Może się jeszcze spotkamy (12)

Gryzłam się z myślami całą sobotę. Chciałam powiedzieć Ianowi. Ale zdawałam sobie sprawę, że jeśli dowie się, że inny chłopak mnie pocałował, zerwie ze mną niezwłocznie. A tego nie chciałam najbardziej na świecie. Zależało mi na nim i nie chciałam go stracić. Nie przez chłopaka, którego widziałam dwa razy w życiu i którego ledwo znałam. Potem jednak przypomniałam sobie, że przecież zdradziłam mu mój największy sekret. Chłopakowi, o którym na dobrą sprawę nic nie wiedziałam. Poczułam, jak cały żołądek ściska mi się ze strachu. A co, jeśli opublikuje gdzieś tę historię? Albo co gorsza, powie o wszystkim mediom? Rozpęta się burza. Nie będę miała spokoju. A Ian… znienawidzi mnie, że nic mu nie powiedziałam.
Wzdrygnęłam się. Nie, tego z pewnością nie chciałam. Weź się w garść, Hannah. Myśl pozytywnie. Żaden Sam nie pójdzie do telewizji i nie powie, że dziewczyna, którą poznał w samolocie to ta, której siostra została brutalnie zamordowana przez jej psychopatyczną przyjaciółkę. Kto tak robi? Zaśmiałam się bez krzty wesołości.
Stwierdziłam, że muszę się wyrwać z domu i choć na chwilę przestać o tym myśleć. Zadzwoniłam do Aiven i umówiłam się z nią w centrum. Chciałam pójść na kawę do Starbucksa, ale dziewczyna zapewniła mnie, że zna lepszą miejscówkę, gdzie robią najlepsze latte z kardamonem. Zamówiłyśmy napoje i usiadłyśmy w rogu kawiarni.
- Co takiego ważnego się dzieje, że wyrywasz mnie z domu dwie godziny przed imprezą? Czekaj, czekaj, czyżbyś chciała się ze mną wybrać? – Aiven udała przerażenie, po czym roześmiała się. – Co masz taką minę? Przecież wiem, że gołąbeczki wolą spędzać czas we dwoje. – Dała mi lekkiego kuksańca, puszczając do mnie oczko. Spuściłam głowę i upiłam łyka kawy, licząc, że przyjaciółka nie zauważy mojego zdenerwowania. Nadaremno. – Hej, hej. Co jest? Powiedziałam coś nie tak?
- Pokłóciłam się z nim. – Otarłam łzy grzbietem dłoni.
- Przecież to nie wasza pierwsza kłótnia i nie ostatnia. Pokłóciliście się coś poważnego? Czy znowu o to samo? – zapytała podejrzliwie. Nie wtajemniczałam jej w szczegóły, powiedziałam tylko, że to przeszłość i że nie mam ochoty na razie o tym mówić. Nie naciskała. W przeciwieństwie do Iana.
- Yhm – odpowiedziałam niewyraźnie w odpowiedzi. Jednak ona się na to nie nabrała.
- Nie jestem głupia, Han. Widzę przecież, że to coś poważniejszego. Uderzył cię? – Przerażona spojrzała na mnie szerokimi oczami i zaczęła wodzić oczami po moim ciele.
- Co? Nie! Co ci w ogóle przyszło do głowy? – krzyknęłam zdziwiona. Po chwili ściszyłam głos i szepnęłam. – Tak, pokłóciliśmy się o to, ale potem zrobiłam coś niewybaczalnego. Spotkałam się z innym chłopakiem. Pocałowałam go. A raczej to on pocałował mnie. To było tak nagłe, nie miałam czasu zareagować. A potem on zniknął i nie mogłam go nawet zdzielić w twarz – zaczęłam szlochać i już po chwili łzy ciekły strumieniem po mojej twarzy. - Co ja mam zrobić? Co ja mam zrobić, Aiven?
- To nie twoja wina. To ten kretyn cię pocałował, chociaż wiedział, że masz chłopaka. Bo mu powiedziałaś, prawda? - popatrzyła na mnie przeciągle, szukając potwierdzenia.
- Oczywiście, że tak! Radziłam się go, co mam zrobić. Czy powiedzieć Ianowi.
- Czekaj, czekaj. Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że nie chciałaś powiedzieć własnemu chłopakowi o swojej przeszłości, a zrobiłaś to wobec innego, prawie obcego faceta.
- Nie masz pojęcia, jak łatwo jest to powiedzieć komuś, kogo ledwie się zna - rzuciłam oburzona.
- Niestety wiem aż za dobrze - powiedziała cicho, opuszczając głowę.
