Róże w kolorze krwi 10

Przez las szliśmy prawie trzy godziny, aż w końcu, stromymi schodami, wspięliśmy się do położonego nad jeziorem domu. Dopiero tu chłopak mnie puścił. W otwartych drzwiach, oparta o futrynę, stała śliczna dziewczyna z burzą rudych loków, okalającą jej urodziwą twarz.

– To ona? – spytała patrząc na mnie powątpiewająco.

Blondyn z ponurą miną skinął głową.

– Nie rozumiem czemu tyle o nią zachodu – warknął.

– I nie musisz – usłyszałam znajomy głos.

Moje serce zamarło. Chwilę później w wejściu do domu ukazała się szczupła sylwetka Daniela. Spojrzałam w jego zielone oczy. Serce puściło się dzikim galopem, oddech przyspieszył. Nie byłam w stanie wydusić z siebie ani słowa. To nie działo się naprawdę! Chłopak już był przy mnie. Patrzył błagalnie, jakby prosił o przyzwolenie, tylko nie wiedziałam na co. Wyciągnęłam rękę by niedowierzająco dotknąć jego pokrytego kilkudniowym zarostem policzka. To mu najwyraźniej wystarczyło. Przyciągnął mnie do siebie, zamknął w swoich ramionach, czułam z jaką ulgą oddycha, jego serce trzepotało się w piersi tak samo szybko jak moje. Zniesmaczony blondyn zniknął we wnętrzu domu, ale stojąca w drzwiach dziewczyna w dalszym ciągu się na nas gapiła.

– Kat, potrzebujesz czegoś? – odwrócił się w końcu do niej, nie wypuszczając mnie jednak z objęć.

– Tak, żebyś się opamiętał – odpowiedziała mu drwiącym tonem. – Przez twoje szaleństwo nas pozabijają.

– Odczep się – odpowiedział jej warknięciem.

– Pewnie, przecież wszyscy jesteśmy tu dla ciebie, gotowi oddać życie za twoje durne pomysły – syknęła, a potem zniknęła we wnętrzu domu.

– Czy ty mi wreszcie powiesz o co w tym wszystkim chodzi? – spytałam właściwie specjalnie na to nie licząc.

– Wejdźmy do środka – poprosił zamiast mi odpowiedzieć.

Posłusznie poszłam za nim, trzymając go za rękę. Oprócz blondyna i rudej dziewczyny, nazwanej przez Daniela Kat, w pokoju przypominającym myśliwski salon, z głową jelenia wiszącą nad kominkiem, dywanem w kształcie niedźwiedzia i obciągniętą brązową skórą kanapą siedział jeszcze jeden chłopak. Był niski i bardzo szczupły. Podczas gdy inni wyglądali na rówieśników Daniela, on mógł mieć najwyżej szesnaście lat. Na nasz widok natychmiast ucichli. Chłopak nie zwrócił na to uwagi, ciągnąc mnie za sobą na górę, po drewnianych schodach. Znaleźliśmy się sami w pokoju. Mimowolnie przylgnęłam do niego. Zaczął mnie całować, najpierw powoli, łagodnie, jakby upewniając się, że w dalszym ciągu tego chcę, a potem zachłannie, namiętnie i z pasją.

– Jak ja za tobą tęskniłem – szepnął, gdy na chwilę oderwał się od moich ust. – Jesteś dla mnie jak powietrze, potrzebuję cię by żyć.

Nie zdążyłam mu odpowiedzieć w żaden sposób, ponieważ moje usta znów zamknęły jego pocałunki. Znowu nie byłam w stanie myśleć. Istniały dla mnie tylko jego usta i oczy. Daniel był centrum mojego wszechświata. W jego ramionach odnajdywałam szczęście. Mimowolnie sięgnęłam do guzików jego koszuli. Jego dłonie znalazły się pod moją bluzką. Z ekscytacją przesuwał nimi po moich plecach i brzuchu, kiedy ją ze mnie zdejmował. Zsunęłam mu z ramion rozpiętą koszulę. Ręce położyłam na twardym torsie. Wtedy to zobaczyłam. Od jego ramion, aż po nadgarstki, ciągnęły się krótkie, białe, podłużne blizny. Widok mnie otrzeźwił.

