Przywracając życie - rozdział trzeci

Idąc do szkoły następnego dnia, czułam się już dużo spokojniej. Wiedziałam, że będzie na mnie tam czekać Natalie i że z nią na pewno będę czuć się pewniej, a i dzień szybciej mi zleci. Cieszyłam się, że tak szybko znalazłam koleżankę. Oczywiście, nie można było wykluczyć tego, że za jakiś czas nie okaże się, że być może jednak Natalie to nie jest osoba dla mnie. Wydawała się jednak tak sympatyczna, że nie chciałam zawracać sobie głowy hipotezami. Opowiedziałam o niej mamie, która entuzjastycznie kiwała głową podczas mojego monologu.
- Widzisz, mówiłam – powiedziała tryumfalnie. – Mówiłam ci, że nie będzie tak źle, a ty jak zwykle swoje. A jakiś chłopak wpadł ci w oko?
- Oj, mamo – żachnęłam się z uśmiechem „nie-mam-pojęcia-o-co-ci-chodzi”, jednak w głębi siebie ponownie przywołałam obraz Patricka. Byłam zdeterminowana, by poznać go lepiej. Miałam nadzieję, że jego nieśmiałość z czasem się zmniejszy.
Rozpoczęły się już prawdziwe zajęcia, bez pogadanek w stylu „poznajmy się bliżej” i chcąc nie chcąc, trzeba było zacząć uważać, jeśli nie chciało się mieć beznadziejnego startu. Moja mama zawsze uważała, że dobre pierwsze wrażenie jest najważniejsze, szczególnie w szkole, bo nawet jeśli później powinie mi się noga, nauczyciele będą pamiętali miłą, ambitną dziewczynę i przymkną oko. Pewnie było w tym trochę prawdy – problem polegał na tym, że ja nie byłam jakaś superambitna. Miewałam takie dni, jak każdy, kiedy zupełnie nie chciało mi się uczyć, a pracę domową przepisywałam szybko pięć minut przed dzwonkiem. Każdy tak miał. Miałam jednak jej słowa z tyłu głowy i dlatego starałam się, by już na samym początku nie wyjść na kompletnego lenia. Starannie rozpoczęłam prowadzenie wszystkich zeszytów – lubiłam, gdy wszystko było ładnie zaznaczone, precyzyjnie opisane. Na sam widok kompletnie chaotycznych notatek robiło mi się słabo. Nie potrafiłam się potem uczyć, mając takie materiały, dlatego moje zeszyty zawsze wyglądały nienagannie. Przynajmniej za to w poprzednich szkołach zawsze dostawałam plusika. Uśmiechnęłam się do samej siebie. To były fajne czasy.
Szybko poznaliśmy nowych nauczycieli. O ile nasza wychowawczyni tylko wyglądała na surową, nauczycielka od matematyki stanowiła jej totalne przeciwieństwo. Nic nie mogło umknąć jej wzrokowi, ponieważ jej oczy – ukryte za okrągłymi oprawkami okularów – poruszały się z ogromną szybkością, a słuch miała świetny. Podejrzewałam, że na każdej jej lekcji panowała cisza jak makiem zasiał – chyba nikt nie ważył się przerwać jej lekcji.  
Pan od chemii wydawał się być wymagający, ale był całkiem miły. Z wf-u czekało nas prawdziwe wyzwanie – nasz nauczyciel wyraźnie widział w nas przyszłych olimpijczyków. Reszta nauczycieli była całkiem neutralna. Oprócz spojrzeń Niny, wciąż pełnych niechęci, zaczynało mi się tu całkiem podobać. Szkoła od środka wyglądała ładnie, miała ściany pomalowane na ciepły jasnozielony kolor z wzorkami. Cat narzekała, że czuje się tam jak w szpitalu, ale mi to nie przeszkadzało. W końcu to tylko ściany.
Niepokoił mnie za to Patrick.
Drugiego dnia wszyscy zaczęli ze sobą rozmawiać – każdy jeszcze raz się przedstawiał, po czym rozmowa gładko szła dalej. Zanim się zorientowałam, porobiły się już grupki – nieunikniony element każdego szczebla edukacji. Ja trzymałam się z Natalie. Poznałyśmy jeszcze parę innych dziewczyn, które na szczęście nie przypominały Niny i od teraz nie musiałam się już martwić, że nie będę miała do kogo otworzyć ust. Pamiętałam już imiona prawie wszystkich ludzi w klasie, większość poznałam już osobiście, jednak Patrick dalej był dla mnie jak obcy człowiek; mało tego – uparcie omijał mnie wzrokiem.
