Ceterum censeo Ruthenia esse delendam

Ceterum censeo Ruthenia esse delendamBył 150 rok przed naszą erą, kiedy północnoafrykańskie Królestwo Numidii, które od lat wykorzystywało osłabienie po II wojnie punickiej Kartaginy do powiększania swego terytorium jej kosztem, rozpoczęło z Kartaginą wojnę. Naturalną koleją rzeczy, zaatakowana Kartagina chciała się bronić, ale na przeszkodzie do tego stało jedno: warunki zawartego nieco ponad pięćdziesiąt lat wcześniej pokoju z Rzymem.

Jednym z warunków pokoju po II wojnie punickiej było bowiem to, że Kartagina nie może brać udziału w żadnej wojnie poza kontynentem afrykańskim, a z kolei na kontynencie tym, nie może toczyć jakiejkolwiek wojny, nawet obronnej, bez zgody Rzymu. Zmuszona do przestrzegania takich warunków Kartagina zwróciła się więc do Rzymu z prośbą o taką zgodę. W odpowiedzi Rzym przysłał do Północnej Afryki komisję, która miała ocenić sytuację. Jednym z członków tej komisji był Marek Porcjusz Katon, zwany Cenzorem lub Katonem Starszym.

Gdy Katon zobaczył, jak dobrze Kartagina prosperuje, systematycznie odzyskując swe siły po II wojnie punickiej, wrócił do Rzymu i popędził do Senatu z alarmem, że ten wzrost bogactwa i potęgi oznacza jedno: Kartagina znów będzie na tyle silna, że jej armia ponownie podejdzie pod Rzym. Od tej pory, nieważne gdzie i na jaki temat przemawiał, zawsze kończył swe wystąpienia zdaniem, które zapisało się w historii świata: "Ceterum censeo Carthaginem esse delendam." – "A poza tym uważam, że Kartaginę należy zniszczyć.".

Rzym wysłał wojska do Kartaginy, żądając, by Kartagina zaprzestała przygotowań do wojny obronnej przeciwko Numidii i ewakuowała miasto, po prostu je poddając. Kartagina odmówiła, co spowodowało wybuch III wojny punickiej. A reszta jest już historią...

Jak wszyscy wiedzą, 24 lutego 2022 roku, Rosja ponownie napadła na Ukrainę. Powodów tego jest przynajmniej kilka i tak w zasadzie z naszej, zachodniej, czy z ukraińskiej perspektywy nie mają one znaczenia. Istotne jest to, że niesprowokowana agresja miała miejsce, że wojna trwa, i że Rosjanie, jak zwykle w swej historii, sięgają w niej wszelakich możliwych szczytów okrucieństwa (zwłaszcza wobec ludności cywilnej), przy czym niekoniecznie zatrzymają się na obecnych, bo zawsze pod ręką mają jeszcze typy broni wchodzących w skład tych określanych jako "ABC", a na jakikolwiek humanitaryzm z ich strony nie ma co liczyć, nie są do niego nawet zdolni.

Na szczęście dla Ukrainy oraz dla reszty świata, wkrótce po wybuchu tej wojny okazało się, że atakiem tym Rosjanie wdepnęli w bardzo wielkie gówno, z którego rozmiarów nawet oni jeszcze nie całkiem zdają sobie sprawę. Rzekoma druga armia świata okazała się trzymać od biedy na powierzchni tylko dzięki posiadanemu w spadku po ZSRR arsenałowi nuklearnemu, morale jest niskie i stale spadające wraz z rosnącymi stratami i brakiem postępów na froncie, a gospodarczy krach to tam dopiero nadejdzie, bo na razie to jedynie przygrywka. To wszystko jednak nie powstrzymuje rządzącego Rosją reżimu przed kontynuacją obranej drogi. Za poklaskiem, lub ewentualnie za milczącym przyzwoleniem, własnego społeczeństwa równie... specyficznego, jak władza, którą sobie ono wybrało i w zdecydowanej większości wspiera. Co więcej, społeczeństwo i rządzący nim reżim trzymają się nawzajem w szachu, bo jedną z głównych przyczyn, tego, dlaczego Putin się nie wycofa z Ukrainy, jest to, że bez zwycięstwa (w tej chwili to prawdopodobnie już jakiegokolwiek, które można by było wykorzystać na użytek wewnętrznej propagandy), władza obecnego reżimu w Rosji się skończy. Mentalnie poszkodowani na umyśle Rosjanie od wieków bowiem cenią sobie "silnych przywódców", nie bacząc na to, że w praktyce to rujnujący im życie w każdym jego aspekcie zamordyści, a nie przywódcy z prawdziwego zdarzenia. Poza tym nawet gdyby Putin uzyskał tak potrzebne reżimowej propagandzie zwycięstwo nad Ukrainą, to nie starczy ono na długo, tym bardziej po tym, jak cywilizowany świat odciął się i nadal się odcina od wszelakich interesów z Rosją. Czyli prędzej czy później putinowski reżim lub jego następcy staną przed tym samym dylematem: "Jak utrzymać władzę i ocalić własne głowy?". I dojdą do dokładnie takiego samego wniosku, jaki wyciągali do tej pory – że jedyną do tego drogą jest przynoszące poklask w ogłupianym od wieków społeczeństwie atakowanie sąsiadów plus maksymalny możliwy zamordyzm u siebie.

