Terapeutyczna Miłość cz. 13

Terapeutyczna Miłość cz. 13SOBOTA

     Pewnie nie uwierzycie, ale znowu dopadły mnie wątpliwości. To nie normalne, zwłaszcza że wczoraj szalałam wprost ze szczęścia. Nie wiem co jest ze mną nie tak, ale z każdą kolejną sekundą czuję narastający niepokój przed nieuchronnie zbliżającym się spotkaniem. To napięcie jest wprost nie do wytrzymania.
Żeby je jako tako rozładować wczesnym rankiem wybiegłam do pracy by zająć się czymkolwiek. Tak naprawdę nie wiele mam do roboty. Wszystko wyprowadziłam na prostą, dopieszczając każdy szczegół, co jak co ale ostatnim czasem ciągle przesiadywałam w pracy po godzinach. Chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego?
     Dochodzi południe, po raz setny układam alfabetycznie teczki osobowe, co chwile zerkając na wyświetlacz telefonu. Ciągle się waham, ale nie potrafię zdobyć się nawet na jednego SMS-a, a co dopiero na jakąś konstruktywną rozmowę.  
Myślę tak intensywnie, że zupełnie nieświadomie uruchamiam mechanizm telepatii, ściągając myślami obiekt swoich westchnień.
- Wolisz kuchnie azjatycką czy włoską? A może chcesz spróbować czegoś mniej wyświechtanego? – słyszę jego podekscytowany ton głosu, wprost ze słuchawki i kompletnie zamieram.
Przez chwilę zbieram myśli i wstając od biurka, wzdycham z miną cierpiętnicy tak jakbym miało to cokolwiek pomóc.  
- Dobrze, że dzwonisz…- przerywam by teatralnie zakaszleć. – Przepraszam.- chrząkam, rozmasowując szyję. – Miałam właśnie do ciebie dzwonić. Widzisz… Chyba się przeziębiłam, sam rozumiesz, że to nie najlepszy moment na te nasze spotkanie. Nie chciałabym cię poczęstować tym paskudztwem, masz przed sobą gorący okres, więc szkoda by było spędzić go na ławce rezerwowej… lub co gorsza przyglądać się temu z trybun.  
- To coś poważnego. Mam się martwić?
- Co?- pytam wciąż nie wychodząc z roli, imitując chrypkę. – Nie, nie… To tylko przeziębienie, ale myślę że powinniśmy przełożyć ta naszą randkę na za jakiś czas. Wiem, że obiecałam ci to, ale naprawdę jestem w nienajlepszej formie. Poza tym nie chcesz mnie oglądać w takim stanie, ani ja nie chce być taka oglądana. – milknę, krzywiąc się pod wpływem steku bzdur którymi uraczyłam mojego kapitana.  
Wiem, że to nie w porządku, ale nie umiem inaczej. Jestem tchórzem i w tchórzej naturze jest ucieczka, dlatego ja też jak ten tchórz- uciekam. I zupełnie nie ważne jest to, że tak naprawdę pragnę go całą sobą, każdym centymetrem. Jest mi głupio, że tak go wystawiam, zwłaszcza teraz gdy wygląda na to, że naprawdę przejął się moim stanem.  
Głupia nie jestem, mam intuicję i wiem, że się o mnie martwi. W normalnych okolicznościach bym się z tego nawet ucieszyła, ale nie dziś, nie po tym jak go tak okrutnie okłamałam. Coraz  mocniej zaczynam odczuwać fakt, że zrobiłam coś idiotycznego, o czym mogą świadczyć wyrzuty sumienia, a te są spore, wierzcie mi. Mimo, że jestem świadoma swojego błędu to wiem, że za późno już jest by próbować cofnąć wszystkie te słowa. Miałam dość czasu by sobie wszystko przemyśleć. Postanowiłam tak, a nie inaczej. Klamka zapadła, nie ma odwrotu.  
