Róże w kolorze krwi

Siedziałam na drewnianej ławie, koło Marka. Skończył właśnie opowiadać jakiś dowcip i wszyscy się zaśmiali. Jak zwykle był duszą towarzystwa, a mnie w dalszym ciągu dziwiło, że jesteśmy razem. Byliśmy parą od ponad roku. I był to naprawdę udany związek, mimo, że pochodziliśmy z dwóch diametralnie różnych światów. On, imprezowicz i student prawa, z milionem znajomych, zamiłowaniem do klubów i popu, a ja? Wiecznie zamyślona, zaczytana, żyjąca w swoim własnym świecie, stroniąca od hałasu i tłumów. W tym roku skończyłam liceum, zdałam maturę i teraz czekały mnie najdłuższe wakacje w życiu. Ponad trzy miesiące, które miałam zamiar spędzić właśnie z nim. Wybieraliśmy się na żagle, rodzice udostępnili Markowi i jego przyjaciołom jacht. Planowaliśmy pływać po Europie. Dla mnie była to wycieczka życia. Poczułam na swoim kolanie rękę Marka.
– Jagoda?

Spojrzałam na niego pytająco. Najwyraźniej mówił coś do mnie od dłuższego czasu, a ja jak zwykle nie słuchałam. Westchnął, kiedy wreszcie udało mu się uzyskać z mojej strony jakąś reakcję. Jego znajomi zawsze byli dla mnie bardzo mili, ale jakoś nigdy nie czułam, żeby cokolwiek mnie z nimi łączyło. Mówiąc prościej, najczęściej nudziłam się w ich towarzystwie, a wychodziłam tylko wtedy, kiedy naprawdę zależało na tym Markowi. W innych wypadkach wolałam, żeby chodził sam. Rozumiał to i starał się w jakiś sposób równoważyć wieczory spędzane w gronie przyjaciół i te, które spędzał tylko ze mną.

– Przepraszam, zamyśliłam się – uśmiechnęłam się do niego leciutko.

– Nie szkodzi – poddał się bez walki. – Idę po piwo. Przynieść ci coś do picia?

Od rumu z colą już lekko szumiało mi w głowie, ale poprosiłam o jeszcze jedną szklankę. Marek wstał, przepraszając siedzącą obok, pogrążoną w dyskusji z Michałem, Monikę. Kiedy na nią spojrzałam, jeszcze bardziej zdałam sobie sprawę, jak bardzo różniłam się od tych wszystkich dziewczyn z jego środowiska. Właściwie nie miałam o czym z nimi rozmawiać. Nie interesowała mnie moda, nie nosiłam widocznego makijażu, a moja bluzka była ozdobiona wizerunkiem małej karykatury Dartha Vadera. Kiedy przy jakiejś okazji jedna z nich oznajmiła, że czytanie jest dla niej najgorszą z możliwych kar, już wiedziałam, że nie znajdziemy wielu wspólnych tematów do rozmów, dlatego wybierałam najlepsze z możliwych rozwiązań – milczałam. Z Markiem jednak było zupełnie inaczej. Opiekuńczy, troskliwy, zawsze mną zainteresowany, potrafił być dumny z moich osiągnięć, nawet, jeżeli kompletnie go nie dotyczyły. Zawsze był zdolny poprawić mi humor i w jego towarzystwie czułam się naprawdę znakomicie. Był nie tylko moim chłopakiem, ale i przyjacielem.

– Cześć – z zamyślenia wyrwał mnie głos, jakiegoś obcego chłopaka, który górował nad naszym stolikiem.

Spojrzałam w jego szmaragdowe oczy, a potem cały mój świat nagle zniknął. Zdążyłam zauważyć jedynie to, że był wysoki i tkwiło w nim coś dziwnie znajomego. Potem była już tylko ta zielonkawa, bezdenna głębia, która wciągnęła mnie bez reszty. Z powrotem do rzeczywistości sprowadził mnie Marek, który pojawił się stawiając przede mną drinka. Objął przybysza ramieniem przerywając ciepłe powitanie siedzących przy stoliku przyjaciół, którzy najwyraźniej już znali tego chłopaka. Siedzące naprzeciwko mnie Kasia i Malwina słały mu wesołe, zalotne uśmiechy. Piotr z Michałem uścisnęli mu dłonie.

