Cudowna dziewczyna cz.6

Cudowna dziewczyna cz.6Skończyła się miłość moja i Julii. Była to niby piękna miłość, jak najpiękniejsza petarda w Nowy Rok, świeciła jasno, każdy ją podziwiał za nim zgasła. Była to moja pierwsza miłość. Nigdy nikogo tak nie kochałem, jak Julię. Ta miłość, głęboki ślad na sercu mi zostawiła. Minęły dwa miesiące, a ja się z niej nie wyleczyłem. Mijałem Julię po szkolnych korytarzach. Znalazła swoje małe grono znajomych, za to ja zacząłem się podobać dziewczyną. Po rozstaniu z Julią, poznałem masę dziewczyn. Zacząłem imprezować. Chodziłem z kumplami po klubach. Nie raz była okazja, by pójść z jakąś chętną panną do łóżka. Jednak nie korzystałem z tego. Zawsze kończyło się tylko na całowaniu. Gdy imprezowałem, piłem, by zapomnieć o Julii. I tak po sześciu piwach, zacząłem uświadamiać sobie, że to co było między nami, to nie była miłość. Jednak następnego dnia, wstając z kacem, wszystko wracało. Wracała Julia do głowy. I na przerwach gadając z dziewczynami, chciałem wzbudzić jej zazdrość. Zastanawiało mnie czy jest szczęśliwa z tamtym facetem. Przed grudniem zaczęły się przygotowywania do studniówki. Zapraszały mnie koleżanki, jednak jeszcze żadnej nie powiedziałem, że z nią pójdę. Dowidziałem się od Dawida, że Julka nie zgłosiła się na studniówkę. -Nie idzie, bo pewnie jej nowy chłopak nie każe. –myślałem w duchu. Jednak byłem głupcem. Ślepym głupcem. Uświadomiłem to sobie w Mikołajki. A raczej uświadomił mi to pan z czarnego lamborghini. Wszedł do szkoły i od razu rzuciliśmy się sobie w oczy. Podszedł do mnie. Twarz miał kamienną.
-Chodź na chwilę. –powiedział.  
-Nie. –odwróciłem się do niego plecami, a on chwycił mnie za kark i wyprowadził ze szkoły.  
-Co ty robisz? –powiedziałem wkurzony, gdy znaleźliśmy się przed szkołą. Puścił mnie.  
-Chodzi o Julię.  
-Co mnie obchodzi twoja panna. –odpowiedziałem, odwracając się do wejścia do szkoły.
-Moja kuzynka. –powiedział. –Julia to moja kuzynka. –potwierdził, a ja się odwróciłem z powrotem do niego
-Jak to? –zapytałem zszokowany.  
-Musisz ze mną jechać.  
-Co? Po co? Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej, że to twoja kuzynka? Dlaczego ona nic nie powiedziała? –powiedziałem podenerwowany. To wszystko wydawało się chore. Na początku nawet się ucieszyłem w głębi duszy, że to jego kuzynka. Potem usłyszałem jedną z najgorszych wiadomości.  
-Bo chciała cię chronić. Mówiłem, że to bez sensu, że powinna ci powiedzieć. –tłumaczył poważnym tonem.
-Chronić? –zdziwiłem się. –Co powiedzieć? Człowieku o co chodzi? –byłem zdenerwowany, oczekiwałem szybkiej odpowiedzi.  
-Julia ma raka. Ma od ponad pół roku. –powiedział spokojnie. Zamurowało mnie.  
-Co? –wydusiłem z siebie ten dwu literowy wyraz. Milczenie zapadło, a w moich oczach łzy. Wolałem by mnie zdradzała, a nie chorowała. –To niemożliwe. Zauważyłbym coś.  –myślałem o jakimś szczególe i nagle do głowy ten Aleks, podsunął mi ich masę.
-Nie chodziła do szkoły, nie piła alkoholu, była zmęczona, bez humoru. To wszystko, bo brała chemię. Jestem lekarzem, pomagałem jej. Przyjeżdżałem do niej, zabierałem do szpitala. Nikomu nie powiedziała, ani tobie, ani rodzicom tylko mi. Wiedziała, że mi może zaufać, bo jestem lekarzem. Obowiązuje mnie tajemnica lekarska.  
-To niemożliwe… -powiedziałem. Byłem załamany. Usiadłem na ławce, próbując powstrzymać łzy. –Dlaczego mi nie powiedziała? –zastanawiałem się głośno. –Zachowałem się jak idiota wtedy.  
-Było minęło chłopie. Liczy się teraźniejszość.  
