Let Me Love You #9

Drugi dzień wakacji w słonecznej Grecji minął zaskakująco szybko. Młode małżeństwo spędzało ze sobą każdą wolną chwilę.  Praktycznie od rana do wieczora zwiedzali atrakcje tego pięknego miasta.  Jednak robili długie przerwy na posiłek ze względu na stan Hermiony.  Szatynka z wielkim apetytem smakowała tamtejszego jedzenia. Najbardziej upodobała sobie Gemiste, czyli faszerowana ryżem, pieczona papryka. Mogłaby jeść to o każdej porze dnia i nocy. Teraz gdy  była w ciąży nie odmawiała sobie przyjemności. 

Draco  jak na dobrego męża  przystało robił wszystko by jej zapasy słodyczy nigdy się nie skończyły. Jadła je, szczególnie wieczorami. Byli szczęśliwi, mi nieporozumień. 

Arystokrata wynajął duży apartament. Był przyzwyczajony do luksusów. Osobiście lubił duże przestrzenie, jednak Hermiona była innego zdania. Wiele razy powtarzała mu, że nie chce mieszkać w willi, ale skutecznie dała mu się przekonać do zmiany decyzji. 



Szatynka obudziła się w środku nocy. Powodem tego było burczenie w brzuchu. Już od jakiegoś czasu podjadała w nocy. Bez tego nie mogła zasnąć. Na szczęście miała męża, którego wyrywała ze snu. Tak było i tym razem. 

- Draco. - potrząsnęła jego ramieniem. Mężczyzna mruknął coś niezrozumiałego i odwrócił głowę w drugą stronę. 

- Jestem głodna. - rzekła ponownie go szturchając. Jednak blondyn nie odpowiedział. Kobieta głośno westchnęła. Odkryła jego ciało. Promiennie się uśmiechnęła. Jego penis idealnie odznaczał się pod białymi bokserkami.  Odchyliła materiał i jej oczom ukazał się sporej wielkości przyrodzenie jej męża. Przejechała językiem po całej jego długości. Draco mruknął, ale nie otworzył oczu. Włożyła go do ust i mocno zassała. Wiele razy robiła blondynowi dobrze kiedy ten spał, nie był zły z tego powodu, wręcz przeciwnie.  Bardzo podobała mu się ta zabawa.  Jego strefy intymne były dokładnie ogolone, więc Hermiona z wielką chęcią zabrała się za pieszczenie jego delikatnych jąder. Po jakimś czasie szatynka poczuła jak pięść męża zaciska się na jej lokach. Mruknęła z zadowolenia. Ponownie włożyła członka do ust i usłyszała głośne westchnienie. Arystokrata musiał być bardzo podniecony bo po chwili w jej ustach znalazło się jego nasienie. Zmysłowo oblizała wargi i położyła się obok niego. Oddech blondyna powoli wracał do normalnego tempa. 

- Jestem cholernym szczęściarzem. - powiedział siadając. - Taka żona to prawdziwy skarb.

- Jestem głodna. - rzekła siadając obok niego. 

- Jest 2;30 w nocy. - zaczesał jej loki do tyłu. 

- Wiem. - spuściła wzrok. 

- Na co masz ochotę? 

- Sama nie wiem. - westchnęła. 

- Czekolada? Lody? 

- Pizza. - powiedziała z uśmiechem. 

- Skarbie jestem pewny, że wszystkie pizzerie są zamknięte. 

- No tak. - szepnęła. - To może naleśniki z czekoladą? 

- Jedyny deser, który potrafię zrobić samodzielnie. 

- Idź już, bo umieram z głodu. 

Blondyn uśmiechnął się, ucałował jej rumiany policzek i wyszedł z sypialni. 

Hermiona położyła się na miejscu Dracona i głęboko wciągnęła w nozdrza jego zapach, który pozostał na kocu. 

Nie chciała leżeć tutaj bez niego. Wstała, założyła na siebie zielony szlafrok. Na stopy włożyła kapcie i udała się do kuchni. 

Draco stał tyłem do niej i przygotowywał ciasto. Może i nie był profesjonalnym kucharzem, ale czasami udało mu się coś wspaniałego przyrządzić. 

Bezszelestnie podeszła do niego  i z uśmiechem przytuliła się do jego pleców. 

- Chyba nie do końca twój brzuszek pozwala Ci się do mnie przytulić. - mruknął. 

- Nie zapominaj, że on ciągle rośnie. - szepnęła. 

- Niech rośnie, tatuś go porządnie nakarmi. - powiedział dumnie wypinając pierś. 

Po chwili oboje siedzieli przy stole i zajadali się ciepłymi naleśnikami. 

- Aż się boję pomyśleć ile przytyłam. - odezwała się. 

- Trochę ciała jeszcze nikomu nie zaszkodziło.  Dla mnie zawsze będziesz piękna. 

- Pyszne. - mruknęła. 

- Cieszę się, że Ci smakuje. - uśmiechnął się. 

- Ubrudziłeś się. 

- Gdzie? 

- Tu. - polizała kącik jego ust, a następnie przejechała językiem po linii jego szczęki. 