Zanim jednak się pożegnam, postanawiam powiedzieć choć jedną autentyczną rzecz podczas tej rozmowy.  
- Ja też się cieszyłam na te spotkanie.  Naprawdę. – ucinam, zerkając w stronę drzwi wejściowych, w których staje pani Małgosia. – Obiecuję ci, że jeszcze się odezwę, a teraz jeszcze raz cię przepraszam, ale muszę kończyć. Pa!- rzucam do słuchawki, zakańczając połączenie, jednocześnie kierując się do naszej woźnej, siląc się na uprzejmy uśmiech:  
- Coś się stało?
     Wstyd… Jeszcze w życiu nie czułam tak zintensyfikowanego uczucia wstydu jak dziś. Zaraz po feralnej rozmowie z Michałem, opuściłam biuro by zaszyć się w swojej norze i w poczuciu totalnej izolacji, przetrawić te wstrętne uczucie. Nie byłabym jednak sobą gdybym nie zechciała w międzyczasie parokrotnie zmienić zdanie, dlatego tuż przed dwudziestą, wisiałam na kablu, wypłakując się w wirtualny rękaw przyjaciółki. Szczerze powiedziawszy nie wiem skąd w Oli tyle pokładów zrozumienia, ja już dawno przestałabym odbierać telefony od tak niestabilnej persony jak ja. Jednak ona jest inna i zawsze, nawet w najbardziej absurdalnej sytuacji wspomoże mnie dobrym słowem i jeszcze wyciągnie pomocną rękę.  
- Ohhh Lauren, pamiętasz co ci ostatnio mówiłam? Nie? To w drodze wyjątku ci przypomnę: Przestań się w końcu kobieto dręczyć! Jak tak dalej pójdzie to wylądujesz na oddziale zamkniętym. Naprawdę się o ciebie martwię.- wzdycha, robiąc krótką pauzę na złapanie oddechu, a do mnie w tej chwili dociera fakt, że jest już drugą osobą tego dnia, która się o mnie zamartwia.  
- Wiesz… Do 22 mam dyżur, ale potem jeśli tylko chcesz to możemy gdzieś wyskoczyć. Może do kina? Oglądałaś już Dunkierkę Nolana?
- Nie.- odpowiadam sucho, naciągając na siebie kolorowy pled w jelenie.
- No nie wiem, to może coś polskiego. Volta?
- Mówiłam nie.- ponawiam swoją odpowiedź, instynktownie szukając po omacku pod łóżkiem pudełka chusteczek higienicznych, czując  że z niewyjaśnionych powodów zaczyna znów drapać mnie po gardle. – Niczego nie oglądałam i nie zamierzam, ta cała Dunkierka jest pewnie tak samo patetyczna jak reszta filmów Nolana.- dodaje, wydmuchując nos.  
- Okey…- przeciąga dość mocno, tak jak zwykła to robić gdy zaczyna kalkulować.: - To może imprezka?
- Ola…- miałczę, dając jej tym samym do zrozumienia co sądzę o jej fantastycznym pomyśle i już niemal słyszę zniecierpliwiony ton głosu:„- To czego ty w ogóle chcesz?”, ale nic z tych rzeczy, tym razem jestem szybsza.
- Niczego nie chcę. Ani kina, ani dyskotek, ani niczego innego, rozumiesz?- pytam retorycznie, nie dając jej dojść do słowa. - Nie dzwoniłam po to byś wyciągała mnie z domu, bo kompletnie nie mam na to ochoty. Chciałam się po prostu wygadać, tyle…
Ola znów wzdycha i siląc się by jej odpowiedź zabrzmiała jak najbardziej szczerze, rzuca nadzwyczaj wesoło:
- Never mind! Tak czy inaczej pamiętaj, że zawsze możesz zmienić zdanie. W razie czego znasz mój numer.  
Wymieniamy jeszcze przez chwilę parę nijakich zdań, a potem każda z nas wraca do tego co przed rozmową. Olka na izbę, ja do łóżka i do swoich wieczornych rozważań, które kończą się tak jak to zwykle bywa.  