I tu dochodzimy do sedna, jakim w skrócie jest to, że Rosja jest "od zawsze" wrzodem na... na "czterech literach" świata. Bez względu na czasy, okoliczności, czy na to, kto tam sprawuje władzę, zawsze było i po dziś dzień jest tak, że to kraj, którego agresja i poziom zbrodni wykraczał daleko ponad normę. Główną przyczyną takiego stanu rzeczy jest wspomniana mentalność rosyjskiego społeczeństwa – nie na darmo mawia się, że "Rosja to stan umysłu".  

I tak jest – to jest stan umysłu. Wielowiekowe kształtowanie mentalności rosyjskiego społeczeństwa – składające się na ten "stan umysłu" – w przeświadczeniu, że władza ma być "silna", to znaczy brutalna (i nieważne czy z sensem wykorzystująca tę siłę) i wolno jej wszystko, połączone z tragicznymi skutkami bolszewickiej rewolucji oraz systemu, jaki nastał po niej, co wyniszczyło naród na niespotykaną w historii skalę – od wymordowania inteligencji, przez propagandę komunistyczną, błędy popełnione w czasie II wojny światowej, aż po odwieczny bajzel w każdym aspekcie, jaki składa się na państwo i na jego społeczeństwo – sprawiły, że zdecydowana większość przedstawicieli tego narodu rozumuje kategoriami, które w najlepszym wypadku skazują ich na rządy kogoś takiego jak Putin. I inaczej nie będzie rozumować. Nigdy.  

I tak właściwie to w tym wypadku należy się cieszyć, że tak jest. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Wyobraźcie sobie kraj, który ma nadal (częściowo wynikające z naturalnej w tym wypadku kolei rzeczy), wszystkie imperialne zapędy, jakie miała w przeszłości i ma obecnie Rosja, oraz wolę do osiągania ich za pomocą dokładnie tych samych brutalnych metod, jakie to państwo stosowało zawsze, ale rządzone przez ludzi, którzy faktycznie choć w jakimś stopniu zarządzać nim będą na wzór zachodni, czy chociażby na współczesny chiński... To jest jedyny kraj na świecie, który z uwagi na przestrzeń terytorialną, jaką zajmuje, w praktyce mógłby być w zupełności samowystarczalny. Do tego kraj, który na skutek dobrych rządów już nie miałby armii i gospodarki w tak opłakanym stanie jak dziś, tylko byłby uzbrojony po zęby. Taka Rosja byłaby daleko większym zagrożeniem dla wszystkich niż dzisiejsza putinowska. Nawet większym niż dawne ZSRR kiedykolwiek.

Na szczęście na przeszkodzie stoi wspomniana mentalność Rosjan, która to, oprócz tego, że niszczy ten kraj oddolnie, już na poziomie jednostek ludzkich, prędzej czy później doprowadza do tego, że w demokratycznych wyborach wybierają sobie kolejnego dyktatora i koło się zamyka. Przynajmniej póki co, bo zawsze może być tak, że okres pomiędzy jednym dyktatorem a drugim będzie na tyle długi, że dzięki temu społeczeństwo rosyjskie powoli zacznie myśleć nieco inaczej, wzmacniając tym samym potencjał tego kraju, który ktoś później wykorzysta do kolejnej agresji. Dlatego kardynalnym błędem Zachodu było wychodzenie z założenia, że Rosję można "ucywilizować" poprzez handel i jakiekolwiek normalne relacje z nią. A jeszcze większym błędem będzie wyjście w przyszłości z założenia, że Rosji należy pomóc w jej "demokratyzacji" i ucywilizowaniu. Prędzej czy później odbije się to światu, zwłaszcza zachodniemu, czkawką.