-Co z nią?
-Umiera. –powiedział a ja natychmiast wstałem z ławki.
-Co?  
-Chodź opowiem ci w samochodzie. Zabieram cię do niej. –oznajmił. Poleciałem szybko po kurtkę do szkoły.  
-Co ty taki zdenerwowany? –zapytał w szatni Dawid. –Ty płaczesz? –zapytał.
-Julia umiera. –powiedziałem i szybko wyszedłem z szatni a on za mną.
-Jak to? To jakaś jej bajka? Oszukuje cię , jak zwykle. –zaśmiał się
-Masz rację zawsze mnie oszukiwała, a ja byłem ślepym palantem, nie widząc, że z dnia na dzień ją tracę przez raka. Sorry jadę. –powiedziałem i wybiegłem ze szkoły. Aleks opowiedział mi całą historię jej choroby w drodze do szpitala. Mówił, że dowiedziała się miesiąc po swoich osiemnastych urodzinach i zniknęła na długo by przejść operacje we Włoszech. Wtedy właśnie zrozumiałem, że chciała mi powiedzieć to wtedy przed szkołą. Kiedy był mecz koszykówki i wyszliśmy pogadać. Mówiła, że ma problem i pewnie chciała mi powiedzieć o raku, a ja ją tak źle potraktowałem. Zniknęła wtedy, a gdy wróciła, opowiadała wszystkim, że była na wakacjach we Włoszech. Aleks powiedział, że ten rak to tak zwany glejak, czyli nowotwór mózgu.  Operacja pomogła, ale przed wakacjami miała nawrót. Zupełnie się załamała, ale nie okazywała tego. Chciała żyć po prostu od tak. Mówił, że Julia mu wyznała, że się we mnie tak zakochała i, że postanowiła się leczyć. Najgorsze, że nie chciała wyjechać na leczenie do Stanów, a tam miała duże szanse na przeżycie. Miesiąc temu przerwała leczenie, miała dosyć ciągłych wizyt w szpitalu, dosyć igieł, kroplówek, leków. Chciała żyć jak, gdyby nigdy nic. Teraz leży i żaden lekarz nie chce się podjąć operacji, ponieważ jej stan jest tak krytyczny, że prawdopodobieństwo na udaną operację jest tak niskie, że każdy ją wyklucza.
-To co teraz zamierzacie? Czekać aż poczuje się lepiej? –powiedziałem nerwowo.  
-Teraz to jej życie jest jedną wielką nadzieją. –rzekł. Gdy dojechaliśmy do szpitala, serce waliło mi tak mocno, że miałem uczucie, że wyrwie się z mojej piersi.  
-Ona wie, że mi powiedziałeś? –zapytałem po drodze do jej sali.  
-Powiedziała kiedyś, że jak będzie z nią już bardzo źle, to mogę zawiadomić kogo chce. Rodziców już zawiadomiłem. –powiedział, a ja zauważyłem ich przed salą załamanych. Jej mała płakała na krześle, a jej ojciec stał zamurowany, wpatrzony w podłogę. Widać, że bardzo to przeżywali. Aleks kazał mi założyć, ten tak zwany worek zielony. Przypomniało mi się od razu, jak go zakładałem przed śmiercią mamy ostatnim razem. Ta myśl jeszcze bardziej mnie przestraszyła. Wszedłem do Sali. Zobaczyłem Julię, podłączoną do tych wszystkich urządzeń. I te pikanie tego monitorku. Wszystko wyglądało strasznie. Bałem się o nią. Usiadłem na krześle i chwyciłem jej dłoń. Zacząłem płakać. Płakałem jak dziecko. Julia leżała taka niewinna. Wszystkie wspomnienia z nią wracały. Wszystko wracało do głowy. Te dobre chwile, gdy wylała na mnie sok marchewkowy, gdy pocałowała mnie na swoich urodzinach, nasz piękny wypad nad morze. Nie mogłem sobie wybaczyć, że wtedy, gdy zawsze mnie najbardziej potrzebowała, ja okazywałem swoje chore wizje. Teraz ją tracę. Tracę najważniejszą osobę mojego życia. Nagle poczułem ruch jej dłoni. Szybko wytarłem łzy. Obudziła się.  
-Co tu robisz? –zapytała zdziwiona, próbując utrzymać oczy otwarte.  
-Nic, nic. Odpoczywaj. –odpowiedziałem głaszcząc ją po policzku.  
-Przepraszam, że ci nie powiedziałam. –tłumaczyła, bezsilnie.  
-To jest już nie ważne.  
-Marcin ja już nie wytrzymam. –wyznała. –Poddaje się.  
