej królowej Elżbiety.  
Mimo tego, że obsesyjnie staram się nie spoglądać na dziewczynę stojącą naprzeciwko mnie, to zauważam, że dzisiaj wygląda wyjątkowo seksownie. Czuję jak mimowolnie podnoszą się mi kąciki ust ku górze. No tak, kobieca próżność. Z uśmiechem na ustach, ostatni raz nanoszę na rzęsy kolejną warstwę tuszu, którymi trzepoczę jak idiotka, układając przy tym usta w charakterystyczny Dziubek. Chmura perfum dopełnia dzieła i w końcu jestem gotowa. W pośpiechu zbieram swoje rzeczy i wrzucam je do kosmetyczki, która ląduje na dnie wielkiej torby. Ostatni raz spoglądam w lustro czy aby na pewno wszystko wyszło tak jak powinno i pewnym krokiem opuszczam toaletę by dołączyć do znajomych, którzy daję zakład pewnie nawet nie zauważyli mojej nieobecności.  
Bingo! Gołąbeczki oczywiście szaleją w rytm techno-sieczki, więc śmiało można uznać, że wygrałam i ten zakład. Jako, że kompletnie nie czuję muzyki zasiadam na wygodnej kanapie obitej granatowym aksamitem i zakładając uwodzicielsko nogę na nogę, sięgam po drinka. I nawet przez moment w mojej głowie nie zapala się czerwona lampka, że to skrajnie nieodpowiedzialne! W końcu tyle się słyszy o dyskotekowych historiach, które wywołują gęsią skórkę i przestrzegają przed tym by nie zostawiać swoich napoi bez opieki. Ja, najbardziej odpowiedzialna z odpowiedzialnych, kompletnie się nie zastanawiam nad konsekwencjami, tylko po prostu pociągam łyk mohito, a potem drugi. Z każdym kolejnym staje się coraz bardziej zamroczona. W sumie, czego można się spodziewać po tak słabej głowie? Mówią, że trening czyni mistrza, ja z pewnością mistrzostwa nigdy nie zdobędę.  
Moje rozbiegane oczka przesuwają się po skaczącym po parkiecie tłumie i zatrzymują na najpiękniejszej parce w całej Morganie. Opieram się wygodnie o oparcie i obserwuję jak dobrze bawią się w swoim towarzystwie. Czy zazdroszczę Olce? Nie, to chyba nawet nie zazdrość, prędzej powiedziałabym, że jestem zła. Tylko na co? Zastanawiam się nad tym, gdy Dawid zamyka swoją przyszłą żonkę w swoich szerokich ramionach. No właśnie, chyba na taki widok jak ten jestem zła. Na to, że ja tak nie mam, że mnie tak nikt nie przytula, a jedyną żywą istotą która darzy mnie jakimikolwiek uczuciami jest mój kot. Chociaż… tego też nie mogę być do końca pewna.  
Pociągam przez słomkę i mimo hałasu panującego w lokalu, słyszę siorbnięcie. Szybko orientuję się, że właśnie dobiłam do dna i rzucając wymowne spojrzenie Oli, która w tej samej chwili obrzuca mnie przypadkowym spojrzeniem między jednym pląsem, a drugim, wstaję z sofy i ruszam w stronę baru.  
- Człowiek nie wielbłąd, wypić musi.- syczę, przeciskając się pomiędzy chmarą ludzi, którzy kompletnie nie zwracają na mnie uwagi, zachowując się jak bydło.
Kiedy docieram do wodopoju, czuję się jak po zawodach sportowych w biegu z przeszkodami. Zwinnie jak kot wskakuję na krzesło barowe i składam zamówienie uroczemu blondaskowi. Barman jak barman nie byłby sobą, gdyby nie paplał od rzeczy, a ja kompletnie nie mam ochoty na nocne zwierzenia przed facetem, którego pierwszy raz widzę na oczy. Facet nakręca się niczym katarynka, zalewając mnie potokiem słów. Przy kolejnej historii życia czuję, że czar pryska niczym bańka mydlana. Z niecierpliwością czekam na swojego drinka, co chwilę bezmyślnie przytakując swojemu rozmówcy by nie wyjść przed nim na totalnego gbura. Ku mojej uciesze barman nie orientuję się, że tak naprawdę mam w poważaniu jego samego i jego pasjonujące przygody. Bądź co bądź, ale tą technikę ostatnim czasem opanowałam do perfekcji.  
Kiedy Michał- o zgrozo… przypadek?- pod nos podsuwa mi mojego ulubionego drinka, w pośpiech zeskakuje z taboretu, ewakuując się do swojej loży. Droga niby ta sama, a jednak jakby trudniejsza. Dookoła roztańczeni ludzie, moje nogi chwieją się na niebotycznych obcasach, a w ręku dzierżę równie niebezpiecznie drżący kieliszek, który przez chwilę nieuwagi może wylądować na mojej kremowej sukience. Skupiona na Maksa ponownie przepraszam tych samych ludzi, których mijałam chwilę prędzej. Gdy już jestem na finiszu trasy na moje drodze staje stado rosłych facetów, na którego przedzie staje jakaś medialna gęba. Odbijam się od niego niczym ping- pong i niemal ląduję na tyłku. Na szczęście w pogotowiu znajduje się cała masa ludzi, która jeszcze nie tak dawno mi przeszkadzała, a dzięki którym nie jestem w stanie upaść i się całkowicie skompromitować na oczach całego klubu. To, że z mojego koktajlu pozostało jedynie wspomnienie chyba nie muszę mówić, bo to tak samo oczywiste jak pączki w Tłusty Czwartek.  