Tak więc, ani Rosja rządzona przez dyktaturę, ani Rosja demokratyczna nie są dla nas – dla reszty świata – optymistyczną perspektywą. Co gorsza, jest to perspektywa wzmocniona coraz bliższym "sojuszem" rosyjsko-chińskim bez względu na to, jaką ten "sojusz" by formę przyjął. Czy Chiny (równie bezwzględne, brutalne i zbrodnicze) wchłoną Rosję, czy uzależnią ją politycznie i gospodarczo od siebie, jak np. niegdyś ZSRR uzależniło tzw. demoludy, czy będą z nią plus minus "po partnersku" współpracować, zawsze będzie to działanie skierowane przeciwko reszcie świata, a przede wszystkim przeciwko Zachodowi. A połączenie potencjału Chin i chińskiego "way of life" z rosyjskimi zasobami terytorialnymi i naturalnymi to przepis na druzgocącą klęskę Zachodu, która byłaby wtedy wyłącznie kwestią czasu.

Jednakże nie musi tak być. Rosyjski atak na Ukrainę obrazowo mówiąc "wywrócił stół". Zostaje otwarta jedynie kwestia tego, na ile to dociera do szeroko rozumianych elit rządzących (nie tylko w polityce) po przeciwnej do rosyjskiej stronie barykady. Jak dotąd dotarło do nich tyle, że nawet najbardziej zagorzali zwolennicy (oczywiście wyłączając z tego wszelakiej maści oszołomów, agentów wpływu i tym podobnych plączących się gdzieś na marginesie, bo z oczywistych względów do nich nic nie dotrze) "dialogu" z Rosją zdali sobie sprawę z prawdziwego oblicza i zamiarów obecnego ruskiego reżimu oraz z tego, że trzeba temu przeciwdziałać. Niestety jednak, nadal – zwłaszcza w Zachodniej Europie, bo Środkowej i Wschodniej nie trzeba tego, czym są Rosjanie, tłumaczyć, a z kolei Amerykanie i Wielka Brytania na nasze szczęście dobrze orientują się w zagrożeniu, wywierając nacisk na zachodnie państwa Unii – rozumują one kategoriami, które każą im naród rosyjski traktować jak inne, a więc tym samym wręcz idiotycznie uważają, że naród ten nie jest winien temu, co się dzieje, i że po wojnie należy zacząć się ponownie dogadywać z Rosją w płonnej nadziei na "wieczny pokój" między nami a Moskwą (oraz, w ramach bonusu, w nadziei na zyski ze współpracy gospodarczej). Nie dociera do nich, że wbrew pozorom to nie Putin odpowiada za obecny stan rzeczy, a naród, którym on rządzi (i który posłusznie wykonuje te putinowskie rozkazy), i którego zresztą jest produktem. Poza tym pomimo nałożonych sankcji czy rozpoczęcia działań na rzecz wzmocnienia potencjału obronnego, zachodnioeuropejskie elity i społeczeństwa nadal podświadomie obawiają się potencjalnej bezpośredniej konfrontacji z Rosją, przez co z tej nadmiernej ostrożności w kwestii doboru narzędzi mających uderzyć w Rosję popełniają kolejny błąd – sprawiają na reżimie wrażenie (choć tak samo błędne z jego strony, jak błędna była jego ocena tego, jaki jest stan armii ukraińskiej, nastroje społeczeństwa ukraińskiego oraz jaka będzie reakcja Zachodu na inwazję), że jest od nich silniejszy. A to dodatkowo zachęca Putina do kontynuowania agresji, nawet jeśli de facto to Zachód jest znacznie potężniejszy od Rosji pod każdym względem i to jedynie zachodnia niechęć do doprowadzenia do otwartej już III wojny światowej powstrzymuje NATO przed eskalacją obecnego konfliktu. Wolą go toczyć (rosnącym) kosztem Ukrainy aż do momentu, w którym Rosja będzie musiała odpuścić, zamiast od samego początku wojny uderzyć na tyle silnie, by armia rosyjska podkuliła ogon i na już kolosalnych stratach, o jakich się Ukraińcom nawet nie marzy, wyniosła się z Ukrainy (całej, włącznie z Krymem).

Z powodu wyżej wspomnianych przyczyn, do zachodnich elit nie dociera też najważniejsze: że mamy obecnie, być może niepowtarzalną, szansę na to, by raz na zawsze pozbyć się nie tylko dzisiejszego zagrożenia, jakie stanowi Putin, który i tak jest już "na wylocie", ale w ogóle tego wrzodu, jakim dla nas, i w zasadzie dla całego świata, jest Rosja (a dodatkowo możemy pokrzyżować, równie dla nas niebezpieczne, chińskie plany). Dlatego Rosja musi upaść, rozlecieć się, i należy zrobić wszystko, co tylko możliwe, w tym celu. Bo pozostawienie jej w jakiejkolwiek formie jednolitego państwa (czy to dyktatury, czy demokracji, czy czegokolwiek innego pośrodku), to zgoda na to, by prędzej czy później nastąpiła powtórka z rozrywki, która może być dla nas znacznie bardziej kosztowna.

