Terapeutyczna Miłość cz. 10

Terapeutyczna Miłość cz. 10ŚRODA

Wczorajszy dzień dał mi sporo do myślenia. Mimo, że jestem wykwalifikowanym psychologiem to wcale nie było mi łatwiej podczas swoich wieczornych rozważań. Wiedza, którą zdobywałam przez te wszystkie lata w obliczu niezidentyfikowanego uczucia, którym pałam do Michała, okazała się nie wystarczająca lub po prostu poszła się jebać... bo ja naprawdę straciłam rozum dla tego człowieka. Etyka zawodowa, moje życiowe priorytety poszły w odstawkę, nawet wyrzuty sumienia jakby straciły na sile.
Tak, to był dłuuugi wieczór i jeszcze dłuższa noc, ale bądź co bądź podjęłam decyzję. Być może coś zrozumiałam, być może moje serce stoczyło batalię z rozumem i po raz pierwszy wygrało? To wszystko jest "być może” bo nie mam gwarancji na to co odpowiada za mój wybór, nie mniej postanowiłam dać sobie szansę. Szansę na szczęście? Na miłość? Na cokolwiek co sprawi, że znów uśmiechnę się z całą szczerością serca.  
Po moim wczorajszym zachowaniu domniemam, że Michał nigdy więcej nie odważy się podjąć podobnego tematu. Nie dziwię się mu nawet specjalnie, ja także po tak spektakularnym koszu odpuściłabym sobie delikwenta raz na zawsze. Cóż… nie pozostało mi zatem nic innego jak wyjść z inicjatywą wspólnego lunchu. Może mało romantycznie, ale po pierwsze od czegoś trzeba zacząć. Po drugie dochodzi dwunasta w południe, a za lada moment w moim gabinecie pojawi się najprzystojniejszy facet na świecie. Po trzecie i ostatnie nie chcę i nie potrafię, pomimo faktu, iż boję się jak jasna cholera, czekać do wieczora na super romantyczny wypad do parku lub cokolwiek równie słodkiego.  
Denerwuję się, skłamałabym mówiąc że tak nie jest. W zasadzie to od rana chodzę mocno podenerwowana, o czym właśnie przypomina mi mój bolący brzuch. I chociaż dawno tego nie robiłam, stary nawyk obgryzania paznokci powraca jak bumerang.
Pastwiąc się nad i tak za krótkimi paznokietkami w napięciu śledzę wskazówki sekundnika na zegarze ściennym, by za chwilę w pełni gotowa powitać w progu swojego pacjenta. Mimo pełni skupienia nie udaję mi się przewidzieć momentu jego nadejścia. Jak zwykle postanawia przyjść w najmniej odpowiednim momencie, totalnie mnie zaskakując.
- Zrobiłem tak jak mówiłaś. Zadzwoniłem do niej, porozmawialiśmy i wiesz co? Jest chyba lepiej…- słyszę zza siebie, gdy pełna pasji poprawiam w lusterku czerwień swoich ust.
Dłoń, w której trzymam karminową szminkę nieruchomieje na sekundę, a potem opada na parapet na którym najczęściej dokonuje poprawek makijażowych. Delikatnie, z pełną gracją obracam się o 180 stopni i zamieram, a mój żołądek wykonuje nienaturalny skurcz.  
Pan siatkarz, nasza Duma Narodowa staje naprzeciwko mnie ze spuszczoną głową, której koniuszek brody zatapia w bukiecie białych frezji.  
- Przepraszam…- wchodzi mi w słowo zanim decyduję się cokolwiek powiedzieć. – Jesteś wspaniałą specjalistką, nie powinienem był stawiać cię w tak idiotycznej sytuacji jak wczoraj. To się więcej nie powtórzy, obiecuję. – kontynuuje, wciskając w moje dłonie kwiaty, których słodki zapach wdziera się wprost do nozdrzy.
Jestem tak zaskoczona, że nawet nie wiem co z nimi zrobić. Miotam się chwilę przy biurku szukając wazonu lub czegoś na jego kształt, podczas gdy Michał uważnie śledzi każdy mój ruch. Zdecydowanym ruchem otwieram szafkę i wyciągam z niej szklankę, żeby napełnić ją wodą. Mimochodem zerkam w stronę wyraźnie zdezorientowanego pacjenta, by za chwilę odłożyć tą czynność na później.  
