Perfekcyjna cz.11

Perfekcyjna cz.11***Perspektywa Chachi***
Budzi mnie ciche stukanie. Początkowo nie mogłam zidentyfikować jego źródła, jednak po chwili zauważyłam, że to Luna stuka pazurkami o podłogę. Widocznie chce wyjść na zewnątrz. Ale zaraz... Skąd się tu wzięła Luna? Rozejrzałam się wokół siebie i rozpoznałam w pomieszczeniu, w którym przebywam mój pokój w domu dziadków. Co ja tutaj robię? Podniosłam się do pozycji siedzącej i przyjrzałam pokojowi. Naprzeciwko łóżka nadal znajdowało się okno z szerokim parapetem, na którym tak uwielbiałam przesiadywać, obok drzwi ciągle wisiała tablica korkowa w całości pokryta zdjęciami. Moimi, mojej rodziny, przyjaciół, Luny. Na podłodze leżał mój ulubiony perski dywan, a z dołu było słychać krzątaninę babci. Na pewno za chwilę będzie śniadanie. Muszę się ubrać. Wstałam z łóżka, a gdy moje stopy dotknęły podłogi moja koszula zmieniła się w zwiewną, białą sukienkę. Coś zdecydowanie było tu nie tak. O co chodzi? Wybiegłam z pokoju i zadziwiająco szybko pokonałam schody. W kuchni ujrzałam babcię, szykującą śniadanie i dziadzia siedzącego w swoim ulubionym fotelu i czytającego codzienną gazetę. Coraz bardziej mi to wszystko nie pasowało. Wiedziałam, że z dziadkami coś jest nie tak ale.. co? Po chwili doznałam olśnienia. Przecież oni nie żyją! Więc jakim cudem? Nie, to nie może być prawda. To nie jest prawdziwe. Nagle kuchnia zniknęła, a jej miejsce zastąpił inny pokój, nowocześniejszy, który z pewnością bardzo dobrze znałam. A, tak! To salon w domu Harrego. Mój przyjaciel siedział na kanapie, a z kuchni słychać było wesołe śpiewanie jego mamy. Już myślałam, że wszystko wróciło do normy, a dom dziadków tylko mi się przywidział, gdy stało się coś nieprawdopodobnego. Do kuchni weszłam.. ja. Ale przecież ja jestem tutaj. Zupełnie tego nie rozumiem. Druga ja ubrana byłam w czarne leginsy i bluzę Harrego, którą tak bardzo lubiłam. sięgała mi ona prawie do kolan, a rękawy były stanowczo za długie, ale to nie przeszkadzało mi jej nosić. Usłyszałam, że druga ja i Hazza rozmawiają ze sobą.  
-Musisz pójść na te kwalifikacje. Przecież wiem, że on Ci się podoba-usłyszałam.
-No nie wiem. A co jeśli się nie uda?-głos pełen był powątpiewania.
Zaraz.. Przecież ja już kiedyś odbyłam taką rozmowę z Harrym. To muszą być tylko wspomnienia. To nie dzieje się na prawdę. Gdy tylko dokończyłam tę myśl ten pokój również zniknął. Zaraz po nim stanął mi przed oczami obraz salonu. Spędziłam w tym pokoju masę czasu i przeżyłam największy koszmar. Znajdowałam się teraz w salonie Justina. Nie wiem dlaczego to miejsce przeszywało mnie aż taką grozą, skoro ostatecznie Jus nie zrobił mi jakiejś wielkiej krzywdy, a odkąd Harry go pobił w ogóle się do mnie nie zbliża. I w tym momencie mój wzrok padł na zbity wazon, a pomieszczenie zalało się krwią. Wspomnienia tego feralnego dnia uderzyły we mnie z siłą gromu. Zaczęłam krzyczeć. Nie, nie krzyczeć. Zaczęłam wrzeszczeć tak przeraźliwie, że nawet zmarłych mogłabym wypędzić z grobów. Przerażenie, obłęd, rezygnacja. Uczucia zalały mnie tak mocno, były tak realne, że byłam pewna, że nie wyobraziłam sobie tego. A później nic. Tylko ciemność.  
***Perspektywa Harrego***
Siedziałem przy jej łóżku, a ona nagle zaczęła wrzeszczeć. Byłem przerażony. Jeszcze nigdy nie słyszałem tak rozpaczliwego krzyku, kryjącego tak wiele emocji. Popatrzyłem na jej twarz, chciałem uspokoić, ale zauważyłem, że nadal śpi. Moja mała nie otworzyła oczu. A mimo to krzyczała, jakby ktoś próbował ją zabić. Bo rzeczywiście próbował. Do sali wbiegł lekarz i kazał mi natychmiast wyjść. Myślami będąc cały czas przy tej drobnej istotce, która leżała tam, całkiem blada, jakby martwa, do czasu aż zaczęła krzyczeć. Wtedy jej twarz przeszyły emocje. Ale zasłony, które osunęły się na jej oczy już tydzień temu nie podniosły się, nawet na chwilę. Lekarze mówili, że to dobrze, że ciągle śpi, że regeneruje w ten sposób siły, by wrócić