Wszystko ma swoją wymowę...

...czyli kilka luźnych uwag dla uczących się języków obcych

Widzieliście taki film "Walka o ogień"? Na portalu o tematyce głównie erotycznej powinien to być powszechnie szanowany klasyk. Otóż w tym filmie od początku do końca nie pada ani jedno zdanie w żadnym znanym nam języku, od początku do końca bohaterowie posługują się jakimiś dziwnymi odgłosami, krzykami – i w niczym to nie przeszkadza w odbiorze filmu, a jest on doskonale zrozumiały pod każdą szerokością geograficzną.  

Rzecz jasna dziś, w czasie kiedy wiele toczonych rozmów krąży wokół tematów abstrakcyjnych, taki "język" nie miałby żadnych szans. Natomiast jedno ten film uchwycił doskonale – w jaki sposób powstawała wymowa. Dźwięki z wiekiem cywilizowały się, zaczęły być artykułowane staranniej, aż doprowadziło to do czegoś, co możemy nazwać nowoczesną wymową. Dokonał się podział na samogłoski i spółgłoski, w każdym plemieniu wykształcił się system dźwięków charakterystyczny dla właśnie tej grupy ludzi. Tak jest do dzisiaj, porównajcie choćby wymowę amerykańską i brytyjską, na przykład u Amerykanów /ɒ/ przekształciło się w /ɑ:/, pozostało wymawiane we wszystkich pozycjach /r/. Podobnie mamy w dialektach, na przykład Wielkopolanie zamiast /ę/ w środku wyrazu wymawiają /yn/, np. nie powiedzą cięgiem a ciyngiem, nie brzęczeć" a brynczeć.  

Zacznijmy od definicji głoski – mówiąc nienaukowym językiem, jest to strumień powietrza wydychany z płuc (rzadziej wdychany, co zdarza się np. w Skandynawii), przetwarzany przez ułożone odpowiednio narządy mowy. Każda kombinacja daje inny efekt – porównajcie na przykład /p/ i /t/. Co prawda obie są wybuchowe – realizacja głoski następuje na skutek nagłego rozwarcia narządów mowy, ale za to pierwsza powstaje przy rozwarciu warg, druga – przez odklejenie języka od zębów. Efekt jest zgoła odmienny, prawda? Ciekawe jest przy tym, że niewielkie odchyłki nie wpływają generalnie na zmianę efektu dźwiękowego. Przykładowo, nasze /d/ powstaje, gdy język jest położony przy zębach, angielskie zaś – jakiś centymetr w głąb jamy ustnej, na wale dziąsłowym. I tylko sprawne ucho pozwoli rozróżnić te dwa dźwięki.  

W szkole nas uczyli, że głoski dzielą się na samogłoski i spółgłoski. Nie jest to ścisłe, a nawet może być mylące. Po pierwsze, są dwie definicje samogłoski, każda służy do czego innego. Obie zakładają, że przepływ powietrza musi się odbyć bez większych zakłóceń w jamie ustnej, przy zmiennym zaokrągleniu warg i położeniu języka – i na tym ich podobieństwo się kończy. Bo według tej definicji samogłoskami mogą być /j/, /ł/ i /l/, prawda? Dlatego do celów gramatyki przyjmuje się inną definicję, która zakłada również, że samogłoska musi mieć zdolność tworzenia sylab. I tu na białym koniu wjeżdżają Czesi, dla których /r/ jest sylabotwórcze, prst to palec (od tego słowa pochodzą polskie pierścień i naparstek).

To w takim razie ile jest samogłosek, a ile spółgłosek? Nie ma na to pytanie odpowiedzi, w każdym razie ich liczba dąży do nieskończoności. Dokładnie tyle, na ile sposobów można ułożyć usta i język. W każdym języku ten zestaw jest inny. Gdy uczymy się języka obcego, staramy się naśladować dźwięki wymawiane przez osoby natywnie posługujące się językiem. Niestety, nasze ucho jest narządem dość bezwładnym i nie wszystko wychwyci. O angielskim i polskim /d/ już mówiłem. Inne jest również szwedzkie i polskie /i/, to pierwsze o wiele bardziej napięte i to do tego stopnia, że wprawne ucho usłyszy głoskę podobną do polskiego /ź/. Problem w tym, że przez lata adaptowaliśmy swoje narządy mowy do lokalnych potrzeb i opanowanie się takich subtelności jest raczej poza naszym zasięgiem.  