– Co to? – zapytałam wskazując palcem, jednak nie odsuwając się od niego.

Skrzywił się. Doskonale zdawał sobie sprawę, że wiem i nie chciał mnie upewniać.

– Nic takiego – spróbował wymijającej odpowiedzi – nie przejmuj się tym.

– Daniel! – zażądałam.

Usiadł na drewnianym łóżku, jedynym meblu w tym pokoju, sadzając mnie sobie na kolanach.

– Przepraszam – powiedział błagalnie patrząc mi w oczy. – Nie jestem sobie w stanie poradzić sam ze sobą, kiedy nie ma cię przy mnie – wyjaśnił cichym głosem.

– Dlatego sam siebie krzywdzisz?! – niemal krzyczałam. – Nie starczy ci, że robią to inni?!

– Nie sądziłem, że jeszcze kiedyś cię zobaczę – przyznał szczerze.

– Co?! – to było dla mnie jak cios. – Więc czemu tu jestem?

Skrzywił się.

– Ktoś cię odnalazł. Nie tylko ja. Musiałem cię stamtąd zabrać – wyjaśnił łagodnie.

– Odnalazł? A moi rodzice? – zapytałam czując panikę.

Chłopak westchnął, chciał mnie przytulić, ale ja go odepchnęłam. Zerwałam się z jego kolan.

– Nic im nie grozi – oznajmił pewnym głosem. – Nie zainteresują się nimi, nie będą chcieli wchodzić w konflikt z policją, jeśli ciebie tam nie będzie. Nie warto.

– Jesteś tego pewien? – spytałam.

– Przyrzekam, że tak jest – potwierdził. – Proszę, zaufaj mi, chociaż trochę.

Roześmiałam się. To było zbyt wiele.

– Niby jak, skoro albo nie mówisz mi niczego, albo kłamiesz?

– Jagoda, proszę… – jego zielone oczy patrzyły na mnie z tak bezgranicznym smutkiem, że prawie mu uległam. – Kocham cię.

Podniosłam z podłogi swoją bluzkę, pospiesznie ją na siebie nakładając.

– Chcę wyjaśnień – odparłam – czy możesz mi je dać?

Przecząco pokręcił głową.

– Więc jeżeli chcesz mnie tu zatrzymać, będziesz to musiał zrobić siłą – powiedziałam, bez zbędnego zastanawiania się wychodząc z pokoju.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

Zbiegłam po schodach jak szalona. W tym momencie nienawidziłam go całą sobą, a jednak wiedziałam, jak bardzo źle postępuję uciekając.

– Hej, blondie, dokąd to? – Kat stanęła w drzwiach blokując mi drogę.

– Nie twoja sprawa – odwarknęłam jej, ale ona już patrzyła pytająco na schodzącego z góry Daniela.

– Puść ją – powiedział chłopak, nie patrząc na mnie.

– Ale… – zaprotestowała dziewczyna.

– Powiedziałem, puść – odezwał się bardziej stanowczym głosem. – Nie ucieknie i tak nie ma dokąd pójść.

Kat wzruszyła ramionami i odsunęła się z drogi. Jeszcze bardziej wściekła wyszłam na dwór. Miał rację. Nie miałam dokąd iść. To była sytuacja bez wyjścia. Cholerne Bory Tucholskie! Ciągnęły się w nieskończoność, a tak naprawdę nic tu nie było. Minęłam pierwsze drzewa i zaczęłam iść dalej. Mimowolnie stwierdziłam, że to miejsce jest naprawdę piękne. Nic dziwnego, że agroturystyka tak kwitła. Zatrzymałam się nad wąskim, płynącym przez las kanałem o wartkim nurcie. Czekałam aż przyjdzie Daniel. Byłam pewna, że za chwilę się pojawi. I rzeczywiście, przyszedł. Stanął w odległości kilku metrów ode mnie. Milczał. Cała moja złość opadła. Teraz było mi przykro. Chciałam to wszystko zrozumieć. Czułam potrzebę, by znaleźć odpowiedź na pytanie „dlaczego?”.

