Terapeutyczna Miłość

Terapeutyczna MiłośćWSTĘP

Odkąd sięgam pamięcią zawsze miałam problemy z własną samooceną. Już w przedszkolu było pod górę, a potem wcale nie lepiej. Swój pierwszy dzień w szkole wspominam jako jedno z najbardziej traumatycznych wydarzeń swojego życia.  
Stałam na środku klasy, kurczowo trzymając się maminej ręki. Cała zasmarkana, zanosząca się łzami. Kochałam moją mamę i nie mogłam pojąc dlaczego nagle postanowiła mnie oddać w obce ręce. Czyżby przestała mnie kochać? Dla takiego dzieciaka pewne rzeczy nie są tak oczywiste jak dla dorosłego człowieka. Dzieci mają swój tok rozumowania. Zresztą dość wąski tok rozumowania. Dotychczasowo byłyśmy zawsze razem. Ja, ona i tata. W moim małym świecie panował ład i porządek, aż tu nagle któregoś razu mój spokój uległ zakłóceniu. Dokładnie pamiętam ten dzień. Mama wzięła mnie na lody i powiedziała, że za kilka dni zaprowadzi mnie do dzieci, takich jak ja. Obiecywała, że będzie fajnie, że będziemy się bawić i uczyć wielu ciekawych rzeczy. Jako, że sceptyzm miałam we krwi, tak też podeszłam do nowiny. Inne dzieci? Takie jak ja? Nie znałam innych dzieciaków takich jak ja. Wychowywałam się wśród dorosłych i nigdy mi to jakoś specjalnie nie przeszkadzało. Nie widziałam zatem ani jednego powodu dla którego miałabym iść do tego tajemniczego miejsca. W zupełności wolałam zostać z rodzicami i godzinami gapić się jak mama nakłada farbę na czyste płótno. Przedszkolaki nie mają pojęcia, że tak naprawdę nie chodzi tu o żadne uczucia. Skąd mają wiedzieć, że prostu taka jest kolej rzeczy, że w życiu każdego człowieka przychodzi ten moment, iż zaczyna naukę w szkole?
Długo prosiłam ją żeby mnie nie zostawiała, ale ona była nieugięta. Zaprowadziła mnie do klasy i stając na środku sali kazała się przedstawić. Rozejrzałam się wokół siebie i wybuchnęłam histerycznym płaczem. Stały repertuar. Kiedy chciałam coś wymóc to płakałam. Zawsze działało. Jednak tamtego dnia było inaczej. Kiedy zrozumiałam, że moje szlochy nie przyniosą żadnego skutku uspokoiłam się i spojrzałam z głupią nadzieją w jej oczy. Nie wiem co sobie myślałam, pewnie że pęknie, że wezmę ją na litość i zabierze mnie do domu? A ona? Ona obrzuciła mnie pełnym nagany wzrokiem i popychając w kierunku grupki dzieci wyszła, ukradkiem wycierając mankietem łzę ze swojego policzka.  
Zostałam sama. Zawstydzona i wystraszona. Wszyscy spoglądali na mnie badawczo, a ja nie byłam w stanie wydusić z siebie ani jednego zdania. Przedszkolanka wzięła mnie za rękę i zaprowadziła do wolnej ławki. Z uwagi na to, że pechowo pojawiłam się jako ostatnia zostałam zmuszona usiąść z chłopcem. Kolejny dramat tego dnia.  
- To jest Laurka, Antosiu. Będziecie razem siedzieć w ławeczce. – powiedziała do mojego towarzysza, posyłając nam najsłodszy uśmiech na jaki było ją stać.  
