Przywracając życie - rozdział dziewiąty

Paul spełnił swoją obietnicę i znacznie poprawił swoje zachowanie. Nie krzyczał już na mnie, wręcz pilnował się, by nie podnieść głosu ani nie powiedzieć złego słowa. Cieszyłam się, że sytuacja została opanowana i powoli znowu zaczynałam się czuć tak, jak na początku. Widocznie musieliśmy przeżyć pierwszy kryzys, by pójść dalej.
Nie powiedziałam o naszej kłótni ani Catherine ani Natalie. Nie chciałam, żeby mnie oceniały, krytykowały Paula – w szczególności Cat, która na pewno zaraz kazałaby mi z nim zerwać. Rozważałam, czy by nie porozmawiać z Natalie, ale ona miała swoje sprawy. Być może pozazdrościła mi związku z Paulem, bo któregoś dnia zobaczyłam, jak instaluje w komórce aplikację randkową.
- Poważnie? – spytałam z rozbawieniem, choć poniekąd ją rozumiałam. Kiedy czegoś szukasz, najlepiej wykorzystać wszystkie możliwe środki. – Będziesz szukać drugiej połówki w odmętach Internetu? Nie pasuje ci nikt stąd? – Machnęłam ręką w kierunku chłopaków z naszej klasy.
Natalie tylko zmarszczyła zabawnie nos.
- Ani trochę. Są tacy dziecinni, że czasem aż się zastanawiam, czy nie jesteśmy w przedszkolu. – Nagle, jakby na potwierdzenie jej słów, chłopaki zaczęli się między sobą przepychać, krzycząc coś głupkowato. Natalie ciężko westchnęła. – Tylko Patrick jest tu rozsądny, ale już go porwała ta flądra. – Wskazała głową na Patricka. Podążyłam za jej wzrokiem i zobaczyłam, że znowu rozmawiał z Niną. Poczułam mocny skurcz w brzuchu.
- Podoba ci się Patrick? – spytałam, starając się, by mój głos nie drżał.
Natalie potrząsnęła głową.
- To nie tak. Uważam po prostu, że jest przystojny. I… normalny. Czego nie można powiedzieć o reszcie. Dlatego szukam tutaj. – Ponownie spojrzała na ekran i zaczęła w coś klikać.
Przez następne kilka dni oglądałyśmy profile różnych chłopaków, odrzucając je lub wysyłając im serduszka. Wkrótce Natalie zalała fala wiadomości. Na lekcjach jej telefon wciąż wibrował. W końcu postanowiła umówić się z jednym z nich na kawę.
- Jeśli będziesz chciała się stamtąd urwać, napisz mi wiadomość, to cię stamtąd wyciągnę – obiecałam jej. – I usiądźcie przy ludziach, żeby cię nie zaszlachtował.
Tak więc nikomu nie mówiłam o kłótni z Paulem. Uważałam, że należała już do przeszłości, poza tym, to była tylko moja sprawa. Przez kilka dni bałam się spojrzeć Patrickowi w oczy, ale w końcu wszystko wróciło do normy. Odrobinę bałam się z nim spotykać czy choćby rozmawiać w obawie, że Paul znowu się rozzłości. Później uznałam jednak, że nikt nie ma prawa mnie ograniczać. Teraz Patrick był moim przyjacielem i mogłam się z nim spotykać kiedy tylko miałam na to ochotę. Nie rozmawialiśmy z Paulem o wyłączności, dlatego uznałam, że póki sprawy są jeszcze świeże, będę robiła rzeczy po swojemu. Oczywiście, w granicach rozsądku.
Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że Paul stał się dziwnie nerwowy. Kiedy w czwartek po południu przyszedł do mnie na przerwie i zobaczył, że rozmawiałam z Patrickiem, najpierw cały poczerwieniał. Z początku go nie zauważyłam – zanotowałam jego obecność dopiero wtedy, gdy szarpnął mnie trochę zbyt mocno za ramię.
- O, cześć – powiedziałam wesołym tonem, ale mina mi zrzedła, gdy na niego spojrzałam.
- Musimy pogadać – warknął.
- Zostawię was samych – mruknął Patrick, zerkając na mnie niepewnie. Skinęłam głową, choć naprawdę nie miałam ochoty na kolejną kłótnię.