– Jagoda… – wymówił moje imię w taki sposób, że poczułam w brzuchu stadko wściekłych motyli – przepraszam – odezwał się cicho. – Za wszystko. Nigdy nie powinienem pojawiać się w twoim życiu. To od początku było niewłaściwie.

– Było i jest – przyznałam szczerze, podchodząc do niego.

Przytulił mnie do siebie, a ja stałam, z głową opartą na jego torsie.

– Nie chcę ci nic mówić, ponieważ to niebezpieczne – wyszeptał. – Im mniej wiesz, tym lepiej dla ciebie. Proszę… – wyszeptał. – Kiedyś to wszystko się skończy. Musi się skończyć.

Przypomniałam sobie, jak mówił, że gdyby nie groziło mi niebezpieczeństwo, nigdy by po mnie nie wrócił. Chciał to skończyć, raz na zawsze. Poczułam ból i rozpacz.

– Jeżeli naprawdę ci na mnie zależy, to opowiedz mi, o wszystkim – powiedziałam stłumionym głosem, ponieważ twarz w dalszym ciągu wtulałam w jego t-shirta. – I nigdy, przenigdy, już mnie nie zostawiaj.

– Opowiem – obiecał, tuląc mnie do siebie, tak, jakby już nigdy nie chciał wypuścić mnie z ramion. – Tylko jeszcze nie teraz. Daj mi trochę czasu.

Westchnęłam. Kolejne tajemnice… i numer detektywa Freja w mojej pamięci. On, jak do tej pory wyjaśnił mi najwięcej. Ile potrzebował Daniel? Dzień? Tydzień? Miesiąc? Przypomniałam sobie pistolet w jego dłoni, to jak strzelał, pędzący pociąg, z którego mnie wypchnął. Kochałam go w dalszym ciągu, tego byłam pewna. Nie miałam tylko pojęcia, czy w ogóle potrafię mu jeszcze zaufać.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥  ~

Niezbliżanie się do Daniela kosztowało mnie naprawdę wiele wysiłku. Chciałam, żeby wziął mnie w ramiona, chciałam na ustach czuć jego pocałunki, a jednak uparcie go ignorowałam. Kat przestała być wściekła i traktowała mnie z chłodną niechęcią. Podczas kilku następnych dni poznałam Jaime’go, który jak słusznie oceniłam miał szesnaście lat i jego brata, blondyna, który mnie w to miejsce przyprowadził,  Tomasa. Cała trójka doskonale mówiła po polsku i prócz Kat, która wydawało mi się, robi to złośliwie, starali się w mojej obecności używać tego właśnie języka, choć Jaime, kiedy się zapomniał, również przerzucał się na portugalski, a potem przepraszał zawstydzony, tłumacząc mi to co powiedział. Ja sama zaczynałam już wyłapywać kilka portugalskich słów i byłam z tego powodu bardzo zadowolona. Mimo wszystko, planowałam poznać język kraju, w którym mieszkał Daniel, nawet jeżeli on mnie już nie chciał. Dowiedziałam się, że byli przyjaciółmi, że znali się od bardzo dawna i właściwie niewiele więcej. Żadne z nich nie było zadowolone, z powodu, że chłopak mnie tu sprowadził, poza Kat jednak również nikt nie zamierzał otwarcie protestować. Najwyraźniej słuchali go, nawet gdy uważali, że postępuje głupio. Potem Daniel zniknął. Nie było go przez całą dobę, a ja zdałam sobie sprawę, że to najgorsze dwadzieścia cztery godziny moim życiu. Kiedy wreszcie wrócił, poczułam taką ulgę, że niemal gotowa byłam mu wszystko wybaczyć, ale on nie patrząc na mnie zarządził pakowanie. Wkrótce potem jechaliśmy szosą terenowym Mitsubishi, Kat z przodu, przy prowadzącym samochód Danielu, a ja z tyłu, ściśnięta pomiędzy szczupłym Jaime’m, a potężnie zbudowanym Tomasem. Nikt nie zadał pytania dokąd jedziemy, więc i ja nie pytałam. Jechaliśmy kilka godzin, musiałam przysnąć, bo obudziłam się z głową na ramieniu Jaime’go, kiedy samochód się stanął. Chłopak spojrzał na mnie lekko zaczerwieniony.