Antoni Leszczyński. Boże jak ja go nie cierpiałam. Jeszcze tego samego dnia dał mi ostro w kość. Ciągle mi dokuczał, ciągnął za włosy, przezywał. Jednym słowem nie miałam z nim lekkiego życia. Właściwie nie tylko z nim, bo nie wiedzieć czemu cała moja grupa postanowiła zbuntować się przeciwko nowemu nabytkowi jakim się stałam. Kiedy mój kumpel za biurka po raz kolejny stroił sobie ze mnie żarty, reszta dziewczynek zaśmiewała się do rozpuku. Chłopcy byli jakby mądrzejsi i raczej nie zajmowali się wygłupami Antka. Czasami nawet udawało im się poskromić łobuziaka, ale z całą pewnością nie wynikało to z sympatii do mojej osoby. Po prostu mieli taką zachciankę, albo najzwyczajniej w świecie potrzebowali dodatkowego kompana do załogi statku kosmicznego, który co godzinę odlatywał na Marsa. Jeśli chodzi o damską część przedszkolaków to mimo moich starań nigdy nie przyjęły mnie do siebie jak swojej. Innym słowem gardziły mną szczerze i nie miały zamiaru się ze mną zadawać.  
- Jesteś taka dziwna. – usłyszałam pewnego razu od jednej z nich. – Nie chcemy się z tobą bawić. Masz brzydkie włosy i okropne pieprzyki. Cała jesteś brzydka.  
Czy możecie sobie wyobrazić co czuje pięcioletnie dziecko, gdy dowiaduje się, że coś z nim jest nie tak? No właśnie… Dla mnie był to niewątpliwie jeden z największych dramatów mojego krótkiego życia, ale jednak. Najgorsze w tym wszystkim było to, że kompletnie nie wiedziałam o co może im wszystkim chodzić. Przecież nigdy wcześniej nikt mi nic podobnego nie powiedział. Wręcz przeciwnie.  
- Kochanie… Jesteś po prostu oryginalną dziewczynką. Inne dzieci tak ci dokuczają, bo są zazdrosne, że nie mogą być takie śliczne jak ty. – tłumaczyła mi mama, gdy z płaczem po raz kolejny wracałam do domu. – Musisz być mądrzejsza i nie przejmować się takimi rzeczami mój głuptasku.  
Za każdym razem kiedy była zmuszona uświadamiać mnie o mojej oryginalności, widziałam że bardzo to przeżywa. Nie chciałam żeby było jej przykro, dlatego postanowiłam udawać, że wszystko wróciło do normy. Ale ona nie wiedzieć skąd zawsze wiedziała, że kłamię. Codziennie mnie wspierała i powtarzała mi jak jakąś mantrę, że jestem najpiękniejszą osobą na świecie. Niestety z całym szacunkiem dla niej, ale jej zapewnienia były dla mnie bez znaczenia bo nie znajdowały pokrycia w życiu szkolnym. Przedszkolaczki ciągle utwierdzały mnie w przekonaniu, że jestem odmieńcem, brzydką pieguską. W ten oto piękny sposób z całkiem pewnego siebie dzieciaka wyrosłam na zakompleksionego podlotka.
Kolejny etap mojego życia okazał się nie lepszy od poprzedniego. Co prawda wreszcie nie byłam sama, bo w końcu udało mi się znaleźć własne towarzystwo, ale wciąż nie mogłam wyjść z cienia swoich znajomych. I pomyśleć, że jedyną przyczyną tego stanu rzeczy, że czułam się gorsza od rówieśników był mój kolor włosów. Istny absurd!
Czas leciał. Moje koleżanki zaczęły umawiać się na pierwsze randki, a ja Laura Lewandowska kisiłam się w domu, wzdychając do gwiazd muzyki. Najpierw do Nicka Cartera, później Chestera Baningtona. To na pewno było bezpieczniejsze niż randkowanie z realnymi chłopaczkami. Poza tym nie chciałam wychodzić przed szereg, bałam się odrzucenia i wyśmiania, dlatego całą gimbazę żyłam dobrą muzyką i życiem swoich przyjaciół. Czy byłam szczęśliwa w takim układzie? Chyba nikt do końca nie byłby zadowolony żyjąc przekonaniu, że jest gorszą kategorią człowieka czy jakby to powiedział prezes PIS- u – tzw. drugim sortem. Był jednak plus tej beznadziejnej sytuacji. Dzięki takiemu, a nie innemu trybowi funkcjonowania świetnie precyzowałam sobie cele życiowe, które realizowałam w nieprawdopodobnym tempie. Wybierając szkołę średnią zdecydowałam się na liceum humanistyczne, bo zapragnęłam skończyć w przyszłości prawo na Uniwersytecie Wrocławskim.  