-Nie zostawiaj mnie. Słyszysz? Potrzebuje cię, tak jak serce potrzebuje uderzenia. –powiedziałem znowu łzy napłynęły mi do oczu.  
-Już nic mi nie pomoże. –po jej policzku łza płynęła.
-Obiecuje ci, że pomoże. Musisz tylko zebrać siły. Lekarze cię zoperują wtedy. –Julka po chwili zasnęła. Nie mogłem pozwolić na to, by tak jak moja mama odchodziła, a wszyscy tylko czekali kiedy to nastąpi, bo wiedzieli, że nic nie mogą zrobić. Wyszedłem z sali i podszedłem do Aleksa, który rozmawiał z lekarzem.  
-Zróbcie coś. Ona odchodzi. –powiedziałem proszącym tonem.  
-Marcin, już ci tłumaczyłem. –odpowiedział Aleks.
-Jeśli jej stan się poprawi, spróbuje dodzwonić się do Wilsona, fachowca od tych guzów. Tylko to są duże koszty. –powiedział lekarz.
-Poniosę każdą kwotę. Choćbym został bankrutem. –odezwał się ojciec Julii, usłyszawszy rozmowę.  
-Są to duże pieniądze, a operacja nie gwarantuje dobrego finału. –tłumaczył starszy lekarz.
-Niech ten cały Wilson się postara. –powiedział ojciec Julki i odszedł do żony. Były to najgorsze mikołajki w moim życiu. Całą noc spędziłem na korytarzu, czasami wchodząc do Julii i popatrzeć jak śpi. Było już po ósmej rano. Spałem na krześle na korytarzu.  
-Nie powinieneś być w szkole? –obudziła mnie Hanna, matka Julii. –Kawę ci przyniosłam. –podała mi i usiadła koło mnie.  
-Dziękuje bardzo. Nie poszedłem do szkoły, nie mógłbym i tak się skupić. –odpowiedziałem jej.  
-Kochasz moją córkę? –zapytała.
-Bardzo. –odpowiedziałem.
-Głupie pytanie zadałam. Widać. Inaczej byś nie spędził tu całej nocy. –oznajmiła. –Ona też cię kocha. Nigdy nie widziałam jej tak szczęśliwej jak z tobą. Przepraszam, że nie akceptowaliśmy z mężem ciebie. Byliśmy ślepi.  
-Rozumiem. Wiem jak to jest być ślepym. Nie mogę sobie wybaczyć, że nic nie zaważyłem.  
-Marcinie, nikt nie zauważył tego. Julia to odważna, pewna siebie dziewczyna. Do tego dobra aktorka. Wszystko ukryła perfekcyjnie.  
-Ma pani rację.  
-Mąż ściąga tego lekarza ze Stanów, będzie tu za godzinę. Operacja odbędzie się jeszcze do południa. –byłem zadowolony z tego, ale bałem się, że coś się może nie udać, że te szanse są tak małe, ale jedynie te szanse zostały nam. Lekarz dotarł na miejsce. Zbadał Julię. Aleks później przekazał mi i rodzicom Julii, co powiedział.
-Pan Wilson ocenił małe szanse na udaną operację. Stwierdził, że bez tej dzisiejszej operacji za trzy, cztery dni Julii może już nie być. Decyzja należy do niej, ona zgodziła się.  
-Jeżeli to jest jedyna szansa, niech tak będzie. –pokiwał głową na tak jej ojciec.  
-Wejdźcie do sali… Julia za niedługo ma operacje. –powiedział Aleks, chcąc jakby powiedzieć –idźcie się pożegnać. –ale wiadomo nie mógł tego powiedzieć, mimo, że każdy z nas myślał, że to są ostatnie nasze chwile z Julką. Wszedłem z rodzicami Julii do sali. Julka nie spała.  
-Córeczko. –powiedziała Hanna i ucałowała w czoło córkę. –Jak się czujesz? –zapytała.
-Nie zadawaj takich pytań. Wiesz przecież jak jest. –stanowczo odezwał się ojciec podchodząc do córki i także ją całując, ale w policzek.  
-Marcin. –powiedziała zadowolona Julia, gdy mnie zobaczyła.  
-Hej. –ucałowałem jej suche usta.  
-Za niedługo masz operację. –zaczęła płakać jej matka.  
-Nie płacz mamo. Będzie dobrze. –pocieszała ją Julka.  
-Tak się boimy, że cię stracimy. –mówiła przerażona.  
-Nie dobijaj jej. –mówił zdenerwowany ojciec Julii. –To dobry lekarz.
-Tylko ja jestem w słabej sytuacji. –mówiła Julka.  
