ROZDZIAŁ 7
Marek dojeżdżał do Kutna. Tak na oko to zostało mu jeszcze około 30-40 minut do domu rodziców Pauli. Dziewczyna smacznie spała przykryta kocem. Broniła się przed snem, ale że z Markiem w takich sprawach się nie wygrywa, więc poddała się. Przecież Marek dobrze wiedział, ile ją będzie kosztować ta wizyta. Musiała nabrać siły. Zewnętrznie była gotowa. Sportowy, acz elegancki lniany komplet, składający się z długiej spódnicy i żakietu, pod którym miała czekoladową bluzeczkę na ramiączkach, wyśmienicie kontrastował z jej oliwkową cerą. Do tego staranne uczesanie, delikatny makijaż. Zauważył, że bardzo zależało Pauli na jego opinii, dlatego też odetchnęła z ulgą, kiedy w oczach mężczyzny ujrzała zachwyt. Dojechał do samego Kutna i tu, niestety, musiał zbudzić dziewczynę, ponieważ wcześniej nie dowiedział się, gdzie dokładnie mieszkają rodzice.
- Paulinko, jesteśmy w Kutnie, gdzie teraz mam jechać?
- Na Łowicz i trasą 583. To już nie jest daleko. Kiepski ze mnie towarzysz jazdy, prawda? Przepraszam, ale...
- Kochanie, potrzebowałaś snu, a poza tym dzięki niemu nie myślałaś o spotkaniu z rodzicami. Ponadto miło było patrzeć na Ciebie
- Znowu przeginasz, Marek.
- Nic z tych rzeczy. Wszystko idzie tak jak trzeba.
- To zależy, jak na to patrzeć. Ale tu nigdy nie będziemy zgodni.
- Jak zrozumiesz, że mnie kochasz, to skończą się te nasze różnice. Paulinko, musisz tylko mi uwierzyć, ale ja poczekam, to już niedługo.
- Marek, wierzę w Twoje uczucia, po prostu nie jestem jeszcze gotowa na nowy związek, chociaż zdaję sobie sprawę, że nie skrzywdziłbyś mnie. Widzę, że cierpliwość nie jest Twoją mocną stroną, prawda?
- Potrafię być cierpliwy, jeśli to ma sens. Ale po co mamy męczyć się tęskniąc za sobą? Przecież chcemy być ze sobą, prawda?
- Czy Ty czasem nie chcesz mnie sprowadzić do siebie, aby zaciągnąć mnie do łóżka?
To, co się stało, zaskoczyło kompletnie Paulinę. Marek nagle zahamował, zgasił samochód, wysiadł i trzasnął drzwiami. Przestraszyła się. Jeszcze nigdy go takim nie widziała. Obejrzała się, co się z nim dzieje. Podszedł o drzewa i wyładował swoje wzburzenie mocnym kopniakiem. Chwilę siedziała niezdecydowana, co ma zrobić. Tak, miał rację, gdzieś w zakamarkach jej serca zaczynał już się tlić ogień miłości. Popełniła błąd i musiała to jakoś naprawić. Przecież nie mogła go stracić. Już nie wyobrażała sobie życia bez Marka. To fakt, wszystko nabrało potężnego tempa, ale może to dobrze? Może jest jej potrzebny ktoś, kto weźmie ciężar najważniejszych decyzji jej życia na siebie? Przecież nie jest już piętnastolatką, ma 28 lat i poważnie myśli o życiu. Wysiadła z samochodu i skierowała się w stronę Marka. Stał oparty plecami o drzewo i wpatrywał się w dal. Pomału podeszła do niego i wzięła go za dłonie. Po chwili wahania Marek spojrzał w oczy dziewczyny, która powiedziała:
- Przepraszam, wiem, że tak nie myślisz. I... i wierzę Ci, Marku, wierzę w czystość Twoich intencji. Przepraszam...
Marek przeniósł swoje dłonie na twarz ukochanej, podniósł ją do góry i pochylił się do jej ust. Jeszcze zanim połączył ich pocałunek Paulina objęła Marka. Był to najgorętszy jak dotąd objaw rodzącego się uczucia. Po dłuższej chwili Paulina lekko odsunęła się, co całkowicie wystarczyło Markowi.
- Paulina, to ja przepraszam. Nie powinienem się tak zachować. Wystraszyłem Cię, prawda?
- Bo jakieś głupoty zaczęłam wygadywać. Ja tak nie myślałam.