do siebie. Ale kiedy zaczęła krzyczeć, będąc w śpiączce nawet na twarzy profesora, który do niej wbiegł widziałem wahanie. Co z nią będzie? Nie mam pojęcia. Pozostaje mi tylko czekać na wyjście lekarzy i na jakiekolwiek informacje. Ojciec Chachi był tu raz i zezwolił na przekazywanie mi informacji o jego córce. Myślałem, że przejmie się jej stanem, a on bez żadnych emocji spytał tylko lekarza o to, ile go będzie kosztowało leczenie i poprosił o dyskrecje. Kiedy lekarz mówił mu o ciężkim stanie Chachi wydawał się być wręcz znudzony. Zimny dupek. Jego córka może umrzeć, a po nim to tak spłynęło. Nie wiem dlaczego Chachi nadal wytrzymuje tę relacje, nie wiem dlaczego nigdy się nie skarży. Chociaż.. Myślę, że podświadomie przez cały czas miałem tego świadomość. Ta krucha dziewczynka jest silniejsza, niż komukolwiek mogłoby się wydawać. Nigdy nie będzie się nad sobą użalać. Przeszła tak wiele. Wytrzymała to, co robił jej Justin. Żyła bez niczyjej miłości, troski, opieki. Od śmierci jej matki nikt tak naprawdę nie poświęcał jej czasu, przed nikim się nie otworzyła do końca. Nawet przede mną. Próbowała oszukiwać. Udawała, że wszystko jest w porządku, że jest normalnie. Ale nie było. Nawet przez chwilę. Jestem na siebie zły za to, że nie zadbałem o nią odpowiednio, że nie byłem przy niej wystarczająco często, że nie opiekowałem się nią wystarczająco dobrze. Kiedy Chachi się obudzi i usłyszy, co sobie zarzucam pewnie powie, że nie dam rady chronić jej przed całym złem tego świata, powie, że nikt z nas nie ma wpływu na to, co nam się przydarzy. Pewnie będzie próbowała mnie pocieszać, prawdopodobnie usłyszę z jej ust, że równie dobrze mógł ją potrącić samochód, kiedy przechodziła przez ulicę, mogła się zadławić jedząc coś, w jej dom mógł uderzyć asteroid. Ta z pozoru wątła dziewczyna zawsze taka była. Drzemią w niej pokłady tak wielkiej siły, że większość ludzi pewnie nawet nie potrafiłaby sobie tego wyobrazić. Podziwiam ją. Naprawdę ją podziwiam. Gdybym był na jej miejscu już dawno bym się załamał. Ale nie ona. Moje rozmyślania przerwało wyjście lekarzy. Natychmiast wstałem.
-I co z nią, panie doktorze?
-No cóż, będę z panem szczery. To, co się przed chwilą stało zdarza się niezwykle rzadko. Jej mózg jest w stanie śpiączki. Dziewczyna zaczęła reagować na bodźce, ale atak ją mocno osłabił. Była autentycznie przerażona, więc musiała mieć świadomość, że stało się coś złego. Teraz będzie pod stałą obserwacją. Podłączyliśmy ją do maszyny, która rejestruje fale mózgowe i będziemy ją mieć pod stałą obserwacją. Proszę być dobrej myśli. Są szanse, że niedługo się wybudzi-ostatnie zdanie wzbudziło we mnie tak ogromną nadzieję, tak bardzo mnie uradowało, że miałem ochotę skakać.
-Dziękuję, panie doktorze-po moich słowach mężczyzna uśmiechnął się delikatnie i odszedł. Przecież ma też innych pacjentów. A ja wróciłem do Chachi, złapałem ją za rękę i zacząłem płakać. Moja przyjaciółka, jakby wyczuła mój płacz, ścisnęła moją rękę. Czyli rzeczywiście zaczyna reagować. Mam nadzieję, że już wkrótce do mnie wróci.  

____________________________________
No i co myślicie? Chcecie czytać dalej?? / PN :)

PannaNikt

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1386 słów i 7572 znaków.

5 komentarzy

 
  • Natka12

    Piiiisz dalej jest suuper ;)

    18 kwi 2015

  • Malolata1

    Kontyunuuj, czekam. :*

    13 kwi 2015

  • *_¤

    Pisz !   A jak  przestaniesz    to  wiem   gdzie   mieszkasz ! :D    fantastyczne , uwielbiam    to  opowiadanie  <3

    12 kwi 2015

  • Madierka

    Jeej, świetne. Podziwiam Cię. Najbardziej podobał mi się ten moment, gdy Chachi zaczęła krzyczeć :) Tego się nie spodziewałam :D

    12 kwi 2015

  • Jaga

    Twoje opowiadanie jest pełne emocji, porusza, chwyta za serce i nadal utrzymuje swój wysoki poziom, gratuluję :) Oczywiście, że chcemy czytać dalej i jestem pewna, że inni czytelnicy się ze mną zgodzą :)

    12 kwi 2015