Mów szeptem,jeśli mówisz o miłości - rozdział 1

Mów szeptem,jeśli mówisz o miłości - rozdział 1Siedziała dalej w tej samej pozycji. Nic się nie zmieniło od wczorajszego wieczora. Całą noc spędziła na dworze. Nie chciała wracać do miejsca, w którym właśnie straciła wszystko, jednak jakaś część jej serca rwała się do tego miejsca. Mimo wojny jaką toczyło serce i rozum podniosła się z ziemi i poszła w stronę swojego domu na Pradze. Jej myśli wypełniał totalny chaos. Nie mogła sobie z nim poradzić. Próbowała go zagłuszyć, ale totalnie nie potrafiła tego zrobić. Mijała ludzi, którzy śmiali się do siebie, rozmawiali ze sobą, kłócili. Ten widok wcale nie pomagał jej, tylko jeszcze bardziej pogrążał w żałobnym nastroju.  
Szła wolnym krokiem, ludzie oglądali się za nią, gdyż wyglądała jak menel, który siedzi pod sklepem. Teraz ją to w ogóle nie obchodziło, co myślą o niej inni. Chciała dojść do miejsca, które prawdopodobnie widzi ostatni raz.  
Doszła do miejsca, w którym rozegrało się piekło. Przystanęła. Rozglądnęła się. Zobaczyła karetkę, radiowóz policyjny, tłum, który stał przy wejściu do kamienicy, który zapewne debatował na temat tej całej tragedii. Chciała podejść bliżej, ale w tym momencie ujrzała, jak tłum się rozsuwa, a wyłaniają się z niego nosze, pchane przez sanitariuszy, a na których leżało zapewne ciało jej ojca. Ponowna fala łez napłynęła do jej oczów. Po chwili ponownie płynęły po jej policzku. Nogi się pod nią ugięły i upadła tracąc przytomność.
Otworzyła oczy. Westchnęła. Zdała sobie sprawę, że to co się wydarzyło wcale nie było snem. Po jej policzku spłynęła kolejna samotna łza. Rozglądnęła się do okoła i zorientowała się, że jest w szpitalu. Po chwili usłyszała, że ktoś się zbliża. Do Sali w której leżała wszedł lekarz. Wysoki, straszy pan, pod wąsem o siwych włosach.  
-O widzę, że się Pani już obudziła. – powiedział spokojnym tonem głosu- Jak się pani nazywa?- spytał
Dziewczyna spojrzała na niego ze łzami w oczach.  
-Aleksandra Janus- odpowiedziała słabym głosem
Lekarz uśmiechnął się do niej ciepło.
-Dobrze, a wiesz, gdzie jesteś i co się stało ?- spytał
Dziewczyna przetarła ręką policzek.
-Jestem w szpitalu i chyba zemdlałam- odpowiedziała na pytanie.
Lekarz ponownie się do niej uśmiechnął.
-No, czyli wiemy, że na wskutek uderzenia o beton nie straciłaś pamięci. Jeśli wszystko będzie dobrze to jutro Cię wypiszemy.- powiedział siwy mężczyzna, po czym wyszedł z Sali.
Ola była totalnie zagubiona. Ale musiała sobie dać radę. Postanowiła, że gdy wypiszą ją ze szpitala to wróci do domu po swoje rzeczy i wyjedzie z Warszawy. Nie mogła tu zostać. Wszystko by jej przypominało o tej tragedii, jaka się wydarzyła. Teraz musiała być silna, chociaż gdy o tym myślała, wydawało się jej to totalnie nieosiągalne.  
W trakcie jej rozmyślań do Sali szpitalnej weszła kobieta. Drobna, rudowłosa z grzywką, która wpadała jej do oczu. Usiadła na krześle, które było obok łóżka Oli.
-Witaj, mam na imię Katarzyna Pucharska i jestem dyrektorką Domu Dziecka. Zostaliśmy poinformowani o tym co się wydarzyło. Nie martw się. Nie zostaniesz sama z tym wszystkim. Po wypisie ze szpitala zamieszkasz u nas, a potem coś razem wykombinujemy.- powiedziała spokojnym tonem głosu i z lekkim uśmiechem na twarzy.
Chwyciła rękę dziewczyny i uścisnęła ją. Ola odwzajemniła uśmiech kobiety.
-A nie mogłabym po prostu wyjechać z tego miasta ? Jestem przecież pełnoletnia.- spytała
Kobieta spojrzała w zielone oczy dziewczyny i odpowiedziała:
-Jeśli masz gdzieś w pobliżu rodzinę, to oczywiście możesz z nią zamieszkać. Jeśli jednak nie masz żadnej rodziny, to przykro mi, ale na jakiś czas musisz zamieszkać w Domu Dziecka. Do czasu kiedy nie znajdziemy Ci pracy i nowego mieszkania, bo jestem pewna, że jak na razie nie chcesz wrócić do starego.
Ola odwróciła wzrok.
-Nie, nie mam jakiejkolwiek rodziny- odpowiedziała zrezygnowanym głosem.
-Czy zamieszkasz jakiś czas u nas. Nie martw się, spodoba Ci się.- powiedziała rudowłosa kobieta
Ola wcale nie była zachwycona z tego pomysłu. Nie chciała mieszkać w "bidulu”. Chciała wyrwać się z tego miasta, zapomnieć o wszystkich, chociaż wiedziała, że to będzie cholernie trudne. Jednak chciała podjąć ten trud i chociaż spróbować.  
Kobieta nie męczyła już dłużej dziewczyny. Obiecała jej, że jutro po nią przyjedzie.  
Przed Olą była długa bezsenna noc. Gdy tylko próbowała zasnąć widziała jedno i to samo, czarną sylwetkę, która sięga po nóż, a następnie wbija go kilka razy w ciało jej ojca, a potem bezwładnie opadało na ziemię.  
Marzyła o tym, by uwolnić się od tego obrazu, jednak czy to kiedyś nastąpi ? Tego jednak nie była pewna.  