- Wiem, kochanie, ale jednak powinienem coś zmienić w tej kwestii. Otóż abyś nie miała już nigdy więcej takich wątpliwości, to mam propozycję.
- Aż boję się, co Ty znowu wymyślisz.
- Mam tylko jedno małe pytanko, otóż, czy zostaniesz moją żoną, Paulinko?
Paulina zastygła. Tego pytania nie spodziewała się, przynajmniej nie trzeciego dnia po zerwaniu z Bartkiem, z którym była 5 lat i od którego nie doczekała się tego krótkiego pytanka. Właściwie poza szybkim tempem rozwijającej się ich znajomości nie miała żadnych "ale”.
- Zaskoczyłeś mnie. Czy dobrze przemyślałeś tę decyzję? To już nie jest ukradziony pocałunek, wyjście do kina. Marku, dla mnie małżeństwo jest bardzo ważnym sakramentem... To decyzja na całe życie.
- Dla mnie też, kochanie. Nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie. Paulinko, chcę dzielić to życie z Tobą. Wiem, że na Ciebie czekałem te wszystkie lata. Kocham Cię i wierzę, że wkrótce Ty także mnie pokochasz. Jeśli nie jesteś jeszcze gotowa na udzielenie tej odpowiedzi, to nic nie szkodzi, zaczekam. Chcę tylko, abyś wiedziała, jakie są moje intencje. Paulinko, nie będę oszukiwał, że pragnę Cię, że pragnę abyś była ze mną dniem i nocą. To przecież nic złego, bo skoro dwoje ludzi się kocha, to także pragną uprawiać ze sobą seks. Ale na to przyjdzie czas, prawda? Teraz jednak jedźmy, bo zastanie nas tutaj noc.
- Dobrze, ale ja...
- Paulinko, wrócimy do tej rozmowy jak będziesz gotowa. Może jeszcze dzisiaj? Zobaczymy. To co, jedziemy?
- Dobrze, jedźmy.
Wrócili do samochodu i po 15 minutach wjeżdżali na podwórko przed dom rodziców Pauliny. Marek zauważył, że dziewczyna nie mogła ukryć zdenerwowania. Wziął ją za rękę i powiedział:
- Wszystko będzie dobrze. Wiem, że jest to dla Ciebie trudne, ale pamiętaj, że jestem przy Tobie. W bagażniku mam coś, co ci pomoże, chodź.
Wyszli z samochodu, Marek otworzył bagażnik, gdzie w wiklinowym koszu znajdował się piękny bukiet róż.
- Pomyślałeś nawet o tym..., dzięki. Chodźmy.
- A może chcesz tam wejść sama? Myślę, że tak byłoby lepiej. Załatwisz najpierw najważniejszą rzecz, po którą tu przyjechaliśmy, ja zaczekam. Będzie później czas na przedstawianie mnie.
Jednak stało się inaczej, bo rodzice Pauliny usłyszeli wjeżdżający samochód i wyszli na ganek. Kiedy dziewczyna ich zobaczyła, stała z kwiatami w ręku. Nie wytrzymała, machinalnie przekazała kwiaty Markowi i pobiegła do rodziców. Marek usłyszał tylko słowo "przepraszam” i wszyscy troje wtulili się mocno w siebie. Rozpłakała się także mama Pauliny. Po kilku chwilach tata dziewczyny odchylił się, u niego także Marek ujrzał łzy.
- Widzisz, Basiu, mówiłem, że dzisiaj spotka nas wielka radość, przeczuwałem to. Tak się cieszę, Paulinko, że jesteś.
- Tatko, ja też. Brakowało mi was. Mamuś, zrozumiałam, że źle robiłam, wybaczcie mi.
- Córeczko, najważniejsze, że jesteś. Zapomnimy o przeszłości, prawda Józek?
- Oczywiście, Paulinko, ale dziecko drogie, chyba zapomnieliśmy o kimś. Widzę, że nie przyjechałaś sama i nie jest to też Bartek.
Paulina podeszła do wciąż stojącego przy samochodzie Marka, wzięła go za rękę i podeszła do rodziców.
- Poznajcie mojego najlepszego przyjaciela. To dzięki niemu tu jestem.
- Paulinko, ...
- Marek, nie przecz temu, bo tak jest. To właśnie on pomyślał o tych kwiatach, które chciałabym wam podarować i jeszcze raz prosić o przebaczenie. Marku, poznaj moich rodziców, najlepszych rodziców na świecie.
- Dzień dobry państwu, Marek Korbanek.