Dopiero trzeciego dnia coś się zmieniło. Odwołano nam jedną lekcję, więc wszyscy ochoczo udaliśmy się na świetlicę. Parę osób poszło do biblioteki, jednak większość po prostu opadła na krzesła i zaczęła rozmawiać. W tle cicho grał telewizor – leciała jakaś tandetna piosenka z gatunku disco polo. Siedziałam z dziewczynami w kręgu i komentowałyśmy teledysk.
- Ale sztuczna pinda – odezwała się wysoka blondynka, Olivia, patrząc na ekran telewizora. Polubiłam ją, choć na początku wydawała się być kolejną diwą, do której strach się odezwać. Na szczęście po raz kolejny okazało się, że pozory mylą. – Patrzcie, jak kręci tyłkiem. Ciekawe, ile jej za to zapłacili?
- Na pewno jej się nie zwróciło za operację – dorzuciłam swoją złotą myśl. Pokazałam palcem na usta dziewczyny z teledysku. – Widzicie te opony? Niemożliwe, żeby to natura rozdawała takie cuda.
- Co chcesz, może pszczoła ją użądliła! – parsknęła śmiechem Natalie. – Albo z dziesięć – dodała. Wszystkie zachichotałyśmy i plotkowałyśmy dalej w najlepsze. Patricka nie było na świetlicy, więc dałam sobie spokój z myślami o nim. Czas szybko mijał i już prawie miałyśmy się podnosić, by iść na następne zajęcia, gdy drzwi od świetlicy z hukiem się otworzyły i nagle wpadł przez nie Patrick. Zerknęłam na niego, zaskoczona, a moje zdziwienie jeszcze się pogłębiło, gdy zobaczyłam, że zmierzał w naszą stronę z szerokim uśmiechem, jakiego jeszcze u niego nie widziałam.
- Hej, dziewczyny – zagaił do nas wesołym tonem. – Szkoła już się rozkręciła, ale ja dalej nie pamiętam, jak macie na imię. Chciałem to naprawić, więc możecie mi przypomnieć?
Parę dziewczyn parsknęło śmiechem. Patrick chodził od jednej do drugiej i każda mu się przedstawiała. Gdy podszedł do mnie, serce prawie podjechało mi do gardła. Dotychczas Patrick wydawał mi się spokojnym, raczej nieśmiałym chłopakiem, ale teraz miał na twarzy szelmowski uśmiech, którego się po nim nie spodziewałam.
- Mary – przedstawiłam się, wyciągając rękę w jego stronę. Gdy ją uścisnął, przeszedł mnie dreszcz. Dalej miał ten przeklęty, cudny uśmiech i poczułam, że się rumienię. Mogłabym tak trwać w nieskończoność, gdyby nie dzwonek, który się właśnie rozległ. Patrick mnie puścił, odwrócił się i wyszedł ze świetlicy, tak jakby tylko na to czekał.
#
Liczyłam, że nasze poznanie się na świetlicy coś zmieni w naszych relacjach, ale gdy przyszłam do szkoły następnego dnia, sprawy miały się tak samo. Patrick trzymał się z chłopakami i znowu nie zaszczycał mnie spojrzeniem. Serce zakłuło mnie jednak, gdy zobaczyłam, jak gada z różnymi dziewczynami. Na pierwszej przerwie zagadnął o coś Olivię. Później zobaczyłam, jak rozmawia z Ursulą i idą razem do sklepiku. Zagadał nawet do Natalie, kompletnie mnie przy tym ignorując. Moja nadzieja pękła jak przekłuty balon. Widocznie mu się nie podobałam. Zapoznał się, bo nie chciał być niegrzeczny. Może to o inną dziewczynę mu chodziło? Może o Olivię – starałam się nie być zazdrosna, jednak trzeba było przyznać, że była bardzo ładna. Siedziała z nami na świetlicy, więc Patrick wykorzystał okazję, by poznać jej imię i przy okazji się zaprezentować. Westchnęłam ciężko. Cóż, widocznie tak miało być.
Wiedziałam, że znam go dopiero parę dni – a właściwie znałam tylko jego imię i to, że lubi biegana nartach – ale czułam się tak, jakbym zabiegała o jego uczucia dobre parę miesięcy, a on nagle mnie zignorował, bo wolał inną. Nie załamałam się i nie wpadłam w depresję, bo to byłoby śmieszne i przesadzone, ale musiałam przyznać, że zabolało mnie to. Serce mi biło szybciej za każdym razem, gdy tylko widziałam jego brązową czuprynę i wciąż miałam nadzieję, że w końcu przyjdzie kolej na mnie i teraz to właśnie ze mną porozmawia. Za każdym razem jednak czekało mnie rozczarowanie.
Odetchnęłam z ulgą, kiedy nadszedł weekend.
W sobotę spałam prawie do południa, a gdy wstałam, zobaczyłam pięć nieodebranych połączeń od Cat. Oddzwoniłam, ziewając szeroko.
