Moja

Rozłożyłam ręce, czując, jak wiatr prześlizgiwał się przez moje palce. Łaskotał. Uśmiechnęłam się, choć zamknięte oczy nie pozwalały zobaczyć niczego innego oprócz ciemności.  
-Co teraz zrobisz? - jego głos pieścił moje uszy. Ulubiony, zdecydowanie. Tembr jego głosu brzmiał tak rozkosznie.  
-Będę tu stać i cieszyć się chwilą - zaśmiałam się, kierując ręce wysoko do góry. Wyobrażałam sobie, że znajduję się na plaży a on stoi obok. Wspólnie oglądamy zachód słońca, nie przejmujemy się tym, co nastąpi później. Wszystko zależy od nas, tylko od nas.
-Och Janet, dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi - nawet irytacja wypływająca z jego ust brzmiała tak..seksownie. Zdecydowanie to było dobre określenie. - Pytam poważnie. Twoi rodzice..
-Pieprzę ich - szepnęłam, przerywając mu, choć gniew zebrał się w jedną, wielką burzę ciskającą piorunami. -Nie psuj tej chwili, Valentine - otworzyłam powoli powieki i od razu zaczęłam tego żałować. Żadnej plaży, zachodu, piasku przesypującego się w moich dłoniach. Obróciłam głowę ku niemu. Powaga. Dystans, choć wiedziałam, że wystarczy chwila, by jego usta wykrzywiły się w uśmiechu.  
-Kocham cię, to mi w zupełności wystarcza - podeszłam bliżej, obejmując jego trzy razy większą dłoń. Delikatnie przesuwał opuszkami palców po moich kostkach. Ten gest przesyłał w moją stronę tyle czułości, że miałam ochotę zostać w tym miejscu już na zawsze. Uwielbiałam, gdy moja dłoń idealnie mieściła się w ręce.  
-Och kocham Cię, mała zołzo - na jego twarzy pojawił się pierwszy uśmiech tego dnia a raczej wieczora. Przytuliłam się mocniej, kładąc głowę na jego ciepłym ramieniu.  
-Nie chcę myśleć o tym, co będzie później. Jesteś tu, przy mnie, dlatego wiem, że będzie dobrze. Tak, to brzmi bardzo oklepanie i plastikowo, ale..
Zamknął mi usta pocałunkiem. Jego miękkie usta zostawiły słodki ślad na wargach. Uwielbiałam czuć, że jestem tylko jego.  
-Brzmi najlepiej na świecie - pocałował mnie w czoło, ściskając mocniej moją dłoń. - Masz rację, niech żałują, że stracili tak wspaniałą osobę, jaką jesteś. Naprawdę dalej nie rozumiem, jak mogli być tacy ślepi. Nie zostawię cię nigdy, za wiele dla mnie znaczysz - zapatrzył się w dal, zaciskając zęby. Mimowolnie się uśmiechnęłam, choć ta sprawa nadal cholernie bolała, ale wolałam nie myśleć. Przy nim to było możliwe. Nareszcie. Valentine stał się najlepszym lekarstwem, jakie mogłam w życiu otrzymać. Uratował mnie przed utonięciem we własnych problemach, smutku i depresji. Walić wszystkie złote rybki, pieniądze, loterie i kasyna. Wygrałam coś znacznie lepszego od wszystkich możliwych opcji, które zataczały kółka w głowie ludzi. Tak, ja, ta pesymistyczna dziewczyna, która co noc krzyczała przez okno, że miłość to tylko bzdura - teraz kochała tak niewyobrażalnie mocno, że aż bolało.  
-Czy zechciałabyś spędzić ze mną noc pośród gwiazd? - szepnął, zakładając niesforne pasma moich włosów za ucho. - Obiecuję, że dziś będą świecić tylko dla ciebie.
Zaśmiałam się, po czym zmierzwiłam jego czarne włosy.  