- Jestem Józef a to moja żona, Basia. Jeśli to prawda co mówi Paula, to chciałbym panu podziękować za to, że zwrócił nam pan córkę. Brakowało jej nam bardzo. Ale teraz wejdźmy do środka, bo zaraz będzie sensacja na całą wieś. Właśnie mieliśmy siadać do kolacji, zapraszamy.
- Mamuś, tęskniłam za twoją kolacją. Nie mówiłam Ci Marek o tym, że mama sama piecze chleb. Jeszcze nie jadłeś tak pysznego chleba, zapewniam Cię.
- Wierzę i chętnie skosztuję. Zresztą jesteśmy chyba głodni, bo odkąd zdecydowaliśmy się jechać do państwa, to Paulinka nie myślała o jedzeniu.
Paula pomogła mamie przygotować kolację. Była ona bardzo prosta, ale jak zawsze smaczna. A może tak tylko wydawało się dziewczynie? Była szczęśliwa. Była znowu u rodziców, a koło niej był mężczyzna, który poprosił ją o rękę. Czuła jego miłość prawie namacalnie. Także mama widocznie zauważyła ich stosunki, ponieważ kiedy znalazły się w kuchni sprzątając po kolacji powiedziała do córki:
- Córeczko, kim jest dla Ciebie pan Marek?
- Kim? Kimś bardzo ważnym. Widzisz mamo, Marek pomógł mi wyrwać się od Bartka. W sobotę zerwałam z nim, wyprowadziłam się wczoraj...
- Do pana Marka?
- Nie, nie do Marka. Myślę, mamo, że Marek wolałby, byście mówili mu na "ty”. Na razie zamieszkałam u Marka siostry. Mówię Ci mamo, jacy oni są wspaniali!
- Dawno ich znasz?
- Od ponad 2 miesięcy jestem zatrudniona w Marka firmie.
- Poszłaś do pracy? To cudownie! Postawiłaś na swoim i to nie spodobało się Bartkowi?
- To na pewno, ale między mną Bartkiem zaczęło się psuć już jakiś czas temu. Dopiero Marek uzmysłowił mi, jaką osobą jest Bartek. A wiesz mamo, co Marek powiedział? Że jeśli tylko zechcę, że jeśli uważam, iż z Bartkiem będę szczęśliwa, że jeśli Barek mi obieca, że się zmieni, to on zrobi wszystko, abyśmy byli razem. Dzisiaj Bartek był u mnie w pracy, ale nie chciałam go widzieć. Już nie. Wystarczy, że zmarnowałam tyle czasu, więcej nie chcę.
- Cieszę się Paulina, że wreszcie odeszłaś od Bartka. Wiesz, jakie było nasze zdanie o nim. Zresztą on także nas nie cierpiał. Porozmawiamy później, bo panowie pewnie tęsknią za Tobą.
- Mamuś, może Marek dziś przenocować u Was? W zasadzie powinniśmy wracać, ale jeśli Marek nie będzie miał nic przeciwko, to chciałabym mieć więcej czasu na rozmowę z Tobą, mamo.
- Oczywiście, że możecie zostać. Twój przyjaciel jest tu mile widziany. Już kocham go jak syna, bo zwrócił mi córkę, którą myślałam, ze straciłam.
- Oj, mamo, zakochałaś się szybciej niż ja...
- Dlaczego oszukujesz siebie? Przecież kochasz tego mężczyznę! Widać to gołym okiem.
- Ale ja tak krótko go znam. Nie mogę przecież tak szybko wyznać mu miłość.
- A zapomniałaś Paulina, jak Ci opowiadałam o naszym poznaniu z ojcem? Znaliśmy się dwa tygodnie. Potem ojciec poprosił mnie o rękę i ja zgodziłam się. Po 2 miesiącach wzięliśmy ślub, po kolejnych siedmiu Ty się urodziłaś. Nieraz, dziecko, trzeba porzucić jakieś zasady, aby odnaleźć swoje szczęście. Ty już je znalazłaś, nie daj mu uciec. Kochacie się, a więc nie dajcie temu uczuciu zmarnować się.
- Nie poznaję Cie, mamo. Ty mnie namawiasz do rzeczy, przed którymi dawniej mnie przestrzegałaś! Ale może masz rację? Może powinnam zrobić coś szalonego?
- O czym szalonym mówisz, Paulinko?
To Marek stanął w drzwiach kuchni.
- Paula, jaki szalony plan zrodził się w Twojej głowie?
- Może Ci później powiem? Mówiłam mamusi, aby przestała Ci mówić na "pan”.