-Nie będziemy się żegnać z Julką. Do jasnej cholery, nie płacz Hanna. –twardo mówił Stefan, jej ojciec. Próbował stworzyć atmosferę taką, by Julia nie czuła się, że być może widzi nas po raz ostatni. Ten twardy facet, miał w głębi duszy miękkie serce. Bał się bardzo o Julkę tak naprawdę. Odwołał wszystkie swoje spotkania, aby być przy Julce.  
-Mamo, tato. –zwróciła się do nich Julka. –Obiecacie mi coś?
-Wszystko. –powiedzieli zgodnym chórem.  
-Jeżeli wyjdę z tego, czy też nie wyjdę, macie się rozwieść. –rzekła a wszyscy otworzyli oczy szeroko. –Nie kochacie się i nie umiecie już udawać. Każde z was ma zbudować szczęście z kim innym.
-Julia… Ale co ty mówisz? –odezwała się zdziwiona Hanna.  
-Prawdę. –dodał jej ojciec. –Nie kochamy się Hanna, oboje to wiemy od dawna. Rozwiedziemy się.
-Tak, masz rację.  
-To dla waszego dobra. Dziękuje. A teraz zostawcie mnie z Marcinem sami. –Zwróciła się do nich Julia. Ucałowali ją jeszcze i wyszli.  
-Ale im powiedziałaś o tym rozwodzie. –uśmiechnąłem się do Julki.  
-W końcu na łożu mojej śmierci, coś do nich dotarło.  
-Nie mów tak. –powiedziałem a uśmiech mi już zniknął.  
-Marcin ty też mi obiecaj, że sobie ułożysz życie.
-Nie chce tego słuchać. –odpowiedziałem zdenerwowany. –Ułożę, ale z kobietą mojego życia, którą jesteś ty.  
-Wiesz, że może być różnie za kilka godzin, po operacji. –powiedziała a ja zacząłem płakać, jak mięczak.  
-Obiecaj, że mnie nie zostawisz, obiecaj mi to. –powiedziałem całując jej dłoń.
-Marcin… Chciałabym obiecać. –powiedziała. Do sali wszedł Aleks i oznajmił, że zabierają zaraz Julkę na blok i wyszedł.
-Dziękuje ci Marcin za wszystko, za to, że byłeś jedynym najtrafniejszym wyborem mojego życia. Żałuje tylko, że od razu nie dałam się wpakować w ten związek. Dziękuje, że los w tym nienormalnym, pełnym fałszywości świecie, zesłał mi ciebie. Normalnego wiecznie uśmiechniętego chłopaka, który latał za mną, mimo, że ja go ignorowałam, ale dziękuje, że w końcu zdjął mi klapki z oczu i mogłam go poznać i tak się zakochać. –opowiadała płacząc, ja też płakałem.
-To ja ci dziękuje, że pokochałaś mnie takiego jakim jestem. Boże to brzmi jak pożegnanie. –mówiłem szlochając.
-Jesteśmy szczęściarzami Marcin. Największymi szczęściarzami. -uśmiechnęła się przez łzy. Nawet wtedy wyglądała przepięknie. Do sali przyszli lekarze i pielęgniarki. Musieli już ją zabrać.  
-Kocham cię Julia. –powiedziałem i pocałowałem ją w usta.
-Ja ciebie też Marcin. –odpowiedziała. Stałem na korytarzu i patrzyłem jak odjeżdża na blok operacyjny. Gdy tam już się znalazła a drzwi się zamknęły. Kucnąłem na ziemi i płakałem. Bałem się, że to było nasze pożegnanie. Jej matka podeszła do mnie i mnie przytuliła. Wstałem z ziemi.  
-Cieszę się, że mam takiego, przyszłego zięcia. –objął mnie Stefan.

tajniak

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2534 słów i 14187 znaków.

7 komentarzy

 
  • Karolalama

    Niech ona przeżyję

    5 lis 2015

  • dupa

    Dziś następna plisss

    5 lis 2015

  • Micra21

    Masz napisać dalej. Koniecznie!!! Proszę Cię o to. Ma się stać cud, rozumiesz.

    4 lis 2015

  • grafoman

    :O Piękna historia i niestety z medycznego punktu zakończona.
    Z raka mózgu się nie wychodzi. RIP  :sad:

    4 lis 2015

  • Inter

    Ma byc szczesliwe zakonczenie ! :))

    4 lis 2015

  • Misiaa14

    Płacze i płacze ....oh  nie  ona żyje błagam cudowne *-*

    4 lis 2015

  • paulaaxdxd

    Boże jaka smutna część ale bardzo dobra prawie się popłakałam

    4 lis 2015