Materiał znajduje się w poczekalni.
Prosimy o łapkę i komentarz!

Miłość jest ślepa cz 4

– Wszystko to zrobiłaś dzisiaj, po pracy? – zdziwił się niezmiernie.
– No nie, cudotwórcą nie jestem. Dzisiaj wszystko skończyłam, tak to ujmę. Sałatki z jarzyn i świeżych owoców zrobiłam dzisiaj, to zrozumiałe. Poczekaj, przebiorę się. Chcesz coś posłuchać? Klasyka, jazz, metal?
– Lubię fortepian. Chopin. Czasem słucham Liszta.
– Mam, poszukaj wśród dysków. Jestem trochę staromodna.
Roman usiadł na kanapie.
Mieszkanko miało swoje lata, ale było z pewnością po remoncie. Dostrzegł kwiaty na parapetach. Dopiero teraz zobaczył kota. Siedział pod biurkiem i bacznie go obserwował. Kot był cały czarny i nawet oczy takie się zdawały, ale oczywiście miały brązowy kolor. Wstał i podszedł do regału.
Miała porządek, a nawet dyski posegregowała gatunkami. Dostrzegł też kilka płyt, ale nigdzie nie widział adapteru. Znalazł kilka koncertów Chopina w dobrym wykonaniu. Wsunął dysk do właściwego wejścia. Chwilę zastanawiał się jak uruchomić wieżę i w końcu doszedł. Kayla miała dobry sprzęt i super głośniki. Usiadł na powrót na kanapie i przymknął oczy i zaczął słuchać. Relaksował się może pięć minut, bo tyle zajęło Kayli, by się przebrać.
Do tej pory widział ją zawsze w spodniach, poza pierwszym razem. Teraz miała ładną, żółto–złotą kreację, lekko za kolana.
– I jak?
– Wyglądasz dobrze.
– Miło, że ci się podoba. Zapraszam do stołu.
– Pomogę wszystko przynieść.
– Spoko, dam rade sama, poza tym jesteś gościem, ale jak chcesz pomóc, to dobrze.
Po kilku minutach mieli wszystko na stole.
– Później będzie wino. Lubisz?
– Nie za bardzo, ale kieliszek wypiję.
– Cenię, że jesteś szczery.
Jedli w ciszy, bo kiedy zasiadali do stołu, Roman zgasił muzykę. Obiad smakował wyśmienicie, prawdę mówiąc, dawno nie jadł niczego tak dobrego. Pomógł jej zanieść talerze, sztućce i salaterki do zmywarki. Kiedy wracali, Kayla zabrała ze stołu w kuchni dwie butelki wina. Roman zrobił wielkie oczy, ale nic nie powiedział. Usiedli na kanapie.
– Nie byłeś w tej restauracji, co byliśmy wczoraj? Nie widziałam cię. – powiedziała.
Dopiero sobie przypomniał.
– Byliśmy z Renatą w hinduskiej i na śmierć zapomniałem o jedzeniu, ale to nic, w poniedziałek zjem. Zostawiłem w lodówce w biurze.
– Nie zjadłeś?
– W sumie miałem duży stres związany z rozmową, a częściowo chciałem zrobić miejsce na te pyszności. Szczerze mówiąc, super ci wyszło.
– Chcesz powiedzieć, że przebiłam Marka?
– Trudno powiedzieć. Było świetne. Masz zdolności kulinarne.
– I nie tylko – uśmiechnęła się subtelnie.
Szatyn rozejrzał się po salonie.
– Szukasz czegoś?
– Widziałem kota.
– To Nokturn, pewnie śpi na fortepianie.
– Serio? Tak się nazywa? Na fortepianie, gdzie jest, nie widzę?
– W drugim pokoju. Tam gram. Nie zauważyłeś, że mam długie palce? Przydają się i tu i tam.
Pominął jej uwagę, chociaż oczywiście załapał.
– Musisz zatem lubić Chopina – rzekł tylko.
– Również.
Nastąpiła chwila ciszy.
– To opowiesz?
– Jeszcze nie zaczęłam pić, ty możesz powiedzieć najpierw coś o sobie.
– Ja? Miałem usłyszeć tajemnicę dotyczącą ciebie.
