Róże w kolorze krwi 3

Następnego dnia o świcie wypłynęliśmy z zatoki. Teraz byłam już pewna, że Daniel gra, a jego zabawa była okrutna i bezlitosna. Po pierwsze, przy każdej lepszej okazji, pod byle pretekstem robił mi zdjęcia – nie ważne komórką czy aparatem. Po drugie, nie było miejsca, w którym przypadkiem nie musnąłby mnie dłonią, nie otarł się o mnie ramieniem, nie pomógł w czymś, nie przytrzymał delikatnie, kiedy zakołysało jachtem – a przy tym, tak naprawdę nie mogłabym powiedzieć, że był nachalny. Nie, wszystko to wyglądało, jakby robił te rzeczy zupełnie naturalnie. Po trzecie i chyba najdziwniejsze, od rana, co jakiś czas w swoich rzeczach, pod ubraniami, na śpiworze, znajdowałam krótko ścięte, burgundowe róże. Nie miałam pojęcia skąd on je bierze na jachcie. Do tego, tak naprawdę, Daniel w ogóle się do mnie nie odzywał. Był uprzejmy, zupełnie jak dla wszystkich innych, a poza tym, kompletnie ignorował moją obecność. Za to wszystko co robił miałam ochotę go udusić. Plan był taki, że w dzień pływaliśmy i spaliśmy, a pod wieczór zawijaliśmy do portu, żeby się wyszaleć. W praktyce następnego dnia na wodzie większość grupy leczyła potężnego kaca i zastanawiała się co robili w nocy. Za wszelką cenę starałam się unikać przebywania sam na sam z Danielem, a jednocześnie ciągnęło mnie do niego coraz bardziej. Tego dnia nad ranem jako pierwsza pojawiłam się na jachcie. Wsunęłam się do pomieszczenia na rufie, w którym zostawiłam swój śpiwór. Przebrałam się w piżamę i mimo tego, że było ciepło, starannie przykryłam. Słyszałam szum fal rozbijających się o burty i nadbrzeże. Ktoś za mną wszedł do pomieszczenia. Wolałam nie otwierać oczu, mimo to, byłam pewna, że poczułam jego obecność. Położył się obok. W środku było ciasno i nie było tu miejsca na nic poza materacem, więc leżał bardzo blisko. Mimo to mnie nie dotykał. Nie odezwał się również ani słowem. Powoli uchyliłam powieki, by napotkać spojrzenie wpatrzonych we mnie intensywnie zielonych oczu. Nie mogłam się powstrzymać. Wysunęłam dłoń ze śpiwora i dotknęłam jego policzka. Nie poruszył się, ale poczułam jak jego oddech przyspieszył. W ogóle nie zdawałam sobie sprawy z tego co robię. Podniosłam odrobinę głowę i pocałowałam go. Odwzajemnił mój pocałunek, jakby całowanie się ze mną było rodzajem narkotyku, do którego nie miał dostępu przez kilka dni, a od którego był uzależniony. Nagle odsunął się gwałtownie. Zerwał się niemal uderzając głową w niski sufit. Zaklął cicho i wysunął się z pomieszczenia. Chwilę po nim w środku pojawił się lekko podchmielony Marek. Położył się obok.

– Słodkich snów, słoneczko – zamruczał.

Ziewnął, przytulił się do mnie by ledwie po kilku minutach już spać. Poczułam wibracje leżącego pod poduszką telefonu.

„Eu te Amo” brzmiała treść smsa. Wyplątałam się z ramion śpiącego Marka i po cichu wymknęłam z pomieszczenia. W piżamie weszłam na pokład. Wypłynęliśmy już z portu i teraz jedna osoba przy sterze w zupełności wystarczyła. Chłopacy zmieniali się przy tym we czwórkę. Liczyłam na to, że tym razem jest kolej Daniela. Była. Usiadłam przy nim na drewnianej ławce. Kiedy na mnie spojrzał uśmiechał się leciutko. Wszyscy inni już spali. Szarość poranka zaczynało rozjaśniać wschodzące słońce. Chłopak objął mnie ramieniem, przyciągając do siebie. To mi wystarczyło. Sama nie wiedziałam kiedy, usnęłam skulona z głową na jego kolanach.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

Minęły już dwa tygodnie, a Daniel w dalszym ciągu nie odpuszczał, natomiast mnie bez przerwy prześladowały te jego intensywnie zielone oczy. I róże. Zawsze towarzyszyły mi róże w kolorze krwi. Najgorsze było to, że nie potrafiłam żadnej z nich wyrzucić i teraz miałam plecak pełen Put Pure. Byliśmy w Hiszpanii. Upał panujący w tym kraju był niemal nie do zniesienia. Natomiast klub, do którego się wybraliśmy miał cudowną klimatyzację. Siedzieliśmy przy stoliku, w loży, na obitych czarnym materiałem kanapach. Nie mam pojęcia jak to się stało, ale znalazłam się między Markiem a Danielem. Poczułam jak przeszywa mnie dziwny dreszcz. Daniel przesunął dłoń i położył ją na moim kolanie. Instynktownie odsunęłam się, przesuwając bliżej Marka. Obydwaj spojrzeli na mnie pytająco.

