Może się jeszcze spotkamy (16)

- Ogłaszam was mężem i żoną. Możecie zmienić swoje statusy na Faceboo... - ze snu wyrwał mnie odgłos dzwoniącego telefonu. Dlaczego? Właśnie w momencie ogłoszenia nas małżeństwem! Ugh.
- Czego? - warknęłam do telefonu, nie patrząc na wyświetlacz. Odpowiedział mi zduszony śmiech.
- Nie słyszałaś, że złość szkodzi urodzie? - Mogłam sobie wyobrazić zadziorny uśmiech na twarzy Iana. Co on ode mnie chciał o siódmej rano w poniedziałek?
- Taa. O co chodzi? Po co do mnie dzwonisz?
- Masz dziesięć minut. Spakuj najpotrzebniejsze rzeczy na dwa dni.
- Co? Na co? O co cho... - przerwał mi odgłos zakończonego połączenia. Super, nie dość, że mnie budzi tak wcześnie, to jeszcze stawia mi warunki. Świetny początek tygodnia.
Szybko ubrałam szorty z motywem kwiatów, biały top i złote sandały. Dobrze, że wczoraj zrobiłam pedicure. Trzydzieści stopni w cieniu przez cały dzień. Mam nadzieję, że jedziemy nad wodę, bo inaczej roztopię się po dwóch minutach od wyjścia na dwór. Szybko założyłam ulubiony zegarek, na szyję założyłam czarny naszyjnik, a na uszy kolczyki. Zrobiłam koka w nieładzie. Co za ironia losu, że zawsze się udaje, kiedy mi na tym nie zależy. We włosy wpięłam kwiat, który (mam nadzieję) dodawał mi dziewczęcego uroku. Nie nakładałam podkładu, zaraz spłynąłby mi z twarzy. Maskara, puder, róż i błyszczyk muszą wystarczyć. Do torby wrzuciłam ubrania, bieliznę, kosmetyczkę, szczoteczkę i pastę, ręcznik i trampki. Zjadłam naleśniki, których na szczęście mama zrobiła nadmiar, a do plecaka wrzuciłam jabłko i wodę. Zobaczyłam podjeżdżające auto. Idealnie. Ale niech się chłopak pomęczy. Uśmiechnęłam się pod nosem i zaczęłam odliczać. 3, 2, 1... dźwięk dzwoniącego telefonu. Odebrałam.
- Halo? Hannah, jakby co już jestem. Już wychodzisz?
- Potrzebuję jeszcze jakieś pięć minut. Wiesz, w końcu złość szkodzi urodzie. No i muszę zrobić parę poprawek — odparłam. Ha! Należy mu się, niech sobie nie myśli, że może mnie budzić w oficjalnie pierwszy dzień wakacji tak wcześnie. Chłopak zaklął pod nosem, a ja wzięłam komputer. Skończę sobie zaległy odcinek ulubionego serialu. A co. Taka mała zemsta. Minęło piętnaście minut, akurat jak skończyłam oglądać. Szybko spojrzałam w lustro. Poskakałam chwilę w miejscu i otworzyłam drzwi wejściowe. Udałam, że jestem zmęczona tym pośpiechem i szybko wskoczyłam do auta.
- Jeju, ale się zmęczyłam. Musiałam się spieszyć, bo nie chciałam, żebyś długo na mnie czekał. Bo nie czekałeś, prawda, skarbie? – zapytałam niewinnie, ale trudno było mi powstrzymać uśmiech.
- Niee – mruknął. Chrząknął. – Możemy już jechać?
- Pewnie! Czekaj, nie, zapomniałam chyba wziąć jesz…
- Nie!
- Tylko sobie żartuję! Ale… takie małe pytanko… mogłabym dla odmiany dzisiaj poprowadzić?
- Hmm… no nie wiem. To jednak Audi R8…
- Nie wierzę. To dyskryminacja kobiet. Uważasz, że jesteśmy od was gorsze? To ja ci coś powiem! – obróciłam się w jego stronę, grożąc mu palcem. Chyba zrozumiał przekaz, więc szybko się wycofał.
- Jasne, kotku. Wsiadaj. – Ian szybko otworzył drzwi, obszedł auto i nacisnął klamkę drzwi od mojej strony. Cóż za dżentelmen.
- Dziękuję. – Uśmiechnęłam się. Usiadłam za kierownicą i odpaliłam silnik. Kątem oka widziałam przerażenie na twarzy bruneta, ale po chwili ustąpiło ono zadowoleniu. Tak. Niech zda sobie sprawę, że kobiety są częściej o wiele lepszymi kierowcami od mężczyzn. O tak.
  