– Usłyszysz. O buziaku też nie zapomniałam. Zgaduję, że nie miałeś żadnej koleżanki.
– To prawda. Raczej byłem odludkiem, natomiast wczoraj wieczorem, Marek mi powiedział...
Zaczął i dopiero pomyślał, że może nie powinien o tym mówić.
– Jeśli to tajemnica, nie mów.
– Nie myślę, że to aż tak ważne. Powiedziałem mu o tym, że mamy się zobaczyć i z tego to wyszło. Opowiedział mi, że kiedy miał szesnaście lat, czyli jakieś jedenaście lat temu, miał koleżankę, której się podobał, mimo że wiedziała o nim...
– I?
– Pocałowała go...
– O! I jak to odebrał?
– Okropnie! A jej ponoć się podobało.
– Bywa.
– A ty?
– Roman, proszę, żebyś ty zaczął. Wyglądam na wyzwoloną i bez stresu, ale wierz mi, że będzie mi trudno mówić o tym. Będziesz pierwszym, któremu powiem. I jeżeli możesz, zachowaj dla siebie.
– Nie mamy z Markiem sekretów.
– W takim razie nie mogę...
– Dobrze, zachowam dla siebie.
Spojrzała na niego krótko.
– Dziękuję.
Odwróciła się i pocałowała go w policzek.
– Zgodnie z umową.
– Jednostronną.
– Chyba nie było obrzydliwe.
– Nie powiedziałem tego.
Czuł, że patrzy.
– Co?
– Ja również nigdy nie całowałam mężczyzny.
– Co masz na myśli?
– Jak mi powiedziałeś o doświadczeniu Marka, coś pomyślałam, ale w prawdzie i już wcześniej chodziło mi to pod czupryną.
– Rozumiem, aczkolwiek raczej bym nie chciał.
– Widzisz, teraz jesteś sobą, mądrym chłopcem. Nie starasz się gadać pierdoł, tylko rozumiesz wszystko w mig. Jesteśmy zbyt dojrzali na próby. Jednak nie sądzę, bym miała ochotę zrobić to z kimkolwiek innym, z męskiej rasy.
Oczywiście Roman zrozumiał. Postanowił więcej nie udawać podczas rozmów z Kaylą.
– Czy dlatego, że jestem gejem?
– Nie. Dlatego, że jesteś.
– Jestem? Kim jestem?
– Sobą. Jak nie rozumiesz, to moje tłumaczenie nie zmieni twojego poznania.
– Mogę chwilkę pomyśleć?
– Jasne.
Zaczął znowu się czuć zdenerwowany. Podobnie jak w chwilę przed spotkaniem z Renatą, chociaż daleko mniej. Nie miał pewności czy Kayla rozumie, o czym chciał myśleć. Nie o ewentualnym pocałunku. O tym, że Jest.
Co miała na myśli? Prawdopodobnie żadnych kryteriów. Wobec tego musiał jej pasować, jako człowiek. Całościowo? A to, że był gejem, było drugoplanowe lub trzecioplanowe. I od razu przyszła konkluzja. Jak on ją odbiera? Jak dalece ma to dla niego znaczenie, że ona lubi dziewczyny.
W jednej chwili zrozumiał. Obok siedział człowiek, przyjaciel. Dusza. Bratnia dusza.
– Rozumiem. To jaki jestem, nie ma znaczenia. To, że jestem gejem, również. Zrozumiałem, kim ty jesteś. Jesteś. To jest głębokie.
Pokiwała głową.
– Pozwól mi spróbować, wolę teraz. Potem prawdopodobnie się wstawię i będziesz sądził, że dlatego.
– Rozumiesz, że czuję się jak hetero, którego gej prosi o pocałunek.
– To nie jest tak. Ja jestem kobietą. A ty mężczyzną.
– Nie wiem. Pewnie będzie obrzydliwe. Może i dla ciebie. Nie czujesz żadnego podniecenia, mniemam?
– Nie. Traktuję to czysto duchowo. I nie mam oczekiwań, ale...
Zrozumiał.
– Tak czy tak, nie powiem Markowi. Kayla, ty nie wiesz, co robisz! Zawsze jesteś taka? Czuję się z tobą, jakbym chodził po krawędzi wulkanu.