- I dobrze – burknął Paul. Patrick rzucił mu nieprzychylne spojrzenie, ale wzruszył ramionami i odszedł. Paul odprowadził go wściekłym wzrokiem.
- Ty nadal z nim rozmawiasz? – rzucił w moją stronę. Trochę za głośno.
- Przyjaźnimy się – odparłam chłodno. – Czy ja się czepiam o twoich przyjaciół?
- Ja się nie przyjaźnię z dziewczynami – burknął. Koledzy z klasy zaczęli się na nas patrzeć. Zaczynałam się denerwować. – A ilekroć cię widzę, ty z nim gadasz.
- Chyba nie zabronisz mi z nim rozmawiać? – syknęłam, zaciskając pięści. Policzki ponownie paliły mnie ze wstydu. – I mów ciszej.
- On mnie wkurwia – powiedział Paul rozdygotanym głosem. – Mogłabyś wziąć to pod uwagę i przestać z nim, kurwa, rozmawiać.
- Nie przeklinaj – zwróciłam mu uwagę lodowatym tonem. – Posłuchaj sam siebie. Opanuj się. Pamiętaj, co mi obiecałeś.
Zadzwonił dzwonek, co uznałam za błogosławieństwo. Bez słowa wzięłam plecak i poszłam na lekcję. Czułam się bezradna i odrobinę przestraszona. Przekleństwa Paula powodowały, że czułam się nieswojo, ponieważ ja sama starałam się nie używać takich słów, a już na pewno nie podobało mi się, gdy ktoś używał ich w stosunku do mnie. Nie byłam w stanie patrzeć na resztę klasy. Mogłam się domyślać, co teraz sobie myśleli. Podeszłam tylko do Patricka i szepnęłam:
- Przepraszam cię.
Obrzucił mnie przeciągłym spojrzeniem, odrobinę niepewnym, ale pełnym troski.
- Nic się nie stało.
Nie zawsze jednak było źle. Po szkole chodziliśmy z Paulem do małej pobliskiej knajpki na jedzenie, a później na długie spacery po szkolnym boisku. Dużo rozmawialiśmy, ścigaliśmy się, co nie miało najmniejszego sensu, bo Paul był wysoki, miał długie nogi i ledwo za nim nadążałam. Mimo wszystko bawiła mnie ta dziecinna zabawa, lubiłam też uciekać przed nim, a potem czuć jego oplatające mnie ramiona, gdy mnie łapał. Często przy tym dawał mi buziaka w policzek, a mnie cieszyła ta otwartość uczuć. Nawet jeśli czasem wyrażał je zbyt agresywnie, przynajmniej o tym mówił. Nie musiałam się domyślać, co się kryło w jego głowie, tak jak z Patrickiem.
Robiło się jednak coraz zimniej, więc każde spotkanie kończyło się coraz szybciej. Wiatr smagał mi policzki i miałam wrażenie, że sucha skóra pęka mi od mrozu. Pewnego razu, gdy wracaliśmy w stronę szkoły, by dojść na przystanek, miałam wyjątkowo dobry dzień. Trzymaliśmy się z Paulem za ręce, choć szczerze mówiąc, wolałabym wsunąć na nie rękawiczki i schować głęboko do kieszeni. Chciałam jednak czuć czyjąś bliskość, dlatego dzielnie znosiłam szczypiące zimno.  
- Ja idę na inny przystanek – przypomniał mi Paul, gdy nieświadomie ciągnęłam go w nieprawidłową stronę. – Także rozstajemy się już tutaj. – Nie dał mi czasu na reakcję, bo od razu mocno mnie pocałował. Przywykłam już do naszych pocałunków, jednak ten ciężko było nazwać romantycznym, bo suche i zmarznięte wargi nie były najmilsze w dotyku. Mimo wszystko zatraciliśmy się na kilkanaście sekund. Czułam w podbrzuszu delikatne mrowienie, które przerodziło się w nerwowy skurcz, gdy w końcu się od siebie oderwaliśmy, a ja otworzyłam oczy i zobaczyłam moją wychowawczynię, która stała parę kroków od nas i wyraźnie nas obserwowała.
Natychmiast poczerwieniałam, choć nie robiłam przecież niczego złego. Byliśmy w liceum, mieliśmy prawo być razem i pocałować się na pożegnanie. A jednak… jej spojrzenie nie mówiło niczego dobrego. Automatycznie poczułam się jak przyłapana na gorącym uczynku.