I w końcu dźwięk dźwiękowi nierówny nawet w obrębie jednej głoski. Jeżeli przy wymowie polskiego wyrazu sak użyjemy różnych wariantów dźwięku /a/, na przykład niskiego /a/ jak w angielskim wyrazie fuck czy szerokiego, jak na przykład w niderlandzkim wyrazie graag czy zwrocie goeie daag (czytaj chuje dach :) ), każdy będzie wiedział, o co nam chodzi. Gorzej tylko, gdy to /a/ zacznie zbliżać się do /o/, prawda? To również powód, dla którego dokładne opanowanie dźwięku jest trudne. Warto również wiedzieć, że zmiana wymowy może nastąpić wskutek innych głosek, które są w pobliżu – to zjawisko nazywa się ładnie alofonizacją (nie musicie tego pamiętać). Porównajmy wymowę /e/ w takich wyrazach jak "echo" i "wieś". Pierwsze jest otwarte, drugie bardziej pochyłe, dążące nieco do /y/. Zamienienie jednego z drugim nie wpłynie na zmianę znaczenia wyrazu, natomiast w uszach mówiącego danym językiem od urodzenia będzie brzmiało bardzo nienaturalnie.  

Wreszcie, co dla jednych jest mlaskiem, kwikiem itp. , dla drugiego może być pełnoprawnym dźwiękiem. W jednym z języków zuluskich, dokładnie !xhosa, spółgłoskami są mlaski wargowe i językowe. Notabene zapis !x oznacza jedną z takich spółgłosek. Dla języków romańskich, które nie znają /h/, ten dźwięk jest pomijany mimo że łatwy do wymówienia. Kiedyś w jakimś francuskim radio spiker namawiał mnie na appy days. I tym optymistycznym akcentem...  

(cdn)
PS Oczywiście spodziewam się gradu łapek w dół, zwłaszcza odm jednej zakompleksionej istotki :)  która już zdążyła mnie zwyzywać Bóg wie ca co. Jest taki ładny niemiecki idiom "Augen zu und durch", niektórzy tłumaczą to "Alleluja i do przodu". Na święta wielkanocne jak znalazł :)  

trujnik

opublikował opowiadanie w kategorii felieton, użył 1058 słów i 5846 znaków, zaktualizował 10 kwi 2023.

2 komentarze

 
  • MEM

    "Rzecz jasna dziś, w czasie kiedy wiele toczonych rozmów krąży wokół tematów abstrakcyjnych, taki "język" nie miałby żadnych szans. Natomiast jedno ten film uchwycił doskonale – w jaki sposób powstawała wymowa."  

    Powstała jak powstała, ale ciekawe jest, jak to się stało, że z tego jednego "wyjściowego" języka powstało ich tak wiele. I to tym bardziej ciekawe, że przecież tendencja jest (a przynajmniej wydaje się być) odwrotna – np. z iluś tam języków słowiańskich powstał jeden polski.

    10 kwi 2023

  • trujnik

    @MEM Wierzę w wędrówki ludów, przynajmniej to ma jakieś dowody naukowe. Poszczególne grupy zaczęły się izolować, a że było niewiele przenikania kulturowego, języki odjeżdżały od siebie, im dawniej, tym dziś są bardziej odmienne. Te, które się izolowały już w wieku dwucyfrowym lub coś koło tego, jak polski i czeski, norweski i szwedzki, fiński i estoński, są bardzo podobne.

    10 kwi 2023

  • MEM

    @trujnik "Wierzę w wędrówki ludów, "

    I pewnie słusznie. :)

    "Poszczególne grupy zaczęły się izolować, a że było niewiele przenikania kulturowego, języki odjeżdżały od siebie, im dawniej, tym dziś są bardziej odmienne. Te, które się izolowały już w wieku dwucyfrowym lub coś koło tego, jak polski i czeski, norweski i szwedzki, fiński i estoński, są bardzo podobne."  

    No dobrze, to ma sens, ale jedno mi w tym nie gra. Czy te wędrówki ludów nie zaczęły się w czasie, gdy przynajmniej jako taki język nie był już solidnie ukształtowany? Bo jeśli tak, to pomimo większego/mniejszego izolacjonizmu, we wszystkich językach przynajmniej podstawa zostałaby zachowana. Tymczasem masz języki takie jak europejskie i np. takie jak wschodnioazjatyckie, które bazują na zmianie tonów. I patrząc z tej perspektywy, to wygląda to, jakby mieszkańcy takich odległych od siebie regionów w ogóle całkowicie porzucili pierwotny język, tworząc od podstaw coś nowego, odmiennego od reszty, albo wygląda na to, że ta wędrówka ludów była częściowa, to znaczy, że niezależnie od siebie w różnych częściach świata powstały jakieś pierwotne grupki, tworząc swoje języki samodzielnie i w oderwaniu od reszty a ewentualnie później, poprzez migrację, je rozpowszechniając.

