Honor oficera.

Honor oficera.Była letnia noc 29 czerwca 1926 roku.  

Niedługo po północy, z restauracji "Empire", na Krakowskim Przedmieściu, wyszła trójka oficerów lotnictwa – dwóch w mundurach i jeden ubrany po cywilnemu – i ruszyła ulicą Nowy Świat. Pewnie zajęci rozmową, dotarli do skrzyżowania z ulicą Warecką, gdy z tej właśnie ulicy wypadła wprost na nich rozpędzona taksówka z numerem bocznym 297. Głośno trąbiącemu w środku nocy kierowcy – Henrykowi Stróżykowi – ledwo udało ich się ominąć, a jeden z mundurowych, kapitan Konarski, wskoczył na stopień samochodu i policzkując kierowcę krzyknął:

- Dlaczego tak prędko jedziesz!  

Samochód zatrzymał się i między oficerami a wiozącym pasażerów szoferem wywiązała się sprzeczka, przeradzająca się w coraz większą awanturę, której efektem było pojawienie się policji, zwijającej wszystkich na pobliski Dziesiąty Komisariat celem złożenia zeznań i wyjaśnienia sprawy. I być może rozeszłoby się po przysłowiowych kościach, gdyby nie dalszy niefortunny i tragiczny ciąg wydarzeń.

Kłótnia pomiędzy oficerami a taksówkarzem nie skończyła się bowiem tam na ulicy, w momencie zdarzenia. Przeniosła się wraz z nimi na posterunek, gdy policjanci składali raport o zdarzeniu swojemu przełożonemu.  

– Dlaczego mnie pan uderzył? – zapytał oburzony szofer Stróżyk oficera, który wskoczył wtedy na stopień samochodu. – Czy pan wie, kim jestem?
  
Na to szybko zareagował mężczyzna ubrany po cywilnemu, który towarzyszył obydwu oficerom w mundurach lotnictwa:

– Ty jesteś łobuz! Szofer!  
– Sam jesteś łobuz! – odpyskował mu Stróżyk.

I to było ostatnie, co powiedział. Cywil momentalnie wyciągnął rewolwer i z odległości może dwóch metrów strzelił szoferowi prosto w serce. Jeden z policjantów doskoczył do cywila i odebrał mu broń. Cywil zaś usiadł i ukrył twarz w dłoniach.

Cywilem tym był Stefan Pawlikowski. Wielokrotnie odznaczany bohater wojny polsko-bolszewickiej, który do Polski wrócił z Francji wraz z Błękitną Armią generała Hallera. W chwili zdarzenia był kapitanem i zaledwie trzy tygodnie wcześniej objął dowództwo III Dywizjonu Myśliwskiego w 1 Pułku Lotniczym w Warszawie.

Z aresztu w komendzie miasta zwolniono, na drugi dzień, dwóch pozostałych oficerów – kapitana Konarskiego i porucznika Orlińskiego (tego samego, który zaledwie kilka miesięcy później dokonał słynnego przelotu Warszawa - Tokio – Warszawa). Kapitana Pawlikowskiego przewieziono zaś do więzienia wojskowego, mieszczącego się wtedy przy ulicy Dzikiej w Warszawie, gdzie miał oczekiwać na proces.

I proces się odbył.  

Nie da się dziś ustalić, czy od początku taktyką obrony było kwestionowanie psychiki kapitana Pawlikowskiego, czy też faktycznie coś było jednak "na rzeczy" w tym przypadku. Zeznania niektórych świadków bowiem twierdziły, że kapitan Pawlikowski miewał zdarzenia z bronią, których później nie pamiętał, a adwokat obrony zwracał uwagę na to, że pilot miał za sobą 10 lat wyczerpującej nerwowo służby w lotnictwie wojskowym oraz równie, o ile nie bardziej, obciążający psychikę udział w I wojnie światowej i wojnie polsko-bolszewickiej. Tak czy inaczej, sąd przychylił się do argumentów obrońcy i skierował kapitana na badania psychiatryczne w Szpitalu Ujazdowskim.  

Już samo to, spowodowało dodatkowe oburzenie opinii publicznej, domagającej się surowego wyroku za popełniony czyn. Celowały w tym zwłaszcza gazety, czy to lewicowe, czy branżowe, takie jak "Szofer Polski". Także pogrzeb Henryka Stróżyka na cmentarzu na warszawskim Bródnie zgromadził dużą liczbę uczestników. Gazety donosiły, że za trumną z ciałem szofera podążała kolumna ponad tysiąca samochodów, głównie taksówek, i że, tuż po pogrzebie, kierowcy pożegnali szofera Stróżyka klaksonami samochodowymi.

Badanie psychiatryczne kapitana Pawlikowskiego, przeprowadził ówczesny kierownik oddziału psychiatrycznego Szpitala Ujazdowskiego, pułkownik Jan Nelken, psychiatra z dużym doświadczeniem w tej dziedzinie i renomą na skalę europejską. Powołany jako biegły, w swej ekspertyzie oświadczył, że w kapitanie jest jakby drugi człowiek. Obok tego opanowanego i spokojnego Stefana Pawlikowskiego, jest też Stefan Pawlikowski, który jest popędliwy, awanturniczy i przeczulony na punkcie honoru. Jak stwierdził ten drugi Pawlikowski jest: "niezrównoważonym, drażliwym typem na wskroś neurotycznym, a w momencie krytycznym rozumienie zarzucanych mu czynów, jak i kierowanie swym działaniem w czasie przestępstwa były znacznie obniżone". Tym niemniej orzekł również, że Pawlikowski jest psychicznie zdrów.

Na podstawie opinii biegłego psychiatry obrońca wnosił o wyrok nie skazujący kapitana na karę więzienia (bywały takie precedensy w ówczesnej Polsce, że w podobnych sprawach zapadał wyrok uniewinniający). Sąd jednak do tego się nie przychylił, aczkolwiek wyrok – przynajmniej jak na nasze współczesne standardy – nie był wysoki. 8 listopada 1926 roku Wojskowy Sąd Okręgowy skazał kapitana Pawlikowskiego na wydalenie z wojska, degradację i odebranie odznaczeń, oraz na trzy lata więzienia. Nawet i w tamtych czasach jednak opinia publiczna uważała wyrok za skandalicznie niski. W jednej z gazet ukazał się rysunek satyryczny będący formą komentarza do wyroku w tej sprawie. Na nim adwokat instruuje klienta: "Nie bądź pan głupi, udawaj wariata...".

Sprawa jednak nie jest taka prosta, jakby się wydawało...

Po pierwsze. Wspomniana opinia biegłego psychiatry, która wskazuje na te cechy Pawlikowskiego, które doprowadziły do tej tragedii.

Po drugie. Psychiatra wspomniał, że Pawlikowski był popędliwy i awanturniczy. Cóż... Właściwie taki być musiał. Ówczesne lotnictwo (daleko mniej bezpieczne niż dziś), zwłaszcza myśliwskie i zwłaszcza w międzywojennej Polsce, nie brało w swoje szeregi pierwszych z brzegu. Ci ludzie, poza takimi rzeczami jak doskonałe zdrowie czy odpowiednie wykształcenie i zdolności do przedmiotów ścisłych, musieli mieć odpowiedni charakter. Cechy charakteru, takie właśnie jak ta "popędliwość" były pożądanymi. Bo myśliwiec musi mieć pewien poziom agresji. To jest po prostu nieodzowne w tym zawodzie a już szczególnie w tamtych czasach, kiedy nie wystarczało nacisnąć guzika i zapomnieć o sprawie, było. I takich ludzi przyjmowano (i potem z nich dodatkowo bardzo surowo odsiewano). Nie jest bowiem przypadkiem to, że później w czasie II wojny światowej, polscy piloci myśliwscy odnosili tak duże sukcesy. To kwestia z jednej strony poziomu szkolenia (ówcześnie chyba najlepszego na świecie), z drugiej właśnie cechy, jakimi się oni charakteryzowali. Niestety kij ma dwa końce i nie wychodziło to jedynie podczas walk powietrznych. To byli krewcy ludzie.

Po trzecie. Jakkolwiek oburzające, czy może nawet "barbarzyńskie", by się to nam – ludziom współczesnym – wydawało, takie były tamte czasy. I to ich "ofiarą" padł sam Pawlikowski. Stąd m. in. to jego przeczulenie na punkcie honoru.

W "Karierach oficerów w II Rzeczpospolitej" można przeczytać:

"W przypadku znieważenia lub obrazy munduru oficerowie niejednokrotnie dobywali broni, i to często w stosunku do cywilów. Na takie sytuacje zareagować musieli. Za brak reakcji po zniewadze groziło nawet usunięcie z korpusu oficerskiego lub bojkot towarzyski ze strony kolegów. Znieważyć oficera można było poprzez czynną napaść, zniewagę słowną lub niewłaściwe względem niego zachowanie. Szczególnie dużo przypadków użycia broni w obronie honoru oficera zdarzyło się w drugiej połowie lat dwudziestych. Oficerowie byli jednomyślni w tej kwestii. Uważano, że nawet kilka lat twierdzy nie powinno zatrzymać oficera przed użyciem broni po obrazie honoru lub munduru oficera.".

Takie były po prostu czasy. Co więcej. Warto do tego dodać, że Stefan Pawlikowski – podobnie jak wielu Polaków żyjących pod zaborami – rozpoczynał swoją wojskową karierę w armii jednego z zaborców, a konkretnie w armii carskiej. Kodeks oficera armii Imperium Rosyjskiego jasno mówił: "Dusza – Bogu, serce – kobiecie, obowiązek (wobec) – Ojczyzny, cześć (honor) – nikomu" (Душа — Богу, сердце — женщине, долг — Отечеству, честь — никому).

I nie było dla takich ludzi innej drogi. Tak byli wychowywani, to im wpajano, często od dziecka. I czasami takie też były tego skutki.  

Z drugiej strony, podobnie, jak w przypadku tych cech charakterologicznych pilotów myśliwskich – gdyby byli oni inni, gdyby uczono ich czegoś innego, nie byliby tacy, jacy byli. Tym samym, wiele wydarzeń historycznych – a w konsekwencji cały świat – mogłoby wyglądać nawet skrajnie inaczej (choćby na zasadzie "efektu motyla"), o ile w ogóle miałyby one miejsce – nie byłoby komu ukształtować ich w sposób, jaki znamy z historii, nie staliby się ci ludzie niejednokrotnie legendarnymi (wyobrażacie sobie np. że słynna obrona Westerplatte mogłaby nie mieć miejsca, a zamiast tego placówka od razu by się poddała?). Nie byłoby też do czego się odnosić potomnym, jeśli chodzi o tradycje i etos oficerski. I niekoniecznie to wszystko by nam – ludziom współczesnym – wyszło na dobre. A że miało to swoją cenę...  
Wszystko ją ma.

Sąd Najwyższy rozpatrzył ponownie sprawę zabójstwa dokonanego przez kapitana Pawlikowskiego. Swoim wyrokiem, zmienił poprzedni wyrok i skazał go na dwa lata twierdzy, przywracając mu jednocześnie stopień i odznaczenia.  30 czerwca 1927 roku, za "zabójstwo w obronie honoru oficera", kapitan Pawlikowski rozpoczął jego odsiadywanie w modlińskiej twierdzy. 30 czerwca 1928 roku został wypuszczony na wolność.

Warto tu chyba też wyjaśnić, że ówczesna "kara twierdzy" występowała jedynie w kodeksie wojskowym i nie równała się karze więzienia. Skazanego zamykano w twierdzy, na terenie której dana osoba mogła swobodnie przebywać, poruszać się, a nawet przyjmować odwiedzających. W czasie jej odsiadywania oficerowie często zajmowali się zagadnieniami z zakresu teorii wojskowości, a czas "odsiadki" wliczano im do czasu normalnej służby.

Opinia publiczna – a przynajmniej jej część – nie była pewnie zadowolona z obrotu sprawy. Gazeta "Robotnik" napisała w swym artykule na ten temat takie podsumowanie: "Wyroków sądowych nie wolno krytykować, wstrzymujemy się przeto od komentarzy, mimo iż słowa krytyki aż cisną się pod pióro.".

Po odzyskaniu wolności, kapitan Pawlikowski powrócił do czynnej służby w lotnictwie polskim. W sierpniu 1938 roku został dowódcą 1 pułku lotniczego. Po  przekształceniu pułku – tuż przed wybuchem wojny – w Brygady: Bombową i Pościgową, pułkownik Pawlikowski objął dowództwo tej ostatniej, dowodząc nią podczas kampanii wrześniowej. Po zakończeniu kampanii przedostał się do Francji, gdzie brał udział w tworzeniu jednostek lotnictwa polskiego na Zachodzie. Potem trafił do Wielkiej Brytanii, gdzie będąc oficerem łącznikowym przy brytyjskim Fighter Command, w praktyce dowodził polskim lotnictwem myśliwskim. Ochotniczo brał też udział w lotach bojowych.  

