Nie odwracaj wzroku (3)

3.JESTEM SCARLET.
Dwa kwadranse później...
-Osiągnięcie kariery jednego z największych producentów muzycznych i wybicie się na własnym studiu nagraniowym nie było takie łatwe, prawda? - pyta pani Black.  
-Nie, ale jeśli ma się osoby, dla których warto to zrobić, staje się to znacznie łatwiejsze - odpowiada uprzejmie i z uśmiechem pan Black.  
-Tato, jesteś taki czarujący - stwierdza sztucznie córka Blacków.  
-Więc wiesz już po kim to masz - żartuje mężczyzna.  
-Dojeżdżamy, Tom - oznajmia kobieta.  
Chwilę później auto zostaje wpuszczone przez bramę do ogromnej posesji. Scarlet zwleka krótką chwilę zanim wysiada z auta, a jej ojciec robi to znacznie szybciej.  
-Grace? - wyciąga rękę do małżonki, żeby pomóc jej wysiąść z samochodu.
Cała rodzina zmierza przez kamienny ganek do głównych drzwi. Thomas używa dzwonka, a wtedy otwierają się one ukazując młodego lokaja w smokingu.  
-Dobry wieczór państwu - wita ich oficjalnie i zaprasza do rozświetlonego wnętrza.  
Jest to większe, kilkunastoosobowe przyjęcie, więc nie dziwi ich przyjemne zamieszanie w środku. Scarlet ściąga swoją skórzaną kurtkę i przewiesza ją przez nadgarstek.  
-Zapraszam do salonu i życzę udanego wieczoru - znowu odzywa się lokaj.  
-Dziękujemy - kiwa grzecznie Thomas, a Grace wtóruje mu z delikatnym uśmiechem.  
Rodzina przechodzi z holu do salonu, który bez problemu pomieściłby 100 gości. Toczą się tam liczne rozmowy, które prowadzą ludzie popijając przy tym szampana z wysokich kieliszków.  
-Thomas, Grace i... ich piękna córka jak mniemam! - przywołuje ich uradowany mężczyzna.  
Rodzice dziewczyny rozpoczynają rozmowę z gospodarzem tego wieczoru, a ona wyłącza się spoglądając niewidzącym nic wzrokiem przed siebie. Jest tak skupiona, że za pomocą swojej wyobraźni przenosi się nad stary most kolejowy przy obrzeżach miasta. Jest w swoim ciele i swoimi oczami patrzy na napędzający po torach pojazd. Robi on niesamowity hałas i sprawia wrażenie drapieżnika, który tylko czeka na odebranie komuś życia. Jednak dziewczyna się nie boi... nie jego. Ze spokojem wypisanym na twarzy czeka, aż pociąg w nią uderzy i gdy wydawałoby się, że to właśnie zrobi... Pojazd przechodzi przez jej ciało, które jest tylko cieniem. Zwykłym nieproszonym gościem. Wtedy cały jej spokój wyparowuje jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Dziewczyna czuje ból, który jest powodowany jej chorobliwym strachem. Strachem przed tym, że już nigdy nie zobaczy swojego brata...  
-Scarlet - woła pani Black, potrząsając córkę delikatnie za ramię.  
Ta wraca do rzeczywistości i studiuje zmartwioną twarz matki zamglonymi oczami. Zanim coś powie mruga kilkakrotnie i uspokaja swój oddech.  
-Przepraszam, to ta muzyka tak na mnie działa - kłamie jak profesjonalistka, bo nią jest.  
-Oh, skarbie - uspokaja się jej matka.  
-Uczuciowa, jak kobieta, która ją urodziła - komentuje gospodarz z uśmiechem.  
-Przepraszam czy mogę skorzystać z toalety? - pyta dziewczyna.  
-Oczywiście. Znajduje się ona na pierwszym piętrze, pierwsze drzwi od prawej - informuje ją mężczyzna.  
Scarlet kiwa grzecznie głową i odchodzi pewnym siebie krokiem w kierunku schodów. Pokonuje je siedmioma susami i stojąc przed drzwiami, grzecznie puka. Z racji tego, że nikt nie odpowiada wchodzi do środka i przekręca zamek. Natychmiast staje przed lustrem, przyglądając się długo swojemu odbiciu. Pomaga jej to zapanować nad emocjami i wyrzucić z głowy najboleśniejsze myśli.  
WSPOMNIENIE:  
-Chciałabym być taka jak ty, Lucas - mówi 12-letnia dziewczynka przytulając się do swojego 17-letniego brata.  
-Nie możesz widzieć we mnie autorytetu, Sky - mówi poważnie chłopak.  
Mała brunetka patrzy na niego swoimi zielonymi, przejętymi oczami. Marszczy przy tym zabawnie czoło, co mimowolnie wywołuje na jego twarzy uśmiech.  
-Dlaczego? - pyta się go siostra.  
-A dlaczego chciałabyś być taka jak ja? - interesuje się Lucas.  
