Reakcja chemiczna cześć II

-Co ty tutaj robisz? – rzuciła niechętnie.
-A wiec tu pracujesz? – zapytał nie odpowiadając na pytanie.
-Moja matka kazała ci tu przyjechać? – od razu przyszła jej taka myśl do głowy.
-Może – zmierzył ją nie ukrywając zachwytu. Podobała mu się i nie miał zamiaru tego ukrywać. Żałował, że nie wykorzystał ostatniej sytuacji, ale dziś przyszedł w innej sprawie.
-Nie mam teraz czasu – chciała go ominąć ale szarpną ja i przycisnął do swojego samochodu – Zwariowałeś?! – krzyknęła zaskoczona.
-Posłuchaj mnie. Twoja mama wisi mi sporo kasy – zaczął bez owijania w bawełnę.
-Jaką kasę?
- Za zerwanie umowy jaką ze mną podpisała. Miała być sesja, z tobą w roli głównej, ale nie pojawiłaś się. Straciłem sporo kasy i mam zamiar ją odzyskać.
- Ja niczego nie podpisywałam – chciała go od siebie odepchnąć, ale był zbyt silny.
-To dziwne, bo na umowie widnieje twój podpis – pobladła. Nie mogła uwierzyć w to co słyszała.  
-Ale dam wam jeszcze jedną szansę – zlustrował ją pożądliwym spojrzeniem – Jutro organizuję sesję o piętnastej. Jeśli dobrze się spiszesz i sprzedam materiał z tobą zapomnę o ostatnich stratach.
- Pracuję – nie chciała dać się zastraszyć, dlatego uparcie stała przy swoim mimo tego czego się przed chwilą dowiedziała.
-Chyba nie jesteś na tyle głupia, żeby mi odmówić.
-Powtarzam ci, że pracuję – trwała przy swoim.
-Jutro piętnasta widzę cię u siebie, albo mamuśka odczuje konsekwencje twojego uporu – nie mogła wyswobodzić się z jego uścisku.
- Nie wiem w co wpakowała się moja mama, ale mnie w to nie wciągniesz – Steve zauważył całą sytuację z okna. Mógł wysłać ochronę po rozpoznaniu mężczyzny z dyskoteki oraz widząc jak przeciąga się z Adą. Zamiast tego w pośpiechu wybiegł na zewnątrz. Ochroniarze widząc jego zdenerwowanie podążyli za nim przez co przed budynkiem zebrało się parę osób.  
- Mówię po raz ostatni, chcę zobaczyć twój śliczny tyłeczek jutro u siebie w studiu. No chyba, że masz ochotę wpaść do mnie, na prywatną sesyjkę – po tych słowach położył rękę na jej pośladku,  czego szybko pożałował. Odruchowo, zamachnęła się i z płaskiej dłoni uderzyła napastnika w twarz. Oszołomiony dotknął zaczerwieniony policzek, wściekł się nie na żarty – Ty suko! – szarpną nią.
-Hej! –  Steve celowo krzyczał z daleka zwracając na siebie uwagę. Jakuba od razu go rozpoznał. Uśmiechnął się krzywo na wspomnienie ich ostatniego spotkania.
-Twój ochroniarz? – zwrócił się do przerażonej Ady.  
Steve doszedł do nich i szarpnął mężczyznę  odsuwając go od stażystki.  
- Wszystko w porządku?
- Tak spoko, tak tylko sobie rozmawiamy – Jakub sprawiał wrażenie nie wzruszonego obecności policjanta i przyglądających się całej sytuacji ochroniarzy.
- Nie ciebie pytam – warknął i spojrzał na przestraszoną, a jednocześnie wściekał Adę.
- W porządku – odpowiedziała i zwróciła się nieco ciszej do fotografa – Lepiej już jedź – chciała jak najszybciej uciec kontem oka dostrzegła ratunek, Noaha. Wyminęła Steva i Jakuba  podbiegając do przyjaciela.
- Co się dzieje? – zapytał zaniepokojony widząc jej bladą twarz i Steva obserwującego każdy jej ruch.
- Nic. Wracajmy do pracy – powiedziała błagalnym głosem. Chciała jak najszybciej znaleźć się jak najdalej od obu mężczyzn. Kiedy zniknęli w budynku, a Steve miał pewność, że jest bezpieczna zwrócił się groźnie do niechcianego  gościa.  