Zginął w czasie jednego z nich, przeprowadzanego nad okupowaną Francją, 15 maja 1943 roku. Nie wiadomo dokładnie, w jakich okolicznościach miało to miejsce, ale jego zestrzelony Supermarine Spitfire Mk IX rozbił się na wybrzeżu koło miejscowości Meuvaines.

___________________

Na marginesie. Jakimś dziwnym zrządzeniem losu, dokładnie tego samego dnia – 29 czerwca 1926 roku – w którym Stefan Pawlikowski zabił warszawskiego szofera Stróżyka, w Polsce miało miejsce inne zdarzenie, z udziałem oficera i szofera, które zakończyło się równie tragicznie. W Nowojelni (dzisiejsza Białoruś) na skutek kłótni pomiędzy szoferem a oficerem Wojskowego Instytutu Geograficznego, kapitanem Bohdanem Zagrajskim, wspomniany kapitan zastrzelił szofera prawdopodobnie z tych samych motywów, jakie miał pułkownik Pawlikowski. Odpowiadał z wolnej stopy. Nie udało mi się dotrzeć do wyroku w tym wypadku, ale pewnie także nie był surowy.

MEM

opublikowała opowiadanie w kategorii felieton i historyczne, użyła 1967 słów i 12498 znaków. Tagi: #historia #lotnictwo #pilot #Pawlikowski #zabójstwo

2 komentarze

 
  • merlin

    @MEM"patriotyzm to było to co robili żołnierze podziemia w czasie okupacji, a nie strzelanie do bezbronnego człowieka."

    Tak. Tylko ponownie: to jest ocena wynikająca przede wszystkim z naszego współczesnego standardu. Tym samym jest obciążona błędem, bo nie bierze pod uwagę ówczesnych realiów.  

    Czyżby takie rzeczy jak empatia, otwarcie na drugiego były płynne, zależne od czego?
    Czy wzorem patrioty może być osławiony "Ogień" a może cała brygada świętokrzyska i i dobre stosunki jej dowództwa z okupantem?

    11 lut 2019

  • MEM

    @merlin "Czyżby takie rzeczy jak empatia, otwarcie na drugiego były płynne"

    Oczywiście, że jest to do pewnego stopnia płynne.  

    "zależne od czego?"

    Zależne od wielu czynników. Od okoliczności, od wychowania w danym społeczeństwie i jego normach, od cech charakteru, od tego, co się przeżyło, od poziomu wykształcenia i inteligencji itd..

    "Czy wzorem patrioty może być osławiony "Ogień" a może cała brygada świętokrzyska i i dobre stosunki jej dowództwa z okupantem?"

    Wzorem pewnie dla niektórych – bo to także jest dość względne – natomiast NSZ wymyka się jednoznacznym ocenom. Po pierwsze, oni także walczyli z tym samym okupantem (mogli mieć inne poglądy na wiele różnych kwestii, ale walczyli i ginęli tak samo). Po drugie, ta "kolaboracja", o którą się oskarża Brygadę Świętokrzyską, to też jest dość złożona sprawa. To my dziś mamy do dyspozycji dane historyczne, które powodują, że nam się łatwo coś ocenia (i czasem pochopnie). Oni ich nie mieli, tak jak Ty nie wiesz np. w jakiej sytuacji los postawi Cię jutro. Poza tym jest też pewien racjonalizm w postrzeganiu zagrożenia, jakim było ZSRR dla Polski (i zresztą dla reszty świata także). NSZ więc zachowało się do pewnego stopnia pragmatycznie: Niemcy praktycznie były już pokonane, więc ukierunkowano się na nowy cel – próbę zwalczenia zagrożenia radzieckiego. Cokolwiek by złego nie powiedzieć na temat NSZ, to ma to działanie pewien sens z pewnego punktu widzenia. I z tej perspektywy nie da się jednoznacznie określić jako jakaś zdrada.

    Ludzi takich jak "Ogień" też nie da się – przy próbach zachowania jakiegoś obiektywizmu – jednoznacznie ocenić.

    Natomiast we wszystkich oddziałach partyzanckich zdarzali się ludzie popełniający zbrodnie, i to jest fakt. Ale powstaje pytanie, czy pojedyncze osoby stanową regułę czy wyjątek? Bo trudno jest powiedzieć, że skoro ktoś należący do ówczesnego polskiego podziemia popełnił jakąś zbrodnię, to od razu całe podziemie trzeba odsądzić od czci i wiary. Tak jak i zresztą dzisiaj, wobec rzeczy dziejących się we współczesnym świecie, czasem takie oceny są nietrafione. Np. we Wrocławiu na komendzie policji torturowano i zamordowano aresztowanego, ale czy cała policja z automatu jest zbrodniczą organizacją, czy po prostu trafiły się czarne owce (czego nigdy do końca nie da się przewidzieć, a już zwłaszcza nie dało się przewidzieć w czasie takim, jak II wojna i niemiecka okupacja)?  


    Zaś w przypadku samego pułkownika Pawlikowskiego. Starałam się możliwie obiektywnie przedstawić całość zdarzenia, okoliczności i przyczyny, przez które sprawa potoczyła się tak a nie inaczej. Nie opowiadam się tu za żadną ze stron (choć uważam pobudki sądu skutkujące takim dla niego wyrokiem za sensowne), podobnie jak AnonimS: "nie pochwalam zabójstwa ale rozumiem jego podłoże".

    12 lut 2019

  • merlin

    @MEM Nie sugerowałem, że całe podziemie składało się z ludzi pokroju Ognia czy też członków brygady świętokrzyskiej ale nic mnie nie przekona, że mogą stanowić wzór do naśladowania. Morderstw niewinnych cywilów nic nie może usprawiedliwić nieprawdaż?
    Moim skromnym zdaniem kalają oni  wizerunek prawdziwych patriotów żołnierzy podziemia nieważne czy z Armii Krajowej, Batalionów Chłopskich czy też AL.

    12 lut 2019

  • MEM

    @merlin "Nie sugerowałem, że całe podziemie składało się z ludzi pokroju Ognia czy też członków brygady świętokrzyskiej ale nic mnie nie przekona, że mogą stanowić wzór do naśladowania. Morderstw niewinnych cywilów nic nie może usprawiedliwić nieprawdaż?"

    Oczywiście, że morderstw na niewinnych nic nie usprawiedliwia. Z drugiej strony, taka zagwozdka. W czasie II wojny, będący w potrzebie Rosjanie, wypuszczali z więzień i łagrów więźniów. Często politycznych ale także i prawdziwych przestępców. Dawali im szansę "odkupić winy" na froncie. I teraz pytanie, jak kogoś takiego ocenić? Bo dajmy na to, że był mordercą, nawet i wielokrotnym, i za to siedział. Czy w momencie pójścia na front i walczenia na nim, jest bohaterem (dodatkowo wartym naśladowania)? A może apiać trzeba go wsadzić do paki? A może znów "zejdzie na złą drogę", bo często to leży w naturze człowieka?

    Na niektóre rzeczy nie ma jasnych i niepodważalnych odpowiedzi.

    A co do tego wzoru do naśladowania. Sprawa też nie jest taka prosta. Nikt bowiem nie jest ideałem. Jest wiele autorytetów (historycznych, współczesnych, bez różnicy), którzy nie byli – przynajmniej w niektórych kwestiach – kryształowymi postaciami. Z NSZ jest podobny problem. Zarzuca im się współpracę (bardzo ograniczoną zresztą) z Niemcami, podczas gdy pobudka, z jaką się tej współpracy podjęli, jest bardzo pragmatyczna i jej zamysłem było dobro kraju (więc niejako wyższe), a więc trudno im na tej podstawie odmówić poczucia patriotyzmu.  

    Na marginesie. Jest takie powiedzenie, że zbrodniarz dla jednych, może być bohaterem dla drugich. Całkiem zresztą prawdziwe, skoro nikt nie ma monopolu na prawdę a ocenia wg swoich poglądów i przekonań.

    "Moim skromnym zdaniem kalają oni wizerunek prawdziwych patriotów żołnierzy podziemia nieważne czy z Armii Krajowej, Batalionów Chłopskich czy też AL."

    Żadna z tych formacji święta nie była. W oddziałach AK także zdarzały się przypadki dokonywania zbrodni wojennych. Armii Ludowej podobnie (Tym bardziej, że jako podlegająca Moskwie – było nie było jednemu z agresorów i okupantów, więc czym to się różni, poza skalą, od współpracy na linii Niemcy-NSZ? – zwalczała (a więc szkodziła) polskie podziemie, by ułatwić Ruskim późniejsze przejęcie władzy. Jaki to patriotyzm?). BCh z tego są chyba najmniej obciążone, ale także i one nie są kryształowe.  

    Druga sprawa to czasy i okoliczności twgo wszystkiego, które powodowały, że nic nie było tak proste i jednoznaczne jak się nam, z perspektywy czasu i tego, że nie jesteśmy postawieni w takich realiach, nieraz wydaje wydaje. Nie jest to usprawiedliwienie, ale jedynie stwierdzenie faktu, że ludzie padają nieraz ofiarą okoliczności, a te są, zwłaszcza w czasie wojny, złożone i bardzo pogmatwane.

    13 lut 2019

  • AnonimS

    Można dwojako rozpatrywać ten przypadek . Pod kątem prawa i wtedy działanie pilota jest naganne i powinno podlegać surowej karze więzienia. I pod kątem honoru oficera i wtedy wyrok nie wydaje się zbyt łagodny.  Bo ten honor powodował,  że Ci ludzie ginęli bez wahania za ojczyznę, nierzadko popełniając samobójstwo  żeby nie iść  do niewoli.  Bo ten honor i poczucie patriotyzmu  był przyczynkiem do tego że Polska miała największą armię podziemną w Europie.  Że kapitanowie marynarki tonęli że swoimi okrętami.  I też to że walczyli po wojnie z komuną płacąc cenę najwyźszą,  grzebani w nieznanych miejscach.  Trafnie to przdestawiłaś, może ludzie czytając ten tekst,  zastanowią się  na czym polega patriotyzm.

    10 lut 2019

  • merlin

    @AnonimS Jeśli głupotę i wybujałe ego utożsamiasz z patriotyzmem to gratuluję.

    @Mem "I nie było dla takich ludzi innej drogi. Tak byli wychowywani, to im wpajano, często od dziecka. I czasami takie też były tego skutki." przypomnij sobie postępowanie Niemców w czasie wojny też byli tak wychowani ale czy to ich usprawiedliwia?

    10 lut 2019

  • AnonimS

    @merlin czytaj że, zrozumieniem. Takie były czasy. Po  123 latach niewoli znaczna część oficerów pochodziła z armii zaborców.  Dlatego mundur żołnierza i oficera był jak świętość.  Nie pochwalam zabójstwa ale rozumiem jego podłoże.  Późniejsze losy oficera Pawlikowskiego pokazały że niski wyrok dał mu możliwość odkupienia tej winy. Zapoznajcie się z " Polski kodeks honorowy (znany też jako kodeks Boziewicza) – publikacja z 1919 dotycząca zasad postępowania honorowego, a w tym odbywania pojedynków, autorstwa Władysława Boziewicza. W Polsce międzywojennej podstawowy dokument (choć pozaprawny) regulujący te zasady.
    W Kodeksie daje się zauważyć próbę uwspółcześnienia zasad dotyczących pojedynków. Za osoby "honorowe" tzn. zdolne do pojedynku uważa się nie tylko szlachtę, ale również osoby płci męskiej, które z powodu wykształcenia, inteligencji osobistej, stanowiska społecznego lub urodzenia wznoszą się ponad zwyczajny poziom uczciwego człowieka w tym z wykształceniem co najmniej średnim lub wykonujących zawody twórcze, a także sprawujących ważne funkcje społeczne ([...]W myśl tej zasady należy udzielić satysfakcji honorowej wieśniakowi, który jest posłem na sejm. - Art. 5).
    Autor wykazuje też troskę o to, by pojedynek spowodował możliwie mały uszczerbek na zdrowiu (stąd np. wskazuje na wymóg dezynfekcji broni białej). Zakazuje też pojedynków toczonych z założenia do śmierci jednego z uczestników. W stosunku do czasów wcześniejszych zawęża też rodzaj broni uznawanej za honorową. Z drugiej jednak strony nie dopuszcza przeprosin czy usprawiedliwienia już po ustaleniu warunków pojedynku (można to zrobić wcześniej lub już po odbytym pojedynku). Odradza też (choć dopuszcza) pojedynki "do pierwszej krwi" skoro tego rodzaju warunek sprowadza pojedynek do rzędu zabawy, w której lekkie zadraśnięcie daje możność uchodzenia za taniego bohatera (Art. 230)" . Znaj historię mociumpanie.  :)

    10 lut 2019

  • MEM

    @AnonimS "Trafnie to przdestawiłaś, może ludzie czytając ten tekst, zastanowią się na czym polega patriotyzm."  