- Co...? - nagle zdałam sobie sprawę, jak bardzo zraniłam Aiven. Przecież nie bez powodu chodziła na terapię, ją też z pewnością spotkała ogromna tragedia. - Przepraszam. Zapomniałam, nie chciałam cię urazić.
- Nic się nie stało. W sumie to dobrze, że poruszyłaś ten temat, bo już od dłuższego czasu miałam zamiar opowiedzieć ci moją historię. Chcesz ją usłyszeć? - zaśmiała się sucho.
- Tak, tak sądzę - powiedziałam skruszona.
- Byłam jedynaczką przez piętnaście lat mojego życia. Narzekałam na brak rodzeństwa, ale im starsza byłam, tym mniej mi to przeszkadzało. Aż nagle, pewnego dnia okazało się, że będę mieć siostrę. Nawet nie wiesz, jaka byłam szczęśliwa. Będę jej robiła codziennie warkoczyki, będę jej kupowała najpiękniejsze sukienki na świecie, będę się chwaliła każdej koleżance, jaką mam śliczną siostrzyczkę, myślałam sobie. I urodziła się. Była prześliczna. Miała piękną, oliwkową cerę i cudowne, kręcone, czarne włosy. Jej ogromne, czekoladowe oczy patrzyły się na mnie ze zdziwieniem, odkąd po raz pierwszy je otworzyła. Uśmiechnęła się i ścisnęła mój palec swoją malutką rączką. Kochałam ją od pierwszego spojrzenia. Lucy była niesamowita. Patrzyłam jak każdego dnia staje się coraz większa, jak zaczyna raczkować i gaworzyć. Na szesnastkę dostałam moje wymarzone auto. Ubłagałam rodziców, żebym mogła przewieźć Lucy. Zapięłam ją w foteliku na miejscu pasażera. Rozumiesz, na miejscu pasażera! Gdybym posadziła ją z tyłu... - urwała i zaniosła się cichym szlochem. Pogłaskałam ją po ramieniu, a ona wytarła łzy wierzchem dłoni i zaczęła mówić dalej. - Jechałyśmy sobie, chciałam ją zabrać do nowo otwartej sali zabaw. Była taka duża, a ona uwielbiała się bawić tymi wszystkimi zabawkami. Nagle zaczęła krzyczeć, a ja obróciłam się, żeby zobaczyć o co chodzi. Wypowiedziała moje imię! Powiedziała Ven. To było takie słodkie, a moją twarz rozświetlił uśmiech dumnej starszej siostry. Ścisnęłam jej rączkę, dając jej do zrozumienia, jak bardzo jestem zachwycona. Nagle poczułam mocne uderzenie. Autokar uderzył w bok samochodu. Wyskoczyła poduszka powietrzna, ale siła jej uderzenia zabiła Lucy na miejscu. Potem, jak się okazało, miała silne obrażenia i krwiaka wewnątrzczaszkowego. A ja? Złamana noga, obojczyk i żebra. I parę siników. Tak czy inaczej, zginęłaby na miejscu. Autobus uderzył od jej strony. To była moja wina. Gdybym nie zabrała jej na tę cholerną przejażdżkę, gdybym nie posadziła jej z przodu, gdybym nie spojrzała na nią, zamiast patrzeć na drogę, gdybym… - Aiven zanosiła się donośnym płaczem, chowając głowę w rękach. Za dużo tego gdybania. Nie da się cofnąć czasu, każdy sobie z tego doskonale zdawał sprawę. Ludzie co rusz spoglądali w naszą stronę, zastanawiając się zapewne o co chodzi. Niech sobie myślą co chcą. Kogo to obchodzi? Wiedziałam za to, co ja muszę zrobić. Musiałam pocieszyć moją przyjaciółkę. Ponieważ doskonale ją rozumiałam. Ona też siebie obwiniała, chociaż zdawała sobie sprawę, że wina nie leży tylko po jej stronie. Ale wiedziała, że nawet jeśli codziennie ktoś by ją przekonywał, że to nie tylko jej odpowiedzialność, to nic by to nie dało. Bo to będzie nękało ją do końca życia. Że przez nią nie żyje jej siostra. I teraz wiedziała, że nie jest sama.

dainty

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1341 słów i 7288 znaków.

1 komentarz

 
  • Olifffka<3

    Cuuudowne

    8 paź 2016

  • dainty

    @Olifffka<3 dzięki :) niedługo będą rzadziej dodawane - kończą mi się rozdziały haha

    8 paź 2016