- Przypominam ci że znajdujesz się na terenie monitorowanym – zwrócił się Steve do rozbawionego oraz jednocześnie podirytowanego Jakuba - Mogę cię oskarżyć o napaść na mojego pracownika.
- Spoko, stary wyluzuj. Już sobie jadę – ściągnął z ramienia wciąż zaciśniętą dłoń i bez pośpiechu wsiadł do samochodu, Steve oparł dłonie o otwarte okno i nachylił się lekko zaglądając do środka.
- Było by dla ciebie lepiej, gdybyś się tu więcej nie pokazywał – łagodnie zagroził nie spuszczając go z oczu.
-Wszystko zależy od twojego ślicznego pracownika – puścił do niego oczko i z piskiem opon ruszył w kilka sekund znikając mu z zasięgu wzroku.
Kierowca przeklinał przez większość drogi co jakiś czas z wściekłości uderzając niczego winną kierownicę – Pieprzony pies – warknął do siebie. Po czym od razu skontaktował się z Anetą – Obawiam się, że nic nie jest jej w stanie przekonać – reakcja po drugiej stronie była taka jakiej się spodziewał.  
Steve nie powinien i nie miał w zwyczaju mieszać się w prywatne sprawy pracowników, jednak tym razem postanowił zrobić wyjątek. Miał już wejść do środka, ale podsłuchał końcówkę rozmowy Ady i Noahem, dziewczyna podkreślała, że jest wszystko w porządku i nie ma ochoty rozmawiać o tym co się wydarzyło. Jako przełożony mógł ją przycisnąć, jednak po chwili wahania, zrezygnował i wrócił do swojej pracy.
Wszyscy opuścili budynek, Steve jak zwykle został po godzinach. Wychodząc zauważył światło w laboratorium.  Dochodząc do drzwi usłyszał cichą muzykę, domyślił się kto jest w środku, wziął głęboki wdech i wszedł pewnym krokiem z cisnącą się na ustach naganą.  Jednak to co zastał w środku zmieniło wszystko. Stała przy blacie czyszcząc probówki, zalana łzami, ich spojrzenia spotkały się tylko przez sekundę, po czym szybko się odwróciła i niezdarnie wycierała łzy próbując doprowadzić się do porządku, wykonując tą czynność niechcący trąciła butelkę z płynem, który rozlał się na podłodze. Szybko podniosła pojemnik i odstawiła na blat. Nie mogła jednak znaleźć ścierki, którą mogłaby posprzątać bałagan.  
- Ada? – chciał zachować się jak normalny człowiek i zapytać co się stało, jednak usta mówiły nie współpracując z głową – Jest już po godzinach, dobrze wiesz, że nie powinno cię tu być.
-Tak, przepraszam, sprzątała. Już kończę – ręce jej drżały, a świat przed oczami rozmazywał. Chciała odsunąć się od Steva, pod pretekstem odłożenia probówek na miejsce, zapomniała jednak o wcześniej rozlanym płynie, pośliznęła się, wszystko wypadło jej z rąk i rozbijając się o białe kafle, Steve od razu ruszył w jej kierunku, ale stał za daleko. Z hukiem upadła na szkło, które wbiło się w  lewę ramie. Pomógł jej wstać. Nie była wstanie zapanować nad bolesnym potokiem łez. Widząc jej cierpienie, czerwoną od płaczu buzię, krwawiącą rękę jego serce zamarło. Bezsilność spowodowała złość na samego siebie. Wcześniejsze uprzedzenia przestały nagle istnieć. Posadził ją na krześle, wyją z szuflady apteczkę.
-Nie ruszaj się – z cierpieniem i krwią spotykał się na co dzień. Taką miał pracę. Przez te wszystkie lata nauczył się być odporny na ludzkie emocje. Więc dlaczego jego długoletnia postawa rozsypała się w jednej sekundzie. Jego serce waliło jak szalone, co jakiś czas zamierało z obawy, ze może zrobić jej jeszcze większą krzywdę. Choć delikatnie wyciągał kawałki probówek wbitych w skórę, syczała z bólu. Przetarł rany środkiem dezynfekującym, opatrzył drobne ramię.  Z bólu pojawiły się kolejne łzy, jednak chciał poznać ich powód przed wypadkiem. Ręka mogła boleć, ale nie był to powód do rozpaczliwych łez.  
