Przywracając życie - rozdział szósty

Próbowałam udawać, że wszystko jest w porządku, ale w miarę jak czas upływał, każdy zauważał, że coś było nie tak. Pierwsza była – o zgrozo – Nina. Najbardziej fałszywa osoba stąpająca po tej ziemi, która tylko cieszyła się z każdego grymasu na mojej twarzy.
- Kłopoty w raju? – Jej głosik ociekał fałszywym współczuciem.
- Nie wiem, o co ci chodzi – odparłam chłodno, zduszając w sobie chęć, by trzasnąć ją w tę zarozumiałą twarz.
Zaraz po niej przyszła kolej na Natalie, gdy wpadła spóźniona do klasy i po wymamrotaniu przeprosin skierowała się w stronę ławki, w której ostatnimi czasy siedziała z Olivią, podczas gdy ja zajmowałam miejsce obok Patricka. Musiało ją to mocno zdziwić, bo aż wytrzeszczyła oczy.
- Co się stało? – spytała szeptem, zerkając z niepokojem na nauczyciela, który zaczął już sunąć długopisem po liście uczniów, wyłaniając tego, który zaraz będzie odpytywany. Zaraz potem zerknęła na Patricka, który dalej mnie ignorował. Łzy wciskały mi się usilnie do oczu, dlatego ciągle mrugałam.  
- Nie wiem – odszepnęłam. – Pewnie ma zły dzień. To wszystko.
Odpuściła i nie drążyła tematu. Nie miałam do niej o to pretensji.
Następna w kolejności okazała się mama, choć nie mogła wiedzieć, że chodziło o Patricka, dlatego próbowała zgadywać.
- Co ci jest? – spytała z niepokojem, gdy tylko wróciłam ze szkoły i rzuciłam plecak w kąt. – Dlaczego masz minę, jakby ktoś umarł?
- W każdej chwili ktoś umiera – burknęłam, wyjmując z szafki moją ulubioną paczkę herbaty. – Co trzy sekundy rodzi się nowy człowiek, więc logiczne, że ktoś równocześnie musi umierać.
- Nie mądrz się tak – usłyszałam tylko, a po chwili poczułam, jak mama przykłada mi rękę do czoła. – Jesteś chora? Zrobiło ci się słabo? Jesteś strasznie blada. Jadłaś coś? Masz gorączkę? A może już zdążyłaś dostać jedynkę?
- Gorąćka! – powtórzył Liam, siedzący przy stole.  
- Nic mi nie jest – mruknęłam, zalewając herbatę wrzątkiem i próbując za wszelką cenę zejść mamie z oczu. – Źle spałam, to wszystko.
Mama dalej gadała, ale ja podniosłam plecak i poszłam na górę, by móc wreszcie w spokoju się wypłakać. Wiedziałam, że to nie miało najmniejszego sensu, bo to równie dobrze mogła być tylko jednorazowa sytuacja. Może miał zły humor, może coś się stało. Rozumiałam wszystko, a jednak nie mogłam się powstrzymać. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego nagle tak diametralnie zmienił stosunek do mnie, dlaczego zaczął mnie ignorować, był opryskliwy, nie chciał ze mną rozmawiać. Po całym tygodniu, kiedy rozmawialiśmy ze sobą w każdej wolnej chwili, trudno było mi zaakceptować taką zmianę. Przyzwyczaiłam się do niego tak bardzo, że było to prawie niemożliwe w tak krótkim czasie. A jednak – rozmawiając z kimś praktycznie dwadzieścia cztery godziny na dobę, nawiązując więź, jakiej się jeszcze nigdy z nikim nie miało, łatwo się od kogoś uzależnić. Przecież to on pierwszy wyszedł z inicjatywą spotkania. Dobrze się stało, bo ja byłam na to zbyt nieśmiała. Było idealnie. Dlaczego tak nagle się to zmieniło? Zmienił zdanie? Uznał, że nie chce się ze mną przyjaźnić? Czułam się oszukana. Wiedziałam, że minął dopiero tydzień, stosunkowo niewiele czasu, ale czułam się tak, jakbym straciła przyjaciela. W dodatku nie znałam powodu i to było najgorsze.