    I taki był jeden zamysłów. Ale tak poza tym, to sama historia mnie zaciekawiła, gdy przypadkiem natknęłam się na wzmiankę w Wikipedii. Pogrzebałam trochę w internecie, natrafiłam na kilka archiwalnych tekstów z ówczesnej prasy. No i wyszedł z tego materiał na ten tekst.

    Ale z tym patriotyzmem to wychodzi nieraz różnie, choć niezamierzenie ze strony danych patriotów. I w sumie trudno to jednoznacznie oceniać. Kapitan Raginis – dowódca obrony Wizny – dał słowo, że albo utrzyma pozycję albo zginie. Nikt tego od niego nie wymagał poza nim samym – to leżało w jego mentalności, nie potrafił inaczej. I faktycznie, po kapitulacji popełnił samobójstwo. Pułkownik Dąbek, dowodzący Lądową Obroną Wybrzeża, w momencie kapitulacji zrobił podobnie. Z jednej strony słowo i honor oficera. Z drugiej... olbrzymie marnotrawstwo, bo tacy ludzie są potrzebni przede wszystkim żywi. Tu się bardziej skłaniam do słynnej opinii generała Pattona, który mawiał, że: nie masz zginąć za ojczyznę, ale sprawić, żeby inny sukinsyn zginął za swoją.  

    No i w tym wszystkim jest cały nierozwiązywalny chyba szkopuł. Z jednej strony tacy ludzie są potrzebni żywi, z drugiej są tacy, jacy są, właśnie dlatego, że dokonują takich wyborów. Gdyby tego nie robili, nie byliby tymi wzorcami (z braku lepszego określenia pod ręką), tym samym – jakkolwiek źle to nie zabrzmi – ich wartość jako "tych żywych" by spadła. Nierozwiązywalny dylemat.

    10 lut 2019

  • AnonimS

    @MEM owszem. Ale dobrze ze to napisalaś bo ludzie często teraz mysła co om ojczyzna zapewni a nie odwrotnie. To ze nie ma obowiazkowej zasadniczej sluzby wojskowej tez ma swoje znaczenie.

    10 lut 2019

  • MEM

    @merlin "Jeśli głupotę i wybujałe ego utożsamiasz z patriotyzmem to gratuluję."

    To nie była głupota i ego. To był skutek wychowania w tamtej epoce. Ci ludzie mieli inną mentalność i z tego wynikał odmienny od nam współczesnego system wartości.  

    "przypomnij sobie postępowanie Niemców w czasie wojny też byli tak wychowani ale czy to ich usprawiedliwia?"

    Nie usprawiedliwia, ale też nie jest to to samo.  Niemcy w czasie II wojny – choć nie wszyscy – popełniali zbrodnie na masową skalę. Zbrodnie, które nie mieściły się nie tylko w jakimś kodeksie honorowym oficera, ale wykraczały poza rozumowanie człowieka, i to nie tylko tego tzw. cywilizowanego. Natomiast ci Niemcy, którzy popełniali te zbrodnie, nie byli wychowywani na zbrodniarzy. Czyli to nie leżało w tym, co im wpojono, lecz w ich własnym wyborze czy w skrzywieniu, które ich dopadło gdzieś po drodze w trakcie ich życia. Popatrz na taki przykład. Hermann Goering w czasie pierwszej wojny światowej był oficerem kajzerowskiego lotnictwa. Służył z ludźmi pokroju Manfreda von Richthofena, którzy odznaczali się pewnego rodzaju galanterią wobec przeciwnika. A jednak Goering skończył jako zbrodniarz wojenny i zbrodniarz przeciwko ludzkości. Być może tak samo skończyłby i sam Richthofen, gdyby nie zginął w czasie I wojny. W końcu jego kuzyn, Wolfram von Richthofen, był zbrodniarzem z hitlerowskiej Luftwaffe.

    Także to nie jest to samo, co w przypadku Pawlikowskiego. On nie chodził po ulicach, szukając, kogo by tu można odstrzelić i się z tego wywinąć, zasłaniając obroną honoru oficerskiego. On w takiej sytuacji nie mógł inaczej zareagować. Tego go uczono, tego od niego wymagano, taki miał sposób rozumowania – mentalność. A mentalności nie zmienia się na pstryknięcie palcem. Ukształtowana, jest praktycznie nie do zmiany, chyba, że pod wpływem bardzo silnych przeżyć. Na to wszystko nałożyły się cechy charakteru typu porywczość i ten pewien poziom agresji wymagany od ówczesnych pilotów myśliwskich. Stąd szybkość reakcji podczas tego morderstwa na komisariacie. Taka szybkość reakcji jest możliwa wtedy, gdy rozumowanie człowieka jest ograniczone do pewnych wpojonych mu wcześniej podstaw. On się nie zastanawia, nie roztrząsa sytuacji, tylko reaguje, niejako instynktownie, bazując jedynie na samych podstawach, które w tej swojej mentalności ma. Czyli facet obraził, więc reakcja i kategorie myślenia sprowadzają się w tym momencie tylko do tego, cała reszta wtedy nie istnieje. I nie chodzi o to by go usprawiedliwiać w ten sposób, tylko, żeby poznać i zrozumieć jego motywację.

    10 lut 2019

  • MEM

    @AnonimS "Ale dobrze ze to napisalaś bo ludzie często teraz mysła co om ojczyzna zapewni a nie odwrotnie."

    Tu się przypomina znane przemówienie Kennedy'ego, mówiące: nie pytaj, co Ameryka może zrobić dla ciebie, ale co ty możesz zrobić dla Ameryki. :) Ludzie na co dzień chyba nie zastanawiają się nad tym, że interes państwa jest także ich interesem, bo prosperujący i dobrze działający kraj zapewnia im bezpieczeństwo i dobrobyt.

    "To ze nie ma obowiazkowej zasadniczej sluzby wojskowej tez ma swoje znaczenie"

    A tu się nie zgodzimy. :) Jest niewiele sensu w tym, by ktoś spędził 2-3 lata życia (w trakcie których może zrobić coś innego, może nawet sensowniejszego) na siedzeniu w koszarach i "czyszczeniu kibli szczoteczką". Tym bardziej, że czasy się zmieniły w olbrzymi sposób i dziś nie potrzebujemy takich wynalazków jak obowiązkowy pobór czy jak np. Obrona Terytorialna (straszne marnotrawstwo środków i wręcz kretynizm decydentów, którzy ją powołali), tylko nowoczesnego sprzętu. A do jego obsługi potrzeba specjalistów, a nie łebka, często niedostatecznie wykształconego, zaciągniętego na parę miesięcy w kamasze, którego z idiotycznych, i idiotycznie pojmowanych, oszczędności wyposaży się w rozklekotanego kałasznikowa, z którego wystrzela może magazynek, a w weekend wypcha się do domu na przepustkę tylko dlatego, że przez dwa dni nie trzeba go będzie karmić. To jest w takim wypadku nic innego, jak produkcja mięsa armatniego na "styl radziecki". Nie ma nic wspólnego z współczesnymi realiami, tym samym jest bezsensownym marnowaniem środków i nie daje żadnej możliwości skutecznej obrony (albo choćby odstraszania potencjalnego przeciwnika).

    Armię potrzebujemy zawodową i możliwie nowocześnie uzbrojoną (choć to kosztuje).

    Natomiast nic nie stoi na przeszkodzie by np. w ramach szkolnej edukacji były sensownie prowadzone lekcje przysposobienia obronnego, oraz by był dla obywateli szeroki dostęp do strzelnic i broni – tańszy koszt, a lepsze efekty.

    10 lut 2019

  • MEM

    @AnonimS "Takie były czasy. Po  123 latach niewoli znaczna część oficerów pochodziła z armii zaborców.  Dlatego mundur żołnierza i oficera był jak świętość.  Nie pochwalam zabójstwa ale rozumiem jego podłoże."

    Dokładnie tak.

    10 lut 2019

  • merlin

    @MEM wybacz ale przypomina to tłumaczenie polityków dobrej zmiany. Powiedz w jaki sposób ten nieszczęsny taksówkarz uraził godność tego oficera, może to że trąbił żeby ostrzec przed niebezpieczeństwem było wystarczającym powodem?.
    A jeśli chodzi o kodeks Boziewicza to w jego świetle faktycznie ten oficer nie mógł nic innego zrobić jak zastrzelić tego taksówkarza, przecież to nie był człowiek honorowy tylko zwykły szofer. Mam również gorącą prośbę do @AnonimS  patriotyzm to było to co robili żołnierze podziemia w czasie okupacji, a nie strzelanie do bezbronnego człowieka.

    10 lut 2019

  • MEM

    @merlin "wybacz ale przypomina to tłumaczenie polityków dobrej zmiany."

    W czym przypomina?

    "Powiedz w jaki sposób ten nieszczęsny taksówkarz uraził godność tego oficera, może to że trąbił żeby ostrzec przed niebezpieczeństwem było wystarczającym powodem?."

    Nie tym, że na niego zatrąbił. Tym, że użył wobec niego słów obraźliwych. Weź pod uwagę też to, że z tego była jeszcze na tamtej ulicy spora awantura, której szczegółów prasa nie umieściła, więc nie wiadomo, jak długo jakieś obraźliwe słowa były w trakcie tej kłótni wypowiadane. Po prostu, w którymś momencie przebrała się miarka i zgodnie z ówczesnymi standardami (i własnym charakterem, systemem wartości) coraz bardziej podminowany Pawlikowski musiał zareagować.

    "patriotyzm to było to co robili żołnierze podziemia w czasie okupacji, a nie strzelanie do bezbronnego człowieka."

    Tak. Tylko ponownie: to jest ocena wynikająca przede wszystkim z naszego współczesnego standardu. Tym samym jest obciążona błędem, bo nie bierze pod uwagę ówczesnych realiów.

    Ponadto, o ile korpus oficerski zgadzał się pewnie z Pawlikowskim (ba, ewidentnie tego właśnie od niego wymagał - to nie było "widzimisię" Pawlikowskiego), o tyle opinia publiczna była co najmniej podzielona. Co oznacza, że zmiany w społeczeństwie – ta ewolucja, która doprowadziła do tego, że dziś żyjemy w innych realiach – już następowały. Skłaniałabym się zresztą do tego, że samemu Pawlikowskiemu nie uśmiechało się dokonywać takich rzeczy jak to zabójstwo. Ale postawiony w takich okolicznościach, nie miał wyboru. No i jest jeszcze kwestia opinii z obserwacji psychiatrycznej, która twierdzi, że Pawlikowski miał w tym momencie ograniczony sposób rozumowania, co wynikało z tego, jaki miał charakter, mentalność. A wszystko razem do kupy wzięte, przemawia jednak na korzyść Pawlikowskiego niż przeciwko niemu. Nawet jeżeli jest to trudne do zaakceptowania, bo jednak szofer faktycznie był bezbronny i pewnie nie spodziewał się takiej reakcji. Tym bardziej, że do tego wszystkiego dochodzi szybkość, z jaką zdarzenie miało miejsce. To był impuls. Niemal jak afekt. A nawet dzisiejsze prawodawstwo inaczej każe osądzać zabójstwa z premedytacją a inaczej te w afekcie.

    10 lut 2019

  • AnonimS

    @merlin oczywiście że żołnierze podziemia.  Tyle że ich dowódcy to elita przedwojennych oficerów.  Popatrz Rosjanie wyniki sporo w Katyniu i innych obozach.  A Armia Krajową liczyła w 1944 roku 390 tys.  Armia Andersa około 210 tysięcy.  Armia na wschodzie w tych samych latach 44-45 też około 180-200 tysięcy z tym że na około 40 tysięcy oficerów połowę stanowili Rosjanie.  Czyli łącznie było to około 800 tys. Ludzi. Dla porównania siły wolnych Francuzów w 1944 roku liczyły 580 tysięcy.

    10 lut 2019

  • MEM

    @KontoUsunięte "śmakie czasy. Jak oficer wojska okupacyjnego zastrzeli cywila (powiedzmy czerwonoarmista), to mamy barbarzyństwo i bandytyzm w mundurze, jak zastrzeli "swój", to sorry, takie czasy."

    Nie udawaj, że nie rozumiesz różnicy między tymi przypadkami.

    ""Kodeks honorowy" - a bujajcie wy się z takim honorem."

    Nikt Ci nie każe go stosować. :P

    "Oficer lotnik wielki bohater, ocalacz ojczyzny"

    Czemu Cię to aż tak boli? Kompleksy jakieś, czy co...

    "- ciekawe ilu rzołnierzy z poboru podczas działań wojennych, wiedząc o zwyczajach i systemie wartości panów oficerów (de facto - nazywam tylko to, co opisałaś - subkultura pokroju subkultury kibolskiej) dało nogę, albo wbiło bagnet w plecy dowódcy, żeby się ratować."

    Gdyby było to powszechne, II RP nigdy by nie powstała, nigdy by się nie obroniła przed Armią Czerwoną w 1920 roku, a kampania wrześniowa, w najlepszym przypadku, przypominałaby francuską z maja 1940 roku. A jednak tak nie było...