– Danielu, znasz już wszystkich, oprócz mojej dziewczyny – Marek obdarzył go serdecznym uśmiechem. – Jagoda, poznaj mojego młodszego brata – przedstawił nas uprzejmie.

Słyszałam o nim już wcześniej, nigdy jednak nie było mi dane go poznać. Po rozwodzie ich rodziców, na stałe mieszkał w Portugalii wraz z matką Marka, do tego włóczył się po całej Europie. Marek kilkakrotnie wspominał, że Daniel nigdy nie był w stanie zaakceptować nowej żony ich ojca. Był nieco wyższy od brata, do tego naturalnie opalony, ale teraz, kiedy już wiedziałam, rozpoznałam podobieństwo i zdałam sobie sprawę, co było w nim takie znajome, choć tyle ich różniło. Włosy Daniela były ciemnobrązowe i krótko ścięte, Marka natomiast o ton jaśniejsze, do tego te oczy, żywo zielone, bez przebłysku szarości, który tak dobrze znałam. Usiadł naprzeciwko nas, na brzegu ławki, tuż obok Piotra.

– Jak minęła podróż? Od kiedy tu jesteś? – dopytywał się Marek.

– Dzięki, przeżyłem – roześmiał się Daniel – i właściwie to od niecałej godziny, postanowiłem, że najpierw zajrzę tutaj – skrzywił się nieznacznie.

Zdałam sobie sprawę, że mimo iż chłopak odpowiada na pytania brata, to ani na moment nie spuszcza ze mnie wzroku. W normalnej sytuacji zapewne odwróciłabym się spłoszona, ale nie teraz. Było w nim coś takiego… Również przypatrywałam mu się zaintrygowana. Zawsze wydawało mi się, że Marek jest przystojny, ale byli wręcz nieporównywalni. Podczas gdy mój chłopak miał niesfornie kręcące się włosy i urok łobuziaka, Daniel był po prostu boski. Nie miałam pojęcia jak to inaczej ująć. Zresztą to nie o to chodziło. Nie cierpiałam tego typu facetów, zwłaszcza gdy mieli świadomość, jakie wrażenie wywierają na dziewczynach, ale od niego zwyczajnie nie potrafiłam oderwać wzroku. Po prostu musiałam patrzeć. Zwłaszcza w te jego niesamowite oczy. Wbiłam paznokcie w wierzch własnej dłoni, żeby oprzytomnieć. Duszkiem wychyliłam drinka, a potem wstałam od stolika. Czułam, że muszę stąd jak najszybciej uciec, chociaż na chwilę.

– Niedługo wrócę – szepnęłam.

Pocałowałam Marka, w policzek, a potem odeszłam od stolika. Odstałam swoje w kolejce do ciasnej toalety, a potem spędziłam w niej odpowiednio długą chwilę. W lustrze nie poznawałam sama siebie. Byłam blada, zupełnie jakbym zobaczyła ducha. Jasne włosy opadały mi na oczy, a uczucie, że jestem w dżinsach i tej głupiej bluzeczce z Gwiezdnych Wojen, podczas gdy inne dziewczyny przeszły same siebie, by na wieczór perfekcyjnie wyglądać, pierwszy raz w życiu zaczęło mi dokuczać. W końcu wyszłam na duszny korytarz. Daniel! Stał oparty o ścianę, tuż przy zakręcie korytarza. Pub składał się z kilku kameralnych salek i jednej głównej, z parkietem do tańczenia. Całość stanowiła istny labirynt. Spróbowałam się do niego uprzejmie uśmiechnąć, z zamiarem by wyminąć go bez słowa, ale on złapał mnie za rękę i pociągnął gdzieś w bok. Kiedy tylko dotknął mojej dłoni, natychmiast przestałam myśleć. Cały świat stracił znaczenie. Pchnął drewniane, wąskie drzwi i weszliśmy do jakiegoś pomieszczenia. Wyglądało na biuro. Panował tutaj półmrok. Zamknął je za nami, a potem najzwyczajniej w świecie, jak gdyby nigdy nic, wziął mnie w ramiona. Przyciągnął do siebie stanowczo, zaborczym gestem, wplótł palce w moje włosy i pocałował. Pocałunek był długi i namiętny, a ja go odwzajemniałam. Nie potrafiłam, nie chciałam przestać. W ciszy, wypełnionej jedynie naszymi własnymi oddechami, usłyszałam swój własny jęk zawodu, kiedy na chwilę się ode mnie odsunął. Moje ucho musnęło ciepłe, przyjemne powietrze.

