Może się jeszcze spotkamy (6)

Od autorki: Hej! Cieszę się, że opowiadanie przyjęło się pozytywnie. :) Ten rozdział wyjątkowo wyszedł mi dłuższy haha :D Nie przedłużając, zapraszam do lektury.

Wieczorem, po kolacji, moje plany nicnierobienia musiały poczekać. Mama z tatą kazali mi zostać w jadalni, a po posprzątaniu po kolacji przenieśliśmy się do salonu. Usiedli na jednej kanapie, a ja zajęłam miejsce na drugiej, naprzeciwko nich. Spojrzeli na mnie poważnym wzrokiem, po czym mama odezwała się spokojnym głosem:
- Hannah, postanowiliśmy z ojcem, że od następnego tygodnia zaczynasz chodzić na spotkania grupy wsparcia.
Wyciągnęła w moją stronę rękę z ulotką: "Żałoba może być nie do wytrzymania, gdy przeżywasz ją samotnie. Wsparcie, opieka i miejsce, gdzie żal jest raczej normalny niż przerażający, to jest to, co ta grupa wsparcia ci oferuje..." Czytałam tę ulotkę i nie wierzyłam własnym oczom. Jest aż tak źle? Że moi właśni rodzice wysyłają mnie na spotkania grupy wsparcia? Mimo że byłam wściekła na nich, ale też na siebie, że do tego doprowadziłam, to nie dałam tego po sobie poznać. W głowie miałam plan, jak z tej propozycji wyjść z podniesioną głową.
- W porządku - powiedziałam ze spokojem.
- W porządku? I nic poza tym? - Mama patrzyła na mnie ze zdziwieniem. - Nie krzyczysz na nas, nie wypominasz nam, że jesteśmy okropni i myślimy tylko o sobie? Czy to na pewno Hannah? - mama dalej drążyła, ale widać było pojawiający się triumfalny uśmiech na jej twarzy. Dochodziła już czterdziestki, ale urody mogła jej pozazdrościć niejedna trzydziestolatka. Piękne, grube czarne włosy podkreślały jej delikatną urodę. Szare oczy, pełne mądrości, oddania i miłości, patrzyły teraz na tatę. Idealną, szczupłą sylwetkę opiewała czerwona, elegancka sukienka. Mama zawsze ubierała się szykownie, nie było mowy o dresie. Granatowy garnitur ojca doskonale kontrastował z wyszukaną kreacją mamy. Wzrost taty budził grozę, ale też poważanie. Jego już siwiejące włosy były nienagannie ułożone. Czarne, zmęczone oczy otaczały zmarszczki. Niedawno wyglądający na czterdzieści lat tata w niedługim czasie postarzał się o dziesięć lat. I przyczyną tego byłam ja. Wiedziałam, że muszę przestać powodować ciągłe kłótnie. Ale to było niezależne ode mnie.
- Tak, mamo. To ja. - Uśmiechnęłam się blado. - Zgadzam się, ale pod jednym warunkiem - oświadczyłam po chwili.
Pod wpływem moich ostatnich słów z twarzy mamy zniknął uśmiech. Chrząknęła, po czym zapytała niepewnie:
- Jakim?
- Chciałabym zaprosić do siebie Maię. Jutro. Zanim powiecie nie, uprzedzam was, że nie mam zamiaru się kłócić. Zdałam sobie sprawę, że to na nic. Nikt z nas na tym nie zyskuje, a wszyscy się jedynie denerwują. Jeśli wam tak zależy na przerwaniu mojej przyjaźni z Maią, dobrze, zgadzam się. Ale chciałabym to zakończyć właściwie. Co wy na to? - Z nadzieją patrzyłam na rodziców, oczekując ich reakcji.
- Dobrze, nie ma sprawy. Możesz zaprosić Maię. Chętnie ją zobaczymy, a wszyscy na pewno na tym zyskają - tym razem odezwał się tata.
- Naprawdę? To cudownie! Dziękuję wam! Pędzę na górę, już do niej dzwonię! - wykrzyknęłam zachwycona, szybko uściskałam rodziców i pobiegłam do mojego pokoju. Dawno nie czułam się tak szczęśliwa. Wzięłam telefon do ręki i szybko wybrałam numer Mai.
- Halo? Cześć, tak, zgodzili się. Jutro o jedenastej na lotnisku, tak? Dobra, będę. Spędzimy super czas, obiecuję. Tak, tak. Buziaki! - Rozłączyłam się i ze szczęścia zaczęłam tańczyć po pokoju. W końcu zobaczę się z Maią! A potem będzie się działo, co ma się dziać.
  
