Róże w kolorze krwi 4

Musiałam przed samą sobą przyznać, że jestem tchórzem. Postanowienie przyszło mi znacznie łatwiej niż wykonanie. Niemal cały dzień próbowałam trzymać się od Marka z daleka, żeby uniknąć nieprzyjemnej rozmowy. Natomiast wieczorem, kiedy zatrzymaliśmy się w kolejnym porcie, spakowałam książkę, koc i po prostu uciekłam. Miałam ochotę pobyć trochę czasu w samotności, a noc była ciepła i jasna. Okryte płachtą gwiazd niebo dawało przyjemne światło i nieodparte wrażenie, że warto żyć i marzyć. Zadrżałam na myśl, że taką noc chciałabym spędzić nie sama, a z Danielem. Przez długi czas siedziałam ukryta w cieniu drzew i rozmyślałam. Czułam się okropnie, a jednocześnie znacznie bliżej upragnionej wolności niż kiedykolwiek. W pewnym momencie dotarły do mnie głosy, mimo, że były ciche, bardzo dobrze je rozumiałam. Jeden z nich z pewnością należał do Daniela. Podniosłam się i podkradłam bliżej, intuicyjnie czując, że nie powinien mnie zobaczyć. Moje serce zamarło, kiedy zobaczyłam, że stoi pod ceglanym murem z Kasią. I tym razem poczułam mdłości, na myśl, że ona może go dotykać, że będą cokolwiek ze sobą robić. Ogarnęła mnie nie tylko fala, ale cały przypływ zazdrości. Mimo, że nie słyszałam wyraźnie słów, a tylko głosy, coś innego przyciągnęło moją uwagę. Daniel był wyraźnie rozgniewany. Coś mu się nie podobało. Zaciśnięte pięści, wąska linia ust, płonące zielone oczy. Czy ta dziewczyna tego nie widziała? Chwyciła go za przegub. Chłopak syknął. Ku konsternacji innych, mimo upału, przez cały dzień chodził w koszuli z długimi rękawami, tak, żeby nikt nie zobaczył bandaży. To jak go dotknęła naprawdę musiało boleć. W końcu skinął głową, a Kasia się uśmiechnęła. Uczepiła się jego ramienia, a on jej nie odtrącił. Razem poszli w kierunku jachtu. Opadłam na ciągle ciepłą po całodziennym skwarze ziemię. Łzy same zaczęły spływać po moich policzkach. Najgorsze było uczucie, że cokolwiek by się teraz nie działo między nimi, to tylko i wyłącznie moja wina. Byłam zdeterminowana. Wstałam, zwinęłam spod drzewa swój koc i wcisnęłam go do plecaka, a potem pobiegłam za nimi. Zawołałam, kiedy byli tuż przed jachtem. Zatrzymali się. Odwrócili. Daniel spojrzał na mnie chłodno i objął Kasię ramieniem. Zabolało jeszcze bardziej.

– Możemy porozmawiać? – spytałam cicho.

Spojrzał na dziewczynę, jakby pytał jej o pozwolenie. Skinęła głową, wspinając się na palce i całując go w usta. Nie zaprotestował. Żołądek podjechał mi aż do gardła. Ból był niesamowity. Nie do zniesienia.

– Tylko przyjdź do mnie szybko – zamruczała, znikając na jachcie.

Spojrzałam przerażonym, błagalnym wzrokiem na Daniela. Nie potrafiłam zadać żadnego pytania. Nie musiałam.

– Między nami koniec – oznajmił chłodno, nie zbliżając się do mnie. – To od początku nie miało sensu. Masz rację, lepiej będzie, jeżeli zostaniesz z moim bratem. Miłej nocy, Jagoda – pierwszy raz zwrócił się do mnie po imieniu, ale miast upragnionego dźwięku, było to jak silny cios.

Odwrócił się w stronę nadbrzeża i ruszył w jego kierunku szybkim krokiem.

– Daniel! – dogoniłam go po chwili, chwytając za rękę. – Ja…

Wyrwał ją z mojej dłoni.

– Po prostu zapomnij – syknął i poszedł dalej, zostawiając mnie na chodniku zalaną łzami.

Uciekłam. Przez większą część nocy płakałam, skulona między drzewami. Wiedziałam, że jestem idiotką, że nie powinnam, ale nie potrafiłam inaczej. Na jacht wróciłam dopiero nad ranem. Zanim jednak weszłam na pokład, ktoś z tyłu chwycił mnie za ramię. Spojrzałam w zagniewane, zimne oczy Marka. Podsunął mi telefon, na ekranie którego było zdjęcie mnie i Daniela – razem, w łóżku, a do tego bez ubrania.

– Możesz mi to wyjaśnić? – spytał cicho.

Wszystko we mnie zamarło. Cały ból i rozpacz zastygły, a ja czułam jedynie palący wstyd i przerażenie. Przecząco pokręciłam głową.

– Ja… – zaczęłam niepewnie nie wiedząc, co mogłabym powiedzieć.

