Materiał znajduje się w poczekalni.
Prosimy o łapkę i komentarz!

Miłość jest ślepa cz 2

- Innym razem, Romek.
Młody mężczyzna czuł czyjś wzrok. Odwrócił się dyskretnie. W drzwiach kuchni stała Róża i patrzyła na Kaylę.
- Zadzwoni, wierz mi. Zakazany owoc najlepiej smakuje.
- Rozwalisz im związek - odrzekł szybko.
- Nie panikuj. Skoro tak, nie zdałby testu. Poza tym, kto wie, co będzie. Może nic, a może jeśli nawet, to nikt się nie dowie. Ja mu nie powiem. Ty?
- Zwariowałaś!
- Nie, tylko się upewniam.
Zostawili solidny napiwek, zgarnęli ubrania i wyszli. Roman miał pewność, że brunetka odprowadziła ją wzrokiem do samych drzwi. Pomyślał o czymś i zapytał.
- A jak ona zareagowała?
Czy zastanawiał się nad tym, czy Kayla załapie?
- Wyzwała mnie od dziwek i kazała więcej nie dzwonić ani jej odwiedzać.
- Długo byłyście razem?
- Półtora roku, prawie dwa.
- Warto było.
Znowu dostrzegł ten sam grymas.
- Była tak bardzo podobna do niej, musiałam.
- Do kogo?
- Piątek.
- Piątek jest jutro. A co jeżeli Róża zadzwoni?
- Dzisiejszy wieczór mam wolny, a jutro mam spotkanie.
- Z kim?
- Osioł, z tobą normalnie wrażliwy pedale.
Roman poczuł kubeł zimnej wody. Dawno go tak nikt nie nazwał, oczywiście spośród przyjaciół.
- Dlaczego mnie tak nazwałaś, to boli?
- Ból jest nieodłączny w tym życiu. Możesz nazwać mnie lezbą, ale na mnie to nie działa, bo nią jestem.
- Chcesz zrujnować początek przyjaźni?
Rzuciła mu krótkie spojrzenie.
- Chyba mnie nie słuchasz albo nic nie rozumiesz. Jak jesteś panienką z pensjonatu, to nie wytrzymasz mojej przyjaźni. Jak większość, zresztą.
- To jest nadal test?
- Nie, ja cię zaakceptowałam. Problem jest tylko tu.
Dotknęła jego głowy swoimi długimi palcami.
- A nie tu? - dotknął serca.
- Nie. Obiecuję cię tak nigdy już nigdy więcej nie nazwać. Czy to wystarczy?
- Tak. Ja też ciebie zaakceptowałem jak przyjaciółkę. Tylko nie wiem, jak to mi pójdzie. Miałem tylko Tomka.
- Dasz radę.
Bardzo go korciło, by zadać to pytanie, tym razem jednak zastanawiał się, czy powinien je zadać.
- A ty miałaś kogoś takiego?
Wiedział, że Kayla zrozumie pytanie. Po chwili poczuł, że podobnie jak w barze tak i teraz uścisnęła mu dłoń.
- Tak, miałam.
- Odeszła?
- Tak.
Doszli do budynku ich biura.
- Dziękuję za wszystko, Romek.
- Nie ma za co.
Dostrzegł, że jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki z twarzy dziewczyny zniknęły wszystkie emocje i troski. Weszła pewnie do środka. Posłała Renacie uśmiech, a ta zarumieniła się nieco.
,,Cholera, jak ona to robi” - pomyślał.
Do końca dnia pracy tylko chwilami wracał do rozmowy, którą prowadzili w czasie lunchu. Pół godziny przed końcem do jego pokoju weszła Kayla. Przyniosła jakieś papiery.
- Stary mówi, że to na wczoraj.
Romek pomyślał, że w dobie komputerów wciąż są papiery. Zaczął przeglądać. Wiedział po chwil, że będzie musiał zostać co najmniej do ósmej. Nie przestając przeglądać, wziął komórkę do ręki i napisał krótkiego sms-a do Marka, że wróci później. Doszedł do ostatniej kartki. Od razu zobaczył jej wizytówkę. Coś mu mówiło, żeby odwrócić. Tak jakby miał pewność, co tam zobaczy. I wcale się nie mylił. Ciemnoróżowy odcisk warg.
- Dziwna ta Kayla - powiedział do siebie.
Patrzył chwilkę na wizytówkę i po chwili schował ją do wewnętrznej kieszeni marynarki.
- Jeżeli zrobisz mi awanturę, to oblałeś test, kochanie - szepnął do siebie.
