Terapeutyczna Miłość cz. 12

Terapeutyczna Miłość cz. 12PIĄTEK

Siedzę na kanapie z podwiniętymi nogami i czekając na Olkę, nie przestaję dręczyć się wczorajszymi wydarzeniami. Co chwilę pociągam nosem i wlepiając bezmyślnie oczy w wymięty blankiecik, powtarzam w myślach po raz setny tą samą sentencję: " Nigdy cię nie okłamałem, nigdy cię nie okłamałem” itd, itd…
Kiedy wczoraj przeczytałam zawartość kolorowej karteczki chciałam umrzeć. Dokładnie tak, nie przesłyszeliście się. Długo wyrzucałam sobie swoją pochopność w wydawaniu sądów i duszę wiatrem podszytą. Gdybym nie usunęła numeru tamten dzień mógł zakończyć się nieco inaczej, jednak zrobiłam to, czego konsekwencją był taki, a nie inny finał dnia. Minęło trochę czasu i teraz trochę okrzepłam. Nie targają mną tak silne emocje co wczoraj, ale mimo to czuję się fatalnie. Nie chodzi tylko o ten durny zakład, o tą kartkę we frezjach. Tak naprawdę chodzi o coś głębszego, bo pomimo że powinnam znienawidzić go do reszty to nie mogę przestać go kochać, a telefon jak na złość milczy jak zaczarowany. Moja dwubiegunowość postępuje, bo po raz kolejny chcę, ale nie chcę. Miotam się, gryzę z własnymi myślami i właśnie dlatego na ratunek wzywam psiapsiółkę, która już nie raz ratowała nie tylko moje złamane serduszko.
Cały poranek spędziłam na bezsensownym sprzątaniu, chodź mieszkanie i bez tego lśniło czystością pierwsza klasa, tak że sama Rozynek by się nie powstydziła.  
Trzeba przyznać, że ostatnim czasem dość często swój wolny czas spędzam z ścierą w ręce. Fakt jest taki, że praca fizyczna zawsze najlepiej robiła mi na głowę, a zajęte ręce to prosty i sprawdzony sposób na głupie rozmyślanie… Ale na Boga, ile można sprzątać?
Zmęczona fizyczną orką, padłam jak pies Pluto, a potem kiedy już się obudziłam, zobaczyłam wypucowane mieszkanie, ukochanego kota i zwiędłe kwiaty na etażerce… Myśli powróciły niczym bumerang. Zaczęło się niewinnie, a potem przybrało to taki rozmiar, że przestałam nad tym panować. Sprzątanie odpadało w pierwszej kolejności. Brak mi sił, mięśnie palą, a kręgosłup zesztywniał do reszty. Nic dziwnego, w końcu dałam sobie ostro w kość. Użalanie się nad sobą również nie było najlepszą alternatywą, dlatego zrobiłam coś na co już od dawna miałam ochotę. Otworzyłam wino i zadzwoniłam po narzeczoną mojego niedoszłego chłopaka, a jako że Olka spóźnialstwo miała we krwi, zdążyłam wypić już połowę butelki słodkiego Carlo Rossi, a tej jak nie było tak nie ma. Prawdę powiedziawszy nie wiem ile czasu już na nią czekam, ale cierpnące odnóża dają mi jasny sygnał, że o wiele za długo i dlatego w ramach ich rozruszania, podchodzę do okna balkonowego by niczym wścibska sąsiadka spod 20 robić za miejski monitoring. Nie dana mi jednak jest zabawa w stróża, bo wraz z pierwszym rzutem oka na dzielnicę, słyszę zbawienny ton dzwonka do drzwi.  
- Ola! Jak dobrze, że jesteś! – piszczę, rzucając się wprost na jej szyję jak jakaś wariatka.
- Słuchaj Laura…- wzdycha, odrywając się ode mnie: - Nie wiem jak mam ci to powiedzieć.- zerka nieśmiało, a ja dopiero teraz dostrzegam, że jest jakby nie przygotowana do babskich zwierzeń:- No nie patrz tak na mnie! Mam awaryjną sytuacje, mama Dawida zapowiedziała się z wizytą…
- Olka…- miałczę z wyrzutem, klapiąc na krzesło kuchenne. – Ja cię tu kurwa potrzebuję, a ty mi tu z teściową wyjeżdżasz…
- No co mam ci powiedzieć? … Wiem, że ci na tym spotkaniu zależało, więc wpadłam na chwilę. Posiedzimy, pogadamy, ale z tym… - wskazuje na wpół pustą butelkę. - … będziemy musiały poczekać.
- Chyba ty…- prycham, nalewając sobie kieliszek wina, kompletnie nie zwracając uwagi na jej zdezorientowaną minę.
Kumpela karci mnie wzrokiem i kręcąc z dezaprobatą głową, chwyta flaszkę ze stołu i wylewa jej zawartość do zlewu.  
Wywracam oczami i upijam łyk wina, którego Skowronka jeszcze nie zdążyła mi skonfiskować.  
- Dziewczyno, co się z tobą dzieje? Ty nigdy tak się nie zachowywałaś. Mam nieodparte wrażenie, że odkąd poznałaś tego całego…
- Michała?- odświeżam jej pamięć, wciąż dzierżąc w dłoni szklane naczynko.