    Czego tu chyba nie łapiesz, to tego, że korpus oficerski nie istniał w oderwaniu od reszty społeczeństwa. Był jego częścią, i jako taki, zarówno wpływał na społeczeństwo, jak i społeczeństwo wywierało na niego pewien wpływ. Jedno wynikało z drugiego. Takie były normy społeczne i pozostała część wojska i społeczeństwa to rozumiała (jak wolisz: godziła się z takim stanem rzeczy). Tym samym to, o czym mówisz (to z tymi bagnetami w plecach), nie miało miejsca, lub jeśli zdarzył się taki wypadek, to był on rzadki i skrajnie ekstremalny (i chyba przez zdecydowaną większość społeczeństwa potępiany).

    Poza tym w wojsku obowiązuje i musi obowiązywać dyscyplina. Tym samym żołnierze nie muszą kochać dowódcy ale muszą go szanować. I to wsio w temacie. Tam nie ma miejsca na samowolkę. A jak wojsko jest dobrze szkolone i przyjmuje odpowiednich ludzi, to potem nie ma takich problemów jak ten o którym wspomniałeś. Czyli alternatywy są dwie. Albo taka jak tu ( Youtube: "Красивейший эпизод из фильма Адмиралъ" ) albo taka jak tu ( Youtube: массовые убийства офицеров (весна 1917)). Innej opcji nie ma. I zgadnij na której w przypadku tych przykładów Rosjanie by wyszli lepiej... To – taki właśnie przykład – by było tyle na temat "praktycznych skutków takiego honoru".  

    "(de facto - nazywam tylko to, co opisałaś - subkultura pokroju subkultury kibolskiej)"

    Pozostaje Ci się cieszyć, że nie trafiłeś na Pawlikowskiego z takimi określeniami. Bo mógłbyś wylądować obok szofera. ;)

    10 lut 2019

  • MEM

    @AnonimS "oczywiście że żołnierze podziemia. Tyle że ich dowódcy to elita przedwojennych oficerów."  

    Właśnie.

    "Popatrz Rosjanie wyniki sporo w Katyniu i innych obozach."

    I zrobili to z rozmysłem. Niszcząc kadrę, zniszczyli armię i poprzez to ułatwili sobie kontrolę najpierw nad tzw. Ludowym Wojskiem Polskim a potem nad całym krajem. To była w mniejszej skali powtórka z sowieckich doświadczeń z czasów rewolucji październikowej. Jako społeczeństwo, Rosjanie się z tego (rewolucji) nie podnieśli do dziś.

    10 lut 2019

  • MEM

    @KontoUsunięte "Mord to mord."

    Miedzy morderstwem a zabiciem istnieje pewna, ważna, różnica. Diametralnie czym innym jest przykład, który wcześniej podałeś ( "Jak oficer wojska okupacyjnego zastrzeli cywila (powiedzmy czerwonoarmista), to mamy barbarzyństwo i bandytyzm w mundurze" ), od tego zdarzenia, które opisałam w felietonie. Bo po pierwsze, co ten przykładowy czerwonoarmista w ogóle tu robił? Nikt go nie zapraszał. Po drugie, okoliczności są skrajnie inne. Najczęściej do takiego mordu ze strony okupanta dochodziło jedynie na podstawie tego, że ofiara była innej narodowości. To po prostu nie jest, i nigdy nie będzie, to samo.

    "Z tym że kiedy morduje ten, kto miałby bronić, a państwo (w osobach sędziów) mordercę chroni, to przeciętny taksówkarz może sobie zadać pytanie, czy to państwo i ci ochraniarze to oby na pewno jego państwo i jego ochraniarze."

    Owszem. Ale przecież taksówkarz, wychowany w tego typu społeczeństwie, też powinien przynajmniej w jakimś stopniu zdawać sobie sprawę, po jak cienkim lodzie stąpa. Jeśli dajmy na to policja użyje wobec kogoś broni, to też będziesz mówił, że gość powinien zadać sobie pytanie, czy to na pewno "jego państwo i jego ochroniarze"?  

    Poza tym państwo wcale nie "chroniło mordercy". Państwo zrobiło proces, rozważyło wszystkie aspekty, i wydało wyrok skazujący w świetle obowiązującego prawa (i co więcej, wydało wyrok skazujący w sytuacji, gdy powszechnym było uniewinnienie w tego typu sprawach). Tym samym nie ma żadnych podstaw do tego twierdzenia, że państwo ochroniło sprawcę zabójstwa.

    "Jasne, że armia nie istniała w próżni i szerokie społeczeństwo nie było moralnie i mentalnie drastycznie lepsze."

    No więc o co Ci chodzi? Masz pretensje podobne do tych, jakie byś miał do np. XIX-wiecznych Amerykanów, że mieli niewolników. Oceniasz całość współczesną miarą, która, nie licząc tego, że sama nie jest idealna, nie pasuje do ówczesnych realiów, których w ogóle nie chcesz brać pod uwagę. Co więcej, kwestia oceny, które społeczeństwo "moralnie i mentalnie" jest lepsze, jest bardzo względna. Tym bardziej więc nie ma podstaw do takiego osądu.

    "Uważam tylko, że mentalność obszczymurka każąca obić mordę za krzywe spojrzenie (albo zabić za brak poddańczych pokłonów przed mundurem) osłabia państwo a nie wzmacnia i nie jest powodem do dumy."

    No OK, tylko, że jak tak stawiasz sprawę, to znaczy to tylko, że nie rozumiesz różnicy pomiędzy tym "obszczymurkiem" obijającym gębę za krzywe spojrzenie a tego rodzaju sytuacją, jaka była opisana. A skoro nie rozumiesz różnicy, to jak chcesz to oceniać?

    Czy osłabia to (co o czym mówi ta historia z 1926 roku) czy wzmacnia państwo, to także jest kwestia względna. Po pierwsze, oficerowie WP nie byli jakimiś żulami, do których ich porównałeś. Coś sobą reprezentowali. Po drugie, które społeczeństwo jest silniejsze? To, w którym nie ma żadnych wartości, czy to, które jakimiś się kieruje (albo stara się kierować)? Bo w tym rzecz. Pawlikowski nie zrobił tego na swoje widzimisię, jak przytoczeni przez Ciebie przykładowi czerwonoarmiści czy jakiś żul szukający zaczepki. A jakie jednostki, takie i całe społeczeństwo. Stąd różnica np. pomiędzy naszym z czasów II RP a sowieckim z tej samej epoki.

    Natomiast co do tej dumy z tego, że to zdarzenie miało miejsce. Czy ktoś był z tego dumny? Ani tu takie stwierdzenie nigdzie nie padło, ani prawdopodobnie i sam Pawlikowski nie był zadowolony z tego, co się zdarzyło, o dumie nawet nie mówiąc. Czyli ukułeś sobie teorię i urabiasz na siłę do niej argumentację.

    "psychole i zwyrole bywają wszędzie. Zdrowe społeczeństwo traktuje ich jak psycholi i zwyroli"

    Zgoda. Sęk w tym, że Pawlikowski nie należał do żadnej z tych grup, które wymieniłeś. I sam pewnie o tym wiesz. A więc znów argumentacja jest wyszukana "na siłę" bez żadnego podparcia.

    10 lut 2019

  • Czytelnik2

    @MEM Kilka paradoksów a'propos wychowania i patriotyzmu. Herman Goering miał brata - Alberta, który był antynazistą i pomagał żydom. W armii III Rzeszy marszałkiem lotnictwa był Erhard Milch (po II WŚ skazany przez aliantów na dożywocie), którego ojciec pochodził z zasymilowanej rodziny żydowskiej.

    11 lut 2019

  • MEM

    @Czytelnik2 "Kilka paradoksów a'propos wychowania i patriotyzmu. Herman Goering miał brata - Alberta, który był antynazistą i pomagał żydom. W armii III Rzeszy marszałkiem lotnictwa był Erhard Milch (po II WŚ skazany przez aliantów na dożywocie), którego ojciec pochodził z zasymilowanej rodziny żydowskiej. "

    Tak. To zresztą dobrze pokazuje, że pojedyncze jednostki mogą być "bardziej odporne" na panujące normy społeczne, które im się od dziecka wpaja, co skutkuje innymi ich zachowaniami, niż wynikałoby to z ich wychowania, lub gdzieś w którymś okresie ich życia dzieje się coś, co powoduje u nich zmiany w późniejszym rozumowaniu i postępowaniu ( tak, jak wspomniałam w jednym z komentarzy: "ci Niemcy, którzy popełniali te zbrodnie, nie byli wychowywani na zbrodniarzy" ). I działa to w obie strony: zarówno w przypadku pozytywnym jak i negatywnym. Większość jednak te normy społeczne, w których jest wychowywana i żyje "bierze jako swoje" (my dziś przecież także). A nawet i ci, którzy są bardziej odporni na tego rodzaju indoktrynację, przynajmniej częściowo te normy wchłaniają.

    12 lut 2019

  • MEM

    @KontoUsunięte "W dyskusji pojawiły się słowa o świętości munduru, honorze oficeskim i jakimś "kodeksie". Z Twojego opisu wynika, że zabójca (okey, przyjmijmy na chwilę, że to nie był mord) ubrany był po cywilnemu, więc o żadnym zbezczeszczeniu munduru czy orzełka nie może być mowy."  

    Niestety, nie wiadomo, jak dokładnie wyglądała kłótnia pomiędzy szoferem a oficerami na ulicy, zanim trafili na komisariat. Pawlikowski faktycznie był ubrany po cywilnemu, ale z braku informacji, nie da się w 100% założyć, że szofer nie wiedział o tym, że Pawlikowski również jest oficerem WP. Tym samym istnieje prawdopodobieństwo, że szofer o tym wiedział. Poza tym, brak munduru nie zwalnia Pawlikowskiego ze spraw, do jakich był zobligowany w kwestiach honorowych. Więc pomimo tego, że szofer nie "zbezcześcił mu" munduru, nadal obraza jest obrazą (przy czym należy też wziąć pod uwagę, że nawet jeśli Pawlikowski był przeczulony na tym punkcie, to właśnie tego przeczulenia od niego wymagano – tu ma na całość sprawy wpływ ten czynnik socjologiczny, wychowanie i życie w danym społeczeństwie).

    "Więc co to jest jeśli nie mord? Celowe zabójstwo, strzał w serce. Gdyby strzelał cywil, możnaby mieć wątpliwości, ale strzelał profesjonalista obeznany z bronią. Strzelał. żeby zabić."  

    Nie był to mord. Choć granica jest bardzo płynna, mord na ogół nie ma jakiegokolwiek usprawiedliwiającego uzasadnienia. Jak w przypadku tego czerwonoarmisty strzelającego do cywila gdzieś na ulicy za odmienną narodowość. Tu zaś, w przypadku Pawlikowskiego, jest motywacja, która była społecznie akceptowalna i częściowo wręcz wymagana. I nie ma w tym wypadku znaczenia, czy Pawlikowski był profesjonalistą w obsłudze broni czy nie.  

    Natomiast, pomimo tej społecznej akceptowalności, rzecz nie uszła Pawlikowskiemu płazem. Więc nie da się powiedzieć, że oficerowie WP strzelali sobie wedle własnego widzimisię do kogo akurat mieli ochotę, zasłaniając się względami honorowymi. Oni w takich wypadkach po części stawali się także ofiarami. Musieli tak reagować, choć wiedzieli o grożących im za to konsekwencjach (coś podobnego, jak dziś przy ryzyku przekroczenia tzw. obrony koniecznej w obronie własnej). Ktoś ich zmuszał do takiej reakcji, a nie oni ją sami, z np. kaprysu, wywoływali. Stąd to nie jest morderstwo.

    Zaś faktycznie reakcja Pawlikowskiego była zbyt gwałtowna. Być może gdyby nie to, rzecz inaczej by się potoczyła. Tego się jednak nie da przewidzieć, więc to by były czyste spekulacje. Tyle, że tu sprawa rozbija się na kwestiach jego psychiki, o których mówił biegły sądowy po przeprowadzonych badaniach.

    Ergo: masz mieszankę psychiki, cech charakteru i norm społecznych wymagających konkretnego zachowania. To się musiało tak skończyć. I to, czy Pawlikowski dobrze posługiwał się bronią czy nie, jest tu bez znaczenia. Zresztą, nawet gdyby się słabiej tą bronią posługiwał, z takiej odległości praktycznie nie mógł spudłować.

    12 lut 2019

  • MEM

    @KontoUsunięte "W tamtych czasach kodeks kerny przewidywał karę za mord do najwyższego wymiaru kary włącznie. W tym świetke dwa lata symbolicznej twierdzy to niski wyrok. Stąd twierdzę, że państwo a konkretnie sąd wojskowy ochronił mordercę."

    Weź pod uwagę dwie kwestie.