– Você é linda. Eu quero que você – Daniel zamruczał po portugalsku.

Podniósł mnie i posadził na pustym biurku. Wrócił do całowania, a ja oplotłam go nogami. To było czyste szaleństwo. Jak opętani zaczęliśmy nawzajem ściągać z siebie ubrania. Czułam na sobie jego błądzący po całym moim ciele wzrok. Jego pocałunki parzyły. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że leżę na biurku, zupełnie naga. Poczułam w sobie jego palce.

– Cii – zatkał moje usta pocałunkiem, a ja dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że wydaję z siebie coraz to głośniejsze jęki.

Nie potrzebowałam więcej. Właściwie to chyba nawet tych pieszczot nie potrzebowałam. Wszedł we mnie, mocno, do samego końca. Był tuż nade mną. Objęłam go za szyję. Nie panowałam nad sobą. Paznokciami przesunęłam po jego plecach. Zamruczał, poruszając się szybciej. Dzikość, rządza, namiętność i te cudowne, szmaragdowe oczy, wpatrujące się we mnie z zachwytem i uwielbieniem. Nic więcej nie istniało. Doszliśmy w tym samym momencie, poruszył się we mnie jeszcze kilka razy, a ja zamiast zmęczenia, czułam ciągle narastającą przyjemność. Usiadł, sadzając mnie sobie na kolanach. Zaczął leniwie całować, dłońmi błądząc po moich ramionach i plecach. Nie minęło nawet kilka minut, kiedy znów się we mnie wsunął. Tym razem delikatnie, powoli. Nie mogłam zdecydować się, co było bardziej podniecające, dziki, nieokiełznany seks, czy te łagodne, subtelne ruchy. Czułam delikatną pieszczotę pocałunków, które zostawiał na mojej szyi. Powoli przesuwałam dłońmi po jego ramionach i torsie, czując pod skórą naprężone, twarde mięśnie. Nie przestawał mnie obserwować, zupełnie tak, jakby chciał zapamiętać każdy, nawet najdrobniejszy szczegół. Znów zatonęliśmy w morzu pocałunków. Ponownie doszłam. On też. Dopiero wtedy wstał, stawiając mnie na podłodze. Odsunął się i chaotycznie zaczął podawać mi ubrania. Nie mając pojęcia co właściwie robię, zaczęłam je na siebie wkładać. Kiedy byłam gotowa, przyciągnął mnie do siebie, delikatnym gestem poprawiając rozczochrane włosy. Pocałował. Tym razem szybko, lekko, tak, że aż chciałam zaprotestować. Obudziły mnie jednak jego słowa.

– Idź pierwsza – powiedział cicho – ja tu posprzątam i zaraz przyjdę.

Skinęłam głową, nie zdolna się odezwać, a potem posłusznie opuściłam pomieszczenie. Zerknęłam na komórkę. Nie było mnie jakieś dwadzieścia minut. Kiedy weszłam do sali, w której zajmowaliśmy stolik, mój telefon rozbrzęczał się nieodebranymi połączeniami. Napotkałam zaniepokojone spojrzenie Marka. Dopiero teraz dotarło do mnie co właśnie zrobiłam. Z trudem przełknęłam ślinę. Dupek! Jak on mógł?! Tylko, że ja nie byłam wcale lepsza. Przecież nie zaprotestowałam ani jednym słowem! Zakręciło mi się w głowie, kiedy zdałam sobie sprawę, że gdyby zaproponował, zrobiłabym to jeszcze raz i kolejny… a najchętniej to w ogóle nie opuszczałabym jego ramion. Nie mogłam uwierzyć we własne myśli. Przecież kochałam Marka i za nic na świecie nie chciałabym go skrzywdzić. Jak to się w ogóle mogło stać?

