Terapeutyczna Miłość cz. 4

Terapeutyczna Miłość cz. 4CZWARTEK
Nie wiem. Naprawdę nie mam bladego pojęcia ile czasu siedzę przy tym oknie i wpatruję się w przeciwległy balkon. Ktoś może zapytać co może być aż tak pasjonującego w obserwacji ludzi, którzy korzystając z pogody postanowili zjeść śniadanie na "Świeżym” powietrzu. W sumie nic, gdyby nie fakt, że przy stole słodko ćwierkającą parą okazują się ONI. Ona- powalająca urodą blondyna i on. Wysoki, wysportowany okularnik. Michał. Kompletnie nie mam pojęcia co robią na moim osiedlu. Przez to ohydne, różowe uczucie do reszty zgłupiałam… Co mogą robić? Pewnie mieszkają. A może to tylko niewinne odwiedziny? Jezus Maria! Ja naprawdę jestem głupia! To stąd tak doskonale orientował się w drodze do domu, znając przy tym najlepsze skróty prowadzące na Aleje Lipowe. On tu po prostu zamieszkał!
Pod pachą standardowo ściskam Cypisa i dosłownie szlag mnie trafia na widok szczęścia jakim emanują. Najgorsze w tym obrazku jest to, że to działa w obie strony. To, że pan reprezentant Polski tak słodko się szczerzy do swojej rozmówczyni, doszczętnie wyprowadza mnie z równowagi. Pomimo zazdrości jaką kipię, nie mogę przestać na nich patrzyć. Oni są tacy… Wyjątkowi!  
Siatkarzyna nawet o 8 rano prezentuje się jak młody bóg. Zdaje się, że jego partnerka również nie ustępuje mu swoim wdziękiem i urodą. Jednym słowem, para jak z żurnala. Kiedy ja z zapartym tchem śledzę ich każdy ruch, oni żartują w najlepsze. Powoli ogarnia mnie coraz bardziej nerwowy stan. Przytupuję nogą i zaczynam przeklinać tą sielankę w jakiej się pławi seksowna blondyneczka.  
- Chwila, chwila…- mruczę sama do siebie, podchodząc jeszcze bliżej do okna. – Czy ja ciebie przypadkiem skądś nie znam?
No pewnie, że znam. Dopiero teraz zauważam, że towarzyszką Michała jest dziewczyna, z która z taką czułością witał się pod moją Kliniką.  
- A jednak!- wykrzykuję na głos, niechcący pociągając Cypka za ucho.
Kocur nerwowo wyrywa się z moich rąk, a ja jak ostatni frustrata jeszcze mocniej przyciskam go do siebie. Frustracja rośnie. Denerwuję się ja, denerwuje się kot, a jedynym towarzystwem, które właśnie świetnie się bawi jest Michał z lalunią.
- Ty mały niewdzięczniku!- piszczę, zrzucając pupila na kanapę, gdy ten w ostatecznym akcie desperacji postanawia użyć swoich ostrych pazurów.
Zajęta rozciętym naskórkiem, na moment odwracam swoją uwagę od zakochańców. Klnąc pod nosem na czym świat stoi, odnajduję w apteczce plaster z Myszką Miki, który przyklejam na ranę, a kiedy wracam do punktu obserwacji już ich nie ma. W oknie przeciwległego mieszkania dostrzegam tylko poruszającą się postać mężczyzny i falującą pod wpływem wiatru beżową zasłonę.
Kurcze, spóźniłam się na finał, a tak cierpliwie na niego czekałam. No tak, nie przejęzyczyłam się. Podświadomie chciałam poznać prawdę, nawet jeśli ta miała by się okazać brutalna. Całe życie byłam zawieszona, nie dziwcie się, że chociaż w tej sytuacji, chciałam mieć jasność co do tego czy moja sąsiadka sypia z facetem, który zawładnął moim umysłem i sercem.  
Wzdychając głęboko, wlekę się w stronę aneksu kuchennego i z jednej z szafek wyciągam płatki zbożowe. W końcu śniadanie to najważniejszy posiłek dnia.  
Zalewając musli mlekiem, nachodzi mnie nieodparta chęć sięgnięcia po laptopa. Oficjalnie mam zamiar sprawdzić bieżącą pocztę e-mailową, nie oficjalnie? Chyba nie muszę mówić jak to się skończy. Po zalogowaniu się twardo wpisuję adres strony, na której mam zarejestrowane konto e-mail. Przeglądam pocztę, zajadając się gęstą sapą i nawet nie zauważam jak płynnie przechodzę na portal plotkarski! Dopiero wypadająca łyżka z moich ust uświadamia mi co najlepszego wyprawiam. Czyli co? To co robię od początku tygodnia, czyli regularnie stalkuje pacjenta w poszukiwaniu nowych newsów o naszej dumie narodowej. Ten wpis jest jednak inny niż wszystkie. Może dlatego tak bardzo mnie poruszył, że aż sztućce powypadały mi z rąk?
