No longer I can trust III

No longer I can trust IIISłyszę gdzieś grającą cicho muzykę. Domyślam się, że to on, zawsze lubił zanucić jakieś piosenki podczas gotowania. Mimo wszystko uśmiecham się pod nosem. Kurwa, kurwa - tylko to słowo rozbrzmiewa w mojej głowie. Kocham tego skurwiela. Idiotka. Rozglądam się po pokoju, który służył jako sypialnia. Nic się nie zmieniło, wszystko po staremu. Rozciągam się jak kotka, moją twarz rozgrzewa słońce. Postanawiam wstać z ciepłego łóżka. Dopiero po chwili orientuję się, że spałam tylko w bieliźnie. Widział mnie prawie nagą! Podchodzę do stojącego obok szafy wysokiego lustra. Mam zamknięte oczy bo wiem co zobaczę. Podnoszę powieki i krzyk zamiera na moich ustach, dzisiaj jest gorzej. On wiedział moje siniaki. No już chyba gorzej być nie może. Postanawiam zbadać plecy. Teraz się nie powstrzymuję, płaczę jak jakąś debilka. Na moich plecach od pasa w górę ciągnie się długa rana. Prawie się zagoiła, a jednak samo patrzenie na nią cholernie boli. W tym momencie słyszę jak coś spada na płytki. A potem do pokoju wbiega ten wariat. I zastyga w miejscu widząc moje poranione plecy. Boję się, że coś mi zrobi. Cofam się aż uderzam tyłem w ścianę. Jęczę przeciągle, rana boli tak samo jak od początku. On nic nie mówi, nie chce mnie przestraszyć. Powoli podchodzi. Znowu widzę tamten wieczór, ale muszę być odważna i stawić temu czoło. Dlatego z dumnie podniesioną głową idę w jego stronę. Staram się nie płakać, Ale jest to niemożliwe kiedy wtulam się w jego silne ramiona. A ja się go bałam. Głupia. Mam ochotę wyjść z siebie i strzelić sobie z liścia. Nawet jeśli bym chciała to teraz nie potrafię mu wybaczyć. To po co robię nadzieję? Chcę coś powiedzieć ale przerywa mi całując mnie delikatnie jak nigdy. Czuję jego usta na swoich wargach. I jak go nie kochać?
-Nie pozwolę Ci odejść, za dużo razem przeszliśmy. A ty chcesz mnie zostawić? Dobrze wiesz, że umrę bez twojej obecności! - jest zdenerwowany, wzdycha przeciągle. Czeka aż coś powiem. A ja? Napawam się jego niepewnością. Jedną ręką powoli głaszcze moje poranione plecy, a drugą pewnie przeczesuje swoje gęste włosy. Jestem tego niemal pewna. Za dobrze znam jego zachowanie. Każdy ruch, dlatego odpowiadam tylko:
-Nie wiem. Puść mnie.
-Dobrze. Chodźmy coś zjeść, przez to wszystko upuściłem patelnię.
Przystaję na jego słowa, ale najpierw kieruje się do łazienki. Muszę zmyć złe emocje. Wszystkie czynności zajmują mi około 20 minut. Wchodzę do kuchni, wszystko robię automatycznie. Jak zaprogramowany robot. Jedząc w ciszy patrzymy się na siebie, ale nikt się nie odzywa. Po zjedzeniu idę na korytarz, zakładam buty i kurtkę. Chcę wyjść z tego domu. Jednak on wszystko utrudnia, już czeka na mnie przy drzwiach.  
-Nigdzie nie pójdziesz!! - jego głos ocieka złością.
-A co zabronisz mi? - odpowiadam buntowniczo.
-A żebyś wiedziała! - po tych słowach podchodzi do mnie i przerzuca sobie przez ramię. Nawet nie zwracając uwagi na to, że okładam go po plecach pięściami. Walczę jak mogę, ale to nic mi nie daje. Dlatego właśnie siedzę przy kuchennym stole, a na przeciwko mnie siedzi ten głupek i z bardzo poważną miną mi się przygląda. Jego wzrok przyszywa mnie na wylot. Czuję się niezręczne.
-I co będziesz mnie tak przetrzymywać przez całe moje pojebane życie? - jestem wściekła
-Jeżeli tylko tak możemy być razem to tak. - odpowiada pewny siebie, doskonale wie, że będę się stawiać, dlatego postanawiam go zmylić i jak na obecną chwilę iść na kompromis.
-Dobrze, niech tak będzie. To co będziemy robić przez cały czas? I jak mamy tu przeżyć bez jedzenia? Bo chyba wychodzić nie zamierzamy? - jest zdekoncentrowany moimi słowami i dobrze. Chwilę jakby się zastanawiał po czym odpowiada:
-Od czego ma się przyjaciół?
-I co będą nam zostawiać jedzenie pod drzwiami do czasu aż się pochodzimy?
-Właśnie tak.
-A zdajesz sobie sprawę, że możemy tu siedzieć nawet i kilka miesięcy?
-Tak i co z tego? Skoro będę miał Ciebie tak blisko na wyciągnięcie ręki to mogę tu siedzieć nawet i do końca świata.
-Jesteś zbyt pewny siebie.
-Zawsze to lubiłaś.
-Jesteś z tego dumny, że mnie przytrzymujesz? A co jeśli zadzwonię do koleżanek i na policję?
-Wszystkie twoje koleżanki o tym wiedzą. A zresztą i tak nic nie zrobisz ze swoją komórką. Już nie masz w niej karty, a przy stacjonarnym jest odcięty kabel. - odpowiada, dumny?
-Zachowujesz się jak wariat.
-Jestem nim, kiedy jestem z tobą. Wtedy nic się nie liczy.Jestem tylko Ja i Ty.
-I po co ja wtedy szłam na te cholerne wykłady? - postanawiam zagrać z nim w grę, której zasady są znane tylko mi.
-To przeznaczenie, widocznie tak miało być.
-Nie wierzę w przeznaczenie, a ty powinieneś się z tym pogodzić kochanie.
-Też Cię kocham skarbie.
-A pamiętasz jak się poznaliśmy?
-Nigdy bym nie zapomniał tego okropnego dnia.
-To jak to było?
- Szłaś...

autodestrukcja

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 904 słów i 5048 znaków.

2 komentarze

 
  • Lola

    No kiedy będzie dalej ?

    3 lut 2014

  • LittleScarlet

    Ach! Och! Ach! *w* No nie mogę no.. Czemu tak strasznie krótko? Poza tym, że super, pięknie i cudownie to zdecydowanie za mało. :c

    26 sty 2014