- Uważaj jak chodzisz Mała… - słyszę podśmiechującego się wyrostka, który sprawnie omijając mnie, posyła przy tym wielkie, perskie oczko.  
Totalnie ścina mnie z nóg. Jak ostatnia ofiara stoję w bezruchu, obserwując jak za przystojniakiem rusza pozostała część watahy. Zszokowana, wlepiam ślepia w przywódcę stada i za wszelką cenę próbuję przypomnieć sobie skąd znam te nieprawdopodobnie niebieskie oczy i głupkowaty uśmiech.  
Nie wiem ile czasu zajęło by mi dedukowanie, na szczęście oświeca mnie jeden z imprezowiczów, który rzuca hasło: "Kurek”. I wszystko jasne! Gdy uświadamiam sobie, że właśnie miałam kontakt face to face z siatkarzem, oglądam się z nadzieją za siebie z myślą, że może i "mój” siatkarz był z nimi, a ja głupia trąba nawet go nie zauważyłam. Wytężam wzrok, wyginam się, staje na palcach i nie widzę niczego prócz dzikiego tłumu skaczącego w rytm garkotłuków. Pewnie gdyby nie to, że totalnie mnie sparaliżowało to pobiegłabym w tych super szpilkach za gwiazdą Monte i sama z bliska zweryfikowała czy Michał też się dzisiaj tutaj pojawił. Kalkuluje plusy i minusy, wady i zalety swojego pomysłu i w momencie kiedy mam już zawracać, czuję na swoim przedramieniu czyjąś dłoń.
- Aleś mnie przestraszyła!- wzdrygam się na widok Oli. – Chcesz żebym zawału dostała?
W odpowiedzi słyszę tylko prychnięcie, a potem ponownie na moim ramieniu zaciska się ręka przyjaciółki, która szarpiąc mnie, ciągnie w kierunku naszej kanapy. W międzyczasie słyszę z jej ust potok słów, ale kompletnie nie rozumiem o czym ona w ogóle mówi. To zupełnie tak jakby teraz podszedł do mnie azjata i zapytał: "Przepraszam, która jest godzina?”. Co by nie było, cała Olka. Myśli, działa i przede wszystkim mówi szybko i zawsze, zaznaczam słowo "zawsze” wymachuje przy tym rękoma na wszystkie strony jak wariatka.  
Ta sama wariatka sadza mnie przy stoliku i gorąco zapewnia o tym jak bardzo się martwiła o mnie z Dawidem. Jak zwykle jest tak przekonująca, że prawie jej wierze. Uśmiecham się pod nosem, bo doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że łże mi prosto w oczy.  
Z chwili na chwilę Aleks coraz bardziej się nakręca. W tym czasie ja bezkarnie taksuję wzrokiem swojego niedoszłego chłopaka, który myślami najwidoczniej jest zupełnie gdzie indziej. Kiwając bezsensownie głową w takt muzyki, a może tak miała wyglądać jego aprobata do słów swojej panny, popija kolorowego drinka, patrząc gdzieś nieprzytomnie przed siebie. Odnoszę wrażenie, że ostatnią rzeczą na jaką ma ochotę jest zabawianie przybitej przyjaciółki. Czuję się trochę niezręcznie, dlatego przy najbliżej nadarzającej się okazji wyganiam towarzystwo na parkiet, a sama zostaje popilnować alkohol. Wiadomo…. Drugi raz nie popełnię tego samego błędu. Po co kusić los?
W czasie gdy znajomi zatracają się w tańcu, upijam się kolejnym drinem, a w mojej głowie powoli zaczyna szumieć. To głupie, ale ten stan zaczyna mi się coraz bardziej podobać. Stan wskazujący jest na tyle zaawansowany, że siedząc na środku kanapy chylę się na boki, to w prawo, to w lewo zachowując rytm zremisowanego hitu lat 80. Opróżniając do końca szklankę z alkoholem, moje oczy dostrzegają coś porażającego. Zamieram w bezruchu. Moje ciało nieruchomieje po raz drugi tego samego wieczoru, gdy moim oczom ukazuje się wysoka postać w białej koszuli tuż obok naszej loży. Gdyby nie to, że w szklance nic już nie zostało to pewnie bym się zakrztusiła z wrażenia.
Michał… Jak zwykle wygląda jak milion dolców. Wpatruję się w jego plecy jak zahipnotyzowana, instynktownie poprawiając swoje luźno opadające loki. Nie wnikam w to z kim przyszedł, nie chcę się denerwować. Zamiast tego wolę skupić się na pięknie absolutnym. Przełykając głośno ślinę, czuję jak moje tętno zaczyna szaleć. To niewiarygodne, że jeden facet i to zupełnie nieświadomie, doprowadza mnie do tak absurdalnego stanu. Tak, tak, zaraz gdy paraliż ustępuję, zaczynam zachowywać się jak rasowa idiotka! Oblizując wargi, pełna pasji śledzę jego każdy, najdrobniejszy ruch.  
