Ja i Ona cz.5 - ostatnia.

Ja i Ona cz.5 - ostatnia.Mama się uśmiechnęła i powiedziała żebyśmy nic głupiego nie zrobili i odjechała. Zaraz przywitał nas Piotrek. Poszliśmy do domu mu pomóc. Dom miał duży, przestrzenny i bardzo jasny. Po półtorej godzinie zjawili się pierwsi goście. Piotrek zaprosił też nową dziewczynę z naszej klasy Julkę. Średniego wzrostu blondynka, z dużymi brązowymi oczami. Martyna bardzo dobrze dogadywała się z nią, więc po trochu została włączona do naszej paczki. Na imprezie dużo się działo. Oczywiście wypiłem jedno, może dwa piwa. Po drugiej w nocy prawie wszyscy goście już spali po pokojach. Została tylko nasza paczka i Julka. Wesoło rozmawialiśmy. W międzyczasie Jula powiedziała, że niedawno rozstała się z chłopakiem. Sebastian bardzo polubił Julkę. Wszyscy poza nimi wiedzieli co się Szykuje. Po czwartej poszliśmy spać. Okazało się, że jest o jedno łóżko za mało i Seba poszedł spać z Julką. Ja z Martyną długo jeszcze rozmawialiśmy i śmialiśmy się.O dziewiątej obudził mnie dzwonek mojego telefonu. Co kurwa - powiedziałem cicho, lecz bardziej wolę użyć innych słów, ale głowa mnie troszkę bolała.
-Tak ?! - spytałem jak odebrałem telefon.
-Dawid co robisz ? - spytał znajomy mi głos
-Marzena ! Co chcesz - powiedziałem jak tylko się zorientowałem, że to ona
-Muszę z kimś porozmawiać- powiedziała
-Nie teraz proszę, później - odparłem
-Słyszę, że jesteś w złym humorze
-Nie po prostu głowa mnie boli po imprezce
-Aha... kiedy mogę zadzwonić ? - spytała
-Po południ siostro - zaśmiałem się
-Mi nie jest do śmiechu - powiedziała do mnie i rozłączyła się. Zdziwiłem się jej zachowaniem, ale co tam. Gdy szedłem do kuchni wlać sobie wody goście się już zbierali do wyjścia. Oczywiście nasza paczka została pomóc Piotrkowi posprzątać dom po tym wszystkim. Sebastian był jakiś... no.... nieswój. Na osobności spytałem go o co chodzi. Powiedział, że w nocy Julka powiedziała mu, że się jej podoba. Wiedziałem o tym, zresztą chyba wszyscy. Mówił, że on nigdy nie miał dziewczyny i trochę się boi. Mimo, iż z zewnątrz był oschły i wydawał się być odważny to w środku był delikatny. Powiedziałem mu, że jeśli mu się podoba to może spróbować i, że powinien porozmawiać szczerze z Julką. W końcu wszyscy się obudzili.Pomogliśmy posprzątać ''chlew'' Piotrkowi i poszliśmy do domu. Przed południem byliśmy już w domu Martyny. Po czternastej zadzwoniła Marzena.  
-Słucham ? - powiedziałem  
-Dawid muszę się komuś wygadać, masz chwilkę  
-Jasne
-Nie wiem jak mam zacząć... - zacięła się
-Najlepiej od początku
-Łatwo mówić tobie pfff...
-No śmiało dajesz
-hmmm... jestem w ciąży
-CO ?!
-No to co słyszysz ! - powiedziała i wybuchła płaczem przez telefon
-Czyli.... czyli będę wujkiem ? - zapytałem radosny
-Ale... ja tą ciążę chcę usunąć - wyszlochała
-Nie ! jak możesz przecież to jest TWOJE dziecko ! - powiedziałem zdenerwowany
-Ale ja i Andrzej (jej chłopak) go nie chcemy, znaczy nie możemy... no wiesz..- rozryczała się jeszcze bardziej
- Nie mów tak to jest już wasze dziecko, ono już żyje ! nie możesz go.... usunąć !
-Ale muszę !
-Daj mi tego twojego(?) Andrzeja
-Nie ma go teraz, jest na mieście
-Nie usuwaj tego dziecka! rozumiesz ?! - powiedziałem stanowczo
-Musze to przemyśleć i chyba będę już kończyła paa...
-pa.
Kto dzwonił ? spytała Martyna. Opowiedziałem jej o wszystkim. Była zszokowana. Resztę dnia spędziliśmy u Martyny. Uzgodniliśmy, że jutro pojedziemy do Gdańska, na grób jej babci. W domu mama mnie przywitała i zaraz usłyszałem litanię o tym, że powinienem odbierać telefon. Chciałem jej powiedzieć o Marzenie, lecz dostałem sms-a od Marzeny, żebym nic nie mówił rodzicom. Rozmawiałem z mamą i powiedziałem jej, że jutro jadę z Martyną do Gdańska. Mama była zaskoczona, lecz się zgodziła. Rano gdy tylko się obudziłem ubrałem się, zjadłem lekkie śniadanie i poszedłem do Martyny. Staliśmy na dworcu czekając na pociąg do Gdańska. Nadjechał. Wsiedliśmy i odjechaliśmy. Kilka, .... może kilkanaście godzin później byliśmy już na miejscu. Martyna zadzwoniła po swojego wujka, który kilka minut później przyjechał po nas. Podwiózł nas na cmentarz i odjechał. Znaleźliśmy grób św. Pani Róży. Wyjąłem z mojego plecaka kilka zniczy i położyłem na tafli gładkiego, lekko pokrytego śniegiem pomnika. Zapaliłem je. Martyna stała zamyślona ze łzami w oczach. Przytuliłem ją. Wtedy zaczęła swój monolog: ''Wiesz babciu... przyjechałam tu do Ciebie z moim chłopakiem Dawidem. Pewnie nas teraz obserwujesz z góry. Bardzo za tobą tęsknie. Chciałabym, żebyś była teraz tu z nami. Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwa w niebie...''. Usiedliśmy na ławeczce przy grobie. Byłem bardzo smutny. Współczułem Martynie. Postanowiliśmy, że pójdziemy już do domu. Martyna miła klucze od domu pani Róży. Weszliśmy i zastaliśmy siedzącego na fotelu pana Marka. Razem z Martyną poszliśmy się umyć i spać. Obudziło mnie smyranie po nosie. Lekko otworzyłem oczy i ujrzałem Martynę. Namiętnie mnie pocałowała. Ubraliśmy się, zjedliśmy śniadanie i wyszliśmy na spacer. Jest poniedziałek, a ja nie jestem w szkole - pomyślałem i uśmiechnąłem się. Przechodziliśmy koło jakiegoś fast-food'a i postanowiliśmy, że tu dzisiaj zjemy obiad. Oczywiście moja druga połowa zamówiła sałatkę, a ja coś konkretnego. Zjedliśmy i udaliśmy się do domu. Włączyliśmy telewizor i oglądaliśmy. o dwudziestej mamy pociąg- powiedziałem do Martyny. Wypiliśmy ciepłą herbatę i wyszliśmy spakowani z domu. Po drodze na peron poszliśmy na cmentarz ''pożegnać się'' z p. Różą. Po dziesięciu godzinach jazdy byliśmy już w ''naszym'' mieście. Zmęczeni zadzwoniliśmy po mojego tatę, aby po nas przyjechał.
***23 grudnia, niedziela***
Obudziłem się o dziewiątej. Tak jak zawsze umyłem się itp. Założyłem kurtkę i miałem już wychodzić, gdy zaczepiła mnie mama i powiedziała, żebym kupił trochę ciastek, bo zaprosiła mamę Martyny na kawę. Wyszedłem z domu i nagle wskoczył na mnie mój pies Dunaj. To mały piesek, umaszczeniem podobny do owczarka niemieckiego, dlatego nazywam go ''owczarek niemiecki miniaturka''. Założyłem mu smycz i poszedłem z nim do pobliskiego sklepu. Kupiłem jakieś wafelki i udałem się s powrotem. Po południu przyszła pani Magda z Martyną. Usiedliśmy w salonie i zaczęła się ''gadka, szmatka''. Nagle moja mama zaproponowała, żeby na wigilię przyszła do nas Martyna z mamą. Na początku byłem zdziwiony, lecz poźniej namawiałem razem z mamą Martynę i panią Magdę. Po godzinnej probie namówienia zgodziły się. Poszedłem razem z Martyną do pokoju i zaczęliśmy się całować. Gdy zdejmowałem z niej sweterek bez pukania do mojego pokoju wszedł Mateusz. Zdziwiony całą sytuacją zarumienił się i wyszedł. Zaśmiałem się, a Martyna się obraziła. Przypuszczam że tylko udawała, bo nagle mnie cmoknęła w polik. Zrobiło się późno i Martyna z mamą już poszły. Zszedłem na dół podziękować mojej mamie, że zaproponowała Martynie i jej mamie wigilię u nas. Byłem zmęczony dniem i wcześniej położyłem się spać, czyli koło dwudziestej drugiej. Pamiętam, że miałem miłe sny, lecz nie zapamiętałem ich. Obudziłem się o siódmej, a właściwie ktoś mnie obudził. Otworzyłem oczy i zobaczyłem wesołą twarz mojej rodzicielki. Powiedziała, żebym się streszczał, bo muszę ubrać choinkę. Pół godziny później byłem już u Martyny i prosiłem ją, aby mi pomogła w tym zadaniu które przydzieliła mi mama. Gdy weszliśmy do domu wszędzie dało się czuć zapach lasu i domowych wypieków mojej mamy. Szybko ściągnąłem ze strychu pudło z ozdobami i postawiłem koło choinki. Świetnie się bawiliśmy. Choinka była ładnie, lecz skromnie ubrana na niebiesko i srebrno. Po czternastej Martyna poszła do domu pomóc mamie. Po szesnastej do domu przyszła Martyna z mamą. Była ładnie ubrana. Miała białą koszulę, sweterek i ciemnoniebieską sukienkę. Nakryłem do stołu i postawiłem jedzenie. Martyna włączyła kolędy na wieży. Kolędy leciały cicho z głośników. Zasiedliśmy wszyscy do stołu i zaczęliśmy łamać się opłatkiem. Po wigilii poszedłem z Martyną na spacer. Szliśmy spokojne po chodniku. Nagle poczułem ból na plecach. sekundę później leżałem na ziemi. Koło mnie leżała zakrwawiona Martyna. Miała zamknięte oczy. czułem jak krew spływa mi po rękach i po głowie. Wyciągnąłem z kieszeni telefon. Zadzwoniłem na 112. Jakaś pani po drugiej stronie pieprzyła coś gdzie jestem i co się stało. Powiedziałem jej, że obok mnie leży zakrwawiona dziewczyna, a ja nie mogę się podnieść. Starałem się nie zasnąć. Zamknąłem oczy. Po chwili usłyszałem sygnał pogotowia. Nic dalej nie pamiętam...