– Lubisz przesadzać. l uwielbiasz dramatyzować na darmo i robić problemy na zapas. Postaram się nauczyć cię, abyś tego nie robił. Innym razem...
Wzięła jego policzki w dłonie i spojrzała mu w oczy.
– Boisz się. Dlaczego?
– Obiad był dobry – uśmiechnął się.
– Coś wiem, czego ty nie wiesz. Nie zwymiotujesz.
Nie czekała, bo faktycznie się bał i nie rozumiał dlaczego. Gdyby czekała, chociaż minutę dłużej, pewnie by odmówił.
Poczuł jej usta. Trzymał swoje zamknięte, a ona nie naciskała. Czekała. Delikatnie je rozsunął. Jak na razie nic. Poczuł jej język na górnej wardze. Nic. Na dolnej. Nic. Podjął decyzję. Przypuszczał, a raczej nawet się spodziewał, że może odczuć to, co Marek jedenaście lat temu. W sumie nie pytał go, czy wówczas dotknął języka Ani.
Wysunął i poczuł jej język... Zaczęło narastać. Z miejsca. Jak wyścig koni. Nie, raczej jak reakcja łańcuchowa! Oderwał pospiesznie usta.
– To był kurwa, bardzo zły pomysł. Chyba już pójdę.
– A więc jednak nie myliłam się. A niektórzy nie wierzą w kobiecą intuicję!
– O co chodzi?
– Tak myślałam. Nie wiem, co ty czułeś, ale ja zaczęłam wchodzić na wyższe poziomy. Z wielką prędkością. To się nawarstwiało, ale nie jestem tchórzem, jak ty. Miałeś prawo przerwać i zrobiłeś to. Chcesz, to idź, ale wolałabym byś został – wypowiedziała to wszystko spokojnie i bez widocznej emocji.
Tym razem podjął natychmiast decyzję.
– Zostanę. Racja, nie było obrzydliwie. Było rozkosznie. Niebezpiecznie rozkosznie.
– Witam w klubie. Nie mówię, że przepraszam. Nie mówię, zapomnij...
– Pedał i lezba mieli prawie razem orgazm, no ładnie! – jeszcze nie doszedł do siebie.
– Mówiłam ci, że dramatyzujesz. Jesteś przewrażliwiony, a właściwie trochę przeciągasz, nie jesteś naprawdę taki.
– Istotnie. Dobrze. Jesteś wyjątkowa. Nie sądzę, że kobiety są takie. Tak na ten przykład, Renata.
– Niebezpieczna. Nieprzewidywalna, prawda?
– Tak, ale nie będziemy obrabiać jej dupy.
– Ja mam zamiar, ale w realny sposób – uśmiechnęła się do niego..
Spojrzała na Romana.
Zdążył chyba już przywyknąć do jej odzywek, bo nie zareagował zupełnie na jej wypowiedź.
– Mów – powiedziała krótko.
Zobaczył, że otwiera wino i leje do swojej szklanki.
– Zagram ci kiedyś, ale nie dzisiaj. Dzisiejszy wieczór jest specjalny – powiedziała z delikatnym uśmiechem.
Położyła łokcie na stole i podparła brodę na dłoniach.
Roman poczuł ulgę. Zrobiłby wielki błąd, gdyby wyszedł. Kayla była niesamowita. Pewnie dla innych również, ale dla niego w specjalny sposób. I ucieszył się, że może taka jest tylko dla niego. W jeden chwili uwierzył w przyjaźń między kobietą i mężczyzną. O ile spełnione są ich warunki.

Wziął głęboki wdech i zaczął opowiadać... Od momentu jak daleko pamiętał. Wspomniał oczywiście Tomasza. Oględnie opisał pierwszy raz z Bolesławem. Czuł, że Kayla nie jest zainteresowana szczegółami, bo i po co miałaby być. Prawdopodobnie wiedziała co i jak robią to mężczyźni ze sobą. Mówił długo, może półtorej godziny. Dotarł do wczoraj i do dzisiaj.
Patrzyła długo mu w oczy.