     Płacz, płacz i jeszcze raz płacz. Jednak zupełnie nie obchodzi mnie rozmazany makijaż, ani mokra, przybrudzona od łez poszewka. Nie obchodzi mnie produkcja zużytych chusteczek leżących dookoła mnie, ani namolny kot. Nie interesuje mnie nawet co chwilę odzywający się telefon. Nie rusza mnie nic. Nie, nie piłam. Już dawno zrozumiałam , że nie tędy droga. Wybeczałam się i to wystarczyło by znaleźć się w stanie hibernotyzacji.
Leżąc bezwładnie na środku wielkiego łoża, wpatruję się w puste ściany i jeszcze bardziej nagi sufit. Nie wiem ile czasu już na to zmarnowałam. Ostatnio nie najlepiej u mnie z precyzowaniem czasu. Równie dobrze może być środek nocy, a ja powinnam już dawno spać. Ale nie śpię, bo nie wiedzieć czemu nie mogę się do tego zmusić.
Gdzieś pomiędzy jednym mętnym spojrzeniem, a drugim do moich uszu dobiega stłumione pukanie do drzwi. Zaskoczona wstaję z charakterystycznym trzaskiem starych kości  i przecierając zapłakane oczy, podchodzę do drzwi, które bez namysłu otwieram, odruchowo wycofując się powrotem do wnętrza mieszkania.
- Mówiłam ci, że jesteś koszmarnie uparta? Prosiłam cię przecież żebyś dała mi dzisiaj spokój. – jęczę, zasiadając na wysłużonym narożniku bez zbędnej krępacji.
- W zasadzie to nie mówiłaś, ale wiesz… Coś w tym jest. – odpowiada, a ja jak na komendę, marszczę czoło, bo głos mojej przyjaciółki wydał mi się o wiele za gruby jak na jej piskliwe tony. – Bo widzisz, ja jak już sobie coś postanowię to dążę do tego wszelkimi sposobami.- siada naprzeciwko mnie na ulubionym fotelu Ady i już wiem, że jeśli chodzi o mój słuch to jeszcze nie jest z nim najgorzej . – Poza tym martwiłem się. – dodaje, kładąc na dzielącym nas stoliku, papierową torebkę, z której wytacza się okrągła pomarańcza.
Michał. Zerkając na jego poważną twarz, wzdrygam się lekko, spuszczając oczy, zupełnie jakbym przyznawała się do przyłapania na gorącym uczynku.
Na reakcję mojego ulubieńca nie muszę długo czekać.  Wzdycha głęboko, wstając z miękkiego mebelka i siada obok mnie. Przez chwilę wymieniamy się intensywnie spojrzeniami,  jednak Michał patrzy na mnie jakoś inaczej niż zwykle. To dość chłodny powiew powietrza,  który trzeźwi moje gorączkowe poszukiwanie w myślach jakiegoś sensownego wytłumaczenia dla siebie samej.  Spogląda na mnie z nad okularów, marszcząc przy tym swoje regularne brwi i mądre czoło. Szczerze mówiąc na pierwszy rzut oka może to wyglądać na dość wyniosły gest,  ale zaręczam wam że w gruncie rzeczy Michałowi do bycia wyniosłym wiele brakuje... Tym bardziej nie jestem w stanie zrozumieć o co tak naprawdę może mu chodzić.  Jasne, mogę sie domyślać,  ale domysł jest tylko domysłem, a ja wciąż nie wyszłam z pierwszego szoku,  więc po prostu milczę,  zaciskając nerwowo dłonie na swoich udach.  
- Laura… Mówiłaś, że jesteś przeziębiona, a nawet nie wyglądasz na chorą... Szczerze powiedziawszy nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. Zgadzasz się na spotkanie,  potem niemal w ostatniej chwili je odwołujesz tłumacząc się przeziębieniem,  a kiedy postanawiam cię zaskoczyć,  ty okazujesz się zdrowa.  No wiec jak? Powiesz mi co się stało? - ani na moment nie przestaje zasypywać mnie kolejnymi pytaniami, na które sama nie znam odpowiedzi.  