    1. Pawlikowski, podejmując takie działanie (nawet jeśli mając przy tym ograniczony z uwagi na wzburzenie osąd), świadomie ryzykował ten najwyższy wymiar kary. Zdawał sobie sprawę z tego, że jeśli sąd uzna, że przekroczył tę w sumie niewidoczną granicę pomiędzy obroną honoru a zabójstwem bez powodu, to tym najwyższym wyrokiem się to skończy. Tu właśnie widać to, co mówiła ta maksyma pochodząca jeszcze z carskiego kodeksu oficerskiego – "cześć – nikomu". I nie ma, że boli. To kwestia wyznawanych zasad i wartości oraz gotowość do poświęcenia się w ich imię. Dobrze zresztą świadcząca o Pawlikowskim.

    2. Sąd wojskowy i tak go skazał. Pomimo tego, że w świetle prawa, zwłaszcza w tamtych czasach, mógł go uniewinnić. Czyli państwo nie "chroniło mordercy". Mało tego. Jeśli zajrzysz do obecnie obowiązującego kodeksu karnego, to się dowiesz, że Art. 148 paragraf 4 mówi, że: "Kto zabija człowieka pod wpływem silnego wzburzenia usprawiedliwionego okolicznościami, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10.".

    Pawlikowski działał właśnie pod wpływem silnego wzburzenia (inaczej nie byłoby takiej jego reakcji, i to bez względu na to czy był porywczy i przeczulony na punkcie honoru czy nie – wiedział bowiem, czym ryzykuje, to okoliczności go zmuszały do tego wszystkiego). Tym samym początkowo sąd wlepił mu karę właśnie z tego przedziału (bo dostał 3 lata wiezienia), dodatkowo okraszoną, bolesnym dla kogoś takiego, wydaleniem z wojska, degradacją i odebraniem odznaczeń, czyli praktycznie zniszczeniem wszystkiego, czym facet był i co miało dla niego znaczenie, oraz skazaniem na pewien ostracyzm publiczny już choćby tylko z tego powodu wywalenia z wojska. To nie jest lekka kara.  

    Natomiast czemu sąd wyższej instancji potem zmienił wyrok, tego nie wiem, ale zakładam, że miał ku temu jakieś powody, jakieś tego uzasadnienie. Przy czym nadal Pawlikowskiego nie uniewinnił.

    Nie da się więc powiedzieć, że państwo chroniło mordercę. Także przecież zeznania biegłego psychiatry były bezstronne pomimo tego, że przecież był to wojskowy z tego samego korpusu oficerskiego. Mógł on faktycznie jednym podpisem sprawie ukręcić łeb, w sposób w jaki potem prasa kpiła, że adwokat mówi do klienta: "nie bądź pan głupi, udawaj wariata". Ale tego nie zrobił. Wskazał pewne okoliczności łagodzące wynikające z charakteru Pawlikowskiego, wskazał, że to ograniczało do pewnego stopnia osąd, ale orzekł też że facet jest zdrów, czyli że może odpowiadać za to co zrobił. Ręka ręki więc nie myła.  

    Przy okazji tego o czym powyżej, zobacz, ile oficerowie ryzykowali za każdym takim razem, gdy byli przez kogoś zmuszeni do takiej reakcji. Nie wychodzili z tego bez szwanku, choć nie chcieli, by taka sytuacja w ogóle zaistniała. Nie byli tymi mordercami, czy żulami obijającymi gęby za krzywe spojrzenie, za jakich ich masz. I praktycznie codziennie byli na to narażeni.

    12 lut 2019

  • MEM

    @KontoUsunięte "W tym wypadku jeszcze mniej rozumiem wyrok sądu pozostawiający zabójcy oficerski stopień wojskowy i nie wydalający ze służby. Oficer to ktoś, kto dowodzi niższymi stopniem. Tymczasem osobnik impulsywny, nie panujący nad emocjami nie może nikim dowodzić!"

    Po pierwsze, pierwszy wyrok sądu to Pawlikowskiemu odebrał. Dopiero kolejny (a przecież nie było żadnej tego gwarancji, że sprawa w ogóle będzie ponownie rozpatrzona) przywrócił.  

    Po drugie zaś... Mylisz dwie rzeczy.  

    Zachowanie w przypadku takim jak ten na komisariacie z zachowaniem przy wykonywaniu zawodu. W wojsku panuje dyscyplina i regulamin. Wystarczy się więc do niego stosować. Zwłaszcza, że pracuje się w otoczeniu ludzi o podobnym sposobie bycia, zachowania i wyznawanych wartości. To z kolei pozwala uniknąć, lub przynajmniej zminimalizować, sytuacje, w których do takich rzeczy jak w przypadku tej kłótni na komisariacie mogłoby dojść.

    Na polu walki zaś do głosu dochodzi cały szereg innych cech poza tymi, którymi się Pawlikowski wykazał wtedy na komisariacie. I dopiero ta ich mieszanka daje podstawy do oceny tego, czy nadaje się on do służby i dowodzenia ludźmi. A czy się nadawał? Udowodnił to zarówno w czasie I wojny i wojny polsko-bolszewickiej, jak i podczas drugiej.

    Nad emocjami zaś nie panuje nikt. Natomiast różna jest u ludzi ta granica, po przekroczeniu której dana osoba przestaje nad sobą panować. No i ponownie, zależy to od tego, jakie są okoliczności. Pawlikowski mógł być przeczulony na punkcie honoru i to powodowało, że ta granica w takich przypadkach dużo łatwiej była przekraczana. Ale to nie oznacza, że w innych okolicznościach, takich jak np. frontowe, ta granica, po której emocje biorą górę, nie była daleko dalej. Weź pod uwagę zawód, który wykonywał. On nie tylko musiał mieć refleks i umysł pozwalający błyskawicznie ocenić sytuację na polu walki, ale jeszcze musiał dobrze trzymać emocje w ryzach, by w ogóle wykonywać zadania, jakie mu powierzano. To w przypadku lotnictwa myśliwskiego są ułamki sekund. Nie ma miejsca na emocjonalność podczas takich zadań, inaczej zostaje tylko krater w ziemi po walnięciu w nią. I tu Pawlikowski najwyraźniej nadawał się do służby i do dowodzenia.

    No a poza tym myśliwiec musiał mieć pewien poziom agresji.

    "Pokazując tę sprawę sprzed 90 lat, pokazałaś jedną - może nawet najbardziej zjadliwą - z chorób toczących II RP i jedną z przyczyn - być może nawet najważniejszą - upadku tamtego państwa."

    Państwo upadło z powodu obcej inwazji, przed którą nie dało rady się samo obronić. Nikt zresztą na świecie by się nie dał. Tym samym, bez względu jakie było – a nie było oczywiście idealne, miało cały szereg wad – nie było to przyczyną upadku. Wręcz przeciwnie. Społeczeństwo wyznające pewne wartości jest silniejsze niż to, które nie wyznaje żadnych.  

    PS. A tak przy okazji tego Twojego "chorego społeczeństwa, które hołubi zwyrodnialców i psycholi"... Zachodnie (i nie tylko zresztą one) społeczeństwa, które uważasz za lepiej rozwinięte od naszego, hołubi ludzi mających na koncie daleko większe zbrodnie niż to zastrzelenie szofera w sprawie honorowej. Amerykanie czczą bohaterów z czasów wojen z Indianami i masakr na tych Indianach dokonywanych (to samo dotyczy choćby Wietnamu). Japończycy czczą żołnierzy z czasów agresji japońskiej z latach 1937-1945. Rosjanie żołnierzy II wojny światowej i wcześniejszych. Niemcy żołnierzy i oficerów hitlerowskich (w tym wielu zbrodniarzy, którzy nie tylko faktycznie byli chronieni, praktycznie do dzisiejszego dnia przez państwo niemieckie, nie stawiające ich przed sądem, ale także byli szanowanymi obywatelami). To co? Chore społeczeństwa?


    12 lut 2019

  • MEM

    @KontoUsunięte "Tymczasem osobnik impulsywny, nie panujący nad emocjami nie może nikim dowodzić! Kierując, stanowi zagrożenie dla swoich podwładnych. Ten pan powinien był być definitywnie usunięty z armii."

    Ocena Stefana Pawlikowskiego przez przełożonych (z rocznych list kwalifikacyjnych z lat 1937 i 1938).  

    "Cechy indywidualne - oficer o wielkiej energii, dużej ambicji osobistej, bardzo żywym temperamencie. Indywidualista - nagina się do obowiązujących rozkazów z przymusem. Wybitnie nastawiony do pracy w powietrzu, posiada mniej systematyczności i pilności do pracy na ziemi."

    "Zdolny, inteligentny, posiada wielki zasób doświadczenia z zakresu lotnictwa myśliwskiego, taktycznie bardzo dobry. W pracy samodzielny o dużej inicjatywie. Dbały o podwładnych."

    "Wybitny pilot myśliwski, dzięki swej pracy pogłębiającej zagadnienie wyszkolenia w powietrzu, osiągnął wysokie wyniki. Pogłębił znacznie swą wiedzę taktyczną, dotyczącą użycia lotnictwa myśliwskiego - dzięki opracowaniu wykładów i ćwiczeń do Wyższej Szkoły Lotniczej".

    "Nadaje się na dowódcę formacji lotnictwa wyłącznie myśliwskiego. Na inne rodzaje lotnictwa brak systematyczności i cierpliwości pracy, może być przeszkodą w osiąganiu dobrych wyników."

    "Jako d-ca pułku nie utracił ognia i zapału do latania jakim się zawsze odznaczał, a zyskał na powadze i przywiązaniu swoich podkomendnych. Mam przekonanie, że stale zyskuje na wartości jako dowódca." [opinia dowódcy lotnictwa polskiego, generała Rayskiego]

    Ponadto.

    "Wspólnie z ppłk. pil. Leopoldem Pamułą i mjr. dypl. pil. Eugeniuszem Wyrwickim opracował oryginalny w skali świata system dozorowania i naprowadzania myśliwców. Pod jego kierownictwem prowadzono gry i ćwiczenia lotnicze. W 1937 roku prowadził ćwiczenie, w którym - obok dowódcy obrony przeciwlotniczej państwa gen. J. Zająca i jego sztabu - brały udział dowództwa wszystkich pułków lotniczych. Przyjęta przez sztab myśliwców, kierowana przez płk. Pawlikowskiego koncepcja działania w systemie OPL czynnej Warszawy, odpowiadała już wtedy warunkom nowoczesnej wojny w powietrzu.

    W marcu 1939 r. rozpoczął pracę sztab Brygady Pościgowej, utworzony na bazie sztabu 1 Pułku Lotniczego. Płk Pawlikowski i jego zastępcy wykonali w okresie od marca do końca sierpnia szereg przedsięwzięć mobilizacyjnych, szkoleniowych. Sprawnie i z zachowaniem tajemnicy urządzono SD Brygady Pościgowej na czas wojny, przebazowano tuż przed agresją hitlerowską dywizjony myśliwskie do Zielonki i Poniatowa, eskadry obserwacyjne i plutony łącznikowe na inne lotniska. Manewr lotniskowy był dogłębnie przemyślany i zręcznie wykonany. Dzięki temu Brygada Pościgowa 1 września 1939 roku nie poniosła strat na lądowiskach polowych i mogła skutecznie bronić Warszawy. Działalność płk. Pawlikowskiego i jego sztabu w okresie poprzedzającym wybuch wojny jest bardzo pozytywnie oceniana przez uczestników działań w 1939 r. (obrońców Warszawy) oraz historyków. Wojna była także realnym sprawdzianem koncepcji użycia myśliwców Brygady Pościgowej w systemie OPL czynnej Warszawy. Przez 6 dni brygada skutecznie broniła Warszawy. Niemcom nie udało się rozpoznać kodu dowodzenia dywizjonami Brygady Pościgowej. Niemcy dysponujący dużą przewagą nie zdołali w pierwszych dniach agresji bombardować Warszawy. Wyprawy Luftwaffe polscy myśliwcy rozbili na przedpolach stolicy. Sztab brygady szybko i zdecydowanie reagował na zmianę taktyki lotnictwa niemieckiego. W miarę posuwania się oddziałów lądowych Wehrmachtu, niszczenia napowietrznej sieci telefonicznej, central i zbiornic dozorowania na SD Brygady Pościgowej, napływało coraz mniej meldunków o kierujących się na Warszawę wyprawach bombowych Luftwaffe. Pogarszało to warunki pracy dowódcy i sztabu Brygady Pościgowej. Napowietrzna sieć telefoniczna okazała się najsłabszym ogniwem w systemie obserwacyjno-meldunkowym OPL czynnej Warszawy. Broniąc Warszawy i 6 września rejonów na północ od Łodzi dywizjony Brygady Pościgowej w ciężkich walkach i bitwach powietrznych zestrzelili na pewno 43 i 9 prawdopodobnie samolotów niemieckich. Stworzony przed wybuchem wojny, przy wydatnym udziale płk. Pawlikowskiego, system OPL czynnej Warszawy można uznać na gruncie polskim za modelowy. Bez wątpienia nowatorska była koncepcja współdziałania lotnictwa myśliwskiego z siecią obserwacyjno-meldunkową. Na podobnych zasadach broniony był w 1940 r. Londyn i inne miasta podczas słynnej bitwy powietrznej o Wielką Brytanię, miasta niemieckie i radzieckie. W systemie OPL czynnej wykorzystano już w wymienionych krajach nowoczesne stacje radiolokacyjne, sieć obserwacyjno-meldunkową opartą na łączności radiowej i kablowej (podziemnej). W 1939 r. sztab Brygady Pościgowej wykorzystał optymalne urządzenia techniczne w warunkach polskich do zorganizowania dowodzenia myśliwcami w powietrzu." [ppłk. dr Aleksander Garbacz]