– Bardzo długo cię nie było – westchnął, kiedy usiadłam obok niego. – Martwiłem się.

W jego głosie nie było nawet cienia podejrzliwości, a tylko troska.

– Przepraszam, dziwnie się poczułam – właściwie to nawet nie skłamałam.

Opiekuńczo objął mnie ramieniem. Moje serce na chwilę zamarło, kiedy dołączył do nas Daniel. Zajął swoje poprzednie miejsce. Spojrzał najpierw na obejmujące mnie ramię Marka, a potem w moją twarz. W jego wzroku było coś, jakby pretensja, wyrzut. Nie byłam w stanie ich znieść, więc po prostu zaczęłam wpatrywać się w stół, ale mimo to, ciągle czułam na sobie jego intensywne spojrzenie. Wyszliśmy z pubu koło północy. Mieliśmy wybrać się jeszcze na kręgle. Marek, najwyraźniej zaniepokojony o moje samopoczucie, ciągle nie przestawał mnie obejmować. Przez cały wieczór dziewczyny zagadywały Daniela, który odpowiadał zawsze uprzejmie, ale bez cienia entuzjazmu. Teraz jednak otwarcie zainteresował się Kasią. Dziewczyna promieniała, gdy jego ręka otoczyła jej plecy. Coś ścisnęło mnie w środku. Potwornie zabolało. Poczułam mdłości. Z trudem panowałam nad zaczynającymi lśnić wilgocią oczami. Pośliznęłam się na zalanym deszczem fragmencie chodnika.

– Uważaj – uśmiechnął się do mnie Marek, przytrzymując mnie mocniej.

– Przepraszam, nie czuję się najlepiej – mruknęłam. Wiedziałam, że nie mogę tu zostać ani chwili dłużej. – Myślę, że wrócę do domu.

W jego spojrzeniu ujrzałam zawód. Wiedziałam, jak uwielbiał kręgle, ale czułam też, że jest gotowy mnie odprowadzić. Jak zawsze można było na niego liczyć, a moje potrzeby stawiał wysoko ponad swoimi. Poczułam się jeszcze gorzej. Nie miałam pojęcia, jak mogłam mu to zrobić.

– Nie, dam sobie radę – zaprotestowałam słabo. – Proszę, nie psuj sobie z mojego powodu wieczoru.

– Ja ją odprowadzę – zaoferował się ku zaskoczeniu wszystkich, a chyba mojemu najbardziej, Daniel. – I tak nienawidzę kręgli – oznajmił z drwiącym uśmieszkiem.

– Zrobiłbyś to? – zapytał z nadzieją, patrzący na mnie z niepokojem Marek.

– Jasne, tylko pamiętaj, że wisisz mi przysługę – roześmiał się chłopak, widząc ulgę na twarzy brata.

– Jagódko, nie masz nic przeciwko?

– Nie, oczywiście, że nie – odpowiedziałam, czując jak moje serce puściło się pełnym galopem, a oddech gwałtownie przyspieszył.

Marek pocałował mnie na pożegnanie, a potem rozeszliśmy się w dwie różne strony. Daniel milczał. Ja też nie miałam pojęcia, co mogłabym powiedzieć. W końcu w ogóle go nie znałam. A jednak, mimo tego, najchętniej rzuciłabym mu się w ramiona – tu i teraz, albo gdziekolwiek indziej by sobie zażyczył. Kiedy znowu się potknęłam, złapał mnie, spojrzał na mnie jakby poirytowanym wzrokiem, a potem nie wypuścił już mojej ręki, w dalszym ciągu się jednak nie odzywał. W końcu, kiedy znaleźliśmy się pod moim domem, to ja nie wytrzymałam.