Uśmiecham sie głupio i odpowiadam wzruszeniem ramion,  które ma jasno dać mu do zrozumienia,  że wszystko w porządku.  
Michał jednak jest naprawdę inteligentny i na moje nieszczęście nie przestaje drążyć tematu, zadając ciągle te same pytania.  
- To co, może ja jakąś kawę wam zrobię?  - wtrącam, gdy wreszcie udaje mi się odzyskać głos,  porywając się w tej samej chwili z popłochem w stronę aneksu,  lecz Michał jak przystało na kapitalnego zawodnika ma niesamowity refleks i równie szybko uniemożliwia mi próbę ucieczki,  chwytając mnie za dłoń i przyciągając z powrotem na poprzednio zajmowane miejsce.  
- Laura, nie zachowuj sie jak dziecko. To zaczyna trącać infantylizmem, nie sądzisz, że już najwyższy czas i miejsce by szczerze ze sobą porozmawiać ? Szczerze, bez owijania w bawełnę?
- No, ale co ty chcesz?  Przecież rozmawiamy, chciałam po prostu…- bąkam nieskładnie patrząc w stronę kuchni.
- Chciałaś co?
- No, kawę. Kawę chciałam zrobić.- wyjąkuję, wyraźnie omijając jego przeszywające spojrzenie.
- Dlaczego to robisz?- pyta,  chwytając mnie za podbródek, zmuszając tym samym bym na niego wreszcie spojrzała.  
Jego reakcja jest dla mnie zaskoczeniem. Nie spodziewałam się tak bezpośredniego kontaktu z jego strony. Zlękniona rzucam szybkie spojrzenie w jego nieruchome oczy, a zaraz potem wyrywając sie spod michałowych rąk, spuszczam wzrok, wbijając oczy w przypadkową książkę, która wychodzi mi na ratunek, wynurzając się spod poduszki.  
- Ohh nie,  powiedz mi,  że mi się tylko zdawało. - prycha,  z dziwnym grymasem uśmiechu na twarzy.  - Laura,  na boga, Ty się chyba mnie nie boisz? Co?  
W odpowiedzi potrząsam tylko przecząco głową, wciąż zajęta przyglądaniem się okładce jednej z książek Simona Becketta.  Robię to tak przekonująco,  że niemal sama zaczynam w to wierzyć i aby uwiarygodnić ten fakt,  uśmiecham się do niego najszczerzej jak potrafię,  tak że niemal czuję skurcze w policzkach. W odpowiedzi Michał,  obrzuca mnie badawczym spojrzeniem i wzdychając kontynuuje:
- A tak to właśnie wygląda... No nie wiem,  nie wnikam... Ale kurcze, aż taki jestem straszny, że odwołujesz spotkania, serio?
- To nie tak, ja po prostu... ja...- znów zaczynam się jąkać, gdy ten z jakimś niezrozumiałym namaszczeniem przykłada mi palca do ust, zanim zdążę udzielić jakiejkolwiek sensownej odpowiedzi.
Patrzę na niego jak ciele w namalowane wrota, drżąc jak osika na wietrze, nie wiedząc co myśli,  co chce zrobić. Właściwie to, ze nie wiem nic napawa mnie jeszcze większym lękiem niż sam jego hardy półuśmiech lub coś co go ma przypominać.  
Gdy zaczynam lekko się wzbraniać przed dalszym uwodzeniem jego błękitnych oczu, ten bez zapowiedzi szybko cofa dłoń z moich warg i natychmiast przykłada do nich swoje usta w delikatnym pocałunku.