Po pierwsze więc. Jakkolwiek to zabrzmi, bo straty Ukraina ponosi olbrzymie, to im dłużej trwa obecna wojna na Ukrainie, tym gorzej dla Rosji pod każdym względem, a więc lepiej dla wszystkich, pod warunkiem, że Zachód nie przegapi wręcz dziejowej okazji i wykorzysta to do całkowitego zniszczenia (rozpadu) Rosji. Więc jeśli już NATO tak koniecznie nie chce ryzykować potencjalnego rozlania się konfliktu poza Ukrainę i z tego powodu nie przekazuje jej broni, która posłużyłaby do zorganizowania ofensywy wyrzucającej Rosjan z jej granic, a jedynie taką, która pozwala się skutecznie bronić, to nie można pozwolić Ukrainie upaść.  

Po drugie. Po wojnie, jeśli Rosja nadal będzie istnieć, pod byle pretekstem, choćby wyssanym kompletnie z palca, należy utrzymywać jak największe sankcje. Dopóty, dopóki Rosja się nie rozpadnie. I jak najszybciej trzeba też zwiększyć je – gdy już nie zagrozi to zachodnim gospodarkom, co nastąpi w ciągu najbliższych kilkunastu miesięcy – o całkowitą rezygnację z importu rosyjskich surowców energetycznych, a być może także i z pozostałych surowców czy żywności. Od surowców energetycznych z czasem (i to niedługim) i tak musimy odejść choćby ze względu na kwestie klimatyczne, a do tego momentu możliwe będzie zaspokajanie tych potrzeb u innych dostawców.

Po trzecie. Należy już dziś wspierać wszystkie, nawet te najbardziej urojone, roszczenia terytorialne, jakie mają różne kraje pod rosyjskim adresem (np. Japonia domagająca się zwrotu Wysp Kurylskich, Chiny, wbrew pozorom "przyjaźni rosyjsko-chińskiej", wcale nie zapomniały o tej części Syberii, którą im odebrano na mocy traktatów w Ajgunie w 1858 i w Pekinie w 1860 roku, itd.), wszystkie tendencje separatystyczne na terenie Rosji (choćby np. czeczeńskie, ale nie tylko, bo oprócz tego, że w praktyce Rosja to zlepek kilkudziesięciu nacji trzymanych w kupie siłą, to nawet Obwód Kaliningradzki buntował się przeciwko władzy w Moskwie już ponad dekadę temu, a pokutował w nim m.in. nawet dość egzotyczny pomysł, by powstała Kaliningradzka Republika Bałtycka, która należałaby jednocześnie do Rosji i do UE), wszystkie "zdrady" Rosji przez jej sojuszników (np. Kazachstan, który odmówił wysłania swych wojsk na Ukrainę, a ostatnio jego politycy twierdzą – prawdopodobnie przy chińskim wsparciu – że nie pozwolą, żeby Kazachstan znalazł się po tej samej stronie nowej "żelaznej kurtyny" co Rosja) oraz wszelakie wojenki, jakie mogą się toczyć na terenie byłego ZSRR, które Rosja do tej pory uznaje za swoją strefę wpływów (np. ostatnia "ofensywa" Azerbejdżanu przeciwko Armenii).

Po czwarte. Trzeba "pomagać" rosyjskiej cerkwi w jej jak najszybszym rozpadzie poprzez wsparcie wszelakich innych wyznań, jakie na terenie Rosji istnieją (od szamanizmu, przez świadków Jehowy, aż po islam) i bardzo często są w rozmaity sposób szykanowane, lub wręcz są zakazane.

Po piąte. Należy wzmacniać rosnące niezadowolenie społeczne wśród samych Rosjan i wszelką polaryzację społeczną, jaka się tam pojawia. Niech się tam kotłuje do woli.

Wszystko to razem wzięte, zwłaszcza uderzenie w gospodarkę, jako podstawę bytu narodu i państwa, prędzej czy później doprowadziłoby Rosję do upadku i rozpadu. Wystarczy tylko konsekwentnie wykorzystywać jako pretekst dzisiejszą sytuację, do jakiej reżim Putina doprowadził, i pozwolić, żeby czas zrobił resztę. Powstałe małe (w porównaniu ze współczesną Rosją) państewka będą w zbyt wielkim chaosie i będą zbyt biedne, by mogły zagrażać komukolwiek (paradoksalnie będzie to z korzyścią nawet dla mieszkańców dzisiejszej Rosji, którzy w tych nowych państwach, łatwo przez mocarstwa kontrolowanych, będą mieć szansę na normalne i z czasem dostatnie życie). Należy je wtedy pozbawić arsenału nuklearnego np., choć nie tylko, w podobny sposób, jak zrzekła się go Ukraina po rozpadzie ZSRR. I problem wtedy zniknie. Już na zawsze.  