    12 lut 2019

  • MEM

    @KontoUsunięte ... Do Francji napływały wciąż nowe transporty lotników z Rumunii i Węgier. Wyznaczone obozy przejściowe zaczęły się zapełniać, w niektórych brakowało już miejsca. Również i polska baza lotnicza w Lyon Bron, dokąd ściągano lotników z innych obozów, szybko zaczęła się przepełniać. Na początku grudnia było już we Francji ponad sześć tysięcy polskich lotników. W Lyon Bron nie działo się dobrze. Fala chłodnych dni, a nawet mroźnych, pogarszała sytuację. Brakowało pomieszczeń. Wtedy Francuzi zaoferowali Polakom wielkie pawilony powystawowe, znajdujące się nad Rodanem, zwane Foire. Ale okazało się, że brakuje łóżek, sienników i kocy, na gwałt zaczęto pożyczać sprzęt kwaterunkowy w innych francuskich jednostkach, co jednak szło jak z kamienia. Zaczęto się otwarcie buntować na taki stan rzeczy, narzekać na niezaradność Polaków i brak dobrej woli u Francuzów. Komendant bazy, płk Pawlikowski, dwoił się i troił, aby temu niezadowoleniu jakoś zaradzić. Perswadował, konferował z lotniczymi władzami francuskimi, dążąc do polepszenia warunków bytowania żołnierzy. W wyniku tych zabiegów, oficerów rozmieszczono na kwaterach prywatnych, podoficerów i żołnierzy rozmieszczono w pomieszczeniach administracyjnych i biurach. Wszelkie prośby komendanta, skierowane o pomoc do sztabu polskiego lotnictwa w Paryżu, pozostawały bez odpowiedzi i konkretnej pomocy. Podobno generał Zając dał płk. Pawlikowskiemu telefoniczną radę, aby "wziął towarzystwo za mordę". Komentowano tę wypowiedź bardzo gorzko w gronie oficerów i żołnierzy, co naturalnie przyczyniło się do obniżenia autorytetu polskich władz lotniczych. Sprawa oparła się o Naczelnego Wodza i niezawodnie miała wpływ na odejście w niedalekiej przyszłości generała Zająca z polskich władz lotniczych. Pawlikowski był dowódcą doświadczonym i nie mógł uznać tej rady za właściwą do wprowadzenia. Był zdania, że jedynym skutecznym sposobem rozładowania napięcia jest niezwłoczna szybka organizacja polskich jednostek lotniczych." [pułkownik Waclaw Król]

    "Pawlikowski to Kresy. Mińszczyzna. Krew zabijaków i zawadiaków. Natura wilka, temperowana dyscypliną wojskową czasem z powodzeniem,czasem z fiaskiem. Siedział raz w twierdzy. Po wypuszczeniu niby okiełznał wilka, lecz znać, że pod ogładą i manierami światowca kryje się dusza watażki. Ma ogromny biurowstręt i rozstrzyga problemy od ręki. Przenikliwym umysłem wyławia od razu rzeczy esencjonalne i odrzuca mierzwę, koncentrując się na istocie problemu. W salonie czuje się jak ryś w puszczy, choć czasem wyrwie mu się uwaga, że tak w kancelarii, jak i w salonie brakuje mu oddechu. Gdy patrzę na Pawlikowskiego, przypominają mi się bohaterowie Sienkiewicza lub Jacka Londona. O ile Pawlikowski przedstawia dla mnie dzikość i cywilizację wprzęgnięte do jednego wozu, o tyle ja wiem, że wyglądam dość dziwnie w jego oczach i że on ma kłopoty, do jakiej kategorii okazów mnie zaliczyć. Stanowię dla niego zdumiewającą zagadkę. Jestem pilotem myśliwskim, a równocześnie absolwentem Wyższej Szkoły Wojennej. O wszystkich sztabowcach Pawlikowski ma wyrobione zdanie: "Jeżeli sztabowiec ma policzyć barany, to liczy nogi i dzieli na cztery.". Myśliwiec w jego pojęciu to otwarta głowa, bystry rozum i błyskawiczna decyzja. Jak wiadomo, przymioty nie chodzą w parze z kalkulatorstwem, którym według Pawlikowskiego śmierdzi każdy sztabowiec. (...) Nauczył on 1 Pułk latania i wiedziano, że oczkiem w głowie byli dla niego myśliwcy. Przede wszystkim właśni. Teraz, kiedy siłą rzeczy miał on decydować o stanie polskiego lotnictwa we Francji, nikt nie wątpił, że w pierwszej kolejności uformuje dywizjony warszawskie. Trzeba przyznać, że warszawiacy trzymali się doskonale razem. Mieli oni to, co Francuzi nazywają esprit de corps - ducha oddziału i daliby się porąbać za Pawlikowskiego." [Mjr pil. Stefan Łaszkiewicz - jeden z najbliższych współpracowników Pawlikowskiego]

    Taaaak... Faktycznie Pawlikowski się "nie nadawał"... :P  

    12 lut 2019

  • MEM

    @KontoUsunięte "tak, i jego przełożeni również"

    Wysiliłeś się na "powalającą" argumentację, żeby to uzasadnić...  :P

    12 lut 2019

  • MEM

    @KontoUsunięte "Nie mam więcej argumentów. Typ, który zabija człowieka jak muchę, bo nie może znieść jakiegoś słowa,"

    Nie masz więcej argumentów i OK. Rzecz jednak w tym, że poprzednia argumentacja jest nieprzekonywująca.  

    Co do tego "zabijania jak muchę", przecież już wiesz, jakie były okoliczności, motywacja i to, że Pawlikowski nie mógł w tej sytuacji odpuścić a nie jakoś celowo szukał okazji. A słowa są ważne i należy brać za nie odpowiedzialność (co dziś by się bardzo przydało wszędzie). Więc to nie jest byle co, klepane przez jakąś dzieciarnię w piaskownicy.

    I zresztą wcale nie spłynęło po nim to jak po przysłowiowej kaczce. Witold Urbanowicz, były dowódca 303 DM, w swych wspomnieniach pisze, że w czasie bitwy o Anglię, do dowództwa dotarł fałszywy donos na jednego z oficerów, który walczył podczas kampanii francuskiej i zaginął, że ten oficer "uciekł do Niemców". Nikt w to nie uwierzył i po pewnym czasie okazało się, że tak naprawdę to został ciężko ranny i leżał w jednym z francuskich szpitali, a jak tylko się podleczył, to z niego uciekł i przedostał się do Anglii. I ten oficer po tym, jak się dowiedział o tym oszczerczym donosie, nie mógł tego fałszywego donosu na siebie przeżyć i ze zrozumiałych względów nie chciał tego odpuścić (czy koniec końców odpuścił, czy nie, tego nie wiem). I zgadnij, kto (poza Urbanowiczem) go namawiał do tego, by dał spokój, argumentując, że są teraz ważniejsze sprawy? Stefan Pawlikowski. Ten sam Pawlikowski. Być może – choć to tylko domysł – podłożem tego, że Pawlikowski go odciągał od zamiarów, było właśnie to, co sam przeżył w latach 20-tych.  

    "nie ma czego szukać w wojsku ani w żadnym innym zawodzie związanym z bronią. Zabija!"

    Po pierwsze, najwyraźniej wielu – i to znających się na rzeczy – ludzi miało zdanie przeciwne do Twojego, o czym  świadczy kariera i osiągnięcia zawodowe (na skalę światową) Pawlikowskiego. I ta zresztą kariera jest potwierdzeniem, że to oni mieli rację. Choć jest też coś w tym, co w charakterystyce Pawlikowskiego napisał major Łaszkiewicz –że ma on naturę wilka temperowaną przez dyscyplinę wojskową (to zresztą widać w Pawlikowskiego oczach, choćby na tym dołączonym do felietonu zdjęciu).

    Po drugie. Może nie zauważyłeś, ale jedną z rzeczy, którą wojsko się zajmuje, jest zabijanie. M. in. po to ono jest. Świat nie jest idealny.  
    Ale zabijanie nie równa się morderstwo. I Pawlikowski tę różnicę też znał.

    13 lut 2019

  • MEM

    @KontoUsunięte "rękoczyny i zabójstwo przypadkowego człowieka."

    Przypadkowego, w takim rozumieniu tego słowa, że obaj się wcześniej prawdopodobnie nie znali, tak. Natomiast przypadkowego, w sensie osoby pierwszej z brzegu zastrzelonej na ulicy dla kaprysu, nie. A to jest wielka różnica.  

    "Tak, tak jak sąd 1 instancji nie dał bym mu szansy na dalszą karierę w wojsku."

    I tak, jak sąd I instancji, byś się w tym pomylił. Tak jak zresztą nadal się mylisz, choć historyczne fakty – choćby dotyczące dalszej kariery Pawlikowskiego – już znasz.

    "Przeze mnie Polska straciłaby wybitnego wojaka i 13 lat później przegrała wojnę."

    Straciłaby wybitnego oficera i myśliwca (co – choćby z czystego pragmatyzmu – jest/byłoby całkowicie bezsensownym krokiem). Wojnę przegrałaby i tak, bo przyczyny przegrania kampanii wrześniowej leżały gdzie indziej, i Pawlikowski akurat ma w tych przyczynach żaden udział.

    13 lut 2019

  • MEM

    @KontoUsunięte "Dobra, zoztawmy tego bohatera twojej opowieści. Co z drugim panem, tym taksówkarzem? Sprawdziłaś, kto i w jakiej formie zadośćuczynił jego rodzinie? Zbadałaś jego życiorys i ewentualnie późniejsze losy jego dzieci?"  

    Nie da rady. Jedyne wzmianki o nim, na jakie natrafiłam, dotyczą tej właśnie sprawy. A w nich jest tylko tyle, że był taksówkarzem, że mało nie rozjechał wspomnianej trojki, że to było początkiem całej awantury i że skończyło się zabójstwem. Poza tym jest jedynie ta krótka wzmianka o samym pogrzebie. Wiem tylko tyle jeszcze – z tych wycinków prasowych – że miał żonę, bo była na rozprawie Pawlikowskiego. Ale żadnych innych informacji o niej nie ma, nawet imienia. Wiesz, jak to jest – miliardy ludzi przechodzą przez życie niezauważone.

    Ale do czego zmierzasz? Bo jeśli do tego, że rodzinę taksówkarza olano, to to jest równie prawdopodobne jak i to, że nie olano. BTW, weź pod uwagę, że w tamtych czasach nawet jeszcze ZUS nie istniał. Choć były wypłacane jakieś zasiłki (pierwsze wprowadzono w listopadzie 1918 roku). Pytanie, czy rodzina była do nich uprawniona z punktu widzenia przepisów prawa (tak kompletnie w oderwaniu od samej sprawy zabójstwa, czy po prostu im przysługiwały). Ale to jest dziś nie do zweryfikowania.

    13 lut 2019

  • MEM

    @KontoUsunięte  

    Wyroki już znasz. Informacji o konkretnych paragrafach w dostępnych wycinkach prasowych nie ma.

    Zaś co do odszkodowania. Podejrzewam, że odszkodowania nie było. Nie bardzo były ku temu podstawy, żeby je wypłacać. W końcu nawet dziś nie w każdej sprawie sąd zasądza odszkodowanie rodzinie. A to, że Pawlikowskiego uznano winnym, nie nakłada z automatu formalnej winy na wojsko czy państwo, tylko na niego i na nikogo więcej.

    A honor oficerski? Tak był rozumiany w tamtych czasach. Wikipedia podaje np., że Oficerskie Sądy Honorowe w samym tylko 1923 roku, pomiędzy innymi karami, swoimi wyrokami wykluczyły 106 oficerów. Wtedy takich wydalano z wojska, degradowano, odbierano prawo do emerytury i powszechnie uznawano za niehonorowego. To nie były żarty, co z kolei było dodatkowym czynnikiem wpływającym na to "przeczulenie na punkcie honoru". Bazując zaś na tym, trudno oczekiwać by, skoro Pawlikowski pod taki sąd nie trafił (ani za to, że "niesłusznie" zabił tego taksówkarza, ani za to, że nie zareagował na obrazę), ktokolwiek poczuwał się do wypłacania jakichkolwiek odszkodowań. Prędzej wychodzono z założenia, że szofer odpowiadał za to, co robił – nawet jeśli nie sądził, że tak to się skończy – więc wiesz, "chcącemu nie dzieje się krzywda".