***
GPS wskazywał drogę, którą mieliśmy jechać. Byliśmy w podróży już od godziny, a ja świetnie się bawiłam. Włączyłam radio i na szczęście didżeje byli w miarę normalni, więc muzyka nie była taka zła. Gdy tylko słyszałam znajomą piosenkę, dawałam ją na cały regulator i już po chwili głośno śpiewałam. Nie, fałszowałam. W końcu GPS pokazał, że dotarliśmy do celu. Ian szybko wyskoczył z auta z widoczną ulgą wypisaną na twarzy. Zaczęłam rozglądać się wokół, ale nic szczególnego nie trafiło mi się w oczy. Tylko las i jakieś poboczne dróżki, prowadzące nie wiadomo dokąd. W tym czasie chłopak podszedł do samochodu i wyjął nasze torby z bagażnika. Poczułam, że jakiś materiał zasłania mi oczy. O co chodzi? Ciasno zawiązana apaszka uniemożliwiała mi widzenie czegokolwiek.
- Ian? Co się dzieje? – zapytałam trochę nerwowo. Do głowy przychodziły mi najróżniejsze myśli. Uspokoił mnie znajomy śmiech, a ja automatycznie się rozluźniłam.
- Spokojnie. Po prostu chciałem ci zrobić niespodziankę. A teraz złap moją dłoń i chodź. I słuchaj, kiedy mówię, że musisz podnieść wysoko nogi. Chyba że chcesz je złamać – ostrzegł mnie brunet.
- Marzę o tym – mruknęłam pod nosem i już po chwili krzyknęłam zaskoczona, bo prawie upadłam na ziemię. Prawie, bo w ostatniej chwili przytrzymał mnie Ian. Po jakichś dwóch godzinach drogi (jak się potem okazało – dziesięciu minutach), dotarliśmy do celu. W końcu. Ian zdjął mi chustkę, a moim oczom ukazało się przepiękne jezioro. W całym moim życiu nie widziałam czegoś tak zachwycającego. Krystalicznie czysta woda, cudownie kontrastowała z intensywnie zielonymi drzewami, otaczającymi jezioro. Na brzegu była zacumowana łódka. Plaża była piaszczysta, a na samym jej środku było… serce? Podeszłam bliżej i ujrzałam kamyki ułożone w ogromne serce. Mieścił się tam namiot, a na jego wejściu ułożone było wejście, usypane z płatków czerwonych róż. W środku, w przedsionku postawione były dwa nowoczesne krzesła. Między nimi stał mały, okrągły stolik. Znajdowały się na nim dwie lampki wina, a pośrodku stało czerwone wino. Romantycznie. Obróciłam się i weszłam do części sypialnianej. Stał tam dmuchany materac, a na nim ogromna pościel i dwa koce. Zaśmiałam się w duchu. Kochany chłopak. Odwróciłam się i popatrzyłam na Iana ze łzami w oczach.
- Z jakiej to okazji? – zapytałam wzruszona.
- Z żadnej. Tak naprawdę chciałem cię przeprosić za wszystko. Za tą akcję z Megan, że robię z siebie dupka, bo kocham najcudowniejszą dziewczynę na świecie, podczas gdy prawdopodobnie będę mieć dziecko z byłą, która mnie zdradzała. Za to, że musisz cierpieć z powodu mojego durnego, starszego brata. Za to, że jestem okropnym chłopakiem, a mimo to, masz cierpliwość do mnie. I chcesz ze mną być. Dziękuję ci za to.
- Ian… ja nie wiem co powiedzieć. Nie spodziewałam się tego. Naprawdę. To kochane. Nie musiałeś. I jak…?
- To tajemnica. – Teatralnie położył palec na ustach.
- Poza tym, dzisiaj nie jest sobota, o ile dobrze pamiętam?
- Inaczej nie byłoby niespodzianki. – Mrugnął do mnie Ian. Następnie złożył długi pocałunek na moich ustach. To wyrażało wszystkie jego słowa.
  
