Mowa Wilków - Rozdział 1

Mowa Wilków - Rozdział 1Szłam leśnymi ścieżkami wsłuchując się w odgłosy lasu. Zero ludzi, zero samochodów. Tylko ja, szelest spadających liści i trzaskające pod moimi stopami gałązki. Uwielbiałam spędzac czas w lesie. To było miejsce, które sprawiało, że byłam odprężona. Byłam z daleka od ludzi, za którymi nie przepadałam. Tak, zdecydowanie byłam typem samotnika. Należałam do osób, które wolały posiedziec w ciszy i osamotnieniu. Szłam w stronę łąki, która była ulubionym miejscem mojego dzieciństwa. Nie byłam tu tak dawno. Po śmierci ojca znowu wróciłam do Seattle. Musiałam zamieszkac z wujem Malcolmem. Rozmyślałam jak zareagują na mnie ludzie z mojej nowej szkoły, a właściwie starej szkoły. Kiedyś już tu mieszkałam w dzieciństwie, ale kiedy tata znalazł pracę w Phoenix przeprowadziliśmy się. Teraz znowu tu jestem. Wspomnienia powracają. W szkole nie czeka mnie raczej entuzjastyczne przywitanie. Ludzie z mojej szkoły za mną nie przepadali. Mówili, że jestem dziwna, nabijali się ze mnie. Nigdy nie miałam przyjaciół, zawsze trzymałam się na uboczu, dlatego wyrosłam na dziwną osobę. Na osobę cichą, zamkniętą w sobie. Po pół godzinnym spokojnym marszu wreszcie dotarłam do miejsca pełnego wspomnień. Wyglądało jak zawsze. Przez środek łąki przechodził strumyk wypełniony kamieniami na dnie, a wokoło było pełno drzew, po których niegdyś chodziłam. Miejsce to jednak nie wyglądało magicznie bez tych pięknych kwiatów. Usiadłam pod moim ulubionym drzewem i patrzałam na strumyk. Wsłuchiwałam się w jego cichu szum. Oparłam głowę o drzewo i stwierdziłam, że mogłabym tak siedziec godzinami. Nie zauważyłam nawet, gdy moje oczy wypełniły się łzami. Tak bardzo tęskniłam za tatą, a w tym miejscu czuję się tak obco, mimo że mieszkałam tu w dzieciństwie. Chciałabym wrócic do czasów, gdy moje życie było całkiem beztroskie. Do czasów, gdy byłam dzieckiem. Moje rozmyślania przerwał szelest liści niedaleko mnie. Gwałtownie wstałam na nogi i rozglądałam się dookoła nerwowo. Niemożliwe by ktoś tu chodził. To miejsce jest za głęboko w lesie. Poczułam szybsze bicie serca. Ciągle obracałam głowę szukając miejsca, z którego wywiódł się dźwięk. I nagle usłyszałam za sobą trzask gałązki. Odwróciłam się o sto osiemdziesiąt stopni i zobaczyłam przed sobą ogromnego rudego wilka, aż dech mi zaparło w piersiach. Przez chwilę nie mogłam uwierzyc w to co widzę. Nie mogłam się ruszyc. Patrzałam na niego tylko wytrzeszczając oczy. Poczułam swój szybszy oddech, gdy zza rudego wilka wyłonił się jeszcze większy czarny jak węgiel wilk. Spojrzałam w jego piękne złociste oczy, a on podchodził bliżej i bliżej. Miałam go na wyciągnięcie ręki. Zastanawiałam się czy nie powinnam uciekac, ale zaraz zrozumiałam, że bez problemu by mnie dogonił. Zresztą chyba bym nie miała odwagi by chociażby drgnąc. Poczułam strach, gdy wilk zaczął głośno warczec, jakby bronił swojego terytorium. Byłam całkiem zdezorientowana. Nie wiedziałam co robic. I nagle wilk rzucił się na mnie z ogromną siłą i ugryzł mnie w nogę. Poczułam tak silnie piekący ból, że aż pisnęłam. W błyskawicznym tępie podbiegł rudy wilk i zaczął warczec na tamtego. Obydwoje zaczęli się gryśc, aż w końcu czarny wilk uciekł. Zrobiło mi się nie dobrze. Spróbowałam wstac, ale noga mnie strasznie bolała. Zobaczyłam krew, więc ściągnęłam bluzę i przystawiłam ją do rany. Rudy wilk patrzał na mnie nerwowo, ale zaraz schował się za drzewo. Zastanawiałam się dlaczego on mnie nie zaatakował. Zaczęłam oglądac ranę, gdy nagle usłyszałam za sobą dobrze mi znany i znienawidzony przeze mnie głos. Wiedziałam kto to nim się odwróciłam.  
- Agnes Ravenwood ? - Odwróciłam się i przed oczami miałam policjanta, którego nienawidziłam. Policjant Jeffrey zawsze mi uprzykrzał życie. Jego zadaniem było pilnowanie lasu, w którym ja przebywałam dośc często. Jako dziecko byłam bardzo pyskata, więc wiele dorosłych za mną nie przepadało. Jak najszybciej zakryłam ranę i spojrzałam na niego obojętnie ukrywając ból. - Jakież miłe spotkanie po latach Agnes. Widzę, że dalej bawisz się w leśną wróżkę. - Odparł swoim niskim głosem patrząc na mnie z niesmakiem.  