- Ile można spać? – powitała mnie przyjaciółka, odbierając połączenie.
- Tyle, ile trzeba.
- Mniejsza z tym. Wychodzimy dziś? Mam ogromną ochotę na pizzę – usłyszałam w słuchawce.
- A zdawało mi się, że miałaś przejść na dietę – odparłam podejrzliwie, przypominając sobie postanowienia Cat sprzed tygodnia albo dwóch.
- Chrzanić dietę! Jestem przed okresem. Mam prawo zjeść pizzę.
Z tym argumentem nie sposób było wygrać, dlatego dwie godziny później czekałam już w pizzerii na Catherine. Wpadła pięć minut po mnie i wdzięcznie opadła na krzesło naprzeciwko.
- Nareszcie! – westchnęła z lubością, biorąc do ręki menu. – Nie pamiętam, kiedy ostatni raz jadłam pizzę. A przecież w każdej diecie potrzeba węglowodanów.
Uśmiechnęłam się na jej słowa, ale nic nie odpowiedziałam. Przyjaciółka oderwała wzrok od menu i spojrzała na mnie badawczo.
- Ej, co ci jest? Dlaczego jesteś jakaś taka… - urwała.
- Jaka? – spytałam.
- No… jakaś taka… struta?
- Struta? – powtórzyłam i aż parsknęłam śmiechem. – Nie jestem struta. Czuję się wręcz bardzo dobrze, dzięki.
- Przecież widzę, że coś jest nie tak. O co chodzi?
Wiedziałam, że gdy Cat zwęszyła już problem, to nie odpuści mi rozmowy, dlatego powiedziałam jej wszystko zaraz po tym, jak zamówiłyśmy pizzę. Opowiedziałam o tym, jak zobaczyłam Patricka, jak od razu mi się spodobał, jak odkryłam, że jesteśmy razem w klasie i wreszcie o tym, jak zaczął gadać z każdą dziewczyną oprócz mnie.
- Podobasz mu się! – Cat aż klasnęła w dłonie, a ja spojrzałam na nią jak na wariatkę.  
- Że co? – prychnęłam. – Czy ty mnie w ogóle słuchałaś?
- W ten sposób to okazuje! Pomyśl – nie ma powodu, by cię nie lubić, ale jednak wkłada dużo wysiłku w ignorowanie cię. Może zwyczajnie bada teren. Faceci dorastają później! To kretyński sposób, ale nie olewałby cię bez powodu.
- Świetna diagnoza – odparłam ironicznie, bo gadanie Cat nie miało najmniejszego sensu. – Naprawdę fantastyczna. Psychologiem to ty nie zostaniesz.
- Nie znasz się. Mówię ci, że mu się podobasz i to jest właśnie sposób na okazanie tego! – Cat dalej obstawała przy swoim. – W przedszkolu chłopaki ciągną dziewczyny za włosy, żeby ukryć fakt, że tak naprawdę je lubią. W liceum dalej nie dorośli, więc ignorują tą, która im się podoba. Musisz zrobić pierwszy krok, bo w końcu będzie za późno!
Monolog Cat przerwała kelnerka, przynosząc nam pizzę. Szczęśliwa Catherine zajęła się jedzeniem, a ja miałam mętlik w głowie. Jej gadanie nie miało dla mnie sensu, ale… może była w tym jakaś krztyna prawdy?
- Mówię ci, że mam rację – wymamrotała Cat z pełnymi ustami. – Zrób pierwszy krok, a się przekonasz.
Nadal nie czułam się przekonana, ale poczułam, jak mój przekłuty balonik nadziei nagle jakby się troszkę napełnił. Mogłam spróbować. W końcu co miałam do stracenia?
Z uśmiechem nałożyłam sobie kawałek pizzy.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 2027 słów i 11272 znaków.

2 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.

  • Użytkownik Black

    Ciekawość mnie zżera ;) Kiedy możemy spodziewać się kolejnej części?

    16 sty 2018

  • Użytkownik candy

    @Black jeszcze nie wiem :(

    16 sty 2018

  • Użytkownik agnes1709

    Qrwa, uzależniam się, czy jak? Przeczytałam ekspresowo:D Jesteś cudowna, ale...! Może nie rób tego bo... potem możesz mieć mnie na karku, a wierz mi - ja jestem czasem bardzo ciężkostrawna:lol2: PIĘKNIE!!!<3

    7 sty 2018

  • Użytkownik candy

    @agnes1709 obiecuję że dopiero się rozkręcam :D

    8 sty 2018

  • Użytkownik agnes1709

    @candy Na to liczę, kochana, opowiadanko naprawdę fajne i mimo, że lubię raczej rzeczy w temacie patologii, przemocy, ple, ple, ple... to powyższe jeste naprawdę godne uwagi i wszystkich łapek w górę, które otrzymujesz.  Fakt, nie jest ostre, ale i nie mdłe, to Ci się wielce cieni, o autorko kochana<3

    8 sty 2018