Róże w kolorze krwi 13

Noc spędziłam na podłodze w objęciach Daniela, trochę rozmawialiśmy, ale głównie towarzyszyło nam milczenie. Nad ranem pojawili się jacyś mężczyźni. Nie miałam pojęcia kim są. Jeden z nich odciągnął mnie od Daniela. Wyglądał na rozbawionego i bardzo dobrze mówił po polsku, czego nie omieszkał mi uświadomić, rzucając złośliwe uwagi i komentarze. Widziałam jak kajdankami przykuwają Daniela do prostego, drewnianego krzesła. Zaczęli go bić. Szarpnęłam się, ale jedyną reakcją na moje starania by się uwolnić był śmiech. Wstrzyknęli mu w żyłę jakieś świństwo. Chłopak zadrżał.

– To tiopental – oznajmił z szyderczym uśmiechem trzymający mnie mężczyzna. – Substancja psychoaktywna za pomocą której można uzyskać informacje od człowieka, który nie chce ich ujawnić. Tak zwane serum prawdy – wyjaśnił usłużnie.

Nie potrafiłam powstrzymać jęknięcia, a on tylko się roześmiał. Potężnie zbudowany, stojący nad Danielem mężczyzna znów go uderzył. Z rozciętej wargi chłopaka sączyła się krew. Wyglądał na coraz bardziej oszołomionego. Wyraźnie z czymś walczył. Przestali go bić. Zaczęli z nim rozmawiać. Zadawali proste, niezłożone pytania, a on na nie odpowiadał, zupełnie tak, jakby starał się przekazać jak najwięcej. Kiedy zbaczał z tematu, mężczyzna zawracał go z powrotem na właściwie tory. To o co im chodziło, rzeczywiście było rzędami cyfr, a na dodatek zapisanymi w zwykłym telefonie komórkowym. Zakodowana lista czołowych polityków, którzy w jakiś sposób zostali przekupieni. Okazało się jednak, że Daniel go nie miał, nie wiedział również gdzie jest, gdyż spodziewał się takiej ewentualności jak ta. Komórkę przekazał niczego nieświadomemu Markowi – jeszcze jak byliśmy w Polsce. Teraz prawdopodobnie leżała z nim na dnie oceanu. O dziwo mężczyźni nie byli niezadowoleni ani rozczarowani. Rozkuli chłopaka i pchnęli na podłogę. Skulił się bardzo szybko oddychając. Podeszłam do niego zapłakana. Położyłam się przy nim. Tuliłam go do siebie, a on, na wpółprzytomny, nie mógł przestać mówić. Opowiadał mi o swoim dzieciństwie, o Marku i o tym jak bardzo mnie kocha.

– Nie chciałem tego – wyznał cicho – to po prostu samo się stało. Ja nigdy… po prostu nie mogłem nad sobą zapanować. Potem, kiedy powiedziałaś mi, że nie zerwiesz z moim bratem, to było okropne, jak cios. Chciałem cię ukarać – wyznał – a jednak tego też nie potrafiłem. Tak bardzo cię kocham, Jagoda i nawet nie wiem dlaczego, to się po prostu stało. Najpierw mnie tylko cholernie pociągałaś, a potem… teraz zrobiłbym dla ciebie wszystko. Marzę o tym, żebyśmy uciekli i zamieszkali gdzieś razem, nikt inny nie jest mi potrzebny.

– I tak właśnie zrobimy – odpowiedziałam zdecydowanym tonem, delikatnie dotykając jego twarzy. – Ja też cię kocham, choć wolałabym, żebyś wyznał mi to w innych okolicznościach – mruknęłam uśmiechając się blado.

Nasze ręce splotły się ze sobą, a chłopak mówił dalej. Leżeliśmy na zimnej podłodze, wtuleni w siebie nawzajem, aż w końcu zamilkł, a jego oddech się wyrównał. Wpatrywałam się załzawionymi oczami w ciemność, zastanawiając się co z nami teraz będzie.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