-Bo jesteś taki mądry, silny i... nic cię nie obchodzi - odpowiada bez namysłu.  
-Imponuje ci to, że mam wszystko w dupie? - parska chłopak nie mogąc pojąć rozumowania swojej małej siostrzyczki.  
-Yhym... Nawet zakaz rodziców, który mówi, że mamy nie używać brzydkich słów - potwierdza.  
Szatyn macha głową na boki, ale nie z rozbawienia. Robi to raczej w geście oddalenia od siebie myśli, że ten mały skarb może być kiedyś taki, jak on sam.  
-Sky... To wcale nie jest dobre, a ja nie jestem silny... Pokazywanie emocji i tego, że nam zależy to nie słabość. Wręcz przeciwnie. A ja... jestem tylko zwykłym tchórzem, który zgrywa bezuczuciowego dupka. Rozumiesz mnie, prawda skarbie? - pyta jej brat.  
-Dlaczego więc się nie zmienisz? - pyta odsuwając się i śmiało patrząc mu w oczy.  
-Nie umiem - kłamie będąc tego świadomym.
-A gdyby ktoś cię nauczył? - nie poddaje się dziewczynka.  
-To i tak bym tego nie zrobił. Widzisz Sky, powiem ci coś w sekrecie... Ale przyrzeknij, że zostanie to tylko między nami, okej?  
-Okej - obiecuje mu brunetka.  
Lucas nachyla się znacznie i szepcze wprost do ucha swojej siostry.  
-Ludzie to potwory, Sky. Mogą cię zniszczyć szybciej i doszczętniej, niż zrobiłby to jakikolwiek drapieżnik...  
Teraźniejszość...  
-Scarlet Black-Widow, jesteś tam?! - wyrywa dziewczynę z własnych rozmyślań jej matka.  
Brunetka przekręca zamek i otwiera drzwi, a pani Black patrzy na nią uważanie.  
-A myślałam, że ze znudzenia uciekłaś - stwierdza w końcu kobieta i posyła jej lekki uśmiech.  
-Jeszcze nie - wzdycha nastolatka i wychodzi z toalety.  
-Wszyscy siedzą już w sali audiencyjnej, więc my też powinnyśmy się tam udać - stwierdza starsza kobieta.  
Scarlet nie odzywa się, tylko posłusznie podąża za matką. Sala audiencyjna znajduje się na przeciw salonu i to tam ma skupić się całe przyjęcie. Dziewczyna uświadamia sobie, że straciła wcześniej poczucie czasu. Z beznamiętnym wyrazem twarzy zajmuje swoje miejsce, znajdujące się w pierwszym z zielonych rzędów i kątem oka spogląda na siedzących obok siebie rodziców. Według niej są tacy opanowani i szczęśliwi, co w nawet najmniejszym stopniu sprawia jej ból. A tym bólem jest świadomość, że nie powinni tacy być, bo ona nie potrafi.
-Witam wszystkich zebranych na przyjęciu, które ma przypieczętować moją współpracę z genialnym Thomasem Blackiem i ludźmi z jego studia nagraniowego - odzywa się gospodarz stojący w samym centrum sali audiencyjnej.  
Roznoszą się oklaski, w których teatralnie bierze udział Scarlet Black. Jej ojciec podnosi się z miejsca i ukłania reszcie zgromadzonych tu osób, a wtedy po sali roznoszą się gwiazdy uznania. Znudzona córka producenta muzycznego patrzy przed siebie z uniesioną głową i chce, jak najszybciej się ulotnić. Nie mówi jednak nic rodzicom, nie chcąc żadnemu z nich zrobić przykrości. Chodź samej jest jej przykro ze świadomością, że nigdy nic nie mówi. Nagle ni stąd ni zowąd słyszy charakterystyczną chrypkę. Obok gospodarza wieczoru stoi wysoki, szczupły chłopak o burzy loków na głowie i przyciągających wzrok zielonych oczach. Ubrany jest w czarne rurki i również czarną koszulę, której trzy pierwsze guziki są rozpięte. Odwraca szybko wzrok i myśli o jak najlepszej drodze ucieczki, która nie zwróci zbytnio uwagi rodziców.  
-Mamo czy mogę iść się przewietrzyć? Strasznie tu duszno - kłamie kładąc swoją drobną dłoń na krtani.  
-Jasne, kochanie. Wróć zaraz, kiedy poczujesz się lepiej - mówi matka.  
Dziewczyna po jej słowach wstaje i kieruje się na koniec pomieszczenia, gdzie znajduje się łuk wyjściowy. Syn gospodarza pchany impulsem przenosi wzrok w tamtą stronę i wtedy widzi te, znane mu już wcześniej oczy. Jak zaczarowany wpatruje się w znikającą sylwetkę dziewczyny i nie słucha tego, co mówi ojciec.  
-Haroldzie, co o tym myślisz? - pyta go mężczyzna.  
