***
Szłam powoli zaśnieżoną alejką. Ciemność była ujarzmiona ciepłym światłem chodnikowych latarni. Nad sobą miałam poczerniałe korny drzew, a pod stopami biel, jakby niebo z ziemią zamieniło się miejscami. Daleko było mi do powrotu na Kwiatową. Powrót… Od początku zawsze miałam wybór. Już po pamiętnym wieczorze, mogłam trzasnąć drzwiami, zapomnieć. Nie zrobiłam tego. Mogłam wszystko uciąć podczas rozmowy w gabinecie, przez telefon, teraz… I nadal tego nie zrobiłam. Byłam na siebie zła, zła tym bardziej, że mogłam szybko naprawić te chwile niekonsekwencji jednym słowem, ale prawda była taka, że… nie chciałam.
Na świecie są dwie samotności. Dobra to taka, kiedy uciekasz w samotność, bo czasem tego potrzebujesz. Nie liczy się powód, dla którego to robisz – okoliczności, twoja natura nie mają znaczenia. Ważne jest to, że na końcu i początku drogi w samotność zawsze jest osoba, do której wracasz. Zła jest wtedy, kiedy tej osoby nie ma, a samotność staje się długoterminowym miejscem twojego pobytu. W obydwu przypadkach możesz lubić te ucieczki, ale przychodzi taki dzień, kiedy samotność, która jest domem uświadamia ci, że twoje łóżko ma wgniecenia tylko po jednej stronie, na stole stoi tylko jeden kubek z kawą, a w łazience nie wkurzasz się na czyjeś ohydne włosy w umywalce. Nietrudno zgadnąć, że życie, w którym tkwię spowija druga samotność. Dlatego jego prośba, choć niemoralna, kusiła. Gdybym była silniejsza, gdyby szybkie życie nie wymagało kontaktów instant, palnęłabym go w łeb i krzyknęła: „Obudź się!”. Nie byłam silna, a on doskonale to wyczuł. Nie mogłam mieć o to żalu, ale właśnie teraz, w tym momencie, od mojej decyzji zależało czy pójdę do niego, czy od niego i, mimo że wybór wydawał się oczywisty, ja nadal nie wiedziałam. Pogubiłam się w tym wszystkim. Miałam dosyć racjonalności, ale to jej brak spowoduje, że będę cierpiała. To nie bajka o Kopciuszku, on mnie nie uratuje. Bardzo jasno zaznaczył granice naszej relacji. Uśmiechnęłam się smutno. „Nawet nie mogę zapytać go, co dalej, bo nie będzie nic dalej” – pomyślałam. I najważniejsze, czego świadomie unikałam rozważając jego propozycję, a co czerwienią świeciło mi w głowie – on naprawdę mi się podobał. To niosło olbrzymie ryzyko dla mojego serca…
Zawsze myślałam, że jesteśmy czymś więcej niż zlepkiem żądz. Teraz, bardzo dobitnie uświadomiłam sobie, że choć chcę być ponad nie, one nie znikną. Są integralną częścią mnie i muszę znaleźć kompromis pomiędzy zasadami, które od dziecka mi wpajano, a fizycznością. I wiecie co? Guzik. Porozumienia brak, jest za to natarczywy szept w głowie: „Chcę go, chcę go, chcę go”. Z całą mocą dotarły do mnie słowa Magika z „Jesteś bogiem”: „Przez całe życie robię rzeczy, których nienawidzę, a jak wreszcie chcę zrobić coś, co chcę, to mi kurwa nie wolno?”*.
Wiele to ten spacer nie rozwiązał…
***
Możecie w duchu pogratulować decyzji, mnie, prawdziwe silnej i niezależnej kobiecie… wróciłam do domu na Kwiatowej. W korytarzu zauważyłam lekką poświatę wydostającą się z salonu. Okazało się, że Maciek rozpalił w kominku. Siedział na sofie z głową odchyloną do tyłu, dłonie splótł na udach, wyglądało na to, że śpi. Mogłam mu się przyjrzeć. Uderzył mnie spokój, jaki bił z jego twarzy. Nie byłam przyzwyczajona do takiego widoku. Oddychał cicho, jego usta były lekko rozchylone. „Dlaczego faceci mają takie długie rzęsy, podczas gdy, co druga kobieta, musi maltretować je zalotką wyglądającą jak przyrząd do piekielnych tortur?” – pomyślałam nie bez złośliwości.
- Długo będziesz się tak na mnie gapić? – odezwała się ostoja moich tęsknot. Romantycznie, nie ma co, bardzo romantycznie… Ada, matką twą ironia, ojcem sarkazm.
- Mam tylko jedno pytanie – jak do tego doszło? – myślałam, że będę musiała bardziej sprecyzować, ale zrozumiał mnie od razu.