Paul nie zauważył ani jej ani mojego przerażonego spojrzenia. Rzucił tylko "do jutra” i odszedł w swoją stronę. Ja natomiast stałam jak skamieniała. W końcu udało mi się wydusić "do widzenia pani”, by odejść chwiejnym krokiem na przystanek. Czułam się dziwnie. Wychowawczyni patrzyła na nas tak uważnym wzrokiem, jakby starała się coś zauważyć. Nie wiedziałam tylko co.
Poczułam się jeszcze gorzej, gdy trzy dni później poprosiła mnie, bym została chwilę po lekcji. Wszyscy już wyszli na przerwę, zerkając na mnie z ciekawością. Pewnie każdy pomyślał, że coś nabroiłam. Prawdę mówiąc, sama nie byłam pewna, co usłyszę. Przestępowałam z nogi na nogę, pragnąc uciec. Pani Adams patrzyła na mnie uważnie. W końcu westchnęła.
- Wiesz, Mary, nie znam cię aż tak dobrze, by wiedzieć, czym się kierujesz w życiu i co jest dla ciebie ważne. Wydajesz się jednak być bardzo sympatyczną i inteligentną dziewczyną, dlatego niepokoi mnie twoja relacja z Paulem.
Aż zamrugałam ze zdziwienia. Nigdy nie przypuszczałam, że znajdę się w takiej sytuacji. O co jej chodziło? Ostrzegała mnie przed Paulem? Sugerowała, że jestem na niego za dobra?
- Co pani przez to rozumie? – spytałam grzecznie.
- Tylko tyle, że to nie jest odpowiedni chłopak dla ciebie. – Zdecydowanym ruchem przesunęła na biurku podręczniki, oddzielając je od reszty rzeczy, jakby chciała zademonstrować, jak mam postąpić wobec Paula. – Rozumiem, że to pewnie pierwsza miłość, która zawsze jest ekscytująca, ale znam tego chłopca dłużej od ciebie i po prostu proszę cię, żebyś przemyślała tę znajomość.  
Milczałam przez chwilę, po czym rzuciłam:
- Mogę już iść?
Zerknęła na mnie badawczo.
- Tak.
Wyszłam, kipiąc gniewem. Za kogo się uważała ta kobieta? Skąd mogła wiedzieć, jaki Paul był w stosunku do mnie? Skąd stwierdzenie, że był nieodpowiedni? Na jakiej podstawie go oceniała? Na podstawie ocen, jakie dostawał w szkole? Nie mogła go znać aż tak dobrze, by wydawać różne opinie na nasz temat. Prychałam raz za razem. Postanowiłam udowodnić jej, że się myliła.
Parę dni później Paul był u mnie w domu. Rodziców nie było, a Liam był w przedszkolu. Nie miałam ochoty przebywać na zimnie ani jeść jedzenia w knajpce, dlatego postanowiłam, że coś nam ugotuję. Zdecydowałam się na spaghetti bolognese, bo było to danie, które potrafiłam zrobić już automatycznie i wiedziałam, że go nie zepsuję. Przyjemnie się czułam, krzątając się po kuchni i czując, jak Paul obserwuje każdy mój ruch. Gdy przygotowywałam sos, w przerwach oglądaliśmy telewizję. Już prawie nakładałam nam makaron na talerze, gdy nagle otworzyły się drzwi wejściowe i usłyszałam, że ktoś wszedł.
- Mary? Jesteś w domu? – zawołała mama z przedpokoju. Nieco spanikowałam. W takiej sytuacji nie było wyjścia – musiałam za chwilę przedstawić jej Paula, a sama nie wiedziałam, czy miałam na to ochotę.
- Tak, jestem w kuchni! – odkrzyknęłam jej. Chwilę później pojawiła się w pomieszczeniu, jednocześnie wąchając zapach dobiegający z szybkowaru. Oczy nieco jej się zwęziły, gdy dostrzegła Paula.
- O! – odezwała się, nieco zdziwiona. – Widzę, że mamy gościa.
- Tak, przyszliśmy coś zjeść – przytaknęłam. – Mamo, to Paul.
Paul wstał i uścisnęli sobie ręce.
- Miło mi panią poznać – powiedział, uśmiechając się. Mama również się uśmiechnęła, a ja odetchnęłam z ulgą.