Olka przez kilka sekund intensywnie mi się przygląda, a potem siada naprzeciwko mnie i opierając się łokciem o blat, kontynuuje:
- Tak, Michała… Powiedz mi co się dzieje? Przecież ty nigdy nie piłaś. – chwyta mnie za dłoń, lustrując uważnie wzrokiem. – Boże, Laura, no popatrz tylko na siebie, jak ty wyglądasz?- nie wytrzymuje, wyrzucając z siebie to, co od dłuższej chwili miała na końcu języka.  
Jeśli mam być szczera to nie tego oczekiwałam. Jeśli już to liczyłam na wsparcie, jakieś dobre słowo, a na pewno nie na falę krytyki i nieustanne umoralnianie.  
Olka jednak ciągnie temat, nie przestając suszyć mi głowy, więc chcąc nie chcąc muszę w końcu dać jej do zrozumienia jasno i wyraźnie, że nie po to tu przyszła by mnie dobijać. Olewam więc wszystkie zasady dobrego wychowania i wyrzucam z siebie jedno zasadnicze pytanie, na którego wydźwięk sama na moment zamieram.
- Czy ty do ciężkiej cholery możesz się w końcu przymknąć i wreszcie mnie wysłuchać?
Aleks wytrzeszcza oczy ze zdziwienia i po dobrej chwili wykrztusza z siebie zduszone " No wiesz…”, które zabrzmiało zupełnie tak jakby zaraz miała wygarnąć mi brak kultury osobistej.  
Nie robi tego, ale tylko i wyłącznie dlatego, że uspokajam ją gestem ręki, uniemożliwiając jej tym samym ponowne dojście do głosu. Mimo, że milczy doskonale wiem co ma mi do powiedzenia, znam ją od lat i potrafię czytać z niej jak z otwartej księgi.  
Z początku zdezorientowana, teraz siedzi ofukana, układając swoje pełne usta w charakterystyczny dziubek. Znam tę minę. Jest obrażona, czego dowodem są jej wydęte usta i miarowe stukanie obcasem o podłogę.  
Nie chcę by Olka się na mnie gniewała, dlatego szybko przecinam linię napięcia, przyznając się do swojej największej życiowej porażki:
- Zakochałam się w swoim pacjencie i kompletnie nie wiem co mam z tym wszystkim zrobić.  
W odpowiedzi na moje wyznanie Aleksa robi oczy jak pięć złotych i uśmiechając się niewyraźnie, chwyta mój kieliszek by wypalić na cały regulator:
- Polejcie mi! Że co proszę zrobiłaś? Zakochałaś się?
Wiem jak to zabrzmiało, dlatego nawet nie dziwię się jej reakcji. Sama zdaję sobie sprawę jak bardzo to słabe. Mimo to staram się jakoś bronić i idąc za ciosem, kontynuuje swoją wynaturzoną historię pod której wpływem Ola staje się o dziwo… coraz bardziej rozpromieniona.
Wyrywając kieliszek z jej dłoni zaczynam swoją opowieść od samego początku, czyli od tego jak podpadł mi już na pierwszych zajęciach, poprzez jego nieustanną chęć niesienia mi pomocy, czułe spojrzenia, kończąc na feralnym lunchu.
W przeciwieństwie do kumpeli z każdym kolejnym słowem jest mi coraz ciężej, zupełnie jakbym wdrapywała się co najmniej na K2. Kiedy udręczona wyrzucam z siebie kolejne i kolejne słowa, ona z ekscytacji nie może usiedzieć na miejscu, krążąc po całej kuchni. I nic w tym nie było by dziwnego, gdyby nie to, że nie przestaje się przy tym uśmiechać. Dopiero po ostatnich moich słowach, jej uśmiech jakby przygasa.  
- Zwariowałaś? Co to ma znaczyć, że chcesz go porzucić?- potrząsa moim ramieniem, wbijając we mnie swoje przenikliwe spojrzenie.  
- No jak to co? Ola… ja tak dłużej nie mogę, sama widzisz co się ze mną dzieje. Poza tym to nie moralne, nie etyczne, wręcz nie dopuszczalne.  
- Lecz się! – wciska swoje trzy grosze pomiędzy moją jakże skomplikowaną odpowiedź, a mnie nagle zaczyna brakować języka w gębie. – Przecież Ada za niedługo wraca. Michał jest jej pacjentem. Prędzej czy później wróci pod jej skrzydła. Po co robić ten kabaret? Pociągniesz jeszcze te kilka dni, dasz radę, nie bądź dzieckiem.
- ale… - bąkam nieśmiało chcąc uparcie bronić swojego zdania, lecz ta stara się nie zauważać moich starań i kontynuuje swoje mądrości z taką pewnością siebie, że niemal jestem w stanie uwierzyć jej na słowo.