    10 kwi 2023

  • trujnik

    @MEM Mało na ten temat wiadomo, a i nie jest to moje główne zainteresowanie lingwistyczne. Wiemy, że był język praindoeuropejski, semito-chamicki (z którego powstały hebrajski, aramejski czy arabski) i być może było tak, jak mówisz. Ponieważ nie lubię spekulacji, trochę ostrożnie podchodzę do wywodzenia co było przedtem. Tak samo nie przekonują mnie ślady pierwszego człowieka, odkryte gdzieś w dzisiejszej Kenii.  

    Z drugiej zaś strony, istnieje takie pojęcie jak uniwersale językowe (l. mn. uniwersalia) i są to zjawiska językowe (gramatyczne, leksykologiczne itp) wspólne dla wielu języków. Dość zadziwiająco te uniwersalia rozkładają się dla grup i rodzin językowych – tworzą wspólne grupy. I tak złożona aglutynacja (dołączanie końcówek) jest we wszystkich językach ugrofińskich, jak też sposób "przyimkowania" końcówkami przypadków. Większość ugrofińskich (chyba nawet wszystkie) mają tzw. harmonię wokaliczną, czyli pewien określony sposób występowania samogłosek w języku. To dowodzi, że były pewne duże grupy, które się później podzieliły. A czy pochodzą od jednej? Pewnie tak, wątpliwe, by ewolucja dokonywała się równolegle w wielu miejscach. Ale o to już musisz pytać biologów :) Pzdr.

    10 kwi 2023

  • MEM

    @trujnik "Z drugiej zaś strony, istnieje takie pojęcie jak uniwersale językowe (l. mn. uniwersalia) i są to zjawiska językowe (gramatyczne, leksykologiczne itp) wspólne dla wielu języków. Dość zadziwiająco te uniwersalia rozkładają się dla grup i rodzin językowych – tworzą wspólne grupy."

    Poza kwestiami kulturowymi, biologia człowieka oraz otaczające go środowisko mogło mieć na to wpływ. W końcu jako jeden i ten sam gatunek (lub w prehistorii gatunki bardzo zbliżone do siebie) mamy określone możliwości wydawania dźwięków, a do tego w naszym otoczeniu stykamy się z podobnymi rzeczami i zjawiskami. A już tym bardziej, jeśli faktycznie istniał jakiś pierwotny "język-matka", bo o ile w nowo tworzących się w tych odizolowanych od siebie ludzkich grupach językach wraz z choćby rozwojem cywilizacyjnym i powstałymi przez niego wynalazkami powstawały nowe słowa, o tyle słowa dotyczące rzeczy znanych już przed tą migracją i wynikającą z niej izolacją nie musiały się zmieniać lub te zmiany następowały bardzo powoli. No bo np. woda to woda, bez względu na to, czy mieszka się w Afryce, czy wyemigrowało się do Azji i nie ma się kontaktu z regionem będącym punktem wyjścia – nie zachodzi tu potrzeba zmiany słowa określającego wodę lub jego wymyślenia.

    "Pewnie tak, wątpliwe, by ewolucja dokonywała się równolegle w wielu miejscach."

    Niekoniecznie. :) Co jakiś czas znajduje się gdzieś na świecie szczątki kolejnego gatunku "człekopodobnego", stanowiącego brakujące ogniwo w ewolucji człowieka, i do tego wiadomo, że przynajmniej niektóre z tych gatunków krzyżowały się ze sobą. Przynajmniej teoretycznie może być tak, że powstało kilka takich odrębnych "praludzkich" grup, które naturalną koleją rzeczy wykształciły własne sposoby porozumiewania się, a potem na skutek migracji z jednej strony rozszerzał się zasięg tych języków, z drugiej, te języki zaczęły mieszać się ze sobą lub jeden z nich na skutek tego zderzenia i wymieszania się grup zaczynał wypierać drugi. Ewolucja z tym się nie kłóci. Ona nadal działa według tych samych zasad. Tylko w zależności od regionu świata "materiał wyjściowy", jakim były różne gatunki człekokształtnych, mógł być nieco inny. Przykładowo, gdy do Europy trafił homo sapiens, neandertalczycy już tam byli i to od dawna. Przejęliśmy od nich część genów i to się da zbadać, w ilu procentach nasz genom zawiera geny neandertalskie, ale nie wiemy, ile homo sapiens mógł przejąć z neandertalskiego języka (a ten, na przestrzeni tych 300 czy 400 tysięcy lat, musiał przecież istnieć, i co więcej, też nie musiał być pierwszym językiem na Ziemi).