Liczyłam, że następnego dnia wszystko się poprawi, jednak gdy przyszłam w piątek do szkoły, Patrick wciąż traktował mnie jak powietrze. Rzucił tylko "cześć” w moją stronę i cały czas siedział z kolegami. Zagryzałam wargi, by nie wylał się z moich ust potok żalu. Na lekcjach rzucałam w stronę Patricka rozpaczliwe spojrzenia, ale on jak ognia unikał mojego wzroku. Starałam się nie pokazywać, że mnie to dotknęło, ale ta cisza mnie wykańczała.
Catherine wysłała mi wiadomość, żebym poczekała na nią przy wejściu po ostatniej lekcji, bo musiała jeszcze coś załatwić. Stałam przy drzwiach wejściowych i czekałam, obserwując, jak na zewnątrz wylewa się potok ludzi, wesoło plotkujących, że jest piątek i wreszcie się wyśpią. Wszyscy wychodzili, a ja stałam samotnie, opierając się o framugę. Serce ścisnęło mi się boleśnie, gdy zobaczyłam Patricka. Przystanął na chwilę, gdy mnie zobaczył. Sprawiał wrażenie, jakby chciał coś powiedzieć, ale w końcu rzucił tylko:
- Miłego weekendu. – Po tych słowach wyszedł tak szybko, jakby się paliło.
- Wzajemnie – szepnęłam, choć nie mógł mnie usłyszeć.
Parę minut później zjawiła się Catherine, więc szybko przywołałam na twarz uśmiech, choć wiedziałam, że to i tak na nic. Była moją najlepszą przyjaciółką i prędzej czy później musiała się zorientować, że coś było nie tak. Wróciłyśmy razem do jej domu, ponieważ Cat zapowiedziała, że robimy sobie babski wieczór z serialem i popcornem. Nie miałam nic przeciwko. Prawdę mówiąc, miałam ogromną ochotę leżeć, jeść i nie rozmawiać.  
Przywitałam się z jej rodzicami i poszłam na górę, do pokoju Cat. Chwilę później przyjaciółka przyniosła jedzenie, które postawiła na małym stoliku i zamknęła drzwi. Dopiero wtedy obrzuciła mnie badawczym spojrzeniem.
- No dobra. Mów. Co się dzieje? Dopiero co byłaś cała w skowronkach. Co się stało? Coś z Patrickiem?
Nie miałam już siły na kolejne wymówki. Opowiedziałam jej cały przebieg wczorajszego poranka i dzisiejszego dnia. Z początku chciałam ukryć durną wymówkę Patricka, by ze mną nie rozmawiać, ale właściwie było mi już wszystko jedno. Cat najpierw wytrzeszczyła oczy, a potem parsknęła urywanym śmiechem.
- Za drogo? Żartujesz chyba? Naprawdę tak napisał?
- Naprawdę – potwierdziłam, zrezygnowana.
- Przecież to idiotyczne! Chyba się nie spodziewał, że ktokolwiek w to uwierzy – parsknęła Cat. Odrzuciła do tyłu swoje blond włosy. – On cię kompletnie zlewa!
- Myślisz, że tego nie wiem? – mruknęłam, ponownie bliska łez. – Nie mogę w to uwierzyć. Było nam świetnie… idealnie… a nagle zmienił się w dupka – urwałam, bo poczułam wibracje komórki. Wyciągnęłam ją i zobaczyłam, że dostałam sms-a od Patricka. Szybko kliknęłam, by przeczytać tekst. Mina mi zrzedła, gdy zobaczyłam, że pytał o pracę domową z chemii. – Zobacz. – Wyciągnęłam komórkę w stronę Cat. Przyjaciółka prychnęła i wyjęła mi komórkę z ręki. Zaczęła szybko coś wystukiwać na klawiaturze. – Co robisz? – spytałam przerażona. Usiłowałam wyrwać jej telefon, ale się uchyliła.
- Odpisuję mu. Adekwatnie do sytuacji.
Kiedy w końcu oddała mi telefon, zobaczyłam, co odpisała:
"Nie żal Ci pieniędzy na pisanie do mnie?”
- Trafne – powiedziałam cicho. Odrzuciłam komórkę na poduszkę. Nic już nie mówiąc, włączyłam serial i przyciągnęłam do siebie miskę z popcornem. Catherine wyraźnie zrozumiała, że nie chciałam już o tym rozmawiać, więc milczała.  
Po komórkę sięgnęłam dopiero trzy godziny później, ale nie było żadnej odpowiedzi.