***
Cały poniedziałek i wtorek spędziliśmy w jeziorze, którego temperatura, o dziwo nie była taka zła. Jacuzzi to może nie było, ale dla mnie było idealnie. Kąpaliśmy się w blasku księżyca, co było niesamowitym przeżyciem. Tańczyliśmy do starych piosenek Led Zeppelin. W końcu mogliśmy się zrelaksować i choć na chwilę zapomnieć o codziennych problemach. W środę o świcie spakowaliśmy rzeczy i skierowaliśmy się do samochodu. Tym razem Ian miał prowadzić, więc poprosił mnie o kluczyki. Stwierdziłam, że udam, że ich nie mam, żeby zobaczyć jego reakcję. Poklepałam przednie kieszenie, tylne. Wzięłam torbę z jego ręki i zaczęłam szukać ich w plecaku. Ani śladu. Oczywiście miałam je w moich spodenkach, które miałam na sobie w dniu wyjazdu, ale Ian o tym nie wiedział.
- Tylko mi nie mów, że je zgubiłaś. – Na twarzy Iana widać było niedowierzanie. Złapał się za głowę i zaczął przeklinać pod nosem.
- Chyba tak. Nie mam ich.
- Jak to ich nie masz?
- No zobacz. – Zaczęłam pokazywać puste kieszenie. Widać było, że Ianowi zbierało się na płacz. Westchnęłam ciężko i rzuciłam w jego kierunku "zaginione” kluczyki. – Trzymaj, mazgaju!
- Twoim zdaniem to było śmieszne? – powiedział oburzony.
- No powiedz, że nie – odparłam. Patrzyłam w jego zielone oczy, wypełnione złością. No może leciutko przesadziłam. Gdyby kluczyki naprawdę się zgubiły…
Chłopak bez słowa otworzył auto. Włożył namiot, torby, materac i składane krzesła, po czym wsiadł za kierownicę i ruchem ręki wskazał mi, abym zajęła miejsce obok niego.
- Ian?
Cisza.
- Ian…
Cisza.
- Ian, kochanie, przepraszam. Ja naprawdę nie chcia…
- W porządku.
- Tylko tyle? Żadnego "Czy wiesz, ile ten samochód kosztował?” czy "Przestraszyłaś mnie na śmierć” albo "Wiedziałem, że to był zły pomysł…”?
- Dzisiaj sobie odpuszczę. Nie chcę się kłócić. Ale na przyszłość tak nie rób, ok? To wcale nie było zabawne. Wiesz, ile on dla mnie znaczy? – zapytał, po raz pierwszy spoglądając na mnie.
Mimo jego słów uśmiechnęłam się szeroko. Czekałam właśnie na te słowa.

dainty

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1668 słów i 9181 znaków, zaktualizowała 21 paź 2016.

2 komentarze

 
  • Użytkownik Olifffka<3

    Extra  :jem:

    23 paź 2016

  • Użytkownik Sinzi

    Super. Kiedy następna część?

    22 paź 2016