- Słoneczko czy ty czasem nie przesadzasz? Jest sobota, wieczór, a ty ciągle ślęczysz nad książkami. Martwimy się z ojcem o ciebie. Może powinnaś się zabawić ze znajomymi? Książki nie zając nie uciekną. – słyszałam co weekend od swojej ukochanej mamy, która już wtedy zmagała się z ciężką chorobą nowotworową.  
- Wszystko porządku. – uspakajałam. – Nie musicie się martwić. Wiem co robię. Muszę się więcej uczyć, wyniki same się nie zrobią.
No tak… Każda wymówka była dobra. Nauka zwłaszcza. A mama? Mama zawsze łykała jak pelikan, przynajmniej tak mi się wtedy zdawało.  
Tak naprawdę wcale nie chodziło o stopnie, konkursy czy olimpiady. Nie chciałam wychodzić, bo ciągle towarzyszyło mi nieodparte wrażenie, że robie z siebie ofiarę. Często wśród swojej paczki czułam się jak przysłowiowe, piąte koło u wozu. Daga i Ola miały swój świat, swoje sympatie. Arek i Tomek byli zdeklarowanymi homoseksualistami i poza sobą świata nie widzieli. Każdy był szczęśliwy na swój sposób, tylko ja byłam gdzieś w zawieszeniu, gdzieś obok.  
W zasadzie gdyby się nad tym głębiej zastanowić to nawet nikt specjalnie się mną nie przejmował. Co to kogo obchodziło, że znowu zawalam weekend z nosem w podręcznikach? Skoro nikt nie nalegał na moje towarzystwo podczas ich wspólnych wypadów na miasto to i ja przestałam się z czasem narzucać i angażować w tą znajomość. Mieli siebie, odnaleźli swoje miłości i nagle w ich życiu zabrakło miejsca i czasu dla kogoś takiego jak ja. Nie miałam zamiaru rozwalać tego układu, bo zależało mi na nich, dlatego postanowiłam się oswoić z tym, że jest jak jest i udawać przed wszystkimi, że lubię swoje nędzne, nudne życie kujona. Prawda była taka, że nie cierpiałam tego jak jasna cholera, ale jeszcze bardziej nie cierpiałam siebie.  
Byłam już w drugiej klasie ogólniaka, większość moich znajomych uprawiało już seks, a ja nawet nie całowałam się z języczkiem. Brakowało mi przede wszystkim śmiałości, bo to nie była kwestia atrakcyjności fizycznej. W ostateczności nie byłam aż taką paskudą jak może się wydawać. Na co dzień widywałam gorsze, ale to i tak nie zmieniało faktu, że przez dość podkopane ego kompletnie nie wierzyłam w swoje możliwości. Było kilku takich śmiałków, którzy chcieli się ze mną umawiać, ale ja zakochana w najlepszym przyjacielu, nie widziałam sensu pakowania się w jakikolwiek związek. Z góry zakładałam, że to nie może wypalić, że to bez przyszłości. Nawet przez sekundę nie zastanowiłam się nad tym czy facet jest fajny, przystojny, inteligentny. Nie był Dawidem i to wystarczało. Kim była moja platoniczna miłość? Dawid był starszym bratem Dagmary. Znaliśmy się ładnych kilka lat i naprawdę się lubiliśmy. No właśnie i tu był pies pogrzebany, bo oprócz zwykłej sympatii nie mogłam liczyć na nic więcej z jego strony. Pamiętam moment kiedy się zabujał bez pamięci i postanowił związać z Olką. Tak, tak, tą Olą. Z moją najlepszą kumpelą. To była chyba najgorsza kombinacja w jakiej mogliśmy się znaleźć, a właściwie w jakiej ja mogłam się znaleźć. W takich chwilach człowiek jedyne na co ma ochotę to skoczyć z mostu. Jako ewentualność do tego brutalnego aktu desperacji wchodziło jeszcze pogodzenie się z własnym losem. Ja wybrałam to drugie. Nie mogłam nic poradzić na to, że nie działałam na Dawida tak jak Olka, ale nie chciałam też rzucać