    13 lut 2019

  • MEM

    @KontoUsunięte "czyli etyczne bagno."  

    Dlaczego? Bo mieli kodeks i zasady?

    "Wiesz chyba o moim krytycznym stosunku do elit polskich obu głównych nurtów tamtego okresu."

    Nie wiesz. :)  

    A krytyka rzecz dobra, o ile jest konstruktywna. A ponieważ nie wiem, co Ci się tak nie podoba, to nie wiem też, na ile to jest konstruktywne.  

    "Jednak nie chce mi się wierzyć, że patologia, którą przedstawiłaś w felietonie i bronisz pod felietonem, była wtedy normą."

    Była normą i nie była to patologia.  

    A, i nie bronię, tylko staram się podejść do tego możliwie obiektywnie (nie potępiać ale i nie chwalić za to Pawlikowskiego). Zrozumieć motywację i okoliczności.  

    Poza tym nadal oceniasz to nam współczesnymi normami (a i to nie wyznawanymi pewnie przez całość społeczeństwa).

    "Nie wierzę, że skurwielstwo uważano za honor i że sieczka w głowach oficerskich była aż tak drobno krojona."

    To nie było "skurwielstwo". Jak już było mówione, nikt nie chodził po ulicach, "polując" dla kaprysu. A do tego to oficerowie bardziej byli narażeni na reperkusje, bo oni tak czy inaczej obrywali po dupie, z cudzej winy i przez cudze postępowanie trafiając w sytuację, z której każde wyjście było złe. Nie prosili się o to.

    I nie była to też sieczka. To było trzymanie się wyznawanych wartości, a te wcale nie były złe.

    "poza tym przypomnę, że pytałem o proces cywilny."

    Nic mi na ten temat nie wiadomo, by taki proces miał miejsce. Choć jako, że sprawa była dość głośna, skłaniam się ku temu, że takiego procesu nie było, inaczej gazety by o tym napisały (zwłaszcza te nawołujące wcześniej do surowego wyroku) i coś by się w archiwalnych wydaniach ostało.  

    BTW, doszukałam się, że prawo z 1928 roku – a więc można założyć, że podobnie było i 2 lata wcześniej, jako, że ówczesne prawodawstwo, do czasów jego ujednolicenia w początkach lat 30-tych, wywodziło się z kodeksów zaborców – zezwalało na wytoczenie procesu z powództwa cywilnego najpóźniej w momencie rozpoczęcia głównego procesu. A ponieważ prasa nie wspominała o cywilnym procesie w momencie rozprawy karnej, to to by potwierdzało, że procesu cywilnego nie było, bo potem, po rozprawie karnej, prawo zabraniałoby jego wytoczenia.

    "A honor oficerski rozumiem tak, że oficer zabójca (lub morderca - nadal nie podajesz sądowej kwalifikacji czynu czyli paragrafu) mógłby z własnej inicjatywy zadbać o jakieś zadośćuczynienie."

    Na to – o ile w ogóle miało miejsce – też nie ma żadnych dowodów. Zresztą dodatkowo byłoby dość wątpliwe moralnie i mogłoby być uznane za obraźliwe wobec tej rodziny, więc nie sądzę, by była ku temu u Pawlikowskiego motywacja.

    "lub morderca - nadal nie podajesz sądowej kwalifikacji czynu czyli paragrafu"

    Nie podaję, bo go nie znam (poza tym, że Pawlikowskiego uznano winnym zabójstwa). Mogę się tylko domyślać na podstawie zebranych informacji, że skoro sąd podczas pierwszego procesu oparł się na opinii biegłego psychiatry oraz na zeznaniach świadków, że przed zabójstwem wybuchła awantura (czyli wywołało to emocje u jej uczestników), to podciągnął to pod ten paragraf o zabójstwie w afekcie, stąd wyrok w zakresie kilku lat a nie wyższy. Na jakiej zaś podstawie sąd przy kolejnym rozpatrywaniu sprawy zmienił to na karę twierdzy, nie wiem. Prasa donosiła tylko o suchym fakcie, że wyrok zmieniono. Może gdzieś w jakichś archiwach sądowych to jeszcze leży, o ile przetrwały w ogóle choćby ostatnią wojnę.

    "Żołd oficerski nie był mały. "

    W 1933 roku kapitan (bo taki stopień miał Pawlikowski w momencie śmierci szofera) zarabiał około 400 zł (te 7 lat wcześniej zapewne pensje były jeszcze niższe). Miesięczne wydatki na osobę, żyjącą na średnim poziomie, mieszkającą w Warszawie, to było ok. 150 zł minimum. Kilogram cukru kosztował coś koło 9 zł. 400 zł : 9 zł = 44,44 [kg cukru]. Dziś za minimalną pensję kupisz mniej więcej tonę. Kokosów w ówczesnej Polsce nie zarabiano. Nawet w wojsku na dobrych stanowiskach. To był biedny, bardzo zniszczony wojną (pierwszą światową i polsko-bolszewicką) kraj, który przemysł miał w powijakach i do tego miał kupę problemów wewnętrznych, choćby przez "multikulti".

    "Ale skoro honorowym dla niego było strzelać do bezbronnego, to nie mam więcej złudzeń."  

    To nie jest takie proste... Raz. Psychika i emocje. Dwa. Obowiązek, jaki na Pawlikowskim ciążył. Trzy. Ludzie w tamtych czasach rozumowali innymi kategoriami niż my dzisiaj. Powtórzę ponownie za AnonimemS: nie pochwalam, ale rozumiem, dlaczego tak postąpił.

    14 lut 2019

  • MEM

    @KontoUsunięte "Strzępki informacji rodzinnych, jakie do mnie dotarły o miłości do "dziadka" Piłsudskiego i o sytuacji w polskim wojsku podczas wojny 39-45 nie są piękne."

    Kwestia opinii. A poza tym przecież nic nie jest idealne. Patrzysz na to trochę za bardzo skrajnie.

    Nawiasem mówiąc, marszałek Piłsudski nie lubił lotnictwa. To się niestety odbijało na wydatkach na nie, za co w pewnym stopniu przyszło zapłacić w 1939. Pułkownik Iwaszkiewicz, dowódca 5 pułku lotniczego w Lidzie, raz podpadł wierchuszce za to, że sfrustrowany takim podejściem na jakiejś uroczystości powitał ich tekstem: "czołem towarzystwo przeciwlotnicze".

    14 lut 2019

  • MEM

    @KontoUsunięte "Dla mnie strzelanie do bezbronnego, nawet w złości, i przedkładanie własnego "honoru" nad życie człowieka to jest moralne, ludzkie i nawet oficerskie dno i wodorosty."

    Bo żyjesz w innych czasach, masz inny system wartości (nie wyznawany przecież przez wszystkich nawet i dzisiaj; a kto powiedział, który z tych systemów wartości jest jedynym słusznym?).  

    Zresztą, tak przewrotnie. Jeśli ktoś Cię napadnie i będzie chciał okraść, to co? Nie będziesz się bronił, bo krzywda może stać się napastnikowi? Będziesz się bronił? Ale jak to? Przecież te pieniądze/mienie nie jest warte życia i zdrowia napastnika, prawda? Przekładając obronę mienia nad życie i zdrowie bandziorka, to by było – wg takiej wykładni, o jakiej mówisz – "moralne, ludzkie dno i wodorosty/zwyrodnialstwo/psycholstwo". :P
      
    "Tak właściwie ważniejsze (dla mnie) jest funkcjonowanie państwa i społeczeństwa - (...) państwo dało ciała."

    Państwo nie dało ciała, bo: 1. zareagowało (to, że Ci się ta reakcja nie podoba, jeszcze nie świadczy o tym, że była ona zła), 2. bo – tak ogólnie – działało w ramach właśnie pewnej hierarchii wartości. A one były słuszne i potrzebne.

    Taki pozornie nie związany z tym przykład na ten potrzebny system wartości. COP. Pod koniec lat 30-tych, budżet II RP to było 2,4 mld zł. Na same inwestycje przeznaczano ponad połowę tych środków. Z nich m.in powstał Centralny Okręg Przemysłowy a wcześniej np. Gdynia. Pokaż mi taką skalę (albo choćby mniejszą) dobrze i uczciwie przeprowadzonych przez państwo inwestycji w ostatnich 30 latach. Co który, najczęściej zresztą przygłupi, się dorwie do władzy i koryta, to robi m. in. skok na spółki skarbu państwa.  
    A wtedy?  

    Skąd taka różnica? Z mentalności i systemu wartości, jakie tamto społeczeństwo wyznawało.

    To samo dotyczy choćby poziomu zdemoralizowania współczesnego społeczeństwa polskiego (zresztą zachodnich też, a nawet i bardziej). Ponownie, system wartości.

    I bez względu na to, co ktoś tam sobie sądzi na temat tego, czy to społeczeństwo było "patologiczne" czy nie, nic tego nie zmieni, że mając tamten system wartości, funkcjonowało ono lepiej.  

    Tak więc. Co jest patologią, oficerskim "dnem i wodorostami" itp. To kwestia bardzo względna. I tu się ze sobą na pewno nie zgodzimy.

    15 lut 2019

  • MEM

    @KontoUsunięte "haha, dawniej było lepiej, nawet trawa bardziej zielona."

    Znów udajesz, że nie wiesz o co chodzi. :P

    Oczywiście, że dzisiejsze czasy są pod wieloma względami lepsze (dzięki choćby technologii czy nowoczesnej medycynie; które zresztą – tak BTW – wpływają także i na Twój światopogląd). Ale to nie oznacza z automatu, że wszystko co było dawniej, jest gorsze. I to o tym mówiłam na przykładzie tego systemu wartości, jakim ludzie się te 100 lat temu znacznie powszechniej niż dzisiaj kierowali. A pod tym względem, było to lepsze od tego, co mamy dzisiaj (przypomnij sobie choćby list carycy Katarzyny II dla rosyjskich dyplomatów w Polsce, albo weź poczytaj Sun Tzu – to jest uniwersalne).

    Zresztą, spójrz na to z tej strony. Krajami, które się najdynamiczniej rozwijają, są kraje wschodnioazjatyckie. Dlaczego? Bo u nich do dziś pokutuje system wartości, który wyrasta z Konfucjanizmu. I może – stosunkowo szybko – nadejść dzień, że zdemoralizowany świat Zachodu (a głównie Europa) zapłaci za to zdemoralizowanie azjatycką dominacją i stoczeniem się do roli nawet może i krajów trzeciego świata. Ciekawe, czy wtedy też uznasz, że nasz obecny system jest dobry.

    BTW, dobrym lustrem dla współczesnego świata, jest sieczka pokazywana w TV – im większe i bardziej bezmyślne gówno, tym chętniej znajduje szeroką widownię.  

    "i nie zadowala mnie tłumaczenie, że czasy były takie a nie inne."

    A nie musi. :)
    Ale fakt pozostaje faktem – ludzie, w swej masie, są produktami epoki, w której żyją.

    "Zawsze są jakieś i zawsze można działać rozsądnie albo dawać się ponosić emocjom."

    Tak. Ale IMO błędnie zakładasz, że zachowanie takie jak np. Pawlikowskiego w tamtej sytuacji – pomimo tego, że po części kierowane emocjami – jest nierozsądne. Jeżeli bowiem hierarchia wyznawanych wartości jest ważna i ma znaczenie już nie tylko dla samego zainteresowanego ale i dla społeczeństwa (a przy tym przynosi temu społeczeństwu szereg korzyści, które są więcej warte, niż straty wynikające z jej posiadania), to to nie jest nierozsądne. Nawet jeśli kończy się tak, jak w tamtym wypadku. Tak jak to, że człowiek broniący swojego mienia, ma prawo zrobić wszystko, by je obronić, pomimo tego, że może się to zakończyć czapą dla napastnika. Bo nawet jeśli napastnik zginie ( co Tobie się nie mieści w głowie, bo przecież "tylko psychole/zwyrodnialcy zabijają" ), to system, w którym jest to dopuszczalne, jest zawsze lepszy od tego, w którym panowałaby bezkarność lub przesadna łagodność traktowania przestępców*. Porównaj choćby współczesne USA z praktycznie otwarcie rządzonym przez kartele sąsiednim Meksykiem. Zresztą, tak BTW, dlaczego w USA opanowano przestępczość panującą w czasach Dzikiego Zachodu? M. in. dlatego, że tam się koniokradów od ręki wieszało a każdy mógł zrobić wszystko w obronie własnej i jeszcze mu przyklaśnięto. Prawo proste, brutalne, ale skuteczne. Podobnie jak system wartości, który na nim wyrósł, a który zresztą pozwolił USA stać się potęgą.