***
- Już jestem. Nigdzie cię nie widzę... na pewno jesteś na tym lotnisku? Aaa, okej, tak, tak. Różowa bluza? Jeansy i białe trampki? Tak, widzę cię. Już idę. No, pa. - Rozłączyłam się i szybko zaczęłam przepychać się między ludźmi, po to, aby dotrzeć do Mai. W końcu ją zobaczyłam. Jej kręcone blond włosy, wystające z zaplecionego kłosa, lekko powiewały na wietrze. Duże, niebieskie oczy świdrowały lotnisko. Rozglądała się na boki, szukając znajomej twarzy. W końcu obróciła się w moim kierunku, a jej buzię rozświetlił uśmiech. Rozłożyła szeroko ręce, a ja wpadłam w jej objęcia. Śmiałyśmy się i płakałyśmy na przemian. Ze szczęścia i z tęsknoty.
- Zmieniłaś się tak, że czuję się, jakbym nie widziała cię pół wieku! - wykrzyknęła zdumiona Maia.
- Nie przesadzaj, nie widziałyśmy się raptem cztery dni! A teraz chodź ze mną, nie chcę już marnować więcej czasu na tym lotnisku. - Machnęłam ręką w kierunku samochodu taty i już po chwili siedziałyśmy z tyłu, opowiadając sobie zaległości z ostatnich dni.
Gdy weszłyśmy do domu, Maia stanęła w progu. Obróciłam się w porę, aby zobaczyć zdumiony wzrok przyjaciółki.
- To zmieniliście willę na willę, hę? - zapytała się z przekąsem.
- Nie przesadzaj - mruknęłam zawstydzona. Nie lubiłam, gdy ktoś mówił o moim domu, samochodzie czy telefonie. Tata był poważanym kardiochirurgiem, a mama wziętą prawniczką. Byłam szczęśliwa, że mam dostatnie życie, ale nie lubiłam się z tym obnosić. Zostałam tak wychowana. - Chodź już na górę. Jutro już jedziesz, a mam ci tyle do opowiedzenia!
- Idę, idę, panno Niecierpliwa! - roześmiała się Maia i pobiegła za mną do pokoju. - W sumie, to za bardzo się nie różni od poprzedniego. Z tą różnicą, że nie masz garderoby. Łazienka za to jak marzenie! Powiedz, że weźmiemy dzisiaj kąpiel! - westchnęła rozmarzona kumpela.
- Jak chcesz, to nie widzę problemu. - Wyszczerzyłam się do Mai.
Dwie godziny, cztery zjedzone paczki ciastek, trzy wypite puszki piwa później siedziałyśmy na dywanie, rozmawiając o Samie.
- Serioo? Ja też bym chciała, żeby świeżo poznany przystojniak mnie pocałował! - westchnęła z zadumą przyjaciółka i zaczęła cmokać. - A właśnie, jak przystojniacy w wielkim Seattle? - Mrugnęła do mnie porozumiewawczo.
- Jeszcze nijak. W poniedziałek przecież idę do nowej szkoły. Zobaczymy, mam nadzieję, że nie będą to jacyś debile, którym w głowie tylko jedno. Wystarczy mi już takich. - Wzdrygnęłam się na tę myśl.
Rozmawiałyśmy jeszcze chwilę, po czym położyłyśmy się na łóżku.
- A jak sobie radzisz? W sumie nie miałyśmy okazji pogadać o Sophie, bo cały czas nie chciałaś. Ale kiedyś będziesz musiała to komuś powiedzieć... - powiedziała powoli Maia. Oczekiwała mojej reakcji. Wydrę się na nią czy zachowam spokój?
- Wiesz, że nie lubię o tym gadać... - rzuciłam oschle.