– Na przerwie obiadowej byłam w N 31 i rozmawiałam krótko z Różą. Mamy się spotkać w niedzielę lub jutro, o ile zadzwoni. Nie mam pewności czy dotrzymam obietnicy.
– Jakiej obietnicy?
– Powiedziałam jej, co powinieneś pamiętać, że pierwsze spotkanie nie będzie miało erotycznego charakteru.
– Tak, teraz sobie przypominam. Nabrałaś na nią apetytu?
– No niezupełnie. To pewnie wyjdzie od niej. Nie rozumiesz pewnych mechanizmów.
– Czyli darujesz sobie Renatę, to po co było tyle zachodu?
– Kto powiedział, że sobie daruję? Ona mnie chce i Róża również. Potraktuję to fizycznie, ale jest drugie dno, o którym ci nie powiem.
– A to dlaczego?
– Bo nie jestem Bogiem. Przypuszczam. Jeżeli to się stanie, to bądź pewny, że się dowiesz. Tylko ty.
Gwizdnął.
– Czym zasłużyłem na takie łaski.
– Roman, przestań pierdolić. Lubię cię, kiedy nie udajesz. Jak musisz, to rób to z innymi. Ze mną, bądź szczery. To znaczy, mów co czujesz, bez względu na to, co ja mogę pomyśleć o tobie. Comprendo?
– Rozumiem. Jestem dla ciebie kimś wyjątkowym. Może to dla mnie zbyt szybko.
– Nie. Kiedy poczułeś, że Marek jest specjalny?
– Od razu.
– A widzisz!
– Ale ja go nie kocham. Przynajmniej do tej pory.
– Wiem.
– Wiesz?
– Tak. A ponieważ zaczniesz znowu swoje pierdoły, to zacznę już lepiej opowiadać. Słuchaj i nie przerywaj.
– Despota.
– What ever.
– Znasz angielski?
– Angielski, francuski, hiszpański, włoski i chiński. Znaczy mandaryn, tak trochę. Tamte perfekt.
– O! Zdolniacha jesteś.
– Gram na fortepianie, nieźle maluję i jak wiesz, dobrze gotuję. I dobrze strzelam.
– Masz broń, dobre sobie – nie bardzo wierzył...
Wstała i podeszła do regału. Otworzyła szufladę i wyjęła pistolet.
– P–99 Walther. Mam jeszcze Glocka.
– Impressive.
– Grazie, Danke, Merci, Gracias, Xiexie. Thank you. Dziękuję.
– Mów – rzekł poważnie.
Kiedy to powiedział, twarz Kayli zmieniła się momentalnie. Dostrzegł ten sam grymas, który zobaczył wczoraj, w N 31.
Tak jak i ty, od razu wiedziałam, że jestem inna. Zanim zaczęłam dojrzewać. Odkryłam to w sobie, kiedy skończyłam pięć lat. Mam teraz dwadzieścia sześć. Miałam i mam dobrych rodziców i o sześć lat starszego brata. Ojciec nas nie wyróżniał. Mama chyba zawsze kochała bardziej mnie. Nieznacznie więcej. Kiedy dostałam pierwszego okresu, już miałam pewność, co ze mną jest. Niemniej jednak lubiłam bawić się z chłopcami, bardziej niż z dziewczynkami. Można powiedzieć, że jestem typem męskim. Dominuję, ale jestem również bardzo kobieca. Potrafię przyjąć. Czasem umiem być posłuszna, ale to zależy od drugiej strony, jaka jest. Nie jestem kapryśna. Wierz mi, dziewczyny są. Sądzę, że na ogół dotyczy to całej żeńskiej rasy, nie tylko tych typu L.
Mimo inności radziłam sobie dobrze. Nikt nie wiedział. Nikt się nie domyślał. Miałam kolegów i jedną koleżankę, Kasię. Spokojną i wrażliwą. Miałyśmy czasem spanie. Sleep–over. I wierz mi, że potrafiłam się pohamować. Nie było to jak w twoim przypadku, że Tomasz był dla ciebie specjalnie inny. Uważałam Kasie za przyjaciółkę, ale jednocześnie fantazjowałam o niej. Tak. Więc możesz, sobie wyobrazić co czułam, kiedy razem spałyśmy. Ona się do mnie tuliła, a czasem nawet całowała mnie w usta. Rozumiesz, bez języka, oczywiście. To było coś normalnego, uważam, że mogło to zaistnieć między bardzo dobrymi koleżankami, a może przyjaciółkami. Miałyśmy jedenaście, a potem dwanaście lat. Wszystko się zmieniło jednego lipcowego dnia. Miałam wówczas niespełna trzynaście lat.