Następnego dnia, z samego rana, co nie przeszkadzało Oli, przyszedł do niej lekarz i oznajmił, że wychodzi ze szpitala. Dziewczyna przyjęła to bez jakiegokolwiek entuzjazmu. Chyba bardziej by wolała zostać w tym szpitalu niż iść do Domu Dziecka. Ale w sumie pocieszała się myślą, że zabawi tam niedługo i może szybko się stamtąd wyrwie. Ola przebrała się w swoje rzeczy, w których została przywieziona do szpitala. Były to te same ciuchy, w których spędziła noc na dworze w ciemnej uliczce. Nie miała innych rzeczy. To znaczy miała, w domu, ale nie miała zamiaru tam kiedykolwiek wracać. Przynajmniej teraz, nie była na to gotowa. Siedziała na łóżku w Sali i czekała na panią Katarzynę, która miała po nią przyjechać. Po kilku minutach lub godzinach, dokładnie tego nie wiedziała, bo nie spoglądała na zegarek, a czas leciał jej dość szybko, w drzwiach do Sali pojawiła się rudowłosa kobieta. Ola odwróciła się w jej kierunku, a Katarzyna zrobiła zniesmaczoną minę.
-Uhg… uprzedzano mnie, że masz lekko niechlujny strój, więc dobrze, że coś ze sobą przywiozłam. Proszę, przebierz się.- powiedziała podając dziewczynie torbę z ciuchami.
Ola wzięła ją od kobiety i udała się do szpitalnej łazienki by się przebrać. Otworzyła torbę, ale tam nie było ciuchów w jej stylu. Sam róż i jasne kolory. Teraz miała ochotę ubrać się w swój ulubiony rozciągnięty czarny dres, lub chociaż w jakieś czarne ciuchy, które choć trochę oddałyby wyraz temu jak się teraz czuje. Pogrzebała jeszcze trochę w torbie i zrezygnowana totalnie tym co w niej jest, postanowiła, że wybierze te granatowe rurki i biały podkoszulek. Wolała już to, niż ubrać się w róż. Przebrawszy się wyszła z łazienki i wróciła do Sali.
Kobieta, gdy tylko ją zobaczyła uśmiechnęła się do niej i powiedziała:
-Wyglądasz naprawdę znakomicie. Masz super figurę. Ogólnie jesteś bardzo ładną młodą dziewczyną, na pewno miałaś na pęczki chłopaków, co ?
Kobieta zadręczała ją takimi błahostkami. Ola nie miała ochoty rozmawiać na takie tematy. Cały czas myślała tylko: "Czy ta kobieta nie wie co ja właśnie przeżywam? Ona się mnie o chłopaków wypytuje ! A co ją to do jasnej cholery obchodzi ?! Niech się zajmie swoimi sprawami ! Jak chce mi pomóc to niech się zamknie i zabierze mnie już do tego cholernego bidula, chce już mieć to wszystko za sobą.” Jednak Ola musiała stwarzać pozory i burknęła tylko, że nie było ich wielu. Odpowiedziała tak na odczepkę, bo tak prawdę powiedziawszy nigdy żaden chłopak się nią nie interesował. Twierdziła: "Kto by się interesował taką brzydką dziewczyną jak ja? Przecież na świecie jest miliard ładniejszych dziewczyn, po co ktoś by miał sobie mną zaprzątać głowę.”  