– Na każdą dziewczynę tak lecisz? – zapytałam, zdając sobie sprawę, jak żałośnie to brzmi. – Najpierw ja, potem Kasia…

Zatrzymał się. Obrócił mnie twarzą ku sobie, przytrzymując za ramiona. Od domu dzielił już nas jedynie wysoki płot i rosnący za nim, gęsty żywopłot.

– O nie, królewno – oznajmił nieco sarkastycznym tonem – po prostu chciałem, żebyś choć przez chwilę poczuła, jak to jest. Żebyś zdała sobie sprawę, co czuję.

Oniemiałam.

– Chciałeś żebym była zazdrosna? – spytałam czując się jak idiotka, prowadząc tą nierealną konwersację, z zupełnie obcym chłopakiem.

– Nie chciałem, wiedziałem, że będziesz – wyjaśnił krótko. Kiedy spojrzał mi w oczy, poczułam się tak, jakby zaglądał w głąb moje duszy. – Kiedy z nim zerwiesz? – zapytał prosto z mostu.

– Co? – nie potrafiłam wydusić z siebie żadnej sensownej odpowiedzi.

– Nie musisz mu mówić co robiliśmy – wyjaśnił cierpliwie – po prostu go zostaw.

Zaskoczył mnie.

– Nie zamierzam z nim zrywać. Kocham go i nie mam pojęcia, dlaczego go z tobą zdradziłam. Mogę ci jednak obiecać, że więcej się to nie powtórzy. Zamierzasz mu o tym opowiedzieć?

Daniel wpatrywał się we mnie niedowierzająco. Stał tak przez dłuższą chwilę, a potem się odsunął. Oparł się o heblowane deski płotu i się roześmiał. To nie był wesoły śmiech. Raczej gorzki i pełen bólu.

– Nie, nie zamierzam – odpowiedział krótko. – I naprawdę nie planujesz ze mną nic więcej robić? – Przecząco pokręciłam głową. W jednej chwili znalazł się przy mnie. Bardzo blisko mnie. – Jesteś tego pewna? – zapytał pochylając się lekko, jak do pocałunku, a ja poczułam na twarzy jego ciepły oddech.

Już chwilę później szeptałam do niego cicho, żeby zdjął buty i zabrał ze sobą na górę, tak, żeby moja rodzina nie zauważyła jego obecności. Po niecałych dwóch minutach natomiast leżeliśmy na piętrze, nadzy, w moim łóżku. Teraz jak nigdy cieszyłam się z tego, że mieszkamy w domku jednorodzinnym, a nie w bloku. Do tego do swojej dyspozycji miałam całe piętro. Moi rodzice zajmowali dół. Robiłam coś szalonego, niedozwolonego, na co nawet w przypadku Marka nigdy nie miałam odwagi. Zresztą on nigdy by się na to nie zgodził. Był zbyt rozsądny, racjonalny. Jednak w obecności Daniela wszystko nabierało zupełnie nowego sensu i kompletnie zmieniał się mój świat. Morze pocałunków, zachłanny, uzależniający dotyk. Nie mogliśmy się od siebie oderwać. To było irracjonalne. Nigdy w życiu niczego tak bardzo nie pragnęłam, jak jego teraz. Kompletnie zawrócił mi w głowie.

cdn.

Miye

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2873 słów i 16390 znaków.

5 komentarzy

 
  • Pina

    :dancing: Super

    29 kwi 2016

  • Olciiak

    Jezu.... jakiw to jst boskie <3 kiedy następna??

    23 kwi 2016

  • Miye

    To opowiadanie mam już od jakiegoś czasu napisane w całości, więc jak nie zapomnę to spróbuję dodawać codziennie. *smile*

    22 kwi 2016

  • Beno

    nie będę oryginalna, kiedy następna część, bo zaczyna się super

    22 kwi 2016

  • Czarna21

    Super to jest! Czekam na szybki ciąg dalszy!

    21 kwi 2016