- Laura! Przecież on ewidentnie na ciebie leci! Co ty taka święta się zrobiłaś? Ciągle pieprzysz jakieś farmazony o etyce. Opanuj się i ochłoń! Przewartościuj swoje życie, bo póki co nie wygląda to za dobrze. Samotna baba z kotem. Chryste Panie, masz faceta na wyciągnięcie ręki, a ty zasłaniasz się etyką zawodową. Czy ty jesteś zdrowa na umyśle? Sama pomyśl, o takim facecie marzą tysiące napalonych fanek i faneczek siatkówki.- emocjonuje się, podnosząc głos coraz bardziej i bardziej. – No, a ty jeszcze wybrzydzasz i strzelasz fochy…- dodaje trochę spokojniej, podchodząc do mnie bliżej.
- No tak, ale ten zakład…- przypominam jej historię ze środy, nie przestając bawić się pustym kieliszkiem po winie.
- Jaki znów zakład? Ubzdurałaś sobie jakieś gówno i brniesz w nie w zaparte. No pomyśl, czy ty jesteś obiektywna? Zarzuciłaś mu kłamstwo i nie dając się nawet wytłumaczyć, wydałaś na nim wyrok. To poważny facet, już dawno nie bawi się w podchody. Wpadłaś mu w oko, tak po prostu. Nie widzisz tego?
- Myślisz?
- Nie, nie, nie.- obejmuje mnie czule ramieniem, całując w czoło. – Ja nie myślę, ja to wiem.  
I chodź Ola to totalna wariatka muszę przyznać, że w podnoszeniu na duchu ludzi nie ma sobie równych. Uśmiechając się pod nosem, uzmysławiam sobie, że tak naprawdę gówniana ze mnie specjalistka skoro szurnięta kumpela musi sprowadzać mnie na ziemię i w dodatku całkiem dobrze jej to wychodzi.  
- … i proszę cię nie dręcz się już więcej i daj mu szansę na spowiedź, ok? A, bo bym zapomniała, te nasze spotkanie przy winie to sobie jeszcze odbijemy, więc odłóż tą flaszkę na później, co? – mruga porozumiewawczo, przytulając mnie na pożegnanie.
I już mam zapytać o czym mówi, gdy niczym grzyby po deszczu wyrasta przed moimi oczyma na korytarzowej komodzie nierozpoczęte Amberwine. Szczerze powiedziawszy nie wiem skąd się tam wzięło, najwidoczniej nie panuje już nad swoim pijaństwem, jednak to nie czas i miejsce na tego typu rozważania.  
Uśmiecham się szeroko i rzucając przeciągłe " Paaa”, zamykam drzwi na zamek.  
Nie przestając się szczerzyć, maszeruję przez mieszkanie cała w skowronkach, finalnie rzucając się z lekkością na swoje łóżko. Niesamowite, że zaledwie kilka zdań z ust Olki potrafiło tak wiele we mnie zmienić.  
Nagle już nie chcę uciekać przed uczuciem, nie chcę też porzucać Michała zarówno zawodowo jak i prywatnie. Jedyne czego teraz chcę to rozmowy, jego spowiedzi, dzięki której wreszcie wszystko zostanie między nami wyjaśnione. Chcę tego tak bardzo i tak już, że postanawiam sama nadać szybszy bieg tym wydarzeniom. Wciąż będąc pod wpływem mowy motywującej, wygłoszonej przez moją psiapsiółkę, przewracam się na brzuch i wyciągam z tylniej kieszeni telefon. Nawet przez sekundę nie zastawiam się nad tym jak to zrobię skoro numer usunęłam podczas swojego ataku paniki, o czym przypomina mi dopiero pusta lista połączeń.  
Nieco przygaszona, podnoszę się z wyrka i zbierając po drodze Cypisa, siadam z nim przed laptopem.  
Tak jak zwykle przeglądam bieżącą pocztę, odpisując pobieżnie na to co ważniejsze i nie wymaga większego zaangażowania. Rytuał ten nie trwa zbyt długo, co wcale nikogo nie powinno dziwić. Nie mam wielu znajomych, poza tym w dzisiejszych czasach wszystko załatwia się na telefon, a ten nie pozostawia złudzeń.  
Chwilę po wylogowaniu, zupełnie bez głębszej refleksji nad tym co robię, kilkoma uderzeniami palca, wyklikuje w wyszukiwarce interesującą mnie frazę. Jak na zawołanie ukazuje się przede mną szereg fotografii, które przeglądam z wypiekami na twarzy. Wiem, że to kompletna dziecinada, ale nie umie omówić sobie tej przyjemności. Nie umie i nie chcę. Już dawno tego nie robiłam, ale teraz postanawiam to nadrobić… Zachłannie przerzucam kolejne Michałowe zdjęcia, nie mogąc przestać napawać się jego pięknem. Co prawda zaczyna to zajeżdżać problemami natury psychicznej, ale mam to gdzieś. Przynosi mi to taką radość, że z rozkoszą popadam w bezmiar czasowy. Matrix, z którego chyba nigdy bym się nie otrząsnęła, gdyby nie telefon… który nie przestaje grać od dłuższego czasu.  