im kłód pod nogi dlatego milczałam. Taka już byłam. Cierpiałam w samotności i czekałam na moment kiedy moja przyjaciółka znudzi się naszym wspólnym znajomym, a on wreszcie przejrzy na oczy. Nie żebym im życzyła źle, po prostu marzyłam o tym by facet mojego życia w końcu zwróci na mnie uwagę. Tymczasem los miał wobec nas inne plany. Alex nie znudziła się swoim chłopakiem, a on nie przejrzał nigdy na oczy, mało tego postanowił się oświadczyć, a potem znaleźć mi miłość do grobowej deski, umawiając mnie z swoim kumplem. Tak naprawdę do dziś nie wiem po jaką chorobę to zrobił. Czy byłam aż tak beznadziejna, że potrzebowałam pomocy swoich znajomych w randkowaniu? Nie mam bladego pojęcia. Jeśli chodzi o swaty Dawida to chyba nie muszę mówić, że randka z Łukaszem była jakąś koszmarną pomyłką. Facet za punkt honoru postawił sobie zaliczenie, małej, zagubionej dziewczynki. Bez ceregieli przeszedł do rzeczy, a ja po prostu uciekłam gdzie pieprz rośnie. Istny dramat, zwłaszcza że następnego dnia cała szkoła nie mówiła o niczym innym jak o naszym spotkaniu. W niedalekim czasie pojawił się niejaki Paweł i Jarek. Paweł kochał szalenie, ale krótko. No bo chyba tydzień intensywnego romansowania nie należy do związków długodystansowych? No właśnie… Kolejny kandydat nie był wcale lepszy od poprzedniego. Zastanawiałabym się nawet czy nie gorszy? Jarosław Szpak. Piękny jak z obrazka, adorator kobiecego piękna, szkoda tylko że każdego innego tylko nie mojego. Totalna porażka. Najwidoczniej nie miałam ręki do facetów, a skoro już nie miałam szczęścia w miłości to powinnam mieć szczęście w kartach. Tego jednak nigdy nie ośmieliłam się sprawdzić.  
Moje życie z pewnością nie było bajką, ale klasa maturalna przebiła wszystkie lata upokorzeń i niepowodzeń razem wzięte. Jak już zdążyłam wspomnieć mama chorowała. Kiedy się o tym dowiedziała byłam w gimnazjum. Poddała się leczeniu i wszystko wróciło do normy. Choroba jak to choroba, oczywiście dawała o sobie co jakiś czas znać, jednak nigdy nie było jakiś większych kryzysów. Pierwszy, a za razem ostatni kryzys pojawił się na krótko po świętach bożego narodzenia, tuż przed moją studniówką. Wydaje mi się, że nie muszę tu pisać, że chabrowa sukienka już od dawna wisiała w szafie, nie mogąc doczekać się swojej premiery, bo to chyba oczywiste, prawda? Tamtego dnia wybrałam się z Dagą do galerii na ostatnie zakupy przed wielkim wyjściem. Chciałyśmy zadbać o każdy szczegół. Gdzieś pomiędzy jednym sklepem, a drogerią odebrałam telefon od ojca i nie bacząc na zaskoczoną Dagmarę rzuciłam się biegiem do wyjścia. Wiadomość o nawrocie raka totalnie mną wstrząsnęła. Mój bieg okazał się biegiem maratońskim. Dobiegając na sam oddział onkologiczny, byłam w agonalnym stanie, ale kompletnie się to dla mnie nie liczyło. Najważniejsza wtedy była mama i jej zdrowie, a z jej zdrowiem jak się okazało nie było najlepiej. Podczas rezonansu zaświeciła się zupełnie jak choinka, która wciąż stała w naszym salonie. U nas w rodzinie wszystkie babki były fajterkami. Krążyły o tym mity i legendy, pewnie częściowo zupełnie wyssane z palca, ale trzeba przyznać że były naprawdę motywujące. Mama też była bohaterką. Długo starała się walczyć z nowotworem. Czasem miałam wrażenie, że próbowała stwarzać pozory tylko dlatego żeby mnie i tatę podnieść chodź odrobinę na duchu. To niesamowite, że do końca potrafiła myśleć o innych. Nie jeden z nas nie potrafił by wykazać się taką empatią.  