    10 kwi 2023

  • trujnik

    @MEM Dziękuję za wyjaśnienie. Jednak biologia i nauki pokrewne to moja słaba strona i zawsze nią była, od kiedy, pacholęciem będąc, zobaczyłem w gabinecie biologicznym pana bez mięska :) Wolę okoliczniki i podobne :)

    10 kwi 2023

  • MEM

    @trujnik "Dziękuję za wyjaśnienie."

    A nie ma za co. :) Choć to nie do końca wyjaśnienie a jedynie moje domysły.

    "Jednak biologia i nauki pokrewne to moja słaba strona i zawsze nią była, od kiedy, pacholęciem będąc, zobaczyłem w gabinecie biologicznym pana bez mięska :)"

    Ano fakt – mało estetycznie wygląda taki jegomość. ;) Ja miałam w dzieciństwie wstręt do trupiej czachy malowanej za PRL-u na każdym urządzeniu elektrycznym stojącym gdzieś w publicznym miejscu. Do tego, co pokazywano w sali od biologii w szkole, jakoś z czasem przywykłam, starając się temu za bardzo nie przyglądać. :)

    10 kwi 2023

  • trujnik

    @MEM Jak na ironię i pewnie na złość sobie pracuję w medycynie :D, na szczęście flaków raczej nie oglądam, widzę pacjenta przed operacją i po, jeśli tłumaczę na żywca. Cóż, życie jest bardzo złośliwe i płata przeróżne figle...

    10 kwi 2023

  • MEM

    @trujnik "(...) Cóż, życie jest bardzo złośliwe i płata przeróżne figle..."  

    Oj tak. :lol2: Po sąsiedzku w bloku miałam kolegę, który od dziecka dość często przechodził samego siebie w rozrabianiu (np. porozbijane szyby w mieszkaniu – takie w drzwiach do pokoi, jak to było popularne w tamtych czasach – to był tak stały repertuar, że któregoś dnia, po kolejnej zbitej szybie, jego matka powiedziała lekarzowi, żeby "zszywał gnoja na żywca, to może w końcu przestanie łapami te szyby rozbijać, bo ona już nie wyrabia na nowe", ale się lekarz nie zgodził, "bo przecież małe dziecko..." ). Nie wiem, co on teraz porabia, bo lata go nie widziałam, ale jak przypadkowo go, gdzieś tak z 10 lat temu, spotkałam, to się okazało, że był wtedy wychowawcą w domu dziecka. I jest to jakaś złośliwość losu (i w jego przypadku, jakaś sprawiedliwość) – teraz musi się użerać z całą gromadą, rozrabiających pewnie, jak to dzieci, dzieciaków. :)

    10 kwi 2023

  • trujnik

    @MEM I pewnie szybko znajdzie z nimi wspólny język, bo ma podobną naturę. Dobrze i dla niego (może być sobą) i dla dzieci – on raczej nie będzie ich zanadto karał, prześladował itp.

    10 kwi 2023

  • MEM

    @trujnik "I pewnie szybko znajdzie z nimi wspólny język, bo ma podobną naturę."  

    Może. :) Ale to też zależy od tego, jak i na ile się zmienił, gdy już stał się dorosły (a tego nie wiem, bo wyprowadziłam się z tamtej okolicy, zanim dorośliśmy). No a druga kwestia jest taka, że rozrabianie jest fajne, ale sprawa się komplikuje, gdy się za wszystko potem odpowiada (w skrajnym wypadku nawet karnie). A dzieciom, i to jeszcze działającym w sporej grupie, w której jedno drugie jeszcze dodatkowo nakręca, przecież tego nie wytłumaczy...  

    Natomiast faktycznie – raczej nie jest to typ prześladowcy wykorzystującego swoją pozycję do jakiegoś gnębienia tych dzieci, i ta jego natura może mieć w tym spory udział.

    10 kwi 2023

  • Zap

    Obawy autora o grad łapek w dół są chyba mocno przesadzone. Jak na razie felietony z tej serii nie dostały ani jednej negatywnej. W każdym razie ode mnie łapka w górę. Czekam na kolejne. A malkontentami nie ma się co przejmować.  
    Pozdrawiam serdecznie.

    10 kwi 2023