Nim dochodzi do mnie fakt, że znajoma piosenka pochodzi z mojego aparatu, a nie innego, telefon milknie. Podrywam się z ulubionego, żółciutkiego narożnika jak rażona prądem i przystając na baczność, przesuwam palcem po wyświetlaczu, odblokowując ekran. Chwilę potem na głównym pulpicie pojawia się ikona nieodebranego połączenia. Niewiele myśląc, najeżdżam na symbol i jakież jest moje zdziwienie, gdy na liście pojawia się tajemniczo brzmiący opis " Połączenia Prywatnego”.
Wzdrygam się na moment, a po moich plecach przechodzi zimny dreszcz. Dreszcz tak intensywny jakiego chyba jeszcze nigdy nie czułam.  
Mimochodem obracam się w stronę balkonu, a moje oczy momentalnie przyciąga przeciwległe okno. Majak jest niewyraźny, rozmyty, ale jestem pewna tego co przed chwilą widziałam. Na pełnym wdechu podchodzę do okna, odsuwając tiulową firanę i jeszcze raz wytężam wzrok, lokując go w to samo miejsce co przed sekundą. Mam wrażenie, że zasłona jeszcze się porusza, ale w oknie nie ma już nikogo, chodź dałabym uciąć sobie własną rękę, że widziałam w nim Michała. W sumie nawet nie było by to jakieś zaskakujące. Już raz widziałam go na tamtym balkonie, kiedy tak pełen różowych uczuć zjadał swoją jajecznicę z talerza… Ostatni raz omiatam wzrokiem ten przeklęty zakątek miłości i znów to zauważam, a w zasadzie nie "to” tylko "go”.
I kiedy tylko bezdźwięcznie wypowiadam jego imię mój telefon ponownie rozbrzmiewa nieco stłumionym tonem poprzez zacisk mojej dłoni. Tym razem nie zwlekam z jego odebraniem i w ciągu jednej setnej sekundy podejmuję decyzję, rzucając w słuchawkę drżącym z rozemocjonowania głosem:
- Michał, to ty?
Wytężam z całej mocy swój aparat słuchowy, jednak odpowiedź nie przychodzi, przynajmniej nie tak szybko jakbym tego sobie życzyła. W słuchawce słychać jedynie ciche rzężenie, które z każdą chwilą przybiera na sile. Mam ochotę powtórzyć pytanie, jednak moje gardło jest tak suche jak pustynia na Saharze.  
Szukając w zasięgu wzroku chodź kropli wody, która ukoi moje pragnienie, poruszam się niespokojnie, odchodząc w stronę kuchni. Zbliżając się do lodówki, do mojego ucha dochodzi charakterystyczne chrząkniecie, po którym następuje ciche, lecz urwane w połowie wyznanie:  
- Nie, nie Michał…  
Mam wrażenie że właśnie doznaję po raz kolejny paraliżu, o czym może świadczyć nagłe zawieszenie mojej dłoni na uchwycie drzwiczek lodówki. Wbrew moim obawom dość sprawnie odzyskuje władzę w swoim ciele, by w mgnieniu oka znaleźć się ponownie przy oknie.
Postać z przeciwległego mieszkania staje się coraz ostrzejsza, zwłaszcza wtedy gdy odsłania kurtynę przedstawienia, ukazując się w całej okazałości.  
- … nie żaden sportowiec, nie Twój pacjent, tylko facet który dał ciała i chce to jak najszybciej naprawić.
Zamieram. Wpatrując się w hipnotyzujące tęczówki przyjmującego, których błękit nawet z takiej odległości uderza po oczach, próbuje przełknąć ślinę, która uniemożliwia mi wyduszenie z siebie chociaż jednego, marnego zdania.
- Nie mów nic…- czyta mi w myślach, albo widzi jak walczę ze sobą by cokolwiek powiedzieć. – Nie jestem kłamcą, wiesz o tym doskonale. Po co się bronisz? Co ci to daje? Lubisz się zadręczać? Nie wierzę… Nie odpuszczę ci, nie po tym co powiedziałaś. Słyszysz, nie dam się tak łatwo zbyć. Możesz blokować moje telefony, możesz nie przychodzić na spotkania, ale ja i tak znajdę sposób…- nakręca się coraz bardziej z każdym słowem, a ja wciąż walcząc ze sobą, w końcu przełamuje niemoc i mocno zachrypniętym głosem pytam, przerywając jego plątaninę słów:  
- Czego ty chcesz ode mnie? Chcesz mnie zaszczuć, chcesz żebym tu się zamknęła i nigdy już nie wyszła? O to ci chodzi?  
Michał milknie. Mam wrażenie, że jego oczy ponuro zbledły, nie tracąc przy tym na swoim pięknie. Jego broda niebezpiecznie drży, ale nie dlatego, że tak jak ja ma ochotę się rozpłakać, wręcz przeciwnie. Jest gotowy do walki. Jednym gestem ręki, uchyla drzwi i przekraczając ich próg, staje na środku wypielęgnowanego balkonu.
- Nie. Chcę się spotkać. – mówi zdecydowanym tonem głosem, a mnie znów zaczyna brakować tlenu w płucach, do tego stopnia, że zaczyna kręcić się mi w głowie.
Nawet nie wiem kiedy z moich ust pada znamienne pytanie, którego już za chwilę będę żałować.
- Kiedy?