Jej stan pogarszał się z dnia na dzień, chyba już każdy liczył się z najgorszym. Wtedy mama pękła. To było ponad jej siły. To było ponad siły jakiegokolwiek innego człowieka. Gdybym powiedziała jednak, że mama się załamała to bym skłamała. Ona naprawdę dzielnie to znosiła, po prostu przestała udawać że to ją nie dotyczy.  
Po trzech miesiącach spędzonych przy szpitalnym łóżku mamy, gdzie leżała podłączona do tysięcy rurek, rureczek lekarz prowadzący wypisał ją do domu. On najlepiej wiedział, że kolejny tydzień w szpitalu i tak już niczego nie zmieni. Wierzcie mi, że świadomość tego iż, najważniejsza osoba w twoim życiu właśnie umiera jest nie do zniesienia, a jeszcze gorsze jest to, że musisz być na tyle silny by nie pokazywać tego jak ta sytuacja bardzo cię boli. Umarła w domu, kilka dni po przywiezieniu jej ze szpitala. Z chwilą tą mój świat jakby się zatrzymał, a wraz z nim moje serce. Tak naprawdę niewiele brakowało bym udała się na drugą stronę zaraz po mamie, a może za nią. Setki tysięcy prochów, alkohol… Byłam już naprawdę blisko, szłam przez ciemny tunel, w oddali widziałam światło, ale ktoś nade mną czuwał bo w niewyjaśnionych okolicznościach trafiłam na oddział ratunkowy. Płukanie żołądka, psychiatra i dom. Potem długo, długo nic.  
Zakompleksiona dziewczyna, niedoszła samobójczyni, cierpiąca po stracie najbliższej duszy. Co nią mogło kierować, że nagle postanowił porzucić swoje plany i marzenia i zamiast pójść na prawo, poszła na "lewo” decydując się na psychologię? Może właśnie po to by pomagać takim samym pechowcom jak ona? Takim, którym przez to, że nie radzą sobie z własnymi emocjami ucieka życie przez palce? Dokładnie tak. Mi moje życie- krótkie, bo krótkie, ale jednak właśnie w ten sposób minęło. Przez 19 lat nie przeżyłam nawet połowy z tego co moi rówieśnicy. To smutne tym bardziej, że przecież wcale tak nie musiało być. Najwidoczniej czasami potrzebny jest wstrząs. Wstrząsem, który miał zmienić moje życie jakkolwiek to zabrzmi- na lepsze, stała się choroba mamy, jej śmierć, a następnie strach w oczach mojego ojca, który bezradnie pochylał się nad moim bezwiednie leżącym ciałem na kafelkach podłogowych w łazience. Mówią, że ludzie wybierający się na kierunek psychologii lub psychiatrii sami ze sobą mają największe problemy i często gęsto chcą przez to sami sobie pomóc na własną rękę. Mój przykład potwierdza te stwierdzenie.  
Tak czy inaczej studia zmieniły mnie i moje nastawienie do świata. Udało mi się zapanować nad własnymi kompleksami i zrozumieć, że strach ma tylko wielkie oczy. Zapytacie mnie pewnie po co ten przydługi, nudny, patetyczny wstęp? Czy bez niego by się nie obyło? Odpowiem najprościej jak tylko się da: NIE. Nie, bo gdyby nie Antek, który jako pierwszy rozpoczął moją gehennę to pewnie nigdy nie znalazłabym się tu gdzie teraz jestem. Wszystko jest po coś, wszystko do czegoś zmierza. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Zatem jeśli tobie, albo tobie coś nie wychodzi, często miewasz czarne myśli- wiedz, że z czasem karta się odwróci na twoją korzyść i wtedy wszystko zostanie ci solidnie wynagrodzone.  
Jestem psychoterapeutą. Wejdziesz do środka?