- Słuchaj Michał…- wzdycham, podchodząc do niego bliżej i choć ciężko przechodzi mi to przez gardło decyduję się przyznać do swojego faux pas.: - Ja też nie zachowałam się wczoraj wzorowo. Kwiaty są naprawdę piękne…: - przyznaję, zaciągając się po raz kolejny ich oszałamiającą wonią:- … ale chyba powinniśmy na spokojnie wyjaśnić sobie parę kwestii. Wiem, że nie powinnam tego robić, zresztą właśnie zaprzeczam swoim własnym słowom, ale ta herbata- akcentuję: - to wcale nie był głupi pomysł. Nie chcę więcej żadnych niedomówień, dlatego darujmy sobie dzisiejsze zajęcia i popracujmy nad naszą relacją w bardziej neutralnym miejscu niż to. Co ty na to?
- Zapraszasz mnie na randkę?- uśmiecha się, zabawnie przekrzywiając głowę w bok, a ja jak na zawołanie czerwienię się po same uszy. – No nie wierzę, czy ty właśnie się zarumieniłaś? – nie przestaje zadawać kolejnych pytań, dostrzegając jak bardzo mnie peszą.  
- Jest strasznie gorąco.- odpowiadam, wlepiając swoje oczy w jego dekolt, na którym wyraźnie lśni kilka kropel potu.
Przełykam ślinę i odwracam wzrok od jego torsu. Odruchowo dotykam swojej szyi, a potem głęboko wentylując, niemal szeptem pośpieszam Michała: - Chodźmy już zanim coś mnie napadnie i się rozmyślę.
Misiek trochę się waha jednak widząc moje zaangażowanie w proces pośpiesznego zbierania rzeczy osobistych do torebki, odchrząkując, podrywa się do wyjścia.
- No dobrze, w takim razie zapraszam do mojego auta… bo chyba nie masz ochoty na spacer w taką spiekotę?- dodaje szybko, reagując na mój spłoszony wzrok.  
Upewniając się, że nie wyrażam żadnego sprzeciwu kontynuuje: – Tak też myślałem. No to co? Idziemy? Panie przodem.
Siatkarzyna przybierając maskę gentelmana, napompowany niczym paw, prowadzi mnie przez cały korytarz, schody, a potem główny hol.
Idziemy tak niczym niewzruszeniu, mając wrażenie jakby czas na chwilę się zatrzymał. Wiecie co mam na myśli. Typowe slowmotion, które często widzicie w sali kinowej podczas super- romantycznej produkcji.
Wymijając kolejne twarze, bardziej i te mniej znane kompletnie nie zaprzątam sobie myśli tym co powie Ala, czy powie ojcu, a mojemu szefowi. Co powiedzą moi koledzy i koleżanki? Jestem ponad to. Zawsze mogę przecież skłamać. Jestem odurzona, fakt, ale jak szczęśliwa to moje. Później będzie czas na głowienie się nad konsekwencjami lub ich brakiem. Nie chcę psuć sobie nastroju przez wymowne spojrzenie recepcjonistki.  
Raz, dwa, trzy… i znajduję się poza murami kliniki. Mimo letniego skwaru mam wrażenie, że dopiero tutaj mogę odetchnąć pełną piersią.  
Wsiadam do tego samego samochodu co wczoraj i nie wiedzieć czemu czuję jakąś niepojętą namiastkę zadomowienia. Zupełnie tak jakby jazda tak ekstrawaganckim cacuszkiem była dla mnie czymś normalnym.  