    * Tego rodzaju zdegenerowany, skutkiem nieszczęsnych a długoletnich rządów lewicowych w Europie, system, widać np. po stawianej czasem za wzór cywilizacyjny Norwegii, gdzie gdy Brevik bezkarnie łaził spokojnie po wyspie i masowo mordował, policja i antyterroryści sterczeli na brzegu, bojąc się podjąć jakąkolwiek akcję, podczas gdy wystarczał snajper i jeden pocisk. Oszczędziłoby to ileś tam istnień i zaoszczędziło podatnikom długoterminowego wydatku, ale sęk w tym, że "system, wypranym ideologią mózgom, się zawiesił"... Ten sam Brevik zresztą, dziś z nudów i dla jaj, oraz chyba też z chęci obnażenia denności systemu, skarży władze, że mu w "celi" nie zapewniły nowych gier komputerowych... A jednocześnie norweski "urząd do ochrony dzieci" zabiera dzieci z rodzin na podstawie tego, że dziecko miało smutny dzień i to zauważono w szkole, lub bo powiedziało koledze, że mu w domu czegoś zabroniono (i wpędzając całe rodziny w traumę, twierdzi jeszcze, że to dla ich dobra). To jest dopiero chore i zdegenerowane...

    BTW, równie zdegenerowany system panuje też w innych krajach europejskich. W Szwecji jeden z ministrów chciał wprowadzić prawo, które nakazywałoby Szwedom obowiązkowe opuszczanie ich domów i mieszkań, by oddać je sprowadzanym do Szwecji uchodźcom.  To samo było z zakazem prowadzenia statystyk przestępstw imigrantów (ba, w Szwecji to dochodzi już do takiej paranoi, że zabroniono policji podawania rysopisów przestępców, bo tam trzeba podać np. kolor skóry czy pochodzenie etniczne). Sprawa się dopiero "rypła" po takich wydarzeniach, jak te sprzed kilku lat w Kolonii. Tymczasem w Teksasie, gdy parę lat temu ojciec zabił bandziora gwałcącego jego córkę, władze wraz z policją udzieliły mu jeszcze pochwały i postawiły za wzór. Widzisz różnicę, czy "system się zawiesił"?

    15 lut 2019

  • MEM

    @KontoUsunięte "Przeczytaj sobie Twój felieton od początku do tego zdania: "Jeden z policjantów doskoczył do cywila i odebrał mu broń", i powiedz szczerze, jakie wnioski Ci się nasuwają."

    Policjant to zrobił z czysto pragmatycznego powodu – nie wiedział, czy nie ma do czynienia z kimś, kto ograniczy się do jednego zabójstwa, mógł też podejrzewać jakiś obłęd u strzelającego, którego nie znał. Zneutralizował potencjalne zagrożenie. To jednak dalej niczego nie zmienia w samej sprawie ani motywach.

    Nie wiem, czy wiesz, ale amerykańskie badania stwierdziły kiedyś, że tylko w 2% przypadków obywatel posiadający broń użył jej w niewłaściwym celu (zabił lub zranił osobę, która nie stanowiła dla niego zagrożenia, a sądził, że jest ona bandytą), policja z kolei, w sytuacjach związanych z użyciem broni palnej, miała takich przypadków 11%. Skąd taka różnica? Z prostego powodu. Często jest tak, że policja przyjeżdża na miejsce zdarzenia i naturalną koleją rzeczy potrzebuje czasu, by zapoznać się z okolicznościami i sytuacją. Tego czasu zaś w danym momencie praktycznie nie ma, bo decydują nieraz sekundy. Stąd policjant musi podjąć decyzję o np. otwarciu ognia, nie wiedząc dokładnie, jakie są przyczyny sporu i kto jest kto. No i czasami się mylą, ale zareagować muszą zawsze. Tymczasem napadnięty orientuje się w sytuacji od razu, stąd na ogół się nie myli przy otwarciu ognia w obronie koniecznej.

    Tym samym policjant z tego komisariatu zareagował prawidłowo – zneutralizował potencjalne zagrożenie. Natomiast niczego to nie przesądza i o niczym nie świadczy, jeśli chodzi o samo sedno sprawy, czyli o przyczyny zabójstwa. Dlatego argumentacja jest nietrafiona.

    "ani panegirykami, które cytowałaś w komentarzach."

    Tymi oficerów oceniających Pawlikowskiego? Nie wiem, co Cię tak boli w tym, że facet cieszył się dużym i powszechnym szacunkiem i poważaniem, że nie możesz sobie darować takich uwag. Bo oni nie pisali tych poematów pod jego adresem z wazeliniarstwa. Taka była prawda o facecie i tyle. Aż tak Ci to przeszkadza?

    Chyba jednak kompleksy... :P

    15 lut 2019

  • MEM

    @KontoUsunięte "Jasne, że kompleksy.  Nic mnie w tym nie boli."

    Boli, boli... ;) Inaczej nie byłoby powodów do tych osobistych wycieczek pod adresem Pawlikowskiego w kwestii tego, jak go charakteryzowano.  

    "Można być świetnym w swojej profesji i mniej świetnym w innych obszarach życia. Można jednego dnia zrobić coś pięknego a innego dnia popełnić zbrodnię. Nie widzę w tym nic dziwnego."

    Owszem. Tylko, że skoro nie widzisz w tym nic dziwnego, to nie masz też podstaw do tego czepiania się o opinię, jaką Pawlikowski się cieszył wśród tych, którzy go znali, i tych, którzy z perspektywy czasu oceniali jego karierę zawodową i osiągnięcia na tym polu. A jednak to robisz po raz któryś... (Każde ludzkie postępowanie ma swoją motywację... Nawet jeśli, jak to się mawia w psychologii, "wypartą i nieuświadomioną". :P) Prosta logika. :)

    15 lut 2019

  • MEM

    @KontoUsunięte "skoro tak mówisz, to niech będą wyparte kompleksy. A jak nazwać mieszanie morderstwa na komendzie policji (sic!) z patriotyzmem?"

    Po pierwsze, to jest zagrywka w stylu: "a u was biją Murzynów". :P
    Po drugie, nazywaj to sobie jak chcesz. Bez względu na to, jak to nazwiesz, obie rzeczy i tak będą się nawzajem przenikać. Nic na tym świecie nie istnieje "w próżni".

    15 lut 2019

  • MEM

    @KontoUsunięte "czy celem felietonu było pokazanie tej prawdy?"  

    Nie. Celem było przedstawienie, mało chyba znanej, historii (no, i odrobiny ówczesnych realiów, dla próby uzasadnienia i zrozumienia, czemu tak się stało).

    "Nikt chyba tutaj nie przeczył, że ten sam człowiek może jednocześnie kochać (np. przejawiać patriotyzm) i popełniać czyny nikczemne albo tracić kontrolę nad złością"

    Czyżby? A co się stało z określeniami typu: "Ten pan powinien był być definitywnie usunięty z armii"? A tu patrz... Nagle okazuje się, że człowiek może popelniać różne czyny i mieć prawo np. do emocji...

    Poza tym to przecież Ty miałeś komentarz wcześniej obiekcje, że mieszany jest "patriotyzm z morderstwem" (bo zapominasz, że nawet gdyby to uznać za morderstwo – a nim nie było – to nadal, jak każde inne, ma ono motywację, a ta, podobnie jak np. patriotyzm, wynika z osobowości jednostki). No więc miałeś te obiekcje, czy jednak "nikt chyba tutaj nie przeczył, że ten sam człowiek może jednocześnie..."?

    15 lut 2019

  • MEM

    @KontoUsunięte "Tak, nadal uważam, że armia to nie miejsce dla osób nie panujących nad emocjami."

    OK. Tylko masz przesadną skalę w tym wymogu panowania nad emocjami – żeby ją spełniać do takiego stopnia, ludzie musieli by być robotami.

    "Żołnierz ma strzelać - to prawda - ale nie w kogo popadnie."

    No i przecież tak było. To nie było "w kogo popadło", bo czy ucierpiał ktoś postronny?

    "Od wymierzania sprawiedliwości jest państwo (państwo ma mieć monopol na przemoc), a nie dowolny osobnik noszący pistolet w kieszeni."

    Państwo wymierzyło sprawiedliwość (Pawlikowskiemu; i tak BTW, przecież się nie zgadzasz z państwem w tym wypadku, czyli z jednej strony uważasz, że państwo wymierza sprawiedliwość i schluss, z drugiej kwestionujesz wyroki; okrakiem na barykadzie siedzieć się nie da).

    Natomiast Pawlikowski nie wymierzał sprawiedliwości – tu Ci się trochę pomyliły pojęcia – a występował w obronie czegoś przy użyciu środków, jakie miał pod ręką i na jakie w "tamtych czasach" ;) normy społeczne mu zezwalały.

    A państwo nie może mieć monopolu na przemoc, bo to się często kończy jak za PRL-u, gdy wojsko i ZOMO tłumiły strajki.

    "Zabicie człowieka (samosąd) na komisariacie to zamach na państwo (którego oficer miałby bronić)."

    To nie był samosąd. Samosąd – jak mówi definicja słownika PWN – to "samowolne ukaranie kogoś z pominięciem postępowania sądowego". Pawlikowski zaś w ówczesnym rozumowaniu (wg norm społecznych II RP) był osobą reagującą w obronie czegoś. Nie da się tego podciągnąć pod samosąd, tak jak np. obrony koniecznej się pod to nie podciąga.  

    "Strzelanie do bezbronnego to akt okrucieństwa i tchórzostwo a nie przejaw honoru..."

    Jak wszystko inne na świecie, to zależy od okoliczności. Pluton egzekucyjny też strzela do bezbronnego (a czasem i niewinnie skazanego).

    Natomiast w tym wypadku, pominąwszy kwestie wzburzenia i psychiki, o czym mówił na procesie biegły psychiatra, Pawlikowski użył rzeczy, którą miał pod ręką. I co to za różnica, co by to było? Gdyby go zabił gołymi rękami a nie z broni palnej, to byłoby to bohaterstwo? Nadal okoliczności, motywy i skutek byłyby te same.
      
    "Nie widzę sprzeczności między tymi twierdzeniami światopoglądowymi a tym, że raz się jest łajdakiem a raz bohaterem"

    Sprzeczność jednak istnieje. Człowiek zachowuje się zgodnie ze swoim charakterem. Osoba o cechach łajdackich w danych okolicznościach zachowa się inaczej niż osoba ich nie posiadająca. Jeśli ktoś np. jest złodziejem, to zawsze skorzysta z okazji do kradzieży. Tymczasem druga osoba, nie mająca takiej cechy/skłonności, nigdy tej kradzieży nie dokona, pomimo okazji do niej.  

    "Mieszanie morderstwa z patriotyzmem: nadal nie nadążam za twoim tokiem myślenia. Zaczynasz od incydentu na komisariacie i w zasadzie niczego nie komentując, dochodzisz do tytułowego honoru "

    Nie widzę powodu, dla którego miałabym komentować sam ten incydent, zamiast możliwie obiektywnie przedstawić same fakty na temat tego, jak przebiegał.  

    Zaś co do tego przejścia do "tytułowego honoru". Artykuł miał też przedstawić to, jak ludzie wtedy (żeby nie było, że "w tamtych czasach" ;)) podchodzili do takich spraw. l jak postrzegali kwestie honoru, w jakim miejscu w tej hierarchii wartości on był, i ile byli skłonni bez żadnego wahania poświęcić z tego powodu.

    Natomiast "mieszanie z patriotyzmem" (nie licząc tego, że rozmowa na to zeszła częściowo w komentarzach) wynika z tego, że to jak postrzegano honor w tamtych czasach przekłada się też, m. in., na to jak postrzegano patriotyzm – patrzono na niego przez właśnie pryzmat honoru (pamiętasz przemówienie Becka w 1939 roku, odrzucające niemieckie ultimatum? "Jest jedna tylko rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna. Tą rzeczą jest honor." I było wsio - cały naród mu przyklasnął.). Dlatego – już obojętnie, jaka by była postronna ocena tego, czy takie postrzeganie świata było sensowne czy nie – to się wszystko razem miesza i przenika. Pawlikowski, pojmując w taki sposób honor, nie mógł inaczej postąpić. I jednocześnie, pojmując w taki sposób honor, w konkretny sposób postrzegał np. swoje obowiązki zawodowe jako oficera i sam patriotyzm jako taki. To ma dobre strony, przejawiające się np. w tym, że taka osoba będzie przekładała dobro kraju (społeczeństwa) nad swoje własne dobro czy korzyści (czyli np. będąc na jakimś stanowisku, nie będzie kraść), i tego dziś wśród naszych tzw. elit (szeroko rozumianych) brakuje. Ma też i takie strony, które wymykają się z jednoznacznej oceny, właśnie takie, jak to zabójstwo szofera Stróżyka, a które z perspektywy części ludzi może być nawet i postrzegane tak skrajnie krytycznie, jak Twoje zdanie a ten temat. Ale nawet gdyby tak było, jak to postrzegasz, to korzyści z tego systemu wartości przewyższają straty. A tak czy inaczej, wszystko razem się ze sobą miesza i każda rzecz ma dwie strony: jasną i ciemną.

    "Teraz dziękuję za dyskusję"

    ;)

    16 lut 2019