– Przepraszam – mruknęłam.

Spłonił się jeszcze bardziej.

– Nic nie szkodzi – bąknął, powoli ruszając ręką.

– Przez trzy godziny bał się poruszyć – roześmiał się Tomas, zawstydzając brata jeszcze bardziej – żebyś się przypadkiem nie obudziła – szczerzył zęby w uśmiechu.

Uśmiechnęłam się promiennie, odgarniając z czoła ciągle rudą, opadającą na oczy grzywkę. Daniel wysiadł z samochodu, gwałtownie trzaskając drzwiami i dopiero to zwróciło naszą uwagę, wdzierając się brutalnie w ogólną wesołość.

– Nie przejmuj się, przejdzie mu – mruknął Tomas, wysiadając z samochodu i zostawiając dla mnie otwarte drzwi.

Zatrzymaliśmy się pod hotelem, a ja zdumiona poznałam gdzie jesteśmy. Duży budynek, z rozległym teren wokół – hotel Gołębiewski w Mikołajkach. Co my tu do cholery robiliśmy?! Okazało się, że mamy zarezerwowane pokoje, przejściowy, pięcioosobowy apartament, z dwoma pokojami sypialnymi i mniejszym salonikiem. Kiedy tylko się ulokowaliśmy, Daniel znowu zniknął, nie zabronił nam jednak poruszać się po hotelu, z czego skwapliwie skorzystaliśmy. W ciągu pierwszych pięciu minut Jaimie rzucił pomysł by iść na basen. Nie było żadnych sprzeciwów. Aquapark okazał się wielką wodną halą z wszelkimi możliwymi atrakcjami. Nawet Kat wydawała się odzyskać dobry humor i zaniechała drobnych złośliwości, po prostu moją obecność ignorując. Natomiast z Tomasem i Jaimie’m bawiliśmy się w najlepsze, jakbyśmy przyjaźnili się od dawna. Zmęczona, jako pierwsza wracałam do pokoju. Był już wieczór. Postanowiłam, że kupię sobie coś jeszcze do jedzenie, w hotelu zamawiało się wszystko na numer pokoju – za nic nie trzeba było płacić z góry. Przy galerii ekskluzywnych sklepów, stanęłam zaskoczona. Zobaczyłam go w barze z longdrinkami. Siedział z ładną kobietą. Była starsza od niego, musiała mieć koło trzydziestki. Dłoń położył na jej udzie. Śmiali się. Zemdliło mnie. Miałam ochotę uciec, ale zmusiłam się, żeby na to patrzeć. Nachylił się ku niej, bardzo blisko. Coś wyszeptał, skinęła głową, a potem obydwoje wstali. Kobieta przylgnęła do jego ramienia i razem wyszli z baru, kierując się ku windom. Stałam jak wmurowana, nie byłam zdolna zrobić ani kroku. Minęli mnie. Nasze spojrzenia się spotkały, a on mnie kompletnie zignorował. Nawet nie spuścił wzroku, po prostu poszedł dalej, jakbym była kimś obcym. Po chwili zniknęli w windzie. Rozpacz, która mnie ogarnęła była nie do zniesienia. Dupek! Podły drań! Jak on mógł?! Nie myśląc o tym co robię, wybiegłam z hotelu, potrącając po drodze spacerujących po głównym holu ludzi. Chciałam znaleźć się gdziekolwiek indziej, byleby jak najdalej stąd.

cdn.

Miye

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2289 słów i 13339 znaków.

3 komentarze

 
  • Vinyl3

    Naprawde ,,wolna amerykanka``, nie wiem co myslec o tym opowiadaniu <3 wiec poczekam na nastepna czesc, moze sie cos wyjasni :kiss:

    4 maj 2016

  • Misiaa14

    Co tu się cholera dzieje ...niech oni się lepiej nie kłócą ...cudo :*

    3 maj 2016

  • ayio5

    Słodki Jezu! :O

    3 maj 2016