– Doszło do czegoś?
– Miałeś nie przerywać. Pamiętaj!
– Przepraszam.
– Nie musisz przepraszać, ale nie przerywaj. Potem możesz pytać. Potem możesz wszystko. Mieszkałyśmy nie tak daleko stąd. Trochę bliżej Wilanowa. Spakowana, z plecaczkiem, przyszłam do Kasi. Rodzice pojechali ze Staśkiem nad wodę, nad Zegrze. Mieli wrócić wieczorem. Planowałam spędzić cały dzień z Kasią. Aha, później coś dodam, bo żeby nie komplikować, pominęłam ważną kwestię. Bardzo istotną. Poprzedniego dnia Kasia pojechała z tatą do babci i popsuł im się tam samochód. Jej tata sądził, że naprawi rano i wrócą. Niestety nie zdołał. Nie zadzwonili do moich rodziców i nie powiadomili o zaistniałej sytuacji. Trochę się zmartwiłam i nie wiedziałam co zrobić. W zasadzie chciałam wrócić do domu, ale pozostawała mi wówczas perspektywa bycia samej aż do wieczora.
Lubiłam jej rodziców. Pan Tadeusz był fajny, a mama Kasi, cudowna. Powiedziałam, że chyba wrócę do domu. Zaproponowała, że mnie odprowadzi. Nie mieli drugiego samochodu, inaczej być może po nich pojechała, a dziadek przyjechał z babcią ich autem, kiedy samochód zostałby naprawiony, a dziadkowie mogliby wrócić swoim. W rezultacie zostałam. Szczerze mówiąc, ucieszyłam się, że Maja, czyli mama Kasi chciała, żebym została. Nie wiedziałam, że tego dnia zmieni się moje życie. Zjadłam coś, a potem rozmawiałyśmy. Było pięknie i ciepło, więc się opalałyśmy. Mogłam już coś wyczuć. I właściwie wyczułam, ale chciałam spróbować. Maja była piękną kobietą. Miała brązowe włosy i zielone oczy. Nienaganną figurę. Nie mogę powiedzieć, że mnie uwiodła, bo to ja zaczęłam. Opowiem ci naszą rozmowę Opowiem ci naszą rozmowę, zaraz przed tym, bo dokładnie ją pamiętam. Jak do tego doszło.
Jak wspomniałam poprzednio, hamowałam się, kiedy spałam z Kasią. Miałam dwanaście lat i w moich fantazjach były pocałunki, dotknięcie jej małych piersiątek lub ewentualnie cipki. To wszystko, ale to zmieniło się na początku maja. Dostrzegłam, dosłownie pojedyncze spojrzenia Mai. I wówczas obiekt moich fantazji, się zmienił. Tak!
Rozmowa miała taki przebieg
– Jest miłe słońce, chciałam się poopalać – powiedziała Maja.
– Super, mam ciemną karnację i lubię słońce – rzekłam.
– Przygotuję picie, bo trzeba pić, jak jest ciepło.
– Mam kostium i się przebiorę.
– Dobrze Kayla. Ja zrobię picie i też się przebiorę.
Zrobiłam to szybko i wyszłam na dwór. Koc leżał na trawie. Przyszła w kostiumie. Miała śliczne ciało. Bóstwo. Oliwkowa cera, kaskady miedzianych, falistych włosów i wielkie zielone oczy. Założyła jasnozielony kostium. Patrzyłam na nią jak na boginię. Ona posłała mi znowu to spojrzenie.
– Opalała się pani nago?
– Nigdy, czemu pytasz?
– Chciałabym.
– Chciałabyś sama?
– Chciałabym z panią.
– Dobrze, ale to będzie tajemnica.
– Pani tak czasem patrzy...