Styles wciąga gwałtownie powietrze do płuc, a później postanawia za wszelką cenę znaleźć nieznajomą z internetu.  
-Przepraszam ojcze, muszę wyjść - oświadcza z uśmiechem niewinnego chłopca.  
Pan Styles całkowicie to kupuje i ignoruje nagłe wyjście swojego dziecka. Scarlet w tym czasie niczego nie świadoma, opiera się o dąb posadzony w ogródku za domem. Ma przymknięte oczy i próbuje zapanować nad swoim drżącym ciałem. Sama już nie wie czy jest jej zimno czy to dreszcze wywołane emocjami. Chce być sama. Od dłuższego czasu właśnie tego pragnie, ale mimo wszystko wie, że nie może tego mieć. Ma bowiem rodzinę i przyjaciół, którzy jej to udaremniają. Przez głowę przemyka jej myśl, że bez nich byłoby znacznie łatwiej. Ale czy jest to prawdą?  
-Falling_stars? - do jej uszu dochodzi głos.  
Zanim otwiera oczy, przeklina ten dzień w myślach. Chłopak jest pewien, że to ona, widząc specyficzne ubarwienie zielonych tęczówek. Patrząc w te puste od smutku oczy, czuje jakby umarł na tysiąc różnych sposobów. Nieznajoma mimo wszystko jest jeszcze piękniejsza na żywo, niż w ekranie jego laptopa.  
-Nie mogę uwierzyć, że to naprawdę ty - odzywa się chłopak robiąc krok do przodu.  
-Nie sądzisz, że to powinna być moja kwestia? - pyta dziewczyna lekceważącym tonem.  
-Zdecydowanie nie powinna należeć ona do ciebie - nie panuje nad swoimi słowami Harold.  
Przed objęciem jej rękoma i przyciągnięciem do swojego torsu, hamuje go tylko bariera, którą sama stworzyła. Przed ucieczką powstrzymuje się ona tyllo dlatego, iż jest pewna, że pobiegłby za nią.  
-Możesz tak na mnie nie patrzeć? Czuję się jak jakiś eksponat albo wymierający gatunek... jak ostatni dinozaur - rzuca oschle dziewczyna i patrzy w dal.  
Nie jest w stanie znieść natarczywego, świdrującego ją spojrzenia. Nie jest w stanie znieść jego nieukrytego zainteresowania jej osobą. Nie jest w stanie znieść niczego, co jest z nim związane.  
-Dlaczego się rozłączyłaś? - pyta Styles oblizując wargi.  
Pierwszy raz czuje wszechogarniający go stres wywołany przebywaniem w towarzystwie tej dziewczyny.  
-Przez przypadek - kłamie machinalnie, a on to wyczuwa.  
-Jak masz na imię? - nie poddaje się Harold.  
-Jeszcze nie wiesz? Słabych masz tych hakerów - prycha.  
-Masz rację. Louis nie jest taki dobry w te klocki, jak się zapowiadał - posyła jej słaby uśmiech, którego ona nawet nie zauważa.  
-A jednak jakoś mnie znalazł - tym razem warczy i obdarza go swoim wzrokiem.  
Serce Harrego Stylesa zwiększa wtedy trzykrotnie swoje tempo, a jego żołądek skręca się w supeł.  
-W każdym bądź razie to nie przypadek - wzrusza ramionami i czeka na jej reakcję.  
Spodziewa się nadal wrogości z jej strony, ale ta nie następuje. Scarlet odwraca spojrzenie do swojego wcześniejszego punktu zaczepienia - księżyca i długo milczy. Chłopak w tym czasie studiuje jej profil i myśl, jak pozbyć się dziwnego, obezwładniającego go uczucia. Kiedy dziewczyna ponownie się odzywa, jej głos jest cichy i spokojny. -Wracasz do środka? - pyta nie odwracając się w jego stronę.  
Sprawia to, że chłopak czuje się jak ignorowany śmieć. Ma takie wrażenie po raz pierwszy w życiu i nie umie go utożsamić z jakimikolwiek przyczynami.  
-Chyba tak... A ty? - pyta wpatrując się w swoje buty.  
-Zostanę... Ale mam pytanie - zmienia zdanie Scarlet.  
-Tak? - podnosi głowę Harold.  
-Czy mógłbyś powiadomić moją matkę Grace i ojca Thoma, że wrócę do domu z Franklinem? Jestem zmęczona, a nie chcę im przerywać - tłumaczy.  
-Jasne... - wzdycha chłopak i powoli odwraca się, ruszając w stronę domu.  
-Harry? - przywołuje go nagle dziewczyna.  
Chłopak przystaje, ale nie odwraca się w jej stronę. Kątem oka jednak widzi jej posturę w mroku przez swoje ramię.  
-Jestem Scarlet - przedstawia się od niechcenia dziewczyna, a wtedy on może już odejść ze szczerym uśmiechem...
Mamy '3' :D

Gaziowana

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2098 słów i 11978 znaków.

1 komentarz