- Han! Nie masz już czterech lat! Dobrze wiesz, że tłumiąc to w sobie, niczego nie wskórasz! Stało się, Sophie nie żyje, ale nie musisz udawać, że nic się nie stało! Każdy chce ci pomóc. Ja, twoi rodzice, Kyle...
- Kyle? Serio? To gdzie był przez ten cały czas? Kiedy płakałam po nocach? Gdzie ty byłaś? Zostawiłaś mnie! A podobno jesteś moją najlepszą przyjaciółką! Gdzie byłaś, kiedy Sophie sobie poszła? Dobrze wiedziałaś, że nie najlepiej mi się z nią ostatnio układało! Ale ty pozwoliłaś jej odejść! Tak po prostu! - krzyczałam przez łzy.
- To nie moja sprawa! To ty byłaś jej siostrą! Mogłaś za nią pójść, gdy wyszła z tej imprezy! Poza tym był z nią Kyle!
- Kyle? Kyle się do niej dobierał i ty dobrze o tym wiedziałaś, sama zresztą nie jesteś święta! Ciągle tylko: "Kyle to, Kyle tamto, Kyle to taaaki super chłopak!" - naśladowałam przyjaciółkę. Byłam na nią wściekła. Jak mogła? Kiedy ja kłóciłam się z Kylem, ona korzystała z okazji... a ja sądziłam, że mogę jej zaufać. Mimo wszystko postanowiłam jej wybaczyć, w końcu nie miałam nikogo innego...
- To nie moja wina, że ty nie umiesz nawet zatrzymać przy sobie chłopaka! - warknęła Maia, po czym zaśmiała się złowieszczo. - Poza tym, trzeba było pilnować swojej małej siostrzyczki, a nie upijać się do nieprzytomności. - Teraz już śmiała się tak głośno, że słyszałam wbiegających po schodach rodziców. - Kyle jej tego nie zrobił! To ja! Rozumiesz? Miałam jej dość! Wszędzie się wpychała, zabierała mi cię w każdej minucie, nie dawała spokoju! To ja zaciągnęłam pijanego Kyle'a do niej i kazałam mu z nią pójść do krzaków! W tym czasie skorzystałam z twojej nieuwagi i zmyliłam cię mówiąc, że Sophie jest w łazience! Tak naprawdę to ja do niej poszłam! Wzięłam leżący obok kamień i uderzyłam nim w jej głowę! To ja ją zabiłam, rozumiesz? To ja!
Patrzyłam na moją przyjaciółkę ze łzami w oczach. Na osobę, której zaufałam. Na osobę, która zabiła moją siostrę.
  
Od autorki: I się porobiło. Wyszło trochę dramatycznie, ale przyszłe rozdziały będą już bardziej optymistyczne. Do następnego! :)

dainty

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1699 słów i 9003 znaków, zaktualizowała 1 paź 2016.

3 komentarze

 
  • Nataliiia

    Kiedy następna część??

    1 paź 2016

  • dainty

    @Nataliiia mogę wstawić teraz, bo dzisiaj (jutro, chodzi mi o niedzielę xd) nie dam raczej rady z powodu natłoku obowiązków :(

    2 paź 2016

  • Nataliiia

    @dainty ok

    2 paź 2016

  • Olifffka<3

    OMG takiego obrotu sprawy bym się nie spodziewała...pisz dalej bo tak mnie wciągnełaś:D

    1 paź 2016

  • dainty

    @Olifffka<3 haha, jestem trochę naprzód, ale brak weny daje się we znaki :D

    2 paź 2016

  • jaaa

    boze co za przyjaciółka..

    1 paź 2016

  • dainty

    @jaaa wiem :(

    1 paź 2016