- Oczywiście, będzie mi bardzo przyjemnie, jeśli będzie mi mówiła pani po imieniu. Już poprosiłem o to pani męża.
- Będzie mi bardzo miło, Marku. Nie zamierzacie chyba wracać jeszcze dzisiaj do Poznania? Nie zabierzesz mi córki tak szybko?
- Oj, mamuś, to musiałabyś rozmawiać z Markiem – moim szefem.
- Chciałabyś zostać parę dni?
- Chciałabym, ale masz teraz kilka spotkań, na których musisz być. A nie zdążyłam przygotować Ci żadnych danych. Dodatkowo jeszcze ten wniosek do banku.
- Widzi pani, jaki trafił mi się skarb? Myśli o wszystkim. Nie jest mi potrzebny żaden kalendarz.
- Paulinka już taka jest, że jak w coś się zaangażuje, to całym sercem.
- Właśnie na to liczę, pani Basiu. Kochanie, wyjdziemy do ogródka?
- Dobry pomysł, chodź.
Marek wziął Paulinę z rękę i wyszli do ogrodu. Usiedli na ławce i mocno przytulili do siebie.
- Mareczku, jestem Ci tak wdzięczna! To dzięki Tobie pogodziłam się z rodzicami. Tak bardzo zmieniłeś moje życie! Zaczynam jasno widzieć przyszłość.
- Czy jest w niej miejsce dla mnie?
- Zawsze już w moim życiu będzie miejsce dla Ciebie, zawsze. Przecież mówiłeś, że jestem dobrą pracownica, prawda?
- To chyba oznacza, że muszę jeszcze czekać na odpowiedź? To nic, poczekam.
- Ja wcale tak nie powiedziałam.
- Czy mam to rozumieć, że chcesz wrócić do rozmowy?
- A czy mamy jeszcze jakieś wątpliwości? Marku, wiesz, co mi powiedziała mama kilkanaście minut temu? Że muszę przestać się oszukiwać. I nie wiem, czy wmówiliście to we mnie, czy też pomogliście mi zrozumieć, że po prostu już nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie. I nie mówię tu o pracy.
- Paulinko, widzę, że chyba dojrzałaś tę tlącą się iskierkę w Twoim serduszku? Odpowiesz na moją miłość?
- Spróbuję. Proszę tylko, abyś pomógł mi nauczyć się Ciebie kochać tak, jak na to zasługujesz.
- A więc zgadzasz się zostać moją żoną? Paulinko?
- Właśnie to powiedziałam. O ile nadal tego chcesz.
W tym momencie została obsypana gradem pocałunków. Po kilkunastu minutach przeszli do mieszkania, gdzie Marek spojrzawszy na Paulinę powiedział:
- Chciałbym państwa o coś prosić...
- Marek, już teraz?
- Tak, kochanie, uważam, że już teraz jest czas. Otóż chciałbym prosić państwa o rękę ich córki. A Ty, Paulinko, przyjmij ten drobiazg, jako znak mojej miłości.
Gdy to powiedział wyjął z kieszonki pierścionek i spojrzawszy w oczy dziewczyny założył go na jej palec. Spojrzał na rodziców Pauli oczekując jakiejś reakcji z ich strony. Odezwała się pani Basia:
- Oczywiście, zgadzamy się, prawda Józek?
- Nareszcie córeczko spotkałaś kogoś, kto da Ci szczęście.
- Tatusiu, nie znacie Marka na tyle, aby...
- Znamy na tyle, aby wiedzieć, że on Cię nie skrzywdzi. Nie może skrzywdzić ktoś, kto kocha tak bardzo. A Marek kocha Cię tak, jak tylko można kochać. Tylko ty nie zniszcz tego uczucia.
- Myślę, że Marek nie pozwoli mi niczego zniszczyć. Zresztą to fakt, jest mi z nim dobrze i nie wiem, czy chciałabym to zmieniać.
- To w takim przypadku nie ma powodu, abyśmy my mieli coś przeciwko waszemu związkowi. Posłuchałaś, Paulinko, tego, co Ci mówiłam?
- Mamuś, Ty mi pomogłaś zrozumieć pewne rzeczy. I mam tylko nadzieję, że nie mylisz się.
- A więc teraz musimy to opić, prawda dzieci? Mam akurat szampana, to chyba dobra okazja?
- Jak najbardziej.
Spędzili mile czas do północy, następnie udali się na zasłużony spoczynek.
Dodaj komentarz