Nie miałam pojęcia ile czasu minęło, kiedy znów wpadli do środka. Tym razem gdzieś nas ze sobą zabrali. Kiedy wepchnęli nas do jakiegoś pokoju, Daniel jeszcze bardziej zesztywniał. Gdy spojrzał na jednego z mężczyzn, najwyraźniej tego, który tu dowodził, w jego zielonych oczach dostrzegłam przerażenie. Postawili nas pod jedną ze ścian. Chłopak nie puszczał mojej ręki, a ja czułam jak zaciska ją zbyt mocno na mojej dłoni. Jego przerażenie mnie sparaliżowało. Sprawiło, że nie byłam w stanie się ruszyć. Coś było cholernie nie tak, jeszcze gorzej niż zanim tu przyszliśmy, a ja nie miałam pojęcia co. Później do pomieszczenia wciągnęli kogoś jeszcze. Więzień na głowie miał czarny worek. Zamarłam, kiedy go z niego zdjęli. Nie uwierzyłam w to co widzę, bo przed moimi oczami stał duch. Marek! Blady, wychudły, ale jednak w dalszym ciągu on! Wściekłym, wzrokiem spojrzałam na Daniela, myśląc, że znów mnie okłamał, ale on wpatrywał się w brata tak samo niedowierzająco jak i ja. Przywiązali chłopaka do stołu, tak, że jego głowa znajdowała się niżej niż nogi. Usta zatkali mu jakąś szmatą, a potem zaczęli wlewać wodę. Szarpał się i wyrywał, na jego twarzy malowało się przerażenie. Rzuciłam się w jego stronę, ale Daniel przytrzymał mnie stanowczo, przyciągając do siebie. Czytałam o takich torturach w jakiejś gazecie. Jemu się wydawało, że tonie! Sam widok mroził mnie w środku, a jednak, Daniel stał tam opanowany i milczał.

– Nie pomożesz mu – syknął, ściskając moje przedramię – a sobie możesz zaszkodzić.

Miał rację i doskonale o tym wiedziałam, a mimo to, nie potrafiłam wybaczyć mu tej racjonalności. Przecież to był jego brat! Na dodatek cudem żywy. To znaczy jeszcze żywy… bo byłam teraz przekonana, że wszyscy troje tutaj zginiemy. Nie miałam pojęcia ile czasu to się ciągnęło, ale trwało zdecydowanie zbyt długo. W końcu odwiązali go i pchnęli na podłogę. Drżał cały, nie podnosząc wzroku. Ktoś wyciągnął po mnie ręce. Krzyknęłam. Uderzył mnie w twarz. Poczułam jak mężczyzna rozdziera brudny materiał szarej bluzki, odsłaniając mój stanik. Daniel już nie stał tak spokojnie. Rzucił się na trzymającego mnie faceta. Wcześniej miał rację. Na to właśnie czekali. Mężczyzna odepchnął mnie mocno, a ja upadłam, uderzając plecami o ścianę. Zaczęli bić chłopaka, a ja łkałam skulona, starając się na to nie patrzeć. Przestali dopiero, kiedy stracił przytomność. Odrobinę zdyszani, niczym po ciężkiej pracy, rozluźniając ramiona, z zadowolonymi uśmiechami wyszli z celi, zostawiając nas pogrążonych w kompletnej ciemności.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

W pomieszczeniu panowała kompletna ciemność. Nie było tu żadnych okien. Nawet z wąskiej szpary pod drzwiami nie dochodziło światło. Usłyszałam, że Marek się poruszył. Poczułam jego ciepło, gdy znalazł się bliżej.

– Nic mu nie będzie – szepnął lekko zachrypnięty, jakby natężenie jego głosu mogło cokolwiek zmienić.

Dotknął mojego ramienia. Otulił mnie swoją koszulą.

– Wiem, że to niewiele – mruknął.

Skrzywiłam się na samo wspomnienie tamtego mężczyzny w pobliżu mnie, wiedząc, że tego nie widzi. W rozdartej, szarej koszulce czułam się zupełnie naga.

– Dziękuję – powiedziałam równie cicho. Przez chwilę milczałam, a potem nie byłam w stanie dłużej wytrzymać. – Jakim cudem żyjesz? – musiałam zapytać. – Powiedziano mi, że jacht został wysadzony w powietrze.

– I tak było, ale oni chcieli mnie żywego.

– Więc jesteś tutaj od tego czasu?

– Tak – przyznał ponuro.

Wzdrygnęłam się mimowolnie. Nie potrafiłam sobie wyobrazić co przeżył i czuł. To było jak horror. Objął mnie i przyciągnął do siebie, a ja wtuliłam się w niego.

– Cieszę się, że was widzę – westchnął – również nie miałem pojęcia czy żyjecie. Choć wolałbym spotkać cię w innej sytuacji…

– Ja też – mruknęłam opierając głowę o jego tors – możesz mi wierzyć, że ja też.

cdn.

Miye

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1309 słów i 7481 znaków.

4 komentarze

 
  • Misiaa14

    Zajebiste!

    8 maj 2016

  • Vinyl3

    Oj w morde , ale sie porobilo :smh:  :kiss:

    8 maj 2016

  • Karmazynowa czekoladka &lt

    Hmhmhm super jak dasz jutro rozdzial nedzie jeszcze lepiej

    8 maj 2016

  • ollesia

    Miła i ładnie opisana opowiastka, zachęciła mnie do przeczytania całości. Pozdrawiam

    8 maj 2016