Ceterum censeo... Ruthenia esse delendam.

MEM

opublikowała opowiadanie w kategorii felieton, użyła 2857 słów i 16743 znaków, zaktualizowała 31 mar 2022. Tagi: #Rosja #Ukraina #wojna

1 komentarz

 
  • Mardoniusz999

    Ciekawe 😇

    11 lis 2023

  • MEM

    @Mardoniusz999 "Ciekawe 😇"

    Dzięki.

    Niestety, jeśli tak dalej pójdzie, jak obecnie, to Ukraina przegra wojnę z winy głupoty i krótkowzroczności Zachodu, który zamiast dokręcić maksymalnie możliwie śrubę sankcji na kacapów oraz od samego początku wojny dać ukraińskiej armii wszystko, czego ona potrzebuje, zamiast "kroplówki", dopuścił kilkunastoma miesiącami swej bezczynności do tego, by kacapska armia solidnie ufortyfikowała się na swoich pozycjach. I teraz kacapom wystarczy doczekać czasów, gdy na Zachodzie do władzy dojdą oszołomy pokroju Trumpa, które odetną Ukrainę od pomocy, bez której ona nie przetrwa, i wojnę, którą można było wygrać już z pół roku temu Zachód zamieni w swoją klęskę, tylko dlatego, że z głupoty polityków nie poszedł za ciosem.

    Ale kacapski kraik prędzej czy później i tak się rozpadnie. Przy takim poziomie bajzlu, dziadostwa i korupcji, to jest tylko kwestia czasu.

    11 lis 2023

  • Mardoniusz999

    @MEM  
    Nie zgadzam się z wieloma tezami, ale bardzo szanuję Twe poglądy....

    12 lis 2023

  • MEM

    @Mardoniusz999 "Nie zgadzam się z wieloma tezami, ale bardzo szanuję Twe poglądy...."

    A z czym konkretnie? :)

    13 lis 2023

  • Mardoniusz999

    @MEM  
    Zacznijmy od pewnej prostej kwestii.
    Jak matuszka rosija będzie wydawać ostatnie tchnienie, któż nam zagwarantuje że nie wybuchnie wojna domowa z użyciem bomb atomowych???
    Piszesz o podsycaniu nastrojów separatystycznych, rozumiem. Ale jeśli obróci się to przeciw Europie???
    Na początek tyle 😉😇🤪

    13 lis 2023

  • MEM

    @Mardoniusz999 "Zacznijmy od pewnej prostej kwestii.  
    Jak matuszka rosija będzie wydawać ostatnie tchnienie, któż nam zagwarantuje że nie wybuchnie wojna domowa z użyciem bomb atomowych???"

    W zasadzie można odpowiedzieć na to prostym pytaniem: a kto nam dziś zagwarantuje, że kacapy nie użyją broni atomowej (gdziekolwiek)? :)

    Zresztą, nie tylko oni ją przecież mają. A do tego dochodzi jeszcze te 440 elektrowni atomowych na świecie (plus 60 w budowie i 110 planowanych), oraz reaktory nuklearne napędzające statki i okręty. Reaktorów służących celom badawczym już nawet nie licząc.

    Aha. I jeszcze jedno. Jedynym państwem na świecie, które użyło broni nuklearnej (i zresztą słusznie jej użyło), były Stany Zjednoczone. Nie kacapia, nie Korea Północna, nie państwa islamskie... USA.

    I co? :) Obawiasz się, że jak się np. Stany rozpadną (co też jest, przynajmniej teoretycznie, możliwe, tam są rozmaite ruchy separatystyczne), albo stoczą do poziomu państwa rządzonego jak dyktatury w trzecim świecie (a to jest możliwe jeszcze bardziej), to bomby atomowe zaczną lecieć nam na głowę? :)

    Zresztą... Życie nie jest bezpieczne i ryzykowanie jest jego częścią. Gdy upadało ZSRR, był ten sam problem. I żadna bomba, nawet tzw. "brudna", nie została użyta. Oczywiście to, że wtedy tak było, nie jest żadną gwarancją, ale generalnie nawet szaleńcy zdają sobie sprawę z konsekwencji użycia tego rodzaju broni. BTW, gdy wagnerowcy robili parę miesięcy temu pucz, jakie miasto minęli, a mogli zdobyć praktycznie bez strzału? Borisoglebsk – jeden ze składów broni nuklearnej (to zresztą też był błąd Prigożyna).