Wiedział, że w tej samej kieszeni jest zdjęcie Marka.
   Trafił do domu kwadrans przed dziewiątą. Marek otworzył drzwi. Pocałował go krótko w usta.
- Wykorzystują cię, to już drugi raz w tym miesiącu.
- Nie jest tak źle. Dostałem dodatkowe pieniądze. Mówiłem ci, że pan Wacław jest w porządku.
- Zrobiłem kolację.
- Kochany jesteś - rzekł wzruszony, szczególnie na widok dwóch kieliszków czerwonego wina.
- Wiesz, wyjeżdżam na trzy dni, ale nie tylko dlatego...
Roman wyczuł ukryte pytanie. Podszedł do swojego chłopaka i wtulił się w jego ramiona.
- Jestem już okej. Chociaż na dnie serca zawsze pozostanie blizna.
- Szkoda go. Życie jest paskudne.
- My je tworzymy. Cały ten świat. Widzę, że czekałeś z kolacją. Zjedzmy ją razem, a potem chcę być blisko ciebie. Też tego chcesz, prawda?
- Wiesz, że tak.
Szatyn poczuł przyjemny prąd. W końcu dawno nie byli w tej szczególnej sytuacji.
   Kiedy skończyli, Marek pierwszy poszedł do łazienki. Co było przyjemniejsze? Pocałunki? Dotyk? Czy samo hardcore? A może westchnienia i szepty... Nigdy nie zastanawiał się, czy w ich związku pełni rolę jej, czy jego. Marek był jego pierwszym poważnym partnerem.  Oczywiście nie pierwszym mężczyzną, którego miał albo który miał jego. Pierwszym był Bolesław. Nauczył go wszystkiego. Jak się przygotować by było miło i czysto. By można było czerpać rozkosz, z tego, co dała natura. Marek już to wiedział. Jako dwa lata starszy, pełnił funkcję męską, ale nie zawsze. Ostatnimi miesiącami zamieniali się rolami. Czy go kochał? Może trochę. A Romek jego? Trudno orzec. Czuł, że czegoś brakuje, tylko nie wiedział czego. Oboje byli sobie wierni, zarówno w związkach uczuciowych i fizycznych. Marek ufał Romanowi i rozumiał, że Tomek był jego przyjacielem. Nigdy nie pytał, czy było coś między nimi fizycznego. Odwiedził kilka razy rodziców Marka. Nie czuł akceptacji, ale również niechęci. Natomiast jego rodzice pochodzili z lubelskiej wsi i kiedy zrozumieli, że ich syn jest gejem, nie chcieli go znać. Ani ojciec, ani matka. Ani dwóch braci. W sercu Romka mieli swoje miejsce. Takie jak rodzina mieć powinna, ale wiedział, że nigdy ich świadomie nie zobaczy. Oni zawsze mogli to zrobić. Miał od dziesięciu lat ten sam numer komórki i ktoś z nich mógł zawsze zdzwonić lub napisać wiadomość. Jak do tej pory to się nie zdarzyło.
W końcu i Romek wziął prysznic. Dochodziła pierwsza w nocy. Czasem myli się razem, ale dzisiaj oboje czuli, że potrzebują przestrzeni. Szatyn wrócił i sądził, że jego kochanek będzie w objęciach snu. Wszedł cicho do sypialni i nie zapalał światła.
- Jeszcze nie śpię - usłyszał jego ściszony baryton.
- Och, sądziłem, że będziesz chrapał, kochanie.
- Myślałem o nas. Gdybyśmy żyli w normalnym kraju, moglibyśmy wziąć ślub i nawet adoptować dzieci.
- Ale nie żyjemy. Rozmawialiśmy o tym wielokrotnie. Z drugiej strony, księża gwałcą dziewczynki i chłopców, a nic im za to nie jest.
- Nie wszyscy są tacy.
Marek zapalił lampkę nocną.
- Bronisz ich? A może też jesteś przeciwny prawom, które powinniśmy mieć?
- O co ci chodzi. Powiedziałem tylko, że nie wszyscy księża są pedofilami.
- Ach tak! Pan sprawiedliwy się odezwał. Ten sam klecha obmacuje dziewięcioletnią dziewczynkę albo zmusza dziesięciolatka, żeby mu obciągał, ale grzmi z ambony, że będziemy się smażyć w piekle.
- Oni też będą, skoro już mówimy o Piśmie. Mieliśmy dobry czas. Dlaczego tego nie uszanujesz?
Nastąpiła cisza.
- Przepraszam, kochanie.