Mimo poczucia całkowitej aklimatyzacji całą drogę zarówno ja jak i kapitan biało- czerwonych spędzamy na własnych przemyśleniach, z którymi nie decydujemy się uzewnętrzniać. Sytuacja ta trwa jeszcze długo po opuszczeniu samochodu, aż po samo złożenie zamówienia w jednej z podmiejskich restauracyjek. Każdo z nas kręci się niespokojnie na krześle, rzucając co róż słodkie uśmieszki, ale żadno nie ma zamiaru przemówić jako pierwsze, by złamać tą gęstwinę ciszy, która wlecze się za nami od kilku dobrych kilometrów. W sumie… Może i ma, ale chyba zwyczajnie, tak po ludzku wstydzi się zrobić ten pierwszy krok. I chociaż zbieram się wewnętrznie do tego z całą mocą to jego idealnie dopasowana koszulka sukcesywnie rozprasza moje myśli. Dopiero po pierwszym widelcu sałaty, mieląc jej resztki niczym lama, przerywam ten niezdrowy proceder.
- Moja mama zawsze mówiła, że jak pies je to nie szczeka…
- … bo mu miska ucieka.- dopowiada mój rozmówca, po czym wybuchamy mało dyskretnym śmiechem.  
- Też to znasz.- zauważam bystro, odkładając sztućce na talerzyku. – Ale wracając do puenty. Jeśli nie zdecydowałabym się zagadać teraz to być może nie zrobilibyśmy tego wcale, tak jak to się miało do tej pory. Nie chcę byś myślał, że cię nie lubię. – powoli wchodzę na grząski grunt, bacznie obserwując zmieniającą się mimikę twarzy mojego gościa od szczerze uśmiechniętej po poważną. – Nie chcę, bo to zupełna bzdura. W zasadzie to cię lubię, nawet bardzo…
- Ale Laura, naprawdę nie musisz tego mówić. – słyszę jego miałkliwy głos, który totalnie wybija mnie z rytmu.  
Wzdychając, obrzucam go proszącym wzrokiem i kontynuuje póki jeszcze pozostały we mnie resztki odwagi by wyznać mu swoje chore uczucia.
- Proszę cię, nie przerywaj mi, bo nie wiele dzieli mnie do dezerterowania. OK?  
Michał przyjaznym gestem jego wielkiej dłoni, zaprasza mnie do kontynuowania, a mnie z nerwów zasycha w ustach. Sięgam po szklankę zimnej wody i upijając łyk niegazowanej, zmierzam się z jego nieprawdopodobnym błękitem tęczówek, od których nie jestem w stanie oderwać oczu.  
- Nie trzeba być super domyślnym, by pewne rzeczy zrozumieć, zwłaszcza gdy ktoś podaje nam wszystko jak na tacy. Ale sam wiesz jak to bywa. Pewne sprawy lepiej konfrontować, bez sensu żyć w niepewności. Bez sensu zastanawiać się, główkować i tracić czas na głupie domysły tylko dlatego, że jest między nami kupa niedomówień.  
- Wiem, że miałem ci nie przerywać...- wchodzi gładko w mój starannie obmyślany monolog, całkowicie burząc jego porządek.- ale chyba wiem co chcesz mi powiedzieć i wiem jak dużo cię to kosztuje.  
- Oh tak?- wypalam, nie kryjąc zaskoczenia, trzepocząc przy tym rzęsami jak rasowa idiotka. – Skąd możesz niby wiedzieć co mi w duszy gra? Przecież nie możesz ich odczytać ot tak sobie. To indywidualne sprawy, o których nikt nie ma pojęcia, poza mną samą.  
- Ok, z grubsza zgadzam się z tobą, ale w tej kwestii nie mogę, bo… Bo widzisz mam tak samo jak ty. I wierz mi też się denerwuję, chociaż nie zdziwiłbym się gdybyś mi nie uwierzyła, bo niby jak taki twardziel może cokolwiek czuć? A no coś tam może. Tak, wiem masz zasady, rozumiem to i szanuję, ale…- ucina swój wywód na stłumiony dźwięk standardowego dzwonka telefonu, by za chwilę wyciągnąć z kieszeni równie wysłużoną komórkę co moja. – Kurczę, muszę odebrać. To ważne, inaczej ktoś mi łeb urwie. – uśmiecha się do mnie, puszczając zawadiackie oczko. – Wybacz. – dodaje zanim odejdzie od stołu, zostawiając mnie pogrążoną w totalnej hipnozie.  
Zanim oddali się na bezpieczną odległość udaje mi się podsłuchać fragment jego rozmowy, kiedy rozanielony ćwierka do słuchawki niczym skowronek:
-No jasne, że pamiętam. Jak mógłbym zapomnieć o jedynej kobiecie w moim marnym życiu?  
