Róże w kolorze krwi 9

Kiedy się obudziłam, wszędzie dookoła mnie była biel. Mdliło mnie. Czułam, że kręci mi się w głowie.

– Ocknęła się – usłyszałam nad sobą profesjonalny głos, musieli mówić po angielsku, bo większą część rozmowy rozumiałam.

Jacyś ludzie sprawdzali mój puls, tętno, otaczające mnie urządzenia pikały. Ubrana w śnieżny fartuch kobieta uśmiechnęła się do mnie uprzejmie.

– Nic ci nie będzie – odezwała się w języku Polskim. – Tylko trochę się potłukłaś. Są tutaj twoi rodzice.

Potłukłam? Więc dlaczego nic mnie nie boli? Przypomniała mi się ucieczka i to, jak Daniel wypchnął mnie z wagonu. Co z nim? Czy nic mu nie jest? Zobaczyłam pełną ulgi twarz mamy, zatroskaną twarz ojca. Pielęgniarka wyszła, zostawiając nas samych.

– Gdzie Daniel? – zapytałam, bo to musiałam wiedzieć najpierw.

Rodzice popatrzyli po sobie.

– Kochanie, zadzwoniła do nas policja, powiedzieli, że jesteś w szpitalu. Przylecieliśmy pierwszym samolotem. Od rana odpędzamy się od różnych detektywów i śledczych.

– Dlaczego nic mnie nie boli? – zadałam kolejne pytanie.

– Dostałaś dość dużo środków przeciwbólowych – wyjaśnił mój ojciec – jesteś mocno poobijana. Nie chcieli powiedzieć nam co ci się stało…

Przerwał w połowie zdania, ponieważ jego uwagę odwrócił stojący w drzwiach mężczyzna. Wyciągnął odznakę. Włosy miał przyprószone siwizną, mimo, że wyglądał jakby jeszcze nie przekroczył czterdziestki. Nie uśmiechał się, ale w wyrazie jego twarzy było coś takiego, że poczułam, iż mogę mu zaufać.

– Państwo Topolewscy? – spytał.

Rodzice niechętnie potwierdzili.

– Nazywam się Sebastian Frej. Chciałbym zamienić kilka słów z waszą córką, jeżeli nie macie nic przeciwko temu. Na osobności – dodał, patrząc na mnie.

Ociągając się opuścili mój pokój, a policjant przystawił sobie krzesło. Przynajmniej był Polakiem… Naprawdę nie chciałam z nim rozmawiać, ale może on powie mi co się stało z Danielem…

– O czym chce pan rozmawiać? – spytałam lekko zachrypniętym głosem.

– Co ci przyszło do głowy, żeby skoczyć z pędzącego pociągu? – spytał bez ogródek.

Skrzywiłam się.

– Nie skoczyłam. Zostałam wypchnięta. Co z Danielem? Nic mu nie jest? – zadałam pytanie, na które po prostu musiałam jak najszybciej poznać odpowiedź. Niepewność była gorsza od wszystkiego innego.

Tym razem do detektyw się skrzywił.

– Posłuchaj, jeżeli cokolwiek wiesz na jego temat, to powinnaś mi powiedzieć. To niebezpieczna – zawahał się chwilę, najwyraźniej szukając odpowiedniego określenia – osoba.

– Nic o nim nie wiem – przyznałam szczerze – chciałabym mieć pewność, że żyje. Nie mam pojęcia co się dzieje dookoła mnie – poskarżyłam się detektywowi – a najwyraźniej w jakiś sposób jestem w to wplątana.

– Jeżeli go spotkasz, natychmiast zadzwoń pod ten numer – położył na szafce wizytówkę – sprawa jest tajna, ale zdradzę ci tyle, ile mogę, zgoda? – skinęłam głową, bo to i tak było więcej niż do tej pory ktokolwiek mi oferował. W moich myślach panował jeden, wielki mętlik.

– Twój przyjaciel był członkiem gangu – wyjaśnił cicho – ma na swoim koncie tyle, że zebrałoby mu się na dożywocie. Zajmowali się głównie przemytem diamentów z Kolonii Portugalskiej. W zamian za zeznania, rząd ofiarował mu amnestię. Cała sprawa utknęła w martwym punkcie, ponieważ we wszystko zamieszani byli czołowi politycy. Daniel nie wyłożył od razu wszystkich kart. Z tego co wiem, ukrywa dowody, które ich pogrążą. Krążą plotki, że ukrył również sporo gotówki. Wiele osób chce go dopaść i mimo tego, że otrzymał nową tożsamość, najwyraźniej i tak udało im się go znaleźć.

Słuchałam z zapartym tchem, rewelacji, które przedstawił mi detektyw. Czułam się, jakbym grała w filmie sensacyjnym. Nie wiedziałam czy śmiać się czy płakać.