__________________________________

Tak jest... To mój dziewiczy wpis w rubryce OPOWIADANIA. Zawsze pisałam dla siebie, ewentualnie do szuflady. Dzisiaj zrobiłam wyjątek, taką małą próbę. Jestem ciekawa czy to co piszę może się spodobać innym ludziom. Mam nadzieję na całe multum komentarzy, w których ocenicie moją szufladową twórczość. Od razu zaznaczę, że nie liczę na pokłony itd. Po prostu chciałabym poznać wasze opinie I to jak odbieracie to co piszę i czy to w ogóle ma sens? Tak czy inaczej- ten wstęp do pewnej historii Laury stanie się dla mnie przełomowy. W zasadzie to od was zależy czy kiedykolwiek coś jeszcze tu powstanie.
Z góry dziękuję wam za poświęcony czas dla mnie i mojego PROLOGU. :)
Pozdrawiam!

DanaScully

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 3280 słów i 18313 znaków, zaktualizowała 5 gru 2018.

22 komentarze

 
  • Użytkownik izabela

    Przeczytałam prolog i powiem tylko, nie wiem co powiedzieć w tym wszystkim odnalazłam kawałek siebie. Zaczynam czytać dalej. Hej

    12 lip 2021

  • Użytkownik DanaScully

    @izabela jestem ciekawa jak było dalej ;)

    15 lip 2021

  • Użytkownik angie

    Jakie to urocze, że ktoś jeszcze pamieta o Danie Scully.... Myślałam, że tylko stare trepy z lat 90 ;)  A opowiadanie - wciąga i jest niebezpiecznie prawdziwe. Czytam dalej!

    22 gru 2018

  • Użytkownik AnonimS

    Potrafisz pisać.  Pozdrawiam

    5 gru 2018

  • Użytkownik AnaidPrincess

    Jak dla mnie zajebiste! Czytałam to z błyskiem w oku, kocham opowiadania które się różnią od siebie. Jesteś utalentowana!  <3 w Pozdrawiam!

    13 cze 2018

  • Użytkownik AuRoRa

    Dobrze, że zdecydowałaś się dodać to opowiadanie. Jest wyjątkowe w swoim rodzaju. Pozdrawiam

    28 mar 2018

  • Użytkownik Bobek

    Super opowiadanie.

    30 sty 2018

  • Użytkownik DanaScully

    @Bobek dzięki :)

    30 sty 2018

  • Użytkownik xek

    Smutno, ale nawet ciekawie się zaczyna.

    4 lis 2017

  • Użytkownik NataliaO

    Pięknie się zapowiada ;)

    13 cze 2017

  • Użytkownik DanaScully

    @NataliaO ..i jak ma sie zapowiedz do reszty?

    13 cze 2017

  • Użytkownik agnes1709

    O sorry, zapomniałam! "Wybuchnęłam", nie "wybuchłam";) To tyle w kwestii uwag;)

    19 mar 2017

  • Użytkownik agnes1709

    No, moja droga, bardzo gratuluję Ci debiutu (w kwestii potargania mojej osoby oczywiście), jeszcze nikt na tym portalu nie doprowadził mnie do łez!!! To chyba wszystko wyjaśnia w kwestii Twojej twórczości!!! <3 :bravo: <3

    18 mar 2017

  • Użytkownik NIEjestemBARBIE

    Hmmm:) Uśmiecham się, bo ostatnie zdanie bardzo mi się spodobało:) Podobnie, jak cała reszta. Tekst bardzo ciekawy, przemyślany i niewątpliwie z sensem. Bardzo dobry prolog. Mam nadzieję, że kolejne części są na takim samym poziomie. Pozdrawiam :)

    13 gru 2016

  • Użytkownik DanaScully

    @NIEjestemBARBIE mam nadzieje, ze sie nie zawiodłaś..

    14 gru 2016

  • Użytkownik nanoc

    Bardzo fajnie się czyta, takie prawdziwe przemyślenia, wszystko trzyma się w kupie, widać sens, a tak ogólnie to bardzo podobają mi się "Rudzielce" są OK. :hi:

    6 gru 2016

  • Użytkownik DanaScully

    @nanoc dzieki za opinie :)

    6 gru 2016

  • Użytkownik Riley

    to*********************

    28 lip 2016

  • Użytkownik DanaScully

    @Riley tooo???