Romek przytulił się do szerokiego torsu Marka.
- Uważaj na siebie w czasie podróży i śpij już. Musisz wyjść o szóstej, będziesz niewyspany.
- Dam radę. Wybacz.
Romek poczuł pocałunek na policzku. Po chwili usłyszał spokojny oddech partnera.
- Jesteśmy pedałami, czy chcesz to przyjąć, czy nie - szepnął.
Pomyślał ułamek chwili o Kayli. Zasnął.
   Obudził go dźwięk budzika. Marek musiał wstać i wyjść bardzo cicho. Roman przekręcił się na bok i jego twarz znalazła się na poduszce bruneta. Zaciągnął się, aby lepiej poczuć zapach włosów kochanka. Wstał i poszedł do łazienki. Na lustrze dostrzegł serduszko namalowane mydłem.
   Obaj z Markiem nie przesadzali w niczym. Nigdy nie robili tego, co Oskar Wilde. Nie potrzebowali również żadnych dodatkowych akcesoria. Wystarczało im własne ciało, o które zresztą dbali. Obydwaj mężczyźni mogli się podobać kobietom, Roman w swojej ocenie oceniał, że Marek jest bardziej od niego przystojny. W oczach bruneta było na odwrót.
Szatyn ogolił swój mocny zarost. O ile włosy na głowie miały, mocno brązowy kolor, to zarost na twarzy i reszcie ciała miał czarny. Właściwie mógł uchodzić w oczach innych za bruneta. Dopiero w porównaniu z wyglądem Marka uwidaczniała się różnica. Marek miał czarne włosy jak hindus. W zasadzie jego włosy miały granatowy odcień.
Odrobina perfum Pi i gotowe. Ubrał się jak zawsze elegancko i wszedł do kuchni.
- Kochany jest - powiedział cicho, na widok kanapek.
   Czuł głód, dlatego postanowił zrobić dodatkowo jajecznicę. Nie pił rano kawy, a jeżeli to inkę, ale zdarzało się mu to rzadko. Przeważnie pił herbatę. Lubił hinduską lub z Cejlonu, obecnie zwanego Sri Lanką. Po śniadaniu posprzątał i wrzucił wszystko do zmywarki. Pomyślał o Kamilu. Trochę był podobny do jego Marka, tylko nieco drobniejszy. Wiedział, że Danielowi podoba się jego chłopak.
   Po pięciu minutach jechał już w kierunku centrum. Czasami brał autobus i metro, a w zimie właściwie zawsze. Dzisiaj miał spotkać się z Kaylą i nie miał pewności, o której wróci. Nigdy jeszcze nie miał koleżanki. Już w ostatnich latach podstawówki koledzy i koleżanki domyślali się, kogo preferuje. Co dziwne, nie miał kłopotów i nikt go nie prześladował. Trafił naprawdę wyjątkowo. W liceum było podobnie. Dlaczego? Nie gestykulował i nie starał się mówić jak dziewczyna. Właściwie na pierwszy i drugi rzut oka nie można było stwierdzić, że Roman jest gejem. Do drugiej klasy liceum jedynym jego przyjacielem był Tomasz Kraszewski. Odbierał go zawsze jako przyjaciela. Nie wyobrażał sobie, że mógłby go pocałować albo i coś więcej. Nigdy też nie widział Tomasza nago. Co dziwne, a może i nie, Tomasz był jedynym mężczyzną, do którego nie miał najmniejszego pociągu. Za to, kochał go. To wiedział. Kochał go jak przyjaciela i człowieka. Dziwne, prawda?
   Rozmawiali kiedyś o swoich przygodach. Roman zaczął pierwszy.