– Mam ochotę zatańczyć – rzuciłam pierwsze co mi przyszło do głowy.

Marek uśmiechnął się szeroko. Nie słyszał tego często. Właściwie, to taka sugestia z mojej strony zdarzyła się pierwszy raz. Wyraźnie zadowolony zaprowadził mnie na parkiet. Wtuliłam się w jego ramiona, kołysząc w takt hiszpańskiej muzyki. Kątem oka zobaczyłam wstającego od stołu Daniela. Miał zaciśnięte pięści. Minął parkiet, bar i wyszedł z klubu. Poczułam jak coś ściska mnie w żołądku. Czy to, że zranię Marka było naprawdę aż tak ważne? Ważniejsze od tego jak bardzo ranię jego? Poczułam dławiący w gardle strach. Zwyczajnie bałam się z nim zerwać. Czułam się cholernie nie fair. Bałam się zaufać Danielowi. Był zbyt idealny. Przez cały czas miałam wrażenie, że on się mną po prostu bawi. Jednak czy to spojrzenie zielonych oczu, ten żar, mogły nie być szczere? Nie mogłam doczekać się kiedy wreszcie skończy się utwór. Co ja tu w ogóle robiłam? Przecież nienawidziłam tańczyć! Już przy ostatnich nutach piosenki przeprosiłam Marka i wybiegłam za Danielem na dwór. Nigdzie nie mogłam go znaleźć. W końcu, zniechęcona, postanowiłam, że wrócę na jacht. Coś mnie jednak powstrzymało i przystanęłam po drodze. Mijałam właśnie niewielkich rozmiarów, gęsty zagajnik. Wydawało mi się, że widzę gdzieś między drzewami smukłą sylwetkę. Wystarczyło tylko bym minęła pierwszą linię drzew i już, bez żadnych wątpliwości, rozpoznałam Daniela. Stał w ciemności oparty plecami o gruby pień.

– Wynoś się – warknął, kiedy zdążyłam podejść jeszcze bliżej.

Nie posłuchałam, mimo, że w jego głosie było słychać jakieś dziwne ostrzeżenie. Przysunęłam się do niego. W ręce trzymał nóż. Ostre, żeglarskie ostrze, do przecinania lin w razie nagłych wypadków.

– Daniel… – zaczęłam niepewnie, ale później zorientowałam się co sobie robi. Zobaczyłam spływającą po jego rękach krew. – Ty idioto! – krzyknęłam w ciemności. – Co ty wyprawiasz?!

Wyciągnęłam mu z dłoni nóż. Poczułam jak drży, ale posłusznie oddał mi narzędzie. Spojrzał na mnie z mieszaniną bólu i irytacji.

– Potrzebuję tego – wyjaśnił cicho.

Miałam ochotę się na niego rzucić z pięściami, powiedzieć mu co o nim myślę, ale wiedziałam, że niewiele by to dało.

– Chodź – wzięłam go za rękę i pociągnęłam za sobą na jacht.

Kiedy weszliśmy do jasno oświetlonej, niewielkiej kuchni, wyjęłam apteczkę. Ostrożnie przemyłam cięcia, które sobie sam zrobił, a potem owinęłam je bandażami. Poszperał w swoich, schowanych pod jedną z ław, rzeczach i nałożył koszulę z długimi rękawami, podczas gdy ja odłożyłam na miejsce apteczkę.

– Jak mogłeś sobie coś takiego zrobić, kretynie?! – nie wytrzymałam.

– Tylko to mi pomaga – westchnął. – Nie miałaś tego widzieć – stwierdził, jakby to usprawiedliwiało wszystko.

– Nie zgadzam się! Rozumiesz? – tym razem napadłam na niego uderzając go otwartą dłonią w tors. – Nie możesz sobie robić krzywdy! A już na pewno nie z mojego powodu!

Daniel przytrzymał mi ręce, nie pozwalając się dalej bić. Spojrzał mi w oczy, a potem pocałował. Wyczuwałam w tym pocałunku tak niesamowitą ulgę, że aż zakręciło mi się w głowie. Jego ręce objęły moje plecy, gładziły ramiona. Daniel… Tak bardzo go pragnęłam! Zerwę z Markiem. Muszę to zrobić! Uświadomiłam sobie, że nawet jeżeli Daniel się mną bawi, jeżeli nie będziemy razem, a cały ten sen się skończy, to i tak zachowuję się niesprawiedliwie, wobec Marka, bo to nie jego kocham. Był moim przyjacielem, w roli chłopaka spisywał się doskonale, ale to… to zdecydowanie nas nie łączyło.

cdn.

Miye

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1492 słów i 8291 znaków.

4 komentarze

 
  • Użytkownik Miye

    Proszę - dodana ^^

    27 kwi 2016

  • Użytkownik darii

    świetnie kiedy ciag dalsz?

    26 kwi 2016

  • Użytkownik elizaa

    Świetne powinna zostawić marka  :kiss:

    26 kwi 2016

  • Użytkownik Vinyl3

    OOOOO tak powinna zerwac z Markiem :rotfl:

    26 kwi 2016