    A tak poza tym, choć przyjęło się – skądinąd słusznie – że broń atomowa jest bronią masowej zagłady, to bywają na świecie nawet i gorsze rzeczy. Naloty dywanowe na Niemcy i Japonię pochłaniały olbrzymie ilości ofiar, i choć wydawałoby się to niemożliwe, były znacznie bardziej okrutne. A współczesna broń rakietowa "typu" TOS-1 prawdopodobnie jest bardziej nieludzka niż nawet atom (zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę, że nie każdy ładunek nuklearny ma możliwości "carbomby" ). W ludziach pokutuje strach przed bronią jądrową (wzmocniony nie przez groźbę użycia pojedynczego ładunku, a wojny nuklearnej z czasów zimnowojennych, oraz dodatkowo podsycany dekadami przez szeroko rozumiane media) – i słusznie – ale, naprawdę, są możliwości zadawania okrucieństw, przy których nawet atom blednie. I jakoś nikt nie mówi czegoś w rodzaju: "nie toczmy wojny, bo te najbardziej okrutne formy masowego zabijania inne niż bomba atomowa zostaną użyte".  

    Ergo. O ile broń atomowa jest groźna i zawsze istnieje ryzyko jej użycia, o tyle jest to przede wszystkim straszak, nie coś, co faktycznie można użyć i jeszcze po użyciu liczyć na wygraną. Gdyby dało się w ten sposób wygrać, putinowski reżim dawno by to na Ukrainie zastosował.

    14 lis 2023

  • MEM

    @Mardoniusz999  

    Poza tym. Jeśli kacapski kraj się rozpadnie, to sam z własnej winy. I wtedy ta broń też nie musi zostać użyta. No bo przeciwko komu? Nikt ich przecież nie napadnie, powodując ten rozpad. Czyli co? Skoro będzie to efekt wewnętrznego rozkładu (fakt, że silnie wspieranego przez np. sankcje; one nigdy nie powinny zostać zniesione, a trzeba możliwie mocno dokręcić jeszcze ich śrubę; sankcje działają wolno, na pierwszy rzut oka może nie być widać skutków, ale nieuchronnie). Jedno kacapskie miasto napadnie wtedy na drugie? Nie. Ktoś po prostu przejmie władzę w danej guberni, albo na Kremlu, albo w którejś republice autonomicznej i tyle. Ludzie tam żyjący z tym się po prostu pogodzą, bo dla nich jest (i będzie, zwłaszcza w coraz gorszych, może nawet tragicznych, warunkach bytowych) najważniejsze to, by było co do gara włożyć. Dla nowej władzy, na terytoriach powstałych w wyniku rozpadu, ważne z kolei będzie utrzymanie zdobytej władzy i profitów z niej, a nie toczenie wojen, dodatkowo przy braku zasobów do tego potrzebnych, o jakieś dodatkowe terytoria. Wojna, a tym bardziej atomowa, w tym wypadku nie sprzyja interesom... Co więcej, arsenał atomowy jest kosztowny w utrzymaniu. Jedną z przyczyn, przez które Ukraina oddała swój (a była po rozpadzie ZSRR czwartym mocarstwem atomowym świata) było to, że nie stać jej było na utrzymanie go. Zachód oraz Chiny – jeśli nie spróbują wykorzystać jakiejś całkowitej zapaści kacapskiego państwa i nie poślą wojska, by przejęło kontrolę nad składami broni atomowej i je opróżniło – zaś znajdą sposób na to, by przekonać takich nowych lokalnych przywódców, że dla utrzymania przez nich władzy opłaca się im ten arsenał oddać. W taki czy inny sposób przekupią ich po prostu. A jeśli nawet któregoś się nie uda przekonać, czy nawet odstrzelić, no to najwyżej będzie nowe państwo mające arsenał nuklearny. Może będzie jako tako cywilizowane, może od czasu do czasu postraszy trochę jak Korea Północna, ale z dużym prawdopodobieństwem tego arsenału nie użyje, a okrojone z większości terytorium i zasobów obecnej "kacapii", nie będzie w stanie nikomu w praktyce zagrozić, bo broń atomowa nie wygrywa lokalnych wojen. Do tego trzeba "konwencjonalnych" zasobów gospodarczych i militarnych (plus liczenia na to, że świat się będzie bezczynnie temu przyglądał, co można z kolei między bajki włożyć). A światowa wojna nuklearna (np. między takimi państwami, jak Chiny i USA) jest z kolei nie do wygrania przez nikogo.

    "Piszesz o podsycaniu nastrojów separatystycznych, rozumiem. Ale jeśli obróci się to przeciw Europie???"