– Jeżeli go zobaczysz, koniecznie do mnie zadzwoń – kontynuował niewzruszenie policjant. – Musisz być ostrożna. Jest naprawdę niebezpieczny i nie zawaha się nawet przed tym, żeby zabić. Podejrzewamy, że to on wysadził w powietrze jacht, żeby zatuszować swoje zniknięcie.

Zamrugałam niedowierzająco.

– Sądzi pan, że zabił własnego brata?

Mężczyzna posmutniał, ale jego twarz miała zacięty wyraz.

– Uwierz mi, naprawdę jest do tego zdolny.

Nagle zaczęłam martwić się o kogoś więcej niż tylko o Daniela.

– Co z moimi rodzicami? Nic im nie grozi?

– Przez jakiś czas zamieszkacie na wsi – wyjaśnił rzeczowo. – Dopóki sprawa nie przycichnie. Tak będzie najlepiej. – Wstał z krzesła. – Jeżeli będziesz miała jakieś pytania lub coś ci się przypomni, również zadzwoń. Jestem dostępny o każdej porze dnia i nocy.

Pożegnał się i wyszedł, a ja zostałam sama z burzą czarnych myśli, co do których nie miałam pojęcia, jak je pozbierać.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

Moje życie nagle stało się leniwe i spokojne, a mnie wcale z tym nie było dobrze. Tęskniłam za Danielem i to w taki sposób, że niemal fizycznie czułam, że popadam w depresję. Nie cieszyły mnie zachody słońca, ani otaczający drewniany domek las. Prawie nic nie jadłam i przesypiałam ponad połowę doby. Rodzice widzieli, że coś jest ze mną nie tak, ale podejrzewali setki innych przyczyn niż nieszczęśliwe zadurzenie. Byłam im wdzięczna za to, że zostawili mnie w spokoju. Taki stan trwał już prawie dwa tygodnie i nie wyglądało na to, żeby cokolwiek miało się zmienić. Przynajmniej moje siniaki już niemal całkowicie się wyleczyły. Szłam zamyślona leśną ścieżką, pragnąc jedynie tego, żeby być zupełnie gdzie indziej, gdy nagle poczułam czyjąś obecność. Ktoś znalazł się za mną. Chwycił mnie, zasłaniając mi dłonią usta. Próbowałam się wyrwać z silnych, otaczających mnie ramion, jednak na próżno.

– Nie walcz ze mną, bo zrobię ci krzywdę – zagroził trzymający mnie w stalowym uścisku chłopak.

Odwróciłam lekko głowę, by napotkać niebieskie oczy postawnego blondyna. Nie mógł być wiele starszy ode mnie, nie wyglądał jak jeden z tamtych mężczyzn, ale mimo to zrodziła się we mnie panika.

– Jeżeli krzykniesz lub zrobisz cokolwiek innego, pożałujesz tego – ostrzegł, a potem odsłonił mi usta, brutalnie ściskając jedynie ramię. – Teraz grzecznie pójdziesz ze mną – oznajmił.

– Czego ode mnie chcesz?! – spytałam.

– Dowiesz się na miejscu – warknął, wyraźnie niezadowolony.

Chcąc nie chcąc, od czasu do czasu ciągnięta na siłę, niechętnie poszłam za nim przez z każdą chwilą gęstniejący las. Z ulgą zdałam sobie sprawę, że ciągle oddalamy się od domu, co miałam nadzieję znaczyło, że przynajmniej moi rodzice są bezpieczni.

cdn.

Miye

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1186 słów i 6933 znaków.

6 komentarzy

 
  • Użytkownik jacekostraryba

    Forma poprawna potrzeba więcej ..... tego dreszczyku i niepewności.:)

    3 maj 2016

  • Użytkownik Miye

    @jacekostraryba to opowiadanie pisałam na przełomie 2011/2012 roku, myślę, że teraz bym je nieco bardziej rozwinęła

    4 maj 2016

  • Użytkownik kluseczka14694

    Pisz nastepna kiedy mozna sie jej spodziewać? ????????

    3 maj 2016

  • Użytkownik Miye

    @kluseczka14694 Opowiadanie mam już napisane i staram się dodawać codziennie (jak nie zapomnę akurat, bo czasem mi się zdarza).

    3 maj 2016

  • Użytkownik ja

    supppeeeeeeeeeer

    2 maj 2016

  • Użytkownik Vinyl3

    To jest......nie wiem brak mi słów :kiss:  :bravo:

    2 maj 2016

  • Użytkownik juliq07

    :bravo: mega :*

    2 maj 2016

  • Użytkownik Misiaa14

    Cudo *'*

    2 maj 2016