- A ja widzę, że pan dalej nie dostał awansu. - Odgryzłam się czując złośc. Może jednak dalej jestem pyskata, jednak nie obchodziło mnie czy zachowuje się grzecznie wobec Jeffrey'a. Policjant od razu zrobił skrzywioną minę nie mogąc wymyślic żadnego sarkazmu.
- Odpuśc sobie Agnes, nie złamiesz mnie. Lepiej mi powiedz czy widziałaś jakieś wilki w pobliżu ? - Stałam tak chwile zastanawiając się czy mu powiedziec o zdarzeniach, które tu zaszły, ale zaraz stwierdziłam, że nie warto to mówic wrogowi. Kątem oka spojrzałam na rudego wilka, który ciągle chował się za drzewem i miał smutne oczy. Tak cholernie hipnotyzujące oczy. Szybko odwróciłam wzrok by nie wydac na co patrze.
- Wilki w Seattle ? Oszalał pan ? - Jeffrey popatrzał na mnie z nienawiścią.
- Tak. Mieliśmy już kilka zgłoszeń. Podobno są bardzo agresywne. Mam na nie polowac, aby mieszkańcy czuli się bezpiecznie. - Rzekł z większym spokojem, a mi się zachciało śmiac.  
- W takim razie zaczynam się martwic o mieszkańców. - Policjant nie odpowiedział, ale wiedziałam, że w środku gotuję się ze złości. - No nic. Powodzenia przy polowaniu życzę. - Powiedziałam z sarkazmem i odeszłam od policjanta ciągle zakrywając ranę. Martwiłam się trochę o tego wilka, który był za drzewem, ale inaczej mu nie mogłam pomóc. Właściwie to ten wilk mnie obronił przed tym czarnym, a przynajmniej tak to wyglądało. Sama nie wiem co o tym myślec. Odeszłam od policjanta strając się nie kulec przy każdym kroku co nie było łatwe.  
                              ***
Weszłam do ogromnej gotyckiej posiadłości Ravenwoodów. Posiadłości, której pozazdrościłby nie jeden bogacz. I posiadłości, której bali się okoliczni mieszkańcy. Wchodząc do środka czułam zapach lawendy. Wujek Malcolm kochał lawendę, więc jej zapach unosił się w każdej części domu. Jest to oczywiście zapach mojego dzieciństwa. Skręciłam w stronę kuchni szukając Dalii - kobiety, która opiekuję się wujem tak długo, że stała się częścią rodziny. Stała przy garnkach mieszając zupę. Oparłam się o framugę drzwi.
- I jak było ? Dużo się zmieniło na twoje łące ? - Zapytała optymistycznie doprawiając zupę.  
- Właściwie wygląda tak jak zawsze - Odparłam dalej nie mówiąc o wilkach. Sama nie mogłam uwierzyc, że to się stało naprawdę, dlatego nie chciałam tego nikomu opowiadac. Nie chcę, żeby wszyscy myśleli, że jest ze mną gorzej niż podejrzewali. Niespodziewanie Dalia odwróciła się i wytrzeszczyła oczy. Podbiegła do mnie rzucając łyżkę na stół.
-Dziecko kochane co ci się stało w nogę ? - Westchnęłam. Nie chciałam, żeby Dalia to zobaczyła. No, ale za późno.  
- Nic wielkiego, po prostu podrapałam się o gałęzie.  
- Gałęzie ? Zawsze byłaś niezdarna, no ale ta rana jest taka głęboka. Chodź szybko trzeba coś z tym zrobic. - Dalia pociągnęła mnie za rękę zapominając o zupie. Nagle do salonu wszedł wuj Malcolm.
- Co się stało ? - Usiadł na ogromnym fotelu i zapalił fajkę.
- Uwierzysz, że ta niezdara podrapała się o gałęzie ? - Zapytała Dalia bandażując mi nogę. Wujek wstał i przypatrzył się ranię. Później patrzał na mnie takim dziwnym wzrokiem i uśmiechnął się lekko.  
- Oj chyba zapomniałaś Dalio, że nasza Agnes zawsze skakała po drzewach, na pewno coś wykombinowała. - Mówiąc to poszedł w stronę starych drewnianych schodów. Za nim pozostały tylko białe smugi dymu w powietrzu. Nie wiem do końca co oznaczało to spojrzenie. I chyba wolałabym nie wiedziec...

lisxd15

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 1493 słów i 7974 znaków.

3 komentarze

 
  • Użytkownik selena

    to jest ekstra , napiszesz wiencej

    26 maj 2017

  • Użytkownik Karou

    ciekawe, pisz dalej :D

    11 lis 2014

  • Użytkownik Rain

    Zdecydowane tak! Super <3

    11 lis 2014