Nie wiem czy to wszystko dzieje się naprawdę czy to tylko jakiś mistyczny sen,  ale wiem że od tego wszystkiego zaczyna mi się kręcić w głowie, a gdy otwieram oczy,  uświadamiam sobie, że to wszystko dzieje się naprawdę, a na mojej twarzy wypełz zdradziecki rumieniec.  I mimo, że to cholernie niestosowne,  jest mi dobrze,  za dobrze  by tak trwać w nieskończoność, więc chwile potem jestem zmuszona przerwać ten błogi stan upojenia Michałem. Uciekam gdzie pieprz rośnie... Zamykając się zza drzwiami sypialni.  
     Serce łomocze mi jak szalone,  nie mogę zapanować nad swoim oddechem, ani nad swoimi chaotycznymi myślami. Głęboko oddychając, nie przestaję dotykać opuszkami palców ust, które przed momentem przeżyły swój pierwszy orgazm w życiu. O tak,  zdecydowanie siatkarskie pocałunki mają coś w sobie. Co prawda nie mam w tym większego doświadczenia, ale z całą mocą mogę zaręczyć, że jeszcze nigdy czegoś podobnego nie czułam.  
CHWILA... A może o czymś nie wiem i Michał jest przybyszem z kosmosu?  
Usta nie przestają mrowić, mam wrażenie jakby nadal były całowane, choć nie są... I szczerze?  Jest mi z tym naprawdę źle.  
- Znów mam cię prosić żebyś otworzyła?- pyta zirytowany, zza drzwi, które zatrzasnęłam mu przed nosem.  
Wkurza się. Wkurza tak samo jak ostatnim razem, kiedy postanowiłam zakończyć naszą relację, nie dając mu szansy na jakiekolwiek wytłumaczenie. Emocje towarzyszące tej chwili są silnie, niemal tak samo jak tamtego razu, mimo to podchodzę bliżej i zdecydowanie zaprzeczam, obserwując zarys jego sylwetki przez zaszybienia w drzwiach.  
- Nie? To może mi otworzysz?  
- Nie mogę...- wzdycham zrezygnowana, opierając się plecami o ścianę.
Zabawne, po raz kolejny czegoś nie mogę zrobić choć tak bardzo chcę.  
Mój kosmita milczy przez chwilę,  a potem rozśmiewa się gardłowo, po czym pyta:
- To przez ten pocałunek?
Jego pytanie nie wiedzieć czemu przyśpiesza bicie mojego serca. To delikatny temat, ale nie wydaje mi się by właśnie o to chodziło, a może tak mi się tylko wydaje. Koniec końców postanawiam udawać greka i zignorować jego pytanie, które ciągle obija się po moich uszach. Milczę. Nie odpowiadam, bo boję się, że to pogrąży mnie do reszty.
- Oh Laura, otwórz te cholerne dźwiery. Przecież cię nie zgwałcę!
Jego argument trafia do mnie bezbłędnie. Wiem przecież, że nie byłby w stanie zrobić komukolwiek krzywdy, tym bardziej mnie. Uświadamiając sobie jakie to głupie, postanawiam opuścić gardę. Przekręcam klucz w zamku i uchylam lekko drzwi. Kiedy Michał wchodzi do środka ja siedzę już na łóżku zwrócona tyłem do niego, ślepo wpatrując się w okno.  
- Niezły z ciebie psycholog. -dobiega do mnie znajome stwierdzenie, tym razem wypowiadane jednak nie z moich ust.  
Powinnam sie cieszyć, ale doskonale wiem, że to nie był komplement. To jedno krótkie zdanie jest tak przesiąknięte sarkazmem, że aż czerwienieje na policzkach. Bynajmniej nie od złości. Raczej ze wstydu.  
- Masz rację. - przyznaję szczerze, choć niechętnie,  bo jednak przyznanie się do własnych słabości nie jest czymś prostym. - Jestem beznadziejna.  
- Hej, ale ja nie miałem na myśli... Broń Boże nie chciałem cię obrazić. Raczej chodziło mi o to, że...- urywa obejmując mnie szeroko ramieniem przed czym o dziwo zupełnie się nie wzbraniam. - Nie uważam, byś była beznadziejna,  przeciwnie. Jesteś najlepsza.  Chodziło mi raczej o te twoje kłamstwa -kłamstewka. I to jak się ciągle biczujesz z tymi myślami.-dodaje,  podkreślając ostatnie słowa.  