Stoi oparty bokiem o ścianę, nonszalancko drapiąc się po brodzie, co jakiś czas wybucha niepohamowanym śmiechem. Uśmiecham się sama do siebie, jego widok w dodatku tak zadowolonego bardzo mnie cieszy. Jest cudownie. Chciałoby się powiedzieć: "chwilo trwaj”. I właśnie wtedy zauważam ją… Pewnie to z jej żartów tak śmieszkuje. Że też musiałam ją przyuważyć! Cholera! To odkrycie totalnie zaburza moją obserwację. Teraz już nie patrzę tylko na Michała. Moją uwagę odwraca ta mała paskuda. Jasne, że się wściekam, nie będę nawet z tym się kryła, jednak mimo to nie zaprzestaję swojego podglądania, mojej małej obsesji. Wnikliwie przyglądam się jego gestom i gestom jego dziewczyny. Dziwne, ale wyglądają jakby się niedawno spięli. Czy nie powinnam się cieszyć? Sama nie wiem co o tym sądzić, w końcu jestem pijana i zakochana, a mój mózg zapewne płata mi figle podsuwając widmo tego co chcę zobaczyć.  
Jestem tak zajęta przyglądaniem się towarzystwu obok, że nawet nie dostrzegam gdy Ola i Dawid meldują się w naszej celebryckiej loży.  
Kumpela próbuje zwrócić na siebie moją uwagę, ale ja kompletnie ją olewam, sycząc przeciągłe: "Ciiiiiiiii…….”. Nie fajnie, wiem. W chwili gdy usiszam przyjaciółkę, moje oczy odnajdują spojrzenie błękitnych tęczówek siatkarza z fotela terapeutycznego.  
Podskakuję jak oparzona, jak dziewczynka przyłapana na niecnym uczynku. Moje speszenie, pomimo stanu lekkiego upojenia, szybko daje o sobie znać w postaci firmowych wypieków na twarzy, które zapewne nawet pod toną podkładu stały się widoczne. Spojrzenie Miśka parzy jak jasna cholera. Jest mi gorąco, czuję lekki dreszcz podniecenia, mam ochotę na flirt jednak kiedy mój pacjent posyła mi z niedalekiej oddali delikatny uśmiech, momentalnie spuszczam wzrok i chwytając za torebkę, wychodzę z Morgany. Jest mi tak wstyd, że nawet rozpaczliwe nawoływania Olki nie są w stanie mnie zatrzymać.  
Przed klubem zatrzymuję taksówkę i proszę tak jak zwykle o kierunek na Osiedle Lipowe. Gdy mój szofer rusza, zza szyby dostrzegam biegnącą w naszą stronę towarzyszkę, która doganiając auto, zaczyna walić dłońmi po szybie jak ostatnia wariatka. Kierowca hamuje mimo, że go wcale o to nie proszę. Wzdychając, opuszczam szybę w drzwiach srebrnej Mazdy i rzucam kumpeli przesiąknięte wrzutem spojrzenie.  
- Ale Laura…- duka, rozglądając się nieporadnie dookoła. – Coś się stało? Coś zrobiliśmy nie tak? Powiedz.
- Nic się nie stało. Czy coś musiało się stać, żebym postanowiła wrócić do domu?- pytam, przykładając dłoń do policzka, jakbym sprawdzałam temperaturę.  
Olka robi typową dla siebie minę "kota srającego na pustyni” i dopytuje:
- Ale na pewno? To raczej nie wyglądało na zwykłe opuszczanie klubu… To wyglądało…
- Wiem jak wyglądało!- przerywam zdenerwowana, bo zupełnie nie mam ochoty na tłumaczenia. – Bądź spokojna, ze mną naprawdę wszystko porządku. Wracam do domu, możesz zapytać taksówkarza jak nie wierzysz.- zawieszam na chwilę na Oli oko by sprawdzić czy już w pełni przekonała się do moich zapewnień.  
Mimo, że przyjaciółka nie wygląda na usatysfakcjonowaną to postanawiam pożegnać się. Jest mi okropnie głupio za to, że tak nawrzeszczałam na boguduchawinną dziewczynę, dlatego zmieniam taktykę i z uśmiechem na twarzy kontynuuje:
- Baw się dobrze. Noc przed wami długa. Aaaa… i pozdrów Dawida. Pa!
Aleks kiwa głową i odchodzi w stronę dyskoteki, nie odwracając się ani razu w stronę taksówki, w której siedzę mega rozżalona.  
Oddycham z ulgą i zamykając szybę, proszę kierowcę by ruszał. Dopiero teraz, na tylnim siedzeniu uświadamiam sobie jak bardzo jestem żałosna. Nie poznaję się. Sama dziwię się swojemu zachowaniu, wyrzucając sobie w myślach idiotyczne zachowania, rodem z gimbazy, kiedyś takie akcje nie były dla mnie niczym nowym.  
"To nie możliwe! Ja naprawdę uciekłam! Dlaczego?”- takie pytanie już od dłuższej chwili tłucze mi się po głowie. Jestem lekko wstawiona, a to z pewnością nie pomaga mi w uzyskaniu odpowiedzi.  
- Idiotka, idiotka, idiotka.- szepcze sama do siebie, czując że powoli zbiera mi się na płacz.  
Taaa, kolejny symptom tego, że się nawaliłam.  
Taksówkarz spogląda na mnie wymownie w lusterku, a ja udaję że tego nie widzę. W duchu zaś modlę się by nie rozpoczął swojej filozoficznej gadki o życiu. W konsekwencji wzrok wbijam w telefon, byle znów nie nadziać się na przenikliwy wzrok "Pana Mietka”. Dopiero charakterystyczne chrząknięcie sprawia, że orientuję się, iż stoimy pod moim blokiem. Odkrycie to jednak mnie nie cieszy, bowiem dostrzegam coś niepokojącego. Nawet w kierowcy dopatruję się czegoś, czego nie ma. Źle ze mną.
"Pora iść spać”- myślę, gramoląc się po schodach na drugie piętro.  
Po przekręceniu klucza w drzwiach, zrzucam z ramienia torebkę i ciężko opadam na łóżko, zasypiając w pełnym rynsztunku.