#

Czekałam cały weekend, by coś się zmieniło, ale bez skutku.
W poniedziałek rano Cat wyraźnie była w bojowym nastroju. Czekała na mnie na przystanku, tupiąc nogą o chodnik. Ledwo zdążyłam się z nią przywitać, zaczęła mnie ochrzaniać:
- Daj sobie z nim spokój! Był miły przez chwilę, a potem pokazał, jaki jest naprawdę! Takimi nie należy się przejmować! Zobacz, jak wyglądasz. Masz takie worki pod oczami, jakbyś nie spała tydzień.  
Wezbrała we mnie złość.  
- Przestań mnie opieprzać! Nie jesteś moją matką – burknęłam. – Co poradzę, że się przejmuję? Owszem, zachowuje się jak dupek, ale przez ten tydzień był moim najlepszym przyjacielem. Muszę najpierw to przetrawić.
- JA jestem twoim przyjacielem. Najlepszym – warknęła Catherine. – On był zwykłym dupkiem, który przez tydzień się nudził.
Jej słowa raniły mnie bardziej niż cokolwiek innego. Nie chciałam tak myśleć o Patricku. Wciąż wspominałam nasze spotkania i rozmowy, a codzienny jego widok wcale w tym nie pomagał. Nie chciałam myśleć, że mnie wykorzystał. Niby w jakim celu? Musiało istnieć jakieś logiczne wytłumaczenie. A ja potrzebowałam czasu.
- Słuchaj… - Catherine złagodniała. – Musisz się ogarnąć. W piątek jest dyskoteka zapoznawcza. Idziemy. Pobawisz się i zapomnisz.
Nie miałam ochoty na żadne dyskoteki, ale się zgodziłam, bo wiedziałam, że i tak mi nie odpuści. A zresztą, co mi szkodziło wyjść z domu? Może Cat miała trochę racji. To był tylko tydzień. Nie mogłam wpaść w depresję z powodu jednego tygodnia, nieważne, jak wspaniałego.
- W porządku – skwitowałam krótko.  

#

By nie być zmuszoną do patrzenia na Patricka podczas przerw, zaczęłam robić sobie spacery po szkole, tak długie, na jakie pozwalała mi przerwa. Na początku chodziłam sama, potem przyłączyła się do mnie Natalie.
- Przyda nam się trochę ruchu – stwierdziła wesoło.
Okrążałyśmy korytarze czasem po kilka razy. Czułam się lepiej, gdy nie siedziałam bezczynnie. Odmawiałam wszelkich rozmów o Patricku, dlatego rozmawiałyśmy na każdy inny temat. Natalie zastanawiała się, co założyć na dyskotekę.
- Ja pewnie założę coś zwyczajnego. – Wzruszyłam ramionami. – Może czarną sukienkę. Nie lubię się stroić.
- Daj spokój – żachnęła się Natalie. – Będziesz wyglądała jak na pogrzebie. Czarna sukienka w połączeniu z twoimi czarnymi włosami? Bez urazy, masz bardzo ładne włosy. Tak właściwie to zabiłabym za nie – dodała. – Ale będziesz wyglądała jak kostucha. – Zaśmiała się ze swojego żartu. Mimo woli też się zaśmiałam.  
- Niech ci będzie. Znajdę jakiś jaśniejszy odcień.
Przerwa trwała dwadzieścia minut, więc nasz spacer był całkiem długi. Każdy korytarz przechodziłyśmy po kilka razy. W końcu Natalie szturchnęła mnie i szepnęła:
- Ten blondyn ciągle się na ciebie gapi.
- Który blondyn? – spytałam zdziwiona.
- Ten, który stoi obok tej dużej doniczki z zielonym kwiatkiem.
Dyskretnie zerknęłam we wskazaną stronę. Faktycznie – stał tam wysoki chłopak, oparty luzacko o framugę i miał utkwione we mnie niebieskie oczy. Spłonęłam rumieńcem i natychmiast się odwróciłam, ale jego spojrzenie dalej mnie paliło.
- Może nowy adorator? – zanuciła Natalie, zerkając na mnie z uśmiechem. – Może wart więcej niż Patrick.
- Może – zgodziłam się. Zadzwonił dzwonek. Obejrzałam się przez ramię, by jeszcze raz spojrzeć na blondyna. Uśmiechał się zawadiacko, tak jakby coś planował. Poczułam dziwny dreszcz, który zniknął momentalnie, gdy doszłyśmy pod klasę i zobaczyłam Patricka, który dla odmiany zerkał na mnie ukradkiem i wyglądał, jakby chciał kogoś zabić.  
Tym razem to ja odwróciłam wzrok.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 1987 słów i 11108 znaków, zaktualizowała 3 lut 2018.

2 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.

  • Użytkownik Black

    Czekam na więcej, mi też ciągle mało:D  <3 Jak sesja?

    5 lut 2018

  • Użytkownik candy

    @Black zdana! :D teraz wolne :) a Twoja?

    5 lut 2018

  • Użytkownik Black

    @candy Jeszcze jeden egzamin przede mną... Ale jestem dobrej myśli:D

    5 lut 2018

  • Użytkownik candy

    @Black jak jeden, to już bliżej jak dalej :D trzymam kciuki :)

    5 lut 2018

  • Użytkownik agnes1709

    Fajnie, że tak szybko, ale mało. Wiem, wiem, marudzę, ale ten typ tak ma:D Dziwne, że mi jeszcze Orderu Lola nie przyznali w tej kategorii:D

    3 lut 2018

  • Użytkownik candy

    @agnes1709 a ja mam chyba jakieś uczulenie na dłuższe rozdziały  :rotfl:

    4 lut 2018

  • Użytkownik agnes1709

    @candy Pisz po swojemu, ważne, aby było:D

    4 lut 2018