   Odbyło się to w sposób delikatny, a jego pierwszy kochanek miał naprawdę duże wyczucie. U Tomasza zaszło to w podobny sposób. Nie wszyscy zastanawiają się, jak ten pierwszy raz może wpłynąć na przyszłość. O ile ludzie są młodzi i niedoświadczeni, nie ma wielkich zagrożeń. Inaczej kiedy jeden z partnerów jest starszy. To jest reguła nawet i w związkach hetero. Pierwszy kontakt fizyczny i Tomasza przebiegł delikatnie i z wyczuciem, jakkolwiek miał charakter czysto seksualny. Stało się to szybko i szybko się skończyło. Wówczas brunet nie czuł się zdradzony czy w żaden sposób oszukany. Jednak przez długi czas pozostawał sam. Jak odkrył to Roman, Tomasz miał większe potrzeby uczuciowe niż fizyczne. Poznał Daniela w wieku lat dwudziestu i wszystko się zmieniło. Wyglądali na idealną parę i Tomasz zdawał się szczęśliwy. Opowiadał szatynowi o swoich sukcesach w sypialni i gdziekolwiek indziej ze swoim blond kochankiem. Roman nie za bardzo chciał słuchać, ale też nie zabronił, by przyjaciel się tym dzielił. Rok temu szatyn zauważył, że coś się zmienia. Tomasz pozostał ślepy i nic nie widział, że Daniel nie ma do niego takiego uczucia jak dawniej. Jak to zwykle bywa, kiedy w końcu rozumiał, zaczął dawać więcej. Pragnął więcej. Spowodowało to odwrotną reakcję u Daniela, jednak nadal byli parą. Aż któregoś dnia pojawił się Kamil. Przyjechał z Gdyni. Nie narzucał się i kiedy dowiedział, że Daniel jest w związku, chciał trzymać się z daleka od blondyna. Jednak i on zaczął w końcu coś czuć do Daniela. Teraz upadek relacji Tomasza i Daniela pozostał tylko kwestią czasu. Roman wiedział i czuł. Próbował wszystkiego, ale wszystko zawiodło. Mimo to zaskoczyło go samobójstwo przyjaciela i bardzo to przeżył.
   Wszedł do biura i przywitał Renatę. Zawsze przychodziła pierwsza, a może miała inne godziny pracy.
- Cześć, Roman. Miałeś dobrą noc. Chyba zostałeś wczoraj długo, co?
- Skończyłem po ósmej. Mój partner pojechał do Niemiec.
- Rozumiem. Słuchaj...
Roman poczuł mrowienie na plecach.
- Tak?
- Widziałam, że poszedłeś na lunch z Kaylą. Stary ją przyjął z otwartymi ramionami. Jest fenomenalna i ma kupę znajomości.
- O tak? Nie wiedziałem.
Renata prześwietlała go oczami.
- Chciałam zapytać... cholera. Pójdziesz ze mną na lunch? Chyba, że idziesz znowu z Kaylą...
Wypalił, może nie potrzebnie. Czasami był zbyt szczery.
- Chcesz mnie wypytać o nią.? - Raczej stwierdził, a nie zapytał, to był błąd w dyplomacji.
Zarumieniła się.
- Nie, żeby wypytać, chodzi o to, że...
Nie skończyła, bo w drzwiach pojawił się szef.
- Witam. Dobra robota, panie Romanie. Jestem wdzięczny.
- Trzeba, to trzeba, szefie.
Szef uśmiechnął się do niego i sekretarki i zniknął za oszklonymi drzwiami swojego gabinetu.
- To jak?
- Nie odmawia się kobiecie, szczególnie pięknej. Idziemy razem na obiad.
Renata zrobiła oczy.
- Dziwnie to brzmi w twoich ustach, Romek.
- Dobra, spotkamy się na dole pięć po dwunastej. Muszę lecieć. A czy dziwnie to brzmi? Dostrzegam piękno. Kwiatów, zwierząt i ludzi. To wszystko.
Kayla zajrzała do niego dwa razy. Raz o dziesiątej dziesięć, a drugi raz pięć po jedenastej. Wiedział to dokładnie, bo zerknął w obu wypadkach na komputer. Dopiero za drugim razem, kiedy weszła z papierami, oznajmił to jej, z kim idzie na lunch..
- Idę na lunch z Renatą.
- Tak, przewidziałam to. Nie mów jej za wiele, ale też nie kłam - uśmiechnęła się.
- Nie kłamię.
- Wszyscy kłamią, tylko ten w górze podobno nie.
- Nic o tym nie wiem.
- Spotykamy się o szóstej, adres masz. Nie musisz nic kupować. Dlatego o szóstej, bo ja coś przygotuję do jedzenia, a głównie sama muszę się przygotować... psychicznie.
- Jasne. Kwiatów nie kupię. Daje je czasem Markowi.
- Rozumiem. Chcę ci tylko powiedzieć, że lesbijka jest kobietą, a kobiety lubią kwiaty. Możesz zrobić wyjątek.
Uśmiechnęła się i powiedziała.
- A jak trafisz w mój gust, dam ci buziaka.
- Skąd wiesz, że będę chciał?
- Chyba nie myślałeś, że cię pocałuję, jak całuję moje kochanki.
- Kayla, przestań. To byłoby dla nie tak obrzydliwe, jak dla hetero faceta, pocałować drugiego.

Sapphire77

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka i miłosne, użył 2577 słów i 14434 znaków.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.