DanaScully

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 3003 słów i 17169 znaków, zaktualizowała 25 cze 2017.

4 komentarze

 
  • Użytkownik Asertcxzsa

    Śmieszne jest to ze ona niby przypadkiem spotyka go na każdym kroku. Wpada na niego to w klubie to na rowerze. To wnosi taką banalnosc do tego opowiadania i sprawia że niekiedy sama jestem w stanie się domyślić co będzie dalej. Ogólnie rzecz biorąc cała reszta jest całkiem okej i nie ukrywam że mi się podoba ☺ :bravo:

    15 lis 2017

  • Użytkownik Zaquizowanaaa

    Kiedy kolejna ? Bo czekam już dłuuugo  :) <3 <3

    5 lut 2017

  • Użytkownik DanaScully

    @Zaquizowanaaa oo rany to ktos wogóle na to czekał?;)

    5 lut 2017

  • Użytkownik Zaquizowanaaa

    @DanaScully jaaaaa :) kiedy dodasz ?

    5 lut 2017

  • Użytkownik DanaScully

    @Zaquizowanaaa już jest :) jeśli chcesz to zapraszam

    10 lut 2017

  • Użytkownik motywacja

    Świetne!  Końcówka  najlepsza:) dramatyzm sytuacji oddany w pełni :D

    24 paź 2016

  • Użytkownik Olifffka&lt;3

    Suuper :F

    23 paź 2016

  • Użytkownik DanaScully

    @Olifffka&lt;3 dziekuje :)

    23 paź 2016