    28 lip 2016

  • Użytkownik Riley

    @DanaScully  gdzieś tam pisało "te", a powinno być "to"

    29 lip 2016

  • Użytkownik Riley

    "te stwierdzenie"  ,      to* "stwierdzenie"

    29 lip 2016

  • Użytkownik violet

    Bardzo ładne, mądre opowiadanie, historia jakich pewnie jest wiele, ale w tym jest jego moc, że może być prawdziwa lub jest prawdziwa, niosąca przesłanie. Zrozumieć to może osoba która coś przeżyła. Co dla jednych jest nudą, dla innych może być mądrością życiową, bo uczymy się z małych, niby nic nieznaczących drobnostek, jak i  wielkich zdarzeń i przeżyć. Sztuką jest to uchwycić i docenić. Pozdrawiam.

    4 lip 2016

  • Użytkownik DanaScully

    @violet ciesze sie, ze moje opowiadanie kogos cieszy:)

    4 lip 2016

  • Użytkownik violet

    @DanaScully No, to skoro już wszyscy się cieszą, to ja proszę o kontynuację :)

    4 lip 2016

  • Użytkownik DanaScully

    Moi kochani! Dziekuje warm pieknie za te piekne slowa ( zarowno te tutaj jak I te prywatne). Szczegolne podziekowania dla osob, ktore nie doceniaja mojego przekazu, bardzo mnie motywujecie do dalszego tworzenia mojej nudnej prozy. Jesli ktos liczyl na licealne milostki to pragne przeprosic za STRATE  czasu! Pozdrawiam wszystkich, caluje!  <3

    27 kwi 2016

  • Użytkownik Marta ❤️

    Nudne strata czasu na czytane

    27 kwi 2016

  • Użytkownik agnes1709

    @Marta ❤️ Czemu każdy zajebany troll chowa się jak szczur, niezalogowany? Nie wiem, czy mniejsza jest wasza odwaga, czy większa głupota? Możesz to przekazać swojemu drugiemu "ja" śmierdzącemu tam... poniżej.
    Masz rację, strata czasu, zresztą i tak nie zrozumiesz, polecam "Elementarz". PORADZISZ SOBIE???

    19 mar 2017

  • Użytkownik Monika

    Beznadzieja. Strasznie nudne to opowiadanie. Szkoda czasu na czytanie.

    26 kwi 2016

  • Użytkownik Tusiaqq

    Ciekawi mnie co będzie dalej :) Czekam. :*

    25 kwi 2016

  • Użytkownik Czarna21

    Dobre i ciekawe! Pisz dalej  ;)

    23 kwi 2016

  • Użytkownik koziołek

    Archiwum X - witaj na pokładzie. Wyśledziłem kilka literówek, jakieś powtórzenie, no i przydałyby się akapity przy takim bloku tekstowym. Sprawdziłem, że nie jesteś tutaj od dzisiaj, więc sama wiesz, że nie masz się czego wstydzić edytując tutaj swoje odpowiadanie. Relacja z gabinetu psychiatrycznego, jak również życie prywatne takiej osoby może być fascynujące. Proszę pisz dalej :lmao:

    23 kwi 2016

  • Użytkownik Tessiak

    Jestem zdania, że Twoja szufladowa twórczość powinna opuścić bezpieczny rejon i "wyjść" do ludzi. Owszem, możesz spotkać na swojej drodze trudności, krytykę... ale wszystko jest po coś. Ten prolog zrobił na mnie ogromne wrażenie. Jeżeli reszta twojej twórczości też jest taka to nie mogę się doczekać, żeby ją zobaczyć. I nie przejmuj się, jeśli początkowo nie zostaniesz tutaj zbytnio doceniona. Zauważyłam, że na lolu popyt na słabe historyjki z wielką nierealną i przesłodzoną miłością jest znacznie większy niż na coś, co zasługuje na prawdziwe uznanie, jak Twoje opowiadanie. Pozdrawiam i życzę Ci sukcesów w literackim świecie.

    23 kwi 2016

  • Użytkownik agnes1709

    @Tessiak :bravo:

    19 mar 2017

  • Użytkownik Dream

    Jestem pod wielkim wrażeniem :D Bardzo ciekawy wstęp, czekam na ciąg dalszy  :cool:

    23 kwi 2016