____________________________________________________________________________
Oficjalnie ogłaszam, że zamrażam tę serie. Wypaliłem się. Nie wiem, może kiedyś dodam kolejne części. Na razie planuje inne opowiadanie. jest w trakcie pisania. Pozdrawiam gorąco i serdecznie przepraszam D. :D

MrSmile

opublikował opowiadanie w kategorii miłość, użył 1690 słów i 9458 znaków.

6 komentarzy

 
  • PseudoPisarz

    Ostatnia część znajduje się na moim nowym profilu ;) Zapraszam :D

    15 lip 2014

  • MrSmile

    Tak jak napisałem : zamrażam to opowiadanie.  :| Przykro mi. Ale w planach mam kolejne opowiadanie  :smile:

    28 mar 2014

  • Misia

    Rozumiem.  :) Nie śpiesz się, bo lepiej coś dobrze zrobić a później niż wcześniej ale na odwal. :P

    20 mar 2014

  • MrSmile

    Dzięki Misia, za uwagi ;)  Po prostu wcześniej napisałem, że opowiadania będą ukazywać się co tydzień i chciałem napisać je jak najszybciej, chociaż wiem, iż i tak tydzień minął.  Teraz od razu mówię, że kolejna część nie wiem kiedy się ukaże (ze względu na mój obecny stan zdrowia). Pozdrawiam D.

    9 mar 2014

  • ooo ;))

    Super ;) oczywiście pisz dalej ! Pozdrawiam cieplutko ;)))

    8 mar 2014

  • Misia

    Znowu tak sztywno trochę jakbyś zdawał sprawozdanie z przeżytego dnia , tak na odwal się po kolei co robiłeś. A mało emocji...
    I niepotrzebne są takie dopiski jak  "(jej chłopak)" bo to jest raczej oczywiste. ;-)

    8 mar 2014