Na sam widok wściekle czerwonego tytułu zaczynają mi drżeć ręce. Przełykam ślinę i staram się doczytać artykuł do końca. Z każdym kolejnym zdaniem na moich policzkach pojawiają coraz większe rumieńce. Tego już za wiele! Lokalna witrynka, którą tak uparcie studiowałam od poniedziałku tym razem postanowiła wziąć pod lupę nie tylko sportowe osiągnięcia najjaśniejszego punktu miejskiej drużyny. Tym razem obiektem zainteresowania stało się jego intensywne życie towarzyskie. "Na dwa fronty? Nie ładnie panie G.”- właśnie tak grzmiał nagłówek najchętniej czytanego artykułu dnia, pod którym znalazło się kilka interesujących zdjęć. I naprawdę wcale nie byłabym w takim szoku, gdyby nie pierwsza część galerii, na której mogłam obejrzeć swoje własne zdjęcia z wczorajszego "romantycznego spaceru” z własnym pacjentem. Spacer, spacerem mogłam przetrawić, jednak dalszy stek bzdur wypisany przez autorkę artykułu ściął mnie z nóg. Dobrze, że nie stałam, bo mogłabym właśnie leżeć. Według dziennikarki byłam nową, tajemniczą kochanką sportowca.
- Że co proszę?- jęczę zaskoczona, przeglądając kolejne zdjęcia, na których Michał je kolacje u boku blondyneczki, a mojej sąsiadki. – Niewiarygodne! Co za tupet!- wrzeszczę jak opętana, zamykając z impetem laptopa. W popłochu zaczynam biegać po mieszkaniu, krążąc od sypialni do salonu, zahaczając czasami o łazienkę, gdzie co jakiś czas kontroluję w lusterku czerwień swoich wypieków na twarzy.  
W głowie mi aż huczy i jedyne co przychodzi mi do głowy to telefon do ”Pudelko-podobnego” portaliku. Komentarze, komentarzami były znośne, chodź nie obyło się bez kąśliwych uwag, jednak najbardziej bolał mnie wydźwięk artykułu, który stawiał mnie przed moim szefostwem i współpracownikami w bardzo złym świetle. Tym bardziej, że ujęcia fotek były po prostu mistrzowskie i gdybym siebie nie znała to zapewne uwierzyłabym w tą straszną mistyfikację. Sugerowany związek prawdopodobnie zupełnie nieświadomie, ale jednak uderzał nie tylko w moje dobre imię jako psychologa, bo mój profesjonalizm stał się nagle czystą fikcją, ale także w dobra osobiste.
News dnia oczywiście jak można się domyślić nie zostanie zdjęty i kolejni obserwatorzy będą mogli podziwiać nasz wieczorny spacer miastem. Grożę, proszę, jednak to na nic się nie zdaje. Babsztyl w słuchawce jest wyjątkowo pyskaty. Kiedy zaczynam bąkać coś o zniesławieniu, kobieta wybucha głośnym śmiechem, a potem zaczyna trajkotać, zalewając mnie potokiem słów.
- Poza tym nasz portal jest niezależny, a w dobie XXI wieku panuje pełna wolność słowa. Jeśli pani czuje się urażona tymi niewinnymi zdjęciami to proszę składać wniosek do odpowiednich organów. A tym czasem żegnam się i życzę miłego dnia!- kończy swój wywód, ostentacyjnie rzucając słuchawką.  
Zdenerwowana, ciskam telefonem w fotel i wbijam wzrok w zamknięty komputer. Przyglądam się mu chwile uważnie, a potem wzdychając podchodzę do sofy i bezwładnie opadam na nią, opierając swoją ciężką głowę o dłonie. Nie tak wyobrażałam sobie tą konfrontację. Wiedziałam jakie konsekwencje może nieść za sobą ten "niewinny” tekst, dlatego tak bardzo czułam się niepocieszona, gdy ta wstrętna baba odprawiła mnie z kwitkiem. Zrobiło się nieprzyjemnie. Na samą myśl o nieuniknionej rozmowie z dyrektorem dostawałam mdłości. Na pocieszenie pozostała mi wiara w to, że wyrobiłam sobie na tyle dobrą opinię u Janickiego, że nie będzie wątpić w moją niewinność w tej kwestii.
- Cała Ada. Ona zawsze wpakuje mnie na niezłą minę.- burczę sama do siebie, gdy rozwalona na tapczanie, nerwowo przerzucam kanał telewizyjny za kanałem.
Próbuje skupić się na jakimś serialu na Comedy Cental, ale moje myśli mimowolnie odchodzą w zupełnie przeciwnym kierunku niż durnowaty sitcom.  
Jest godzina 10 rano, a ja zaczynam odczuwać nagłą, niepohamowaną chęć snu, mimo że tak naprawdę niedawno wstałam. Jeśli coś miało by polepszyć mój parszywy nastrój tak samo dobrze jak sen to byłby to drink z Olą, ale na to również jest za wcześnie. Zachowuję się jak wariatka, krążę po mieszkaniu, szukając sobie jakiegoś zajęcia, które na moment pozwoliłoby mi zapomnieć o przystojniaku z mikasą u boku.