Wiem co ma na myśli. Wiem, że doskonale mnie rozgryzł i to właśnie do tego teraz pije. Może dlatego postanawiam się nie odzywać, bo boję się, że wyczyta ze mnie jeszcze więcej niż to konieczne? A przecież juz teraz wie więcej niż powinien.  
Dziwne, ale Michałowi moja małomówność jakby nie przeszkadza, wręcz przeciwnie wygląda zupełnie tak jakby rozumiał moje zachowanie i przyłączając się do strajku milczenia okazuje mi tym swoją wyrozumiałość.  
Wreszcie po uporczywej ciszy,  pełnej wszechogarniającego uczucia skrępowania, która zdaje się trwać całą wieczność, znów na mnie spogląda.
- Przecież oboje wiemy, że tego chcemy? Prawda?  - unosi swoje ciemne brwi, wpatrując się w moje oczy i czekając,  aż w końcu przytaknę.  
Omijam jego wzrok, spoglądając na swoje wciąż zaciśnięte dłonie i niemal szeptem przyznaję mu rację.  
- No wiec, co sie dzieje? Chodzi o twoją pracę? Wiesz, że nie musisz sie tym martwic, wypowiem umowę kiedy tylko będziesz na to gotowa.- wstaje z łóżka i kucając przede mną,  odgarnia z moich czerwonych jak piwonie policzków kosmyk włosów. Spoglądam nieśmiało w jego zatroskane oczy i w końcu znajduję odwagę by podjąć temat który głęboko się we mnie zakorzenił i od samego początku sprawiał cierpienie.  
- Nie chodzi o pracę, chociaż z tym też trzeba zrobić porządek... -urywam, rzucając mu tym razem bardziej pewne spojrzenie. -Tak czy inaczej, nie mogę dłużej być twoim terapeutą. Za dużo mnie to kosztuje.  
- Ale... - wtrąca, chwytając mnie za dłonie. - Skoro oboje czujemy to do siebie, to co stoi na przeszkodzie by to zrobić? Naprawdę nie rozumie.  
- Nie co tylko kto.  
Moja odpowiedź wyzwala w Michale poczucie zszokowania,  którego nie jest w żaden sposób opanować.  
- Że co proszę? - pyta,  robiąc wielkie oczy na dowód swojego szczerego zdziwienia.
Jego reakcja jest szczera, co do tego nie mam wątpliwości, ale jestem tak podminowana, że delikatnie mówiąc zupełnie wytrąca mnie to z równowagi.  
- Naprawdę chcesz mi powiedzieć, że nie wiesz kogo mam na myśli??? A to? - pytam wstając z materaca i prowadząc Michała przez mieszkanie, staję przy oknie salonu i pokazuję palcem przeciwległy balkon.- A to? Co to jest? - dopytuje, nie kontrolując cisnących sie do oczu łez.  
- Co ty sobie w ogóle myślałeś?  Że co? Że nie mam skrupułów?  Że  mam to gdzieś? Że to mi na rękę, że mi nie przeszkadza? Widziałam was. Nie raz, nie dwa. Ooo nawet tam na tym balkonie.  Widziałam jak ćwierkaliście o poranku. Kurcze Michał,  myślałam że jesteś normalny! - szlocham, wycierając dłońmi mokre policzki. - Zrobiłeś ze mnie idiotkę!  Powycierałeś buty o moje serce i... i.. Nienawidzę cię za to, wiesz?  
- Boże, o czym ty dziewczyno mówisz?  Ty tak serio? - pyta z głupim uśmieszkiem na twarzy,  łapiąc mnie za ręce, które z irytacją wyrywam, wykrzykując przy tym kilka zdań sugerujących by dał mi wreszcie święty spokój.
- Laura,  ty chyba nie chcesz mi powiedzieć, że wściekasz się teraz o Izę?  