– I ty tak patrzysz, od początku maja, prawda?
– Prawda.
Leżałyśmy na trawie, w oddali widziałam ogród. Kwiaty, jarzyny, owocowe drzewa i krzewy, wszystko otaczał wysoki żywopłot. W okolicy Wilanowa posesje oddalone były wówczas o kilkaset metrów. Zdjęła górę, a potem dół. Patrzyłam i czułam, że wszystko we mnie drga. Zdjęłam swój kostium. Leżałyśmy chwilkę. I znowu to wyszło ode mnie. Jestem pewna, że ona tego też chciała, ale nie zrobiła ruchu. Wyciągnęłam dłoń i dotknęłam jej szyi, a potem piersi. Sama odczuwałam gęsią skórkę na swoim ciele, mimo upału.
– Nie – szepnęła.
Poczułam skurcz. Wiedziałam przecież, że chce... Nie rozbujałam, dlaczego powiedziała to słowo, ale natychmiast mnie ucieszyła i uspokoiła.
– Nie tu. Ktoś zobaczy.
Założyła kostium i poszła do środka. Ja zabrałam swój i poszam nago do mieszkania. Kiedy weszłam do domu, ona już siedziała nago na wersalce, kolana miała blisko siebie, a dłonie oparte na nich.
– Jest pani taka piękna.
– Skoro to już mamy, mów na mnie Maja.
– Oczywiście jak będziemy same – rzekłam.
– Jesteś bardzo mądra na swój wiek. Tak, jak będziemy same, Kayla.
– Tak, chyba tak. Nie jestem głupia. To przez to, że musiałam cały czas ukrywać, co jest ze mną. Ty masz męża. Lubisz dziewczyny, dziewczynki?
Patrzyła na mnie. Tak inaczej.
– To jest dziwne. Kobiety na mnie nie działają, młode dziewczynki również. Tylko ty. Co czułaś, kiedy spałaś z moją Kasią?
Wiedziałam, że mogę być z nią całkiem szczera.
– Walczyłam z sobą, żeby jej nie dotknąć, żeby się niczego nie domyśliła. To trwało do maja. Wówczas moje fantazje zmieniły obiekt.
Uśmiechnęła się krótko i o nic nie zapytała, musiała wiedzieć, kogo mam na myśli.
– Wiesz z pewnością, że jeśli do czegoś dojdzie, a ktoś to odkryje, mogę iść do więzienia.
Poczułam się tak, jakbym miała otrzymać super gwiazdkowy prezent, w środku lata. Nie miałam najmniejszych wątpliwości, że to się zaraz stanie.
– Ty mnie nie zmuszasz, to ja chcę. Nikt się nie dowie.
– Boję się, ale nie tego.
– Nie bój się Maja, mogę?
– Wszystko.
Przymknęła oczy.

A ja? Chciałam wszystkiego.
Podeszłam do niej. Zaczęłam ją całować. Usta, piersi, brzuch i jej intymność. Dotykałam. Robiłam to intuicyjnie. Słyszałam jej westchnienia, kilkanaście szczytów. Potem ona pieściła mnie. To było niezapomniane. Do tej pory nikt nigdy nie dał mi takiej rozkoszy. Może dlatego, że ją kochałam...i kocham.
Tego dnia całowała mnie wszędzie. I ja ją. Dotykałyśmy się. Powiedziała, że pragnie mnie od roku. Nie czułam się w żaden sposób uwiedziona czy wykorzystana.
Potem się to powtarzało...
To trwało dwa lata. Musiałyśmy bardzo uważać i szukać okazji. Nie miałyśmy łatwo. Kasia chyba się coś domyślała. Wyobraź sobie taki związek. Trzynastoletnia dziewczynka z jednej strony i dobra matka i żona, z niezaspokojonym pragnieniem. Nie myśl, że to była żądza, nie. Kochała mnie... bardzo. I ja ją...
Nie tak zaraz, może na początku września, poszłam do spowiedzi. Rodzice naciskali, rozumiesz... Katolicy. Oczywiście wymyślałam coś, na odczepkę. Żeby było za co dać pokutę. Trafiłam na księdza Bogumiła. Ha! Bogumił. Dobre imię sobie przybrał!