Szoruję fugi, czyszczę kafelki, porządkuję książki, robię remanent w szafie i nawet zabieram się za zmianę kociego żwirku w kuwecie Cypisa, który właśnie przygląda się moim poczynaniom z niedowierzaniem. No tak, nawet kot zauważa moje absurdalne zachowanie. To takie oczywiste! Przecież ja nie cierpię sprzątać, a tym czasem od rana nie robię nic innego jak latanie na miotle. Niewiarygodne! W szale sprzątania nachodzi mnie dzika ochota na ciasto. Jestem leniwa i normalnie zapewne bym wyciągnęła świeżo naprawiony rower i podjechała do cukierni, by obkupić się w całą masę słodkości, ale nie dziś. Dziś wszystko robię na opak. Wyciągam z górnej szafki tuż przy okapie zeszyt z sekretnymi przepisami babci Zosi i po chwili wertowania postanawiam upiec krówkę. Przeglądam wnętrza szafek i na skrawku karteluszki notuje brakujące składniki. Energicznie zbiegam po schodach, a w mojej głowie pojawia się majak reklamy "Od i Do”, w którym pani paraduje po sklepie w puchatym szlafroczku i wygodnych kapciach i zastanawiam się dlaczego u nas też nie ma tak zajebistego marketu jak ten z reklamy.  
Jako niestandardowa kobieta, muszę przyznać że nie przepadam za łażeniem po sklepach. Przechodząc przez bramki zabezpieczające już wiem, że to będą ekspresowe zakupy.
W koszyku lądują pierwsze produkty. Spoglądam na wymięty kawałek papieru z własnoręcznymi zapiskami i odruchowo niczym robot sięgam po kolejne składniki "zamulacza”. Przemierzając aleje, alejki, ciągle towarzyszy mi nieodparte wrażenie, że każdy się na mnie gapi. Próbuję sama siebie przekonać, że to tylko moja własna wyobraźnia, jednak nie jestem w stanie się oszukać. Kasjerka obrzuca mnie badawczym spojrzeniem i pyta z przyklejonym do twarzy uśmieszkiem:
- Dla narzeczonego?
- Nie, dla mnie.- odpowiadam chłodno, nie odrywając wzroku od siatki, w którą pakuje zakupy.
- Taka ładna i sama?
- Proszę pani…- podnoszę zirytowana głos, wlepiając w nią jaszczurze ślepia.
Kobiecie z kasy znika w mgnieniu oka uśmiech z twarzy i duka ciche, niewyraźne sentencje przeprosin.  
Wiem. Cierpię na paranoje. Przez ten cholerny artykuł kompletnie mi odbija. Wydaje mi się, że każdy szepta po kątach, że każdy zrobił sobie ze mnie celebrytkę. Prawda pewnie jest inna, bo tak naprawdę wszystko siedzi w mojej głowie.  
Ciasto wyszło rewelacyjnie. Rewelacyjnie jak na mnie. Do bycia mistrzem cukiernictwa jeszcze mi daleko. Zresztą do bycia kucharzem również. W tych kwestiach jestem zdecydowanie mierną uczennicą.  
Rozkrawam ciasto i kładę pierwszy kawałek na paterę, oblizując nóż. No, no, no trzeba przyznać, że smakuje lepiej niż wygląda. Z talerzykiem krówki wędruję do salonu, gdzie po drodze niemal nie ląduję na kolanach przez powyciągane kapcie, którymi Cypis ubóstwia się bawić. Siadam na sofie, a nogi wyciągam na pufę stojącą przy tym samym oknie, z którego rano czyniłam obserwację Michała i jego pięknej dziewczyny. Pożeram niezliczone ilości ciasta, by zagłuszyć swój wewnętrzny głos, który ciągle jęczy: "Wyjrzyj przez okno, wyjrzyj przez okno.” Moja walka z ciekawością trwa i tak długo jak na moje możliwości. Odwracam głowę w przeciwnym kierunku, sięgam po książkę na którą nigdy wcześniej nie znalazłam czasu i w końcu ulegam.  
Startuję niczym koń wyścigowy pod okno z głupią nadzieją, że GO tam znajdę. Nie wiem, być może jestem masochistką, skoro tak bardzo pragnę go oglądać po drugiej stronie? Przecież tak naprawdę ten widok rozwala mnie emocjonalnie. A może wcale nie chodzi o udręczanie się nad sobą, rozdrapywanie ran? Może najzwyczajniej w świecie chcę na niego popatrzeć?
Z zapartym tchem odsuwam fragment firany. Rzucam w popłochu spojrzenie na przeciwległe mieszkanie, balkon, okno. Nie ma go. Zrezygnowana klapie na pufę i wbijam wzrok w pusty stolik przy którym laseczka umiżdżała się do mojego faceta.
- Kurwa… Czy ty to słyszysz? Jakiego mojego faceta?- buczę w słuchawkę chwilę potem Olce. – Błagam cię, przyjedź jeśli nie chcesz mieć mnie na sumieniu.
- Laura…- słyszę westchnięcie koleżanki, na którego dźwięk pękam całkowicie.- Laura… Przecież dobrze wiesz, że gdybym mogła to bym do ciebie z drugiego końca Polski leciała. Mam dyżur, nie mogę, ale obiecuję ci, że przyjadę jutro. Ok? Co ty na to? Dasz radę do tego czasu?
Nie odpowiadam. Po prostu się rozłączam i bez namysłu swoje kroki kieruję w stronę łazienki. Standardowo ładuję się pod prysznic, moją ulubioną miejscówkę na głowę.  
Alex nie byłaby sobą gdyby nie próbowała jeszcze kilkakrotnie dzwonić do swojej pogrążonej w otchłani depresji koleżanki. Wydzwania jak najęta, zupełnie jakby mnie nie znała. Chryste, przecież to takie oczywiste, że nie odbiorę. Głupi by się domyślił. Po co ten zachód? Przecież nie zamierzam się ciąć przez faceta, który jest tylko moim pacjentem. Prawda?