    A karmienie kacapskiego imperializmu, niemal jak dawne ustępstwa Zachodu wobec Hitlera, nie obróciły się (i nie obrócą w przyszłości, jeśli nadal tego rodzaju polityka byłaby kontynuowana) przeciwko Europie? Zaszłej zimy chcieli nas literalnie wykończyć (i gdyby się to im udało, byłby faktycznie pogrom, z nawet setkami tysięcy trupów) brakiem surowców energetycznych, od których większość Europy zdążyli uzależnić. Zagrożenie agresją militarną (zwłaszcza dla państw naszego regionu) też jest stałe.

    Trzeba sobie po prostu raz na zawsze uzmysłowić, że dopóki to będzie państwo o – choćby potencjalnie – wielkich możliwościach w postaci liczby ludności, wielkiego terytorium, posiadania arsenału nuklearnego, posiadania olbrzymich ilości surowców itd., to ono zawsze będzie dla reszty świata, a dla Europy zwłaszcza, zagrożeniem. Nie jest ważne, kto tam rządzi, jaki ustrój tam akurat panuje, i jakie są aktualne granice tego państwa – zagrożenie jest stałe i ta groźba akurat jest najbardziej realną ze wszystkich potencjalnych scenariuszy. Jedyną szansą na likwidację tego zagrożenia, już na zawsze, jest doprowadzenie tego kraju do upadku (przede wszystkim gospodarczego, za tym pójdzie reszta) i rozpadu.

    14 lis 2023

  • MEM

    @Mardoniusz999

    A ten rozpad w sumie niesie dla Europy niskie ryzyko negatywnych skutków.  

    Po pierwsze, wszelakie zamieszki i wojny domowe ograniczone będą i tak do tamtego terytorium. Nie przeniosą się do państw Europy, bo nikt tam nie będzie zainteresowany toczeniem wojny z Europą (jedynymi zainteresowanymi agresją wobec Zachodu są kacapskie władze, zarówno putinowskie jak i dowolne inne, jakie by po nich przyszły rządzić tym krajem). Mało tego – poszczególni watażkowie będą szukać ewentualnej pomocy dla siebie właśnie w krajach zachodnich. I co więcej, tylko brak "możliwości państwa imperialnego" może zagwarantować na dłuższą metę, że społeczeństwa powstałych po rozpadzie państw choć jako tako się ucywilizują po kilkudziesięciu  latach, raz na zawsze zapewniając światu spokój z ich strony. Inaczej problem z kacapską agresją będzie zawsze, bo to nie jest tak, że sobie przyszedł "zły" Stalin, Putin, albo ktoś inny. To samo społeczeństwo jest takie, jak ci wymienieni jego przywódcy, bo od pokoleń (a właściwie od zarania kacapskiej państwowości) od małego dziecka jest wychowane w tamtejszym syfie i przysłowiowo od kołyski nasiąka taką mentalnością, która skutkuje tym wszystkim, co w kacapskim wykonaniu znamy z historii oraz z czasów nam współczesnych. I to się nie zmieni, dopóki ten kraj będzie miał swój olbrzymi potencjał. Dopóki on istnieje, może być tylko gorzej.

    Po drugie. Ewentualną migrację z tamtejszych terenów można zatrzymać na granicach państw Europy (a nawet i na granicach obecnych albo powstałych po takim rozpadzie państw Azji). To będzie jakiś wysiłek i koszt, ale jest to wykonalne. A poza tym prędzej czy później wszelakie zamieszki się uspokoją. Zresztą. Można było bombardować Serbię, by wymusić na niej wszelakie ustępstwa, to tym bardziej da się pacyfikować jakieś powstałe po rozpadzie praktycznie bezbronne (jeśli pozbawione arsenału nuklearnego) postkacapskie państewka. I tak czy inaczej zapanuje spokój. Nawet jeśli wynikły z trzymania za mordę przez pewien czas tamtejszych społeczeństw.

    Po trzecie. By toczyć wojnę domową trzeba mieć zasoby. Te zasoby w kraju upadłym szybko się skończą. Tym samym sama wojna również, bo po prostu najsilniejsi szybko pokonają tych, którzy z tych czy innych powodów nie będą mieli czym już wojować. A ludność się sama podporządkuje (zwłaszcza tamtejsza – od wieków potulna każdemu zamordyzmowi), choćby za cenę tego, że w końcu zapanuje tam choćby jako taki spokój. Jak to Morawiecki na sławetnych taśmach mówił: najlepiej się rządzi po wojnie, bo zmęczeni nią ludzie chcą już tylko spokoju. I poprą każdego, kto im go da, nawet jeśli nadal będzie bieda i zamordyzm.