Płakała z kilku powodów, czuła się bezradna w stosunku do karygodnego zachowania matki, ból był nie do opisania, a do tego wszystkiego najcudowniejszy facet jakiego do tej pory spotkała mimo swojego wstrętnego charakteru. Najgorsze było to, że widział ją w takim stanie, a jego cudowne wielkie dłonie tak delikatnie drażniły skaleczenia. Piękne na co dzień surowe oczy wpatrzone w jej postać, a ona? Rozmazana, czerwona i napuchnięta od płaczu, to był powód do kompletnej kapitulacji. Dała się ponieść emocją, przestała panować nad wylewem kolejnych łez w końcu czy mogła się bardziej skompromitować?  
-Już w porządku – starał się ją uspokoić, choć nie do końca wiedział jak – Spokojnie powtarzał gładząc prawą dłoń.  
-Dziękuję – wyszlochała – I przepraszam – pociągnęła głośno nosem, doprowadzając się do porządku zdrową dłonią.  
-Spokojnie – zebrał jej mokre włosy z twarzy. Ten gest obudził w niej dziwne uczucie, – Posprzątam, a później odwiozę cię do domu – czułość i troska z jaką to powiedział sparaliżowała ją,  musiała jednak odmówić. Pokręciła zaprzeczają głową – Znowu zapomniałaś kluczy? – wyszeptał pochylając się ku niej nieco rozbawiony.
- Nie, ale nie mogę teraz wrócić do domu – zachlipała.
Odłożył pateczkę na miejsce i ponownie kucną przed zapłakaną Adą.  
-Ponieważ? – wymusił aby na niego spojrzała.  
-Po prostu nie mogę – wyrwała mu się i spuściła głowę w dół. Nie chciała, żeby ją oglądał w takim stanie. To było ponad jej siły, jednak nie oparła się wrażeniu, że zimny, nieczuły przełożony zniknął, przez chwilę zwątpiła czy to na pewno on.  
-To nie jest powód – ale do głowy przyszedł mu Jakub – Czeka tam na ciebie? – zapytał, ale zaprzeczyła.
- Koleżanka potrzebuje mieszkania na dziś – może jej zachowanie było dziecinne. Najważniejsze, że nie drążył tematu. Też na studiach wynajmował mieszkanie z kumplami i domyślał się o co może chodzić.
-Twojej sypialni również? – nie był dobry w żartach, jednak w tym momencie zależało mu na poprawie humoru Ady.  
-Nie ale nie chcę tam dziś być.
-Wystarczy włożyć stopery do uszu – podsunął pomysł.
-Nie wiem czy pomogą na kilka dyszących osób – nie zastanawiając się czy wypada wyznała prawdę, na co jemu mimowolnie opadła szczęka.
-Alice ma niecodzienne upodobania – wyznała przez chwilę zapominając kto jest jej słuchaczem – Ale dopóki płaci czynsz nie mogę jej zabraniać rezygnować ze swojego życia erotycznego, jednak nie mam ochoty być tego ani świadkiem, ani słuchaczem.
-Niektórzy dali by dużo za takiego współlokatora – tym razem udało mu się ją rozbawić. Napięta atmosfera między nimi nieco zleżała.  
-To może chce się pan zamienić? – mimowolnie się uśmiechnęła, a on uświadomił sobie, że to najpiękniejszy widok jaki do tej pory było mu dane oglądać, mimo obfitych łez – Choć zabiorę cię z tond – zabrzmiało to tak naturalnie, że o mało nie spadła z krzesła. Mimo to oburzyła się nie biorąc pod uwagę, że sprzeciwia się szefowi.
-Mówiłam, że nie chcę.  
-Nie możesz tu zostać – i od razu przyszedł mu do głowy niedorzeczny pomysł.  