– Mój diabelski braciszek postanowił cię sprawdzić – oznajmił zimnym jak lód głosem – i to najwyraźniej on miał co do ciebie rację, a ja się myliłem. Cholernie mnie zawiodłaś, Jagoda. Masz mi coś do powiedzenia?

Nie miałam. Zupełnie nic nie potrafiłam z siebie wydusić. Daniel… On… Przez cały czas… Po moich policzkach ponownie popłynęły łzy.

– Tak właśnie myślałem. Odpływamy – oznajmił puszczając moje ramię, ale nie patrząc na mnie. – Ciebie nie chcę widzieć na pokładzie.

– Co? Jak to? – byłam pewna, że się przesłyszałam.

– Wynoś się – powiedział jadowitym głosem – zarówno z mojego jachtu jak i mojego życia!

Potem odwrócił się i zniknął na łodzi. Zobaczyłam, że moja torba już stoi na brzegu, a oni odcumowywali. Żadne z pozostałych na mnie nie patrzyło. Daniela, Michała i Moniki nigdzie nie było widać, najwyraźniej musieli być pod pokładem, za to Kasia uśmiechała się tryumfalnie. Nie mogłam w to uwierzyć! Zaczynało wschodzić słońce, a ja byłam sama, w Hiszpanii. Jak on mógł mi to zrobić? To było podłe! Rozumiałam, że mógł mnie teraz nienawidzić, ale… Moja sytuacja była beznadziejna. Odpływali, zostawiając mnie na brzegu. Nie mogłam na to patrzeć. Uciekłam, ponownie chowając się między drzewa. Przepłakałam kolejny kwadrans, użalając się nad własną naiwnością i głupotą. Jak mogłam uwierzyć w miłość?! Tylko, że moje uczucie do Daniela było tak cholernie prawdziwe i tak paskudnie, nieziemsko teraz bolało! Poczułam jak zaczyna na mnie kapać jakaś woda. Deszcz? Cudownie! Jeszcze tego mi brakowało! Podniosłam głowę i zamarłam. Napotkałam na wpół zmartwione, na wpół ironiczne spojrzenie zielonych oczu. Z jego koszulki i włosów kapała woda. Zamrugałam. Ukucnął przy mnie.

– Daniel? – zapytałam niedowierzająco.

– Ten kretyn, mój brat, chciał cię tu zostawiać samą – syknął wściekle.

– A ty nie chciałeś? – szepnęłam. – Myślałam… Ty i Kasia…

Skrzywił się nieznacznie.

– Nie sądziłem, że zostawisz w telefonie to zdjęcie. Ona grzebała w twojej komórce i je znalazła. Zagroziła, że jeżeli tego nie zrobię, to wyśle zdjęcie Markowi.

– Najwyraźniej i tak wysłała – odezwałam się nie mogąc powstrzymać oskarżycielskiego tonu.

Skinął głową.

– Taak. Nie spodziewałem się tego. Myślałem, że odpuści, kiedy osiągnie cel.

– Dlaczego jesteś cały mokry? – zapytałam.

– Spałem i obudziłem się dopiero, kiedy wypłynęliśmy z portu. Kiedy zorientowałem się, że Marek cię zostawił, kazałem mu zawrócić. Nie posłuchał, więc wskoczyłem do wody.

Moje oczy rozszerzyły się ze zdumienia.

– Przypłynąłeś tu? – spytałam oszołomiona.

Przytaknął. Spojrzałam na jego ręce. W kontakcie ze słoną wodą, to musiało piekielnie boleć. On również na nie spojrzał. Uśmiechnął się lekko.

– Nie było tak źle – wzruszył ramionami, ale widziałam, że krzywi się na samo wspomnienie. Instynktownie przytuliłam się do niego, nie zwracając uwagi na mokre ubranie. Wtulił policzek w moje włosy, coraz szybciej oddychając. – Nie mógłbym cię zostawić – szepnął niemal niedosłyszalnie.

– Chciałam z nim zerwać – mruknęłam cichutko. Poczułam, jak przyciąga mnie do siebie jeszcze mocniej. Opiekuńczo otacza ramionami. – Co zrobimy teraz?

Odsunął mnie od siebie, ale nie za daleko, tylko na tyle, żeby móc spojrzeć mi w oczy. Uśmiechnął się szeroko.

– Oczywiście wycieczkę do Portugalii.

cdn.

Miye

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1381 słów i 7783 znaków.

4 komentarze

 
  • Miye

    Dziękuję! Kolejna część dodana (ps. nie mordujcie)

    27 kwi 2016

  • andzelika

    Świetne czekam na dalszy ciąg  :yahoo:

    27 kwi 2016

  • Vinyl3

    Troche mnie zatkalo :eek:  ale Daniel sprostal wyzwaniu :rotfl:

    27 kwi 2016

  • Beno

    Cudo , pisz dalej !!!!!!!!!!!!!! :bravo:

    27 kwi 2016