-Oczywiście - spoważniałam, po czym skinął głową i ruszyliśmy przed siebie. Ufałam mu. Czasem czułam, że to tylko cholernie dobry sen i za chwilę się obudzę. Tak się nie działo. Na szczęście. To był tylko mój Valentine. Cholernie seksowny, męski i troskliwy mężczyzna, który potrafił jednym, ciepłym oddechem przyspieszyć rytm serca. Chore, prawda? Nikt tak nigdy na mnie nie działał. Niebieskie tęczówki przyglądały się podczas wędrówki moim ustom.  
-Myślę, że..
-Mhmm...- zamruczałam, na co uśmiechnął się szerzej. Och tak, uwielbiałam, gdy to robił. Czułam już, jak dreszcze przechodziły falą wzdłuż kręgosłupa.
-Myślę, że ten jeden, niewinny pocałunek nie wystarczył, by podkreślić wagę moich słów i uczuć - szepnął, zatrzymując mnie na środku ulicy. - Zgadzasz się ze mną?
Zdążyłam zamknąć oczy, gdy jego niski baryton działał, jak balsam dla moich uszu. Rozpływałam się. Przytaknęłam. Chwilę później poczułam, jak rozchylał delikatnie moje wargi i całował mnie tak namiętnie, że zabrakło mi tchu a nogi uginały się, jakby były z plasteliny. Całowaliśmy się zachłannie, jakby jutra miało nie być. Niecierpliwie. Szaleńczo.  
Działał lepiej niż narkotyk i pobudzał bardziej niż wypita duszkiem kawa.  
Pociągnął mnie za rękę. Przeszliśmy przez oświetlony most, ciemną uliczkę, minęliśmy kilka śmiejących się studentów.
-Myślałam, że będziemy sami - szepnęłam bardziej do siebie niż do ukochanego, ale świetnie to usłyszał. Zaszczycił mnie jednym z najbardziej seksownych spojrzeń i uśmiechnął zadziornie.
-Będziemy. Nie doceniasz mnie, kochanie.  
Poczułam, że oblał mnie rumieniec, ale on odwrócił już głowę, lokalizując miejsce. Jego oczy rozbłysły, jak drogie diamenty i pociągnął mnie mocniej w stronę ciemności.  
Rzeczywiście, miejsce wyglądało wspaniale i nikt wokół nie zakłócał spokoju. Drzewa rosły tu gęsto, zasłaniając niewielkie, puste pole trawy. Miałam ochotę od razu się położyć, wtulając w jego ciepły tors.  
-Pięknie tu - szepnęłam. Objął mnie od tyłu, po czym przez dłuższą chwilę kiwaliśmy się w takt szumiących drzew. Idealnie. Moje serce rosło i rosło. Zdecydowanie żyłam.  
Obrócił mnie do siebie, po czym położył i zachęcił bym zrobiła to samo. Nie trzeba było mnie prosić więcej niż jeden raz. Czułam miarowe bicie jego serca, oddech otulający szyję. Sama jego obecność dawała powód do szczęścia.  
-Spójrz - wyszeptał w moje ucho, kierując mój podbródek w górę.  
Och, cudownie. Setki gwiazd błyszczących na bezchmurnym niebie. To było zdecydowanie lepsze niż seans w kinie. Księżyc również nam towarzyszył.  
-Będę kochać cię każdej nocy, rozumiesz? - jego szept załaskotał mój płatek ucha. Uśmiechnęłam się i wymówiłam bezgłośne "tak". Zaśmiał się, po czym obrócił mnie znów do siebie a jego usta odnalazły moje spragnione wargi.  
-Zawsze będę cię kochał, Janet - mówił z trudem, łapiąc oddech między pocałunkami. - Nawet jeśli zwątpisz...
-Nie zwątpię. Będę kochać cię zawsze i o jeden dzień dłużej - wydyszałam w jego rozchylone wargi. Przycisnął mnie do siebie mocniej, szepcząc pośród szumiących drzew "moja".  



Wena śmiesznej pisareczki.

Malolata1

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1209 słów i 6587 znaków.

2 komentarze

 
  • Kika

    Mega przyjemnie się czytało :)

    8 paź 2015

  • Malolata1

    @Kika :)

    8 paź 2015

  • Marlens

    Noo proosze :rotfl:  Bardzo ale to bardzo interesujące wejście  :rotfl:

    7 paź 2015