- Nie uda Ci się mnie sprowokować. - mruknął wstając i zbierając brudne talerze.

- Od kiedy ty nie masz ochoty na seks? - spytała oburzona. 

- Od kiedy jesteś w ciąży. Jasne, od razu powiedz, że Jasmine jest lepsza w łóżku. Dała Ci w końcu tak upragnioną córkę.- wstała i swoje kroki skierowała do pokoju gościnnego. 

- Ej, przepraszam, źle to zabrzmiało. - złapał za jej nadgarstek. - Jesteś na prawdę wspaniała w te klocki. Żadna się z tobą nie równa.

- Kiedy masz zamiar odwiedzić córkę? - spytała. 

- Nie zamierzam. 

- Mała powinna mieć ojca. 

- Nie kocham jej. 

- To trzeba było się zabezpieczać. - założyła dłonie na piersi. - W ogóle jesteś nie odpowiedzialny. 

- Dlaczego Ci tak na tym zależy? - spytał. 

- Dziecko nie jest niczemu winne. Musisz ponieść konsekwencję swoich czynów. 

- Nie rozumiem dlaczego rozmawiam o tym z tobą, a nie z Jasmine. 

- Wiesz co? Masz rację, idź do niej. Z pewnością się dogadacie. 

- Tak, z pewnością do niej pójdę. Ona przynajmniej nie zachowuje się tak jak ty. - udał się na górę. 

Była gryfonka była zła. Nie. Ona była wściekła. Jak zwykle musiała palnąć coś głupiego.  Gdyby w porę ugryzła się w język. 

- Och, idiotka. - powiedziała sama do siebie i udała się do pokoju. 



Gdy się obudziła była już 13;30. No nieźle mi się zaspało.  Z trudem, ale wstała z wygodnego łóżka. Musiała jeszcze udać się na górę po ubrania. Westchnęła. 

Już po jakimś czasie była odświeżona i ubrana.  Jak zauważyła, Dracona nie było w ich sypialni, zrobiło jej się smutno, ale czego się spodziewała? Tego, że przyjdzie i jeszcze ją przeprosi? Przecież to była jej wina to ona zaczęła tą kłótnie. 

Szatynka postanowiła udać się na spacer. Pogoda była na prawdę piękna i grzechem było siedzieć w czterech ścianach bez jakiegokolwiek zajęcia. 

Nie miała pojęcia gdzie mógłby podziewać się Draco. Może faktycznie udał się do Jasmine?  Szła tak zamyślona, kiedy na kogoś wpadła. 

- Przepraszam, nic Ci nie jest? - spytał nieznajomy. 

- To ja przepraszam, zamyśliłam się. Wszystko jest w porządku. - powiedziała z delikatnym uśmiechem. 

- Może zawiozę Cię do szpitala? 

- Nie, nie trzeba. 

- Jestem Stefano. - rzekł mężczyzna wyciągając dłoń w jej stronę. 

- Hermiona. - uścisnęła jego dłoń. 

- Może w ramach przeprosin dasz się zaprosić na kawę? 

- Na kawę może nie, ale na obiad chętnie się zgodzę. - uśmiechnęła się. 

-  W takim razie chodźmy. 

Stefano był wysokim brunetem o czarnych oczach. Wyglądał na około 30 lat. Kilkudniowy zarost dodawał mi uroku. Jego karnacja była ciemna. Dołeczki w  policzkach sprawiały, że nie jednej kobiecie miękły kolana.  Jego umięśniona klatka piersiowa i brzuch idealnie odznaczały się pod białą koszulką. 

- To tutaj. - powiedział stając przed restauracją. - Jem tutaj obiady niemal codziennie. 

- Pięknie tutaj. 

- Chcesz iść do środka? Czy może wolisz zjeść na zewnątrz? 

- Na zewnątrz. - powiedziała. 

Oboje ruszyli w stronę wolnego stolika. 

- Wybrałaś już coś? - spytał brunet odkładając kartę. 

- Tak. Mam ochotę na krokiety ze szpinakiem i serem. 

Gestem dłoni Stefano przywołał kelnerkę. 

- Dzień dobry. - powiedziała. 

- Dzień dobry. - odpowiedzieli. 

- Prosimy dwa razy krokiety ze szpinakiem i serem. 

- Dobrze, dziękuję. 

- Jeśli można prosić bez dodatku wina dla koleżanki. 

- Oczywiście. - powiedziała i odeszła. 

-Koleżanka? - spytała Hermiona. 

- Nie sądzisz, że "pani" brzmi nieco dziwnie? 

- Masz rację. 

- Gdzie twój mąż? - spytał. 

- Skąd wiesz, że mam męża? 

- Obrączka. - uśmiechnął się pokazując dołeczki w policzkach. 

- Ach, tak. - powiedziała zarumieniona. - Pokłóciliśmy się. 

Brunet nie zdążył odpowiedzieć ponieważ kelnerka przyniosła ich dania. 

Oboje spędzili miło czas w swoim towarzystwie. 

Lizusia

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1538 słów i 8145 znaków.

Dodaj komentarz