Kobiecie jego życia? No a jednak nie miałam omanów… Szczebiota jak zakochany gówniarz, to chyba wyjaśnia wszystko z kim ma właśnie do czynienia.
A ja? Siedzę cała spięta przy stole, nerwowo zaciskając pięści. Nie, wcale nie gniewam się, że odbiera telefony w mojej obecności w końcu żyjemy w XXI wieku, chodzi raczej o to od kogo je odbiera i to w dodatku bez najmniejszego skrępowania.
Kilka sekund temu wyraźnie widziałam na wyświetlaczu jego smartfona zdjęcie dobrze znanej mi blondynki. Z początku myślałam, że popadam w paranoje, ale nie. Nic bardziej mylnego! To była ona.
Wzrokiem pełnym jadu obserwuje jego oddalającą się sylwetkę, zupełnie jak nie ja. Jestem wściekła i nawet jego boski uśmiech nie jest w stanie tego zmienić. Kiedy znika mi całkowicie z pola widzenia niemal nie wybucham histerycznym śmiechem. Powstrzymuję się, bo nie jestem sama, bo nie chcę wyjść na nienormalną. Poza tym i bez tego patrzą na mnie z niewytłumaczalnym zainteresowaniem.  
Nie wiem ile czasu go nie ma. Nie liczę, ale myślę, że wystarczająco długo by wrócić. Zaciskam szczęki tak mocno, że zaczynam odczuwać ból i czekam. Czekam, czekam, czekam, a on niczym nieporuszony zjawia się przede mną z kolejnym bukietem frezji. W dodatku cały rozpromieniony!
- Boże, jaka ty jesteś piękna!- rzuca na dzień dobry po raz kolejny wciskając w moje dłonie słodki zapach moich ulubionych kwiatów.
I naprawdę nie mam bladego pojęcia skąd o tym wiedział. Gest ten jednak porusza moje twarde serce do tego stopnia, że zaczynam odczuwać obecność pojedynczych drgań moich strun głosowych, gdy próbuje wydobyć z siebie głos.  
- Nic nie mów...- uprzedza mnie, przerywając moje nieudolne próby wysłowienia się, a ja z każdym kolejnym słowem, z każdym pojedynczym gestem topnieje coraz bardziej i bardziej, zwłaszcza wtedy gdy z taką czułością kładzie swoją rękę na moją dłoń i gładzi ją swoim kciukiem.
Patrzy na mnie tak przeszywającym wzrokiem, że na moment zamieram. Nieruchomieje. Jestem bezwładna i bezradna jednocześnie. Do tego jego zapach i dotyk. Tak… Jego dotyk jest naprawdę magiczny, mimo to próbuje się bronić, by całkiem nie utonąć w jego oczach. Zbieram się w sobie i zbieram by ostatkiem sił spróbować zaprotestować, mamrocząc coś niewyraźnie pod nosem, wyszarpując przy tym swoją rękę spod tytanowego uścisku.
- Ciii…- uspakaja moje nerwowe ruchy, przytrzymując mnie na miejscu, a ja znów poddaje się chwili. Na moment, na momencik.  
Nie mogę uwierzyć w to co widzę. To co się dzieje jest tak nierealne, że nawet nie potrafię ukryć swojego zdziwienia, choć udawanie ostatnio całkiem dobrze mi wychodziło.  
Siedzę na pełnym wydechu z otwartymi ustami i patrzę niedowierzająco na faceta, który właśnie uwodzi mnie tak jak nikt wcześniej dotąd. Ogarnia mnie dziwny stan. Dziwny nie znaczy, że zły. Wprost przeciwnie. Jest to cholernie pozytywne uczucie, ale tak jak mówię to wszystko jest na chwilę. Prócz wzruszenia czuję podręcznikowe motyle w brzuchu, jednak coś mnie męczy. Coś jakby zjada mnie od środka i bynajmniej nie są to kolorowe owady buszujące po moich trzewiach. Coś co męczy, dręczy, nie pozwala zapomnieć, nie pozwala poddać się chwili. Nie pozwala bo ciągle z tyłu głowy mam ten przeklęty telefon i im dłużej przysłuchuję się Michałowemu monologowi, tym coraz szybciej rośnie we mnie uczucie silnego wzburzenie.