- Szybko dorobiliśmy się sporego majątku. Niczego nam nie brakowało poza dzieckiem. Elka chciała jeszcze trochę podróżować po świecie, ale ja byłem nieugięty. Czasem myślę, że gdybym dał jej jeszcze trochę wolności, może sprawy potoczyłyby się inaczej. W to, że będzie świetną matką nie wątpiłem nigdy, a kiedy dowiedziałem się, że jest w ciąży, poczułem, że moje życie jest pełne. Niestety, po urodzeniu Weronki coś zaczęło się psuć. Widziałem, że kocha ją bezgranicznie, ale podejrzewam, że miała do mnie żal za te wszystkie miejsca, których nie odwiedzi. Zapomniałem, że dziecko powinno być dążeniem dla obojga. Kiedy córka miała trzy lata, Elka powiedziała mi, że gdyby mogła drugi raz wybierać, nie zdecydowałaby się na dziecko. Nigdy nie wracaliśmy do tej rozmowy, ale czułem, że między nami rośnie mur. Elka zrezygnowała z pracy. Nawet mnie to ucieszyło, bo myślałem, że mając więcej czasu dla siebie odzyska dawną radość. Niestety, tak się nie stało. Coraz więcej rzeczy we mnie ją denerwowało, nawet nazwisko, które jej dałem wydawało się dla niej prostackie. Przestaliśmy dzielić sypialnię…
- Zaraz, zaraz, ścielę wasze łóżko – przerwałam mu zaskoczona – jestem pewna, że śpią w nim dwie osoby.
- Tak ci się tylko wydaje. Zajmuję pokój na poddaszu. Elka nie chce, żeby ktoś z zewnątrz wiedział, że między nami się nie układa, więc pewnie dba, żeby nie wyprowadzać cię z błędu.
- A co z Weroniką? Myślisz, że niczego się nie domyśla? – zapytałam.
- Myślę, że nie dajemy jej odczuć , że między nami źle się dzieje, a chłód, który czasem wymyka nam się spod kontroli uznaje za coś naturalnego. Kłótnie czasem mają różny przebieg. U nas słowa zastępuje milczenie.
- Tak jej to tłumaczysz? – byłam coraz bardziej zła.
- Tak – odparł bez zawahania, a we mnie wzbierała coraz większa chęć, żeby mu przywalić. „To, jakie relacje zapamięta z domu dziecko, będzie miało wpływ na to, jakie relacje samo zbuduje. Czy on jest bezmózgim Yeti, żeby tego nie wiedział? – byłam już wkurzona nie na żarty.
- Wiesz co? – znałam się na tyle, żeby wiedzieć, że, kiedy zadaję to pytanie, będzie srogo.
- Jeszcze trzy godziny temu na upartego mogło być mi cię żal, ale teraz już zupełnie nie jest. Wiesz co robi ci teraz Elka? To samo, co ty zrobiłeś jej kilka lat temu. Doprowadza cię do stanu, do jakiego ty ją doprowadziłeś – i dobrze, egoistyczny wieprzu.
- Jest dorosła. Wiedziała, na co się pisze decydując się na bycie ze mną. Nigdy nie ukrywałem, że chcę mieć dzieci – warknął.
- A czy ona ukrywała, że nie jest to dla niej priorytet? – zripostowałam.
Milczał.
- Nie liczyłeś się z jej zdaniem, ona ma teraz w dupie twoje. Już na początku daliście ciała nie dogadując się w bardzo ważnej kwestii, a teraz wolicie milczeć niż szczerze porozmawiać i tym, właśnie tym, pokazać dziecku, że kluczem do zrozumienia drugiego człowieka jest rozmowa. Zawsze rozmowa z nim – cedziłam ostatnie słowa, żeby do niego dotarło.
- Słuchaj gówniaro, nie mądruj się tak, bo życie nie zawsze jest czarno – białe. Nie zawsze jesteśmy kryształowi, nie zawsze stawiamy dobro innych przed swoim. Właściwie to bardzo rzadko wychodzimy poza własne. Pewnych rzeczy nie da się cofnąć, na pewnie nie mamy wpływu i nie będziemy mieć. Myślisz, że byłem na tyle ograniczony, by udawać, że wszystko, co tworzyłem z Elką się nie rozpada? Myślisz, że nie próbowałem rozmawiać? – już nie krzyczał, ale wrzeszczał – Za kogo się masz, żeby mnie osądzać i obrażać w moim własnym domu? Wynoś się!
Straciłam chwilowo panowanie nad własnym ciałem. Byłam porażona. Całe dorosłe życie uciekałam od krzyku, od którego pękały ściany w moim rodzinnym domu. Gdybym miała czas, żeby jakoś ogarnąć to, dlaczego tak się uniósł, z pewnością dotarłoby do mnie, że stanowczo się zagalopowałam, może przeprosiłabym za to, że byłam obcesowa i chamska. Gdybym miała czas… Teraz, w głowie grzmiały mi wyrzuty: „To on mnie w to wszystko wpakował! Mam dosyć!”.