**********************************

Nie poddaje się! Wracam z nowym materiałem. Jestem ciekawa waszych opinii.  
Pozdrawiam!

DanaScully

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2372 słów i 13715 znaków, zaktualizowała 2 lip 2017.

1 komentarz

 
  • f.mulder

    No to tak. Laura, chyba jak większość psychoterapeutów ma poważne problemy emocjonalne. Osobowość obsesyjno - kompulsywna: pasuje jak ulał. Chciałoby się powiedzieć "lekarzu, ulecz się sam", ale może bardziej pasowałoby "żyj i pozwól żyć innym". Właściwie to wszystko jest normal i można by się pośmiać, gdyby nie...ano właśnie. Dawno już nie jest tajemnicą, że relacja między lekarzem a pacjentem, nie odnosi się wyłącznie do dobra tego drugiego (mogliby się czasem zamienić miejscami). Bardzo często orędownicy "przysięgi Hipokratesa", kierują się osobistymi celami, a  ich etos jest hipokryzją. Pewnie dlatego taki zawód jak: psycholog, psychiatra (przydałby się jeszcze ksiądz) - podlegają okresowej superwizji. Wątek miłosny stanowi także naruszenie tych norm. Podsumowując tę moją nudną wypowiedź, gdyby wszystko było normatywne, to życie byłoby nudne jak flaki z olejem. Postanowiłem się wypowiedzieć odnośnie twoich apeli pod opkami. Masz całkiem, całkiem, liczbę odsłon (nie rozumiem tego kwękania) i niektórzy mogą ci pozazdrościć. Największą czytelność mają proste, serialowe fabuły (zawsze możesz dołączyć do stada). Nic w tym dziwnego, bo portal ten (jak wiele innych) jest opanowany przez spragnione romantycznych doznań nastolatki, i to też jest normalne. Jeśli chcesz większej "publiczności", to zamieszczaj także na innych stronkach. Robi to wielu autorów, niestety niekoniecznie tych oczekiwanych. Dobry kontakt z czytelnikami i liczebność publikacji - to droga do sukcesu "komercyjnego". Pozdro

    14 sie 2016

  • DanaScully

    @f.mulder Dziekuje!

    14 sie 2016