- O czym ty do mnie w ogóle mówisz?- wybucham niczym uśpiony wulkan po kolejnej różowej dawce słodko- pierdzących słówek o tym jak to on uwielbia gdy przygryzam dolną wargę i jak pięknie mi w granacie.  
- Nie rozumiem. – na jego twarzy maluje się wyraźne zaskoczenie, a oczy zachodzą mgłą, choć jeszcze przed momentem lśniły blaskiem miliona gwiazd.  
Prawdę powiedziawszy ja też już sama siebie nie rozumiem. Istna huśtawka emocjonalna.  
- Powiedziałem coś nie tak? Zrobiłem coś czego nie powinienem?- dopytuje chwytając mnie w pospiechu za rękę. – Powiedz coś, proszę…
- Zostaw!- odrzucam jego gest nastroszona jak kotka.  
- Co jest grane? Myślałem, że…
- I ty mnie pytasz co jest grane? Ty naprawdę jesteś bezczelny, wiesz?!- wściekam się pospiesznie wstając od stołu, kierując swe kroki w kierunku wyjścia. – Aha, zapomniałabym – zatrzymuję się na moment by jeszcze raz spojrzeć w jego oczy i wyrzucić z siebie to co od dobrych kilku minut siedzi mi na wątrobie. – Uwielbiam frezję, nie mam pojęcia skąd o tym wiedziałeś, ale to bez znaczenia. Chyba powinieneś je dać komuś innemu, prawda? - pytam zaczepnie, rzucając bukietem wprost w jego ręce.
Mimo wyraźnie łamiącego się głosu i desperackich prób tłumaczeń Michała, zatykam uszy i zdobywając się na ostatnie słowa zanim wybuchnę żarliwym płaczem, pytam:
- To był zakład? Tak?
Pan Siatkarz oczywiście zaprzecza, zarzucając mi przy tym brednie. Ja jednak wiem swoje. Odpowiedź przychodzi szybko, zbyt szybko jak dla mnie by mogła być szczera. Tak naprawdę nawet nie musiałam na nią czekać. Znałam ją i byłam przekonana co do jej słuszności… ale tak, macie rację to w żaden sposób nie pomogło mi uodpornić się na ból z którym muszę się teraz mierzyć. I tak, w tym też macie rację, jestem załamana i totalnie rozbita. To tak silne uczucia, że nawet nie umiem tego pisać słowami. Mimo to trzeba żyć, pytanie tylko: JAK? Jak się pozbierać po takim ciosie?
Żwawo opuszczając miejsce uroczej restauracyjki przez głowę przelatuje mi tysiące myśli. Tysiące straszliwych, kaleczących moją duszę myśli. Niewiarygodne, że jeszcze przed kilkunastu minuty byłam skłonna oddać mu całe serce! Te serce, które teraz ledwo bije, leżąc zdeptane, lepiące się od kurzu spod sportowych butów gdzieś na poboczu szosy. Serce dławiąc się własną świeżo wypompowaną krwią.  
Boże! Jestem taka naiwna!




~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witam wszystkich ponownie.
Wiem, że moja obecność tutaj ostatnio była dość ograniczona, ale złożyło się na to parę czynników losowo- zawodowych. Innymi słowy "z pustego i Salomon nie naleje". Przepraszam, a w ramach rekompensaty wrzucam świeżutki PART 10.  
mam nadzieję, że przypadnie do gustu i ten fragment.
Ahaaa... Zapraszam do aktywności pod opowiadaniem :) ocena mile widziana.

DanaScully

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 2972 słów i 16953 znaków, zaktualizowała 21 lip 2017.

2 komentarze

 
  • Użytkownik elninio1972

    komentarz większy p9d koniec, ok?  
    i tam błąd masz. "co rusz" zamiast "róż" ;)

    28 lut 2018

  • Użytkownik domkaxxxx

    Jejku, przeczytałam wszystkie części, opowiadanie jest mega ???? nie mogę się doczekać kolejnej części!

    24 lip 2017

  • Użytkownik DanaScully

    @domkaxxxx dzięki :)

    24 lip 2017