Jeśli mój wzrok umiałby zabijać to Michał właśnie leżałby martwy. Nie pomaga mu z całą pewnością ten głupi rechot, ani uśmiech klauna którym od dłuższej chwili mnie raczy.  Piorunuję go wzrokiem raz po raz,  aż w końcu milknie.  
- Skarbie... - przyciąga mnie wreszcie do siebie, zamykając szczelnie w objęciach.  
Prawdę powiedziawszy gdybym mogła, uciekłabym gdzie pieprz rośnie, ale na nic zdają się moje próby wyswobodzenia.  
Michał uniemożliwia mi to bez większego wysiłku. W żaden sposób nie jestem w stanie go zaskoczyć.  
- Jesteś nienormalny! - wyrzucam z siebie po raz kolejny ten sam epitet,  uderzając z bezradności dłońmi o jego tors.  
- Pewnie masz rację , bo żeby zakochać sie w tak niestabilnej terapeutce to trzeba być wariatem. - uśmiecha się,  podnosząc mój podbródek do góry.  
Nie wiem czy to co właśnie usłyszałam jest jego kolejna grą,  ale zadziałało na tyle, by wreszcie spojrzeć na niego bez cienia nienawiści w oczach. Wpatrując się w jego nieprzeniknioną twarz słucham,  dalszych zapewnień o tym, że to co do mnie czuje jest faktem, a nie chorym żartem.  I już mam znów pytać o seksowną blondi z naprzeciwka,  gdy Michał ni stąd ni zowąt dodaje:
- ...a Izka jest dziewczyną mojego brata.  
- Dziewczyną  kogo? - wybałuszam oczy,  nie rozumiejąc nic,  a nic z jego wyznania.  
- Tak jak słyszałaś. Nic mnie z nią nie łączy,  no może poza tym, że Iza spotyka się z moim bratem...- uważnie filtruje każde jego zdanie,  każde słowo,  by znów czegoś opatrznie nie zrozumieć. .- ... i pomaga mi w poszukiwaniu mieszkania,  bo prawdę powiedziawszy klubowe stancje są dobre dla dzieciaków,  a nie dla takiego starego wyjadacza jak ja. - kończy swój wywód,  a ja mam poczucie zupełnego otumanienia.  
- Chcesz mi powiedzieć,  że... że sie nie spotykacie? - pytam niepewnie,  gdy powoli wszystko zaczyna do mnie docierać,  zupełnie jakbym bała się, że to co właśnie usłyszałam to kolejny wymysł mojego chorego mózgu.
Misiek, widząc że moje wzburzenie przycichło,  poluzowuje swój uścisk i odprowadzając mnie na kanapę, wzdycha z lazzy uśmiechem:
- Oj Laurka,  Laurka, myślisz, ze gdyby mi nie zależało to tak bym sie gimnastykował? Że chciałoby mi sie zdobywać twoje numery telefonów, adresy itp?  Serio?
Jego pytanie jest stricte retoryczne, dlatego nie kwapię się z odpowiedzią... Ale nie tylko dlatego.  Jest mi tak cholernie wstyd,  że gdyby się dało wyparowałabym w gorąca atmosferę, którą sami zagotowaliśmy. Nie mogę uwierzyć, że byłam tak głupia!  Tak nieufna! Dopiero teraz dostrzegam absurdalność moich podejrzeń i oskarżeń. I choć poczucie wstydu pali jak jasna cholera, nie mogę się powstrzymać by nie wtulić sie w jego męskie ramiona,  przywierając tak na zawsze. Do rana.



---

DLA SCARLETT

DanaScully

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 4018 słów i 22352 znaków.

3 komentarze

 
  • lidiaa

    kiedy następna część???

    3 lut 2018

  • sascha

    świetne opowiadanie , z niecierpliwością czekam na następną cześć !

    7 sty 2018

  • DanaScully

    @sascha dziękuję :)

    7 sty 2018

  • Scarlettt

    wreszcie! jest świetne ❤ jak zwykle z resztą.

    14 lis 2017