Kiedy skończyłam, powiedział przez kratkę.
– A co dziecko, nic nie mówisz mi o grzechu szatańskim! Robisz te rzeczy z kobietą!
Zamarłam. Grom z jasnego nieba nie zrobiłby większego spustoszenia. Jak mógł to wiedzieć?! Istniało tylko jedno wytłumaczenie. Maja wyznała mu na spowiedzi. Dorosła kobieta, a zrobiła kardynalny błąd. I powiedziała to właśnie Bogumiłowi. I wówczas, wierz mi, stałam się już zupełnie dorosła.
– A ksiądz co?! Tylko ktoś się dowie! Wiem, że ksiądz obmacuje dziewczynki. Znam imiona trzech. Dobrze, że ksiądz mnie nie próbował dotknąć. Zabiłabym.
– Precz szatanie. Więcej do mnie nie przychodź do spowiedzi.
– Bardzo dobrze. Jesteś gorszy od nas. Ja kocham i ona kocha, a ty gwałcisz! Pójdziesz się smażyć w piekle! – wybiegłam z kościoła.
Wkrótce został przeniesiony. Nic nie powiedział nikomu.
W końcu ojciec Kasi nas nakrył. Na szczęście nie zawiadomił policji. Kasia nie wiedziała aż do końca. Rozwaliłam małżeństwo i rodzinę. Tak, czułam się winna, jak ty w przypadku Tomasza. Tylko więcej. Czy miłość może usprawiedliwić wszystko?
Maja odeszła od męża. On chciał, by została, ale postawił warunek. Wiesz jaki. A ona na to nie przystała. Mnie nikt nie pytał... Kasia mnie znienawidziła. A ja? Kochałam Maję. A Maja kochała mnie. Używałyśmy tylko ciał. Nigdy nie stosowałyśmy niczego innego. Moja rodzina się ode mnie odwróciła. To znaczy, mieszkałam z nimi nadal. Nie wyrzucili piętnastolatki na bruk. Nikt nigdzie niczego nie zgłosił. Widywałam Maję, jak często mogłam. Cud, że nikt nie doniósł. A kiedy chciał, właśnie mój ojciec, było za późno. Maja zachorowała na raka piersi. To trwało pięć tygodni. Z pięknej kobiety rak pozostawił skórę i kości. Byłam jedyną, która ją odwiedzała. Kochała mnie do końca. Umarła w moich ramionach. Po jej śmierci nie mogłam się pozbierać. Znienawidziłam ludzi, bo mówili, że Bóg ją skarała za grzech. Na szczęście nienawiść mi przeszła. Zawaliłam karierę pianistki. Przestałam malować. Uczyłam się tylko języków. To trwało dwa lata. Zmieniłam się. Zaczęłam uciekać w ramiona kobiet. Miałam ich setki. Dwie na dzień. Nie byłam głupia. Dzieliłam moje kochanki na dwie grupy. Te, z którymi miałam rozkosz i te, którym ja dawałam rozkosz. Oczywiście też miałam, ale czułam niewielką różnicę. Starsze kobiety, wpływowe, bogate. Nie masz pojęcia, ile ze znanych osób znam od tej strony. Nigdy nie robiłam tego za pieniądze. Zawsze była tam odrobina uczucia. Może i mojego...
Dlatego Wacław mnie przyjął. Załatwię każdą sprawę. Facet jest głową, a kobieta szyją. One miały osiemdziesiąt procent przyjemności z mężami, a ja dawałam im wszystko, czego potrzebowały. Wiem, kiedy zacząć, a kiedy się zatrzymać. Potrafię wyczuć, która ze mną pójdzie do łóżka. Jeszcze nigdy się nie pomyliłam. Dlatego wiedziałam, że zarówno Renata jak i Róża są moje. Do wczoraj liczyła się tylko Maja.
Kayla przytuliła się do Romana i zaczęła płakać. Płakała długo. Mimo zapewnień, że wypije sporo, wypiła tylko pół szklanki...
– Chcesz, żebym z tobą został. Znaczy na noc?

Sapphire77

opublikował opowiadanie w kategorii miłość i erotyczne, użył 4056 słów i 23304 znaków.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.