Nie chętnie opuściła budynek. Jednak co innego mogła zrobić? Zapakował ją do samochodu i ruszył. Ada była zła. Znowu spędzie godziny na klatce schodowej zachmurzyła się. W najgorszym wypadku pójdzie do baru, ale Steve wyprzedził jej myśli. Na początku chciał zaproponować jej nocleg u siebie, pół drogi walczył z własnymi zasadami, a kiedy znalazł się na skrzyżowaniu zdecydował…. i zrezygnował. To było nie do przyjęcia, była jego podwładną. W brew temu co się działo z nim w tym momencie, gdzie uczucia kierowały jego myślami nie wypadało. Szczególnie, że przez cały czas przed oczami miał jej skąpe zdjęcia. Ryzyko było zbyt duże, a na błędy tego typu nie mógł sobie pozwolić.  
Zatrzymał się na parkingu ulubionego baru.  
-Co to za miejsce?- zorientowała się dużo wcześniej, że nie jadą do niej, ale nie miała odwagi zadać pytania. Poczuła ulgę, że nie zostawi jej tak jak ostatnio. Skupiona na bólu nie skupiała się na trasie. Dlatego nie potrafiła zlokalizować miejsca w jakim się znalazła.  
- Nic szczególnego, ale podają tu najlepsze męskie jedzenie w okolicy – rozbawił ją. Szczery uśmiech z impetem wbił się w skamieniałe serce.  
Usiadł przy barze i zamówił jedzenie, podczas gdy ona w łazience walczyła z opuchlizną i wściekłą czerwienią wokół oczu twarz. Cały czas miała w głowie słowa Jakuba. Mogła oczywiście iść na policję, ale wtedy musiałaby wyjaśnić jak to się stało, ze jej podpis został sfałszowany, a tym sposobem pogrążyła by mamę. Była na nią wściekła, ale nie chciała wpędzać ją w jeszcze większe kłopoty. Do tego wszystkiego miała mieszane uczucia co do Steva. Bała się go i czuła do niego respekt, lecz dziś zachował się wyjątkowo  ludzko, przez moment zapomniała z kim ma do czynienia. Dosiadała się do niego nie czując żadnej krępacji wręcz przeciwnie. Jadła, piła, śmiała się jakby jej wszystkie problemy przestały istnieć. On zresztą czuł się podobnie, zniknęły gdzieś wszystkie wątpliwości, postanowienia i wyrzuty. Od dawna nie był tak wyluzowany przy żadnej kobiecie.
-Powiesz mi co się dzieje? – zmienił nieoczekiwanie temat i ton na szczerze zatroskany oraz rzadko słyszany z jego ust. Zamarła wpatrując się w niego pytająco, jakby nie zrozumiała pytania – Dlaczego płakałaś? Bo chyba nie przez orgie zorganizowaną w twoim mieszkaniu – jej mina zmusiła go do żartu z obawy, że po raz kolejny będzie próbowała uciec.  
-Płakałam bo mnie nie zaproszono – żart za żart i nadzieja, że nie będzie drążył tematu.
-No tak to jest powód do łez, a tak serio? – spoważniał i cały klimat prysł jak bańka mydlana. Wrócił stary Steve, poważny i wymagający stawiający do pionu.  
-Nie ma obowiązku składania raportów z życia prywatnego – nawiązała do ich ostatniej rozmowy również z powagą. Nie znosiła gdy ktoś na nią naciskał, zresztą to był naprawdę miły wieczór i choć w tym czasie czuła się dobrze w jego towarzystwie to nie znała Steva na tyle, by wprowadzać go w tajniki swojego życia prywatnego.
-Nie pytam jako szef – i ponownie to ciepło w oczach i troska w głosie zmieszały Adę. Steve nie potrafił się opanować i odrywać od niej wzroku, może to przez jej urok? A może przez doświadczenie,  które nauczyło go że przy przesłuchaniu trzeba być twardym i nie spuszczać z podejrzanego oczu to w końcu skapituluje.
-A jako kto? – trochę go zaskoczyła co przeciągnęło jego milczenie. Ale przecież był „Nie może tego zmienić nawet ona”  komandosem, nie powinno być dla niego rzeczy trudnych.  
-Jako zatroskany człowiek – wybrnął.
-Z całym szacunkiem, ale nie wygląda pan na zatroskanego, lecz na ciekawego człowieka – podsumowała uśmiechają się lekko. Mimo to jej oficjalność zabolała.  
Nie miał tego w planach, ale w towarzystwie Ady i w sytuacji w jakiej się znaleźli bardzo szybko się zaaklimatyzował i było mu z tym dobrze. Nie chciał wracać do formalności, tym bardziej, że nie zaczęli za dobrze.  