@-->->---
Kochani, nie ukrywam, że czuje się zniechęcona tym opowiadaniem, wogole czuje się zniechęcona pisaniem. Brak mi motywacji. Apeluje po raz kolejny o "krytykę" , bez której moja motywacja do dalszych działań jest po prostu nijaka.

DanaScully

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 3121 słów i 17382 znaków, zaktualizowała 13 wrz 2017.

4 komentarze

 
  • Scarlettt

    Kiedy next?

    3 lis 2017

  • DanaScully

    @Scarlettt na weekend :)swiezutka, napisana, jeszcze tylko poprawki i proszę :)

    10 lis 2017

  • Scarlettt

    @DanaScully no i po weekendzie

    13 lis 2017

  • DanaScully

    @Scarlettt wiem, wiem ;) obiecuję się poprawić.

    13 lis 2017

  • Lidia

    No co ja mogę napisać, jest świetne!

    8 paź 2017

  • Inka

    niech ta ruda głowa za duzo nie mysli  bo siatkarz to dobry kąsek niech działa i chce zeby rowniez duzo sie działo

    25 wrz 2017

  • Inka

    Panieneczko uwielbiam to opo ale czekam az on ja dotknie w koncu juz dosyc opisow jak ona sie czuje niech ja pan siatkarz posiadzie

    24 wrz 2017

  • DanaScully

    @Inka posiądzie- co za mocne slowo:D coz..ostatnio więcej czytam niż pisze, ale jeśli już zasiądę to obiecuję zaspokoić Twoje pragnienia- tym bardziej, że opowiadanie dobija do brzegu :)

    24 wrz 2017