- To wy może idźcie do jadalni – zaproponowałam. – A ja nałożę nam obiad.
Parujący makaron pokryłam sosem, wstawiłam wodę na herbatę i zalałam torebki wrzątkiem, a później poszłam jeszcze na chwilę do łazienki. Gdy wróciłam i zaniosłam talerze oraz szklanki do jadalni, mama miała na twarzy raczej wymuszony uśmiech, a Paul patrzył w podłogę. Cisza była wręcz namacalna. Gdy zaczęliśmy jeść, zastanawiałam się, o co, u licha, wszystkim chodziło. Gdy tylko jedzenie zniknęło z talerzy, Paul stwierdził, że musi już iść. Mama pożegnała go uśmiechem – na mój rzut oka fałszywym – i szybko odeszła.  
- Zostań jeszcze trochę – poprosiłam, gdy zakładał buty. – Wstydzisz się mojej mamy? Zaraz pójdziemy do mnie do pokoju i już nie będziemy z nią siedzieć.
- Naprawdę muszę iść. Mam kupę roboty na jutro. Ta suka od biologii pewnie znowu się do mnie dowali – rzucił. Poczułam skurcz, gdy uświadomiłam sobie, że mówił o pani Adams. – Do zobaczenia jutro. – Cmoknął mnie w policzek i szybko wyszedł.
Gdy odwróciłam się, by pójść na górę, za mną stała mama.
- Myślałam, że nie chciałaś mieć chłopaka – powiedziała dziwnym tonem, patrząc na mnie uważnie.
- Nie planowałam tego. – Wzruszyłam ramionami. – Samo wyszło. O co ci chodzi?  
Przekrzywiła głowę i przez chwilę milczała, jakby się namyślała, co powiedzieć.
- Ten chłopak jest jakiś… dziwny. Mam wrażenie, że nie jest dla ciebie.
- No nie! – rzuciłam, automatycznie się wzburzając. Dlaczego znowu to słyszałam? – Ty też? Dlaczego każdy go ocenia, nawet go nie znając? – wykrzyczałam, wbiegając po schodach na górę.
- Mary! – zawołała za mną mama, ale nawet się nie odwróciłam. Wpadłam do swojego pokoju, dysząc ze złości. Dlaczego wszyscy uważali, że mają prawo decydować, co jest dla mnie dobre, a co nie? Najpierw Cat, później pani Adams, teraz nawet moja własna matka. Owszem, Paul był czasami zbyt nerwowy, trochę przeklinał i nie zawsze panował nad sobą, ale każdy miał jakieś wady! Dlaczego wszyscy na siłę chcieli mi to uświadamiać?
Zobaczyłam, że miałam smsa sprzed pół godziny o treści "Wszystko w porządku?”. Nadawcą był Patrick. Niemal od razu zabrałam się za pisanie odpowiedzi, ale rozmyśliłam się. Skasowałam wiadomość i odłożyłam komórkę. Tym razem to ja go zignorowałam, bo nie chciałam, by i on zaczął decydować o tym, kto jest dla mnie odpowiedni, a kto nie. To było moje życie i ja sama miałam zamiar podejmować w nim decyzje.  




/ Wróciłam dzisiaj do domu. Poszłam do pokoju, przed wyjęciem laptopa zaczęłam czyścić biurko, bo już się trochę zakurzyło. Nagle mój sześcioletni brat mówi do mnie: "O, sprzątasz na biurku? Ja to mogę zrobić za ciebie, a ty się możesz zrelaksować".
Chyba znalazłam mężczyznę mojego życia.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 2507 słów i 13841 znaków, zaktualizowała 23 lut 2018.

2 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.

  • Użytkownik POKUSER

    Ja już nawet nie próbuje spekulować, bo i tak mnie zaskoczysz :) Akcja ciekawie się rozwija, czekam niecierpliwie co dalej

    24 lut 2018

  • Użytkownik candy

    @POKUSER haha :D dobre stwierdzenie :D

    25 lut 2018

  • Użytkownik Black

    Jestem bardzo ciekawa w jaki sposób rozwiniesz tę historię, póki co jest fantastycznie <3  A takiego brata zazdroszczę:D Gdybym była młodsza.... :lol2: Pomarzyć można:D

    24 lut 2018

  • Użytkownik candy

    @Black oj cudowny jest, to prawda <3

    25 lut 2018