Po chwili Ola i Kasia, znalazły się na parkingu. Katarzyna zaprowadziła ją, do białego forda fiesty rocznik 2011. Znała się na samochodach, w końcu jej ojciec był mechanikiem. Był. Dobrze powiedziane. Ponownie do Oli wróciły wspomnienia z tamtego felernego dnia. Teraz zaczęła myśleć, że śmierć jej ojca, to jej wina. Gdyby wtedy się nie pokłócili, gdyby nie wyszła wtedy z domu, gdyby go posłuchała i została, nie byłoby całej tej sytuacji dzisiaj. Nie jechałaby właśnie do Domu Dziecka. Siedziałaby pewnie teraz u siebie w pokoju i słuchała głośno muzyki, a tato pewnie by znowu na nią wrzeszczał, żeby ją ściszyła. Po jej policzku spłynęła samotna łza. Otarła ją szybko i zaczęła oglądać Warszawę za oknem samochodu.
Po niecałej godzinie jazdy dojechała na miejsce. Właśnie stała przed białym budynkiem z czerwonym dachem i dużym placem zabaw, który bardziej przypominał szkołę niż coś w czym mieszkają ludzie. Westchnęła, po czym zrezygnowanym krokiem podążyła za dyrektorką placówki. Szła przez wąski, długi korytarz, pomalowany do połowy na różowo i biało. Już się jej tu nie podobało. Kolor ścian od razu zraził ją do tego miejsca. Myślała: " Byle tylko przetrwać. Na pewno nie zabaluje tu długo.”  
-O to Twój pokój- powiedziała pani Pucharska i otworzyła przed Olą drzwi.
Przed dziewczyną staną mały przytulny pokoik, pomalowany na seledynowo. Przy oknie stało biurko, koło niego łóżko, a po przeciwnej stronie meblościanka.  
-I jak podoba Ci się ?- spytała rudowłosa kobieta
-Może być- odpowiedziała Ola, po czym weszła do środka.  
Tak naprawdę pokój się jej totalnie nie podobał. Ale nie chciała robić przykrości tej kobiecie, więc postanowiła powiedzieć coś na odczepkę.
-Cieszę się, że w jakimś stopniu Ci się tu podoba. W szafie znajdziesz jeszcze kilka innych ubrań. Teraz zostawię Cię samą na chwil, byś mogła się zadomowić. Przyjdę do Ciebie później.- powiedziała pani Katarzyna, po czym zamknęła za sobą drzwi pokoju.
Ola usidła na łóżku i westchnęła. W myślach cały czas sobie powtarzała: " Dam radę, przetrwam.”

NajaranaxMarzeniam

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1820 słów i 9897 znaków.

3 komentarze

 
  • Misia

    Do boskiego bym tego nie zaliczyła, bo trochę powtórzeń i literówek jest ale fabuła ogólnie oryginalna. Póki co pasuje mi to bardziej do kryminalnych, jednak akcja może się rozwinąć w innym kierunku.

    1 maj 2014

  • oj

    Boskie, chce kolejna

    27 kwi 2014

  • karcia

    to jest super

    27 kwi 2014