Udało mi się ruszyć z miejsca. Myślę, że musiałam wyglądać dziwnie, lekko przygarbiona, czerwona, z nietęgim wyrazem twarzy, ale to było bez znaczenia. Znaczenie miało to, że pamiętałam, gdzie są drzwi, że pamiętałam o czapce i szaliku i, że… on za mną pobiegł.
- Przepraszam – tym razem przynajmniej zdobył się na to, by mnie nie dotykać. Było bezpieczniej, skóra nie paliła, a myśli zachowały resztki trzeźwości.
- Nie jestem workiem treningowym. Nie wyładowuj się na mnie za swoje niepowodzenia, za szczerość – skąd to opanowanie Ada?
- Ok, rozumiem… - nie dokończył.
- Nie, nie rozumiesz i myślę, że jeszcze długo nie będziesz rozumiał. Zdecyduj się na coś. Jeśli mnie chcesz, bądź przygotowany na to, że ja chcę wiedzieć, Maciek, ja muszę wiedzieć. Że mam uczucia, język i, że nienawidzę krzyku. Że to dla mnie trudne, bo nie tak wyobrażałam sobie relacje z mężczyzną, że mam sobie za złe to, że cię chcę, a chcę bardzo i nie potrafię odpuścić. Mam konflikt w sobie, a Ty mi nie pomagasz go rozwiązać – dygotała mi trochę szczęka. To tyle w kwestii opanowania.
- Lubisz jeździć autem? – zapytał.
- Co? – zaskoczona spojrzałam na niego odwracając wzrok od ściany.
- Spytałem czy lubisz jeździć autem?
- Chyba nie rozumiem – widząc jego spojrzenie przytaknęłam – Tak, lubię. Uspokaja mnie to.
- Mnie też, chodź – nałożył niechlujnie na siebie kurtkę i pociągnął za sobą.
Miał taką ciepłą dłoń. Jego palce idealnie wpasowały się między moje. On szedł, ja biegłam truchtem – wysoki chłop, duży krok.
Otworzył mi drzwi i dosłownie wpakował do środka jak szmacianą lalkę. Maciek zajął miejsce kierowcy i ruszyliśmy.
- Masz jakiś plan, dokąd chcesz jechać? – mama zawsze ostrzegała mnie przed wsiadaniem do samochodu z nieznajomym. Na to było za późno, ale przynajmniej chciałam wiedzieć, gdzie się wybieramy.
-Nie.
No to mamy jasność… - pomyślałam z ironią.
Nie miałam już ochoty i siły na poważne rozmowy, więc postanowiłam włączyć radio. Nie oponował. Nie mogłam jednak oprzeć się przed nastawieniem czegoś, czego pewnie nie zdzierży. Trafiłam akurat na Paktofonikę i ich „Jestem bogiem”. Uśmiechnęłam się złośliwie i oparłam o fotel. Nie obchodziło mnie to czy zauważy, że wybrałam ten kawałek z pełną premedytacją. Poza tym zwyczajnie lubię go. O dziwo, nie zmienił stacji i sunęliśmy jakąś mało znaną mi ulicą. Zerknęłam na niego z ukosa i zobaczyłam, że słuchanie tego utworu sprawia mu przyjemność. Był spokojny, napięcie z jego ciała powoli ustępowało. Paktofonika? – zapytałam siebie w duchu – Naprawdę?
- Ile ty masz w ogóle lat? – wypaliłam zaskoczona tym, że słucha takiej muzyki, bo to, że jej słucha było pewne, dało się wyczuć.
- 41. Dlaczego pytasz?
- Zaskoczyłeś mnie swoją reakcję na Paktofonikę – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz – uśmiechnął się tajemniczo.
„To na pewno” – pomyślałam z niepokojem.
*Wykorzystałam zdanie wypowiedziane przez aktora odtwarzającego rolę Magika w filmie „Jesteś bogiem” („Jesteś bogiem”, reż. Leszek Dawid, 2012)
Bardzo dziękuję za zainteresowanie, następnej części możecie spodziewać się w przyszły weekend.
Pozdrawiam,
Kamyk
3 komentarze
Prezes46
Ciekawe i na dobrym poziomie.
Ningru
Pisz kobieto pisz!☺
Dom
Ciekawa kontynuacja. Intrygująca polemika z samotnością tak wdzięcznie wkradającą się do fragmentu opowiadania. Chodź zaskakuje fakt obrony przez główną bohaterkę z pozoru niedobrej Elżbiety, której zapewne niebawem przyprawi rogi. Facio oczyszczony z zarzutów gotowy już do pójścia bokiem. Aha o tych ohydnych włosach w umywalce to pojechanie po bandzie – fuj.
Zaskakuje zacytowany kawałek słów z piosenki Magika: „Przez całe życie robię rzeczy, których nienawidzę, a jak wreszcie chcę zrobić coś, co chcę, to mi kurwa nie wolno?” – genialny!