-Jak to oficjalnie zabrzmiało – rozmowa straciła swój lekki klimat, choć na ich twarzach utrzymywały się uśmiechy.
-Sam pan prosił, a wręcz zażądał oficjalności – miała rację, ale nie zamierzał odpuścić.
-To prawda – nie spuszczali z siebie wzroku – Nie myślałaś o przekształceniu się? – takie pytanie z jego ust odebrała jako „jesteś wylana, szukaj innej pracy” mimo tego, ze było miło gdzieś przebijał się cichy glos” To nadal jest Twój szef, uważaj ze słowami nawet na neutralnym gruncie”.
-Dlaczego miałabym się przekształcić? – choć nie opuściła wzroku, to głos jej zadrżał, a w gardło boleśnie zaschło.  
-Zrobiłabyś karierę w polityce, doskonale wychodzi ci unikanie odpowiedzi na pytania.
-Bardzo zabawne – rozgniewała się. Nie zamierzał dać za wygraną, a ona nie miała ochoty rozmawiać o zdarzeniach z dzisiejszego dnia.
- To jak? Dowiem się dlaczego moja pracownica potłukła sprzęt i zalała łzami laboratorium? – ponowił pytanie.
-Proszę się nie obawiać, za wszystkie szkody zapłacę.
-Nie zmieniaj tematu.
-Sam go pan podjął.
-A łzy? – dalej naciskał.
-Gorszy dzień.
-Chyba zapomniałaś kto przed tobą siedzi – nie chciał zabrzmieć poważnie, lecz nie udało się. Ona zaś odnalazła ratunek w jego słowach, wyciągnęła z torebki odpowiednią sumę i zostawiła na blacie baru.
-Ma pan racę – zanim zorientował się co robi zdążyła się pożegnać – Zasiedziałam się. Dobranoc – i dosłownie uciekła. Miał ją gonić? Chciał, nawet zerwał się od stolika. Jednak nie zrobił nic więcej.  Przez cały wspólnie spędzony wieczór nie mógł oderwać wzroku od jej ust, oczu, dłoni, które co jakiś czas odgarniały niesforny kosmyk włosów. Szalał, wariował od środka, nie bardzo wiedząc jak opanować dziwne uczucia. Ale przecież nie mógł robi tego na co miał ochotę, nie miał już osiemnastu lat. Była jego podwładną, nawet nie stałą pracownicą a jedynie stażystką, której musi podpisać ocenę i wystawić opinię. Poza tym powinien być wierny tylko jednej kobiecie, której przysięgał miłość i wierność. Nic nie mogło tego zmienić Prawda była jednak taka, że coraz częściej jego myśli krążyły wokół postaci Adrianny. Nie miał ochoty wracać do domu, wypił w samotności jeszcze parę piw i uświadomił sobie, że albo ją wyleje, albo oszaleje. Pieszo, już nieco chwiejnym krokiem ruszył w stronę ulicy na której mieszkał. Chłodne powietrze miało pomóc poukładać zaplątane myśli. Silna psychika komandosa z alkoholem we krwi poległa przed dawno odczuwanej przyjemnej słabości i ciepłu w sercu. Jednak uparcie walczył z samym sobą tłumacząc, że alkohol potrafi namieszać i sprawiać złudne uczucia. Tak podsumowując wieczór usnął jak kamień rozkopany w pościeli.
Ada w tym czasie poczuła irytację, za kogo on się uważał? Gbur! A było tak miło, przez moment nawet pomyślała, ze jest całkiem spoko, ale jak zwykle jej naiwność była większa od rozsądku. Tak się pogrążyła w myślach, że zupełnie straciła poczucie czasu, kiedy taksówka podjechała pod blok uświadomiła sobie, że impreza mogą się jeszcze nie skończyć. Zadzwoniła do Alice, która zdołała wyjęczeć przez telefon, ze właśnie kończy. Ada nie bardzo wiedziała jak to zinterpretować, zrobiła wielkie oczy i zamknęła się na klatce schodowej „Z kim ja mieszkam?!” schowała twarz w dłoniach „Moje życie to jakaś pomyłka” pomyślała zmęczona.

twojahistoria

opublikowała opowiadanie w kategorii inne, użyła 3267 słów i 18437 znaków.

Dodaj komentarz