    14 lis 2023

  • Mardoniusz999

    @MEM  
    Masz bardzo dużo racji, ją jednak uważam że Rosja nie musi upaść, żeby się zmienić.
    Piszesz że można było bombardować Serbię - oczywiście. Można było. Tylko nie wierzę w to że w każdym nowo powstałym państwie, zapadną radosne decyzję co do oddania broni atomowej.
    Nawet groźba najazdu przez europejske państwa może nic nie wskórać.
    Poznałem Rosjan. Owszem poza Moskwą, sankt Petersburgiem i kilkoma dużymi miastami, panuje ciemnogród. Jednak młodzi i wykształceni Rosjanie mają dość zamordyzmu. Chcą mieć spokój. I właśnie takim ludziom należy dać władze.
    Piszesz o uzależnieniu??? Ciekawe!!
    Gdybyśmy mieli mądrzejszych polityków w Europie, było by inaczej. Gdybyśmy!!!

    Jak wspomniałem, masz dużo racji, ale to wszystko musiałoby dziać się szybko i sprawnie.
    Widząc błędy taktyczne w postępowaniu z Rosją i zwłaszcza śmieszne reakcję na wojnę na Ukrainie - śmiem twierdzić że obecnie nie ma takich ludzi u szczytu władzy.

    Są zwykłe popierdułki. Żyję na codzien we Francji od piętnastu lat. Obecny prezydent jest memem.

    Zresztą tak samo jak kolega - wschodni niedźwiedź, martwią mnie nasi sojusznicy.
    Jak ma się takich sojuszników, to już nie potrzebujemy wrogów
    Miłego wieczoru życzę

    16 lis 2023

  • MEM

    @Mardoniusz999 "Masz bardzo dużo racji, ją jednak uważam że Rosja nie musi upaść, żeby się zmienić."  

    Na taki sposób myślenia (że oni się zmienią) Zachód już się "nabrał" (w cudzysłowie, bo nie do końca był tak naiwny, tylko interesy i tzw. agentura wpływu miały w tym swój udział) kilka razy. Ostatni tego efekt widzimy właśnie teraz m.in. na Ukrainie.

    Nie, oni się nie zmienią dopóty, dopóki ten kraj nie przestanie istnieć.

    Rosja "cywilizowana", to znaczy będąca państwem na wzór krajów Zachodu będzie nadal olbrzymim zagrożeniem (daleko większym niż to, co jest dziś, czy to, co było za komuny), bo w tamtejszym społeczeństwie pozostaje "imperialna mentalność". Tylko że ta "wersja" tego kacapskiego kraju będzie miała daleko lepsze możliwości z racji zdrowszego – i przez to wydajniejszego – systemu, jaki w niej by panował (na takiej samej zasadzie, jak reformy cara Piotra I doprowadziły ten kraj do rangi mocarstwa – dały podwaliny pod rozwój wykorzystany potem do realizacji imperialnych interesów, przede wszystkim podbojem realizowanych). A za taką imperialną mentalnością idzie podbój. Dokładnie taki sam, jaki carowie robili aż po współudział caratu w rozpoczęciu I wojny światowej.

    Zaś Rosja "niecywilizowana", z taką czy inną dyktaturą (w rodzaju putinowskiej, komunistycznej czy jakiejś tam innej), nadal zaś zostanie tym, czym jest. Tym samym tamtejsze społeczeństwo będzie oligarchiczno-mafijno-zbrodnicze i jego mentalność będzie adekwatna do tego stanu rzeczy, plus do tego zachowa swoje wszystkie "imperialne" cechy. Dokładnie tak, jak jest to dziś.

    Nie ma innych możliwości. Żeby zmienił się system/ustrój państwa, to jego obywatele muszą być inni, mentalnie – trzeba tam od zera wychować całe pokolenia w odpowiednich do tego warunkach, tak by tę "imperialno-mafijną" mentalność wykorzenić. A w tym celu to nie może pozostać kraj-mocarstwo (pod jakimkolwiek względem – militarnym, ekonomicznym itp.), bo jak takim pozostanie, to się nigdy tej mentalności nie pozbędzie, i to błędne koło – jakie tam się zresztą toczy od wieków – się znów zamknie. Nic się nie zmieni.

    "Piszesz że można było bombardować Serbię - oczywiście. Można było. Tylko nie wierzę w to że w każdym nowo powstałym państwie, zapadną radosne decyzję co do oddania broni atomowej."

    Pewnie nie będą to radosne decyzje, ale też mogą być to decyzje jedyne możliwe, jakie mogą podjąć, w danych okolicznościach (albo mogą te władze zostać postawione przed faktami dokonanymi, że Zachód siłą położy łapę na arsenale, lub przynajmniej na jakiejś jego części).

    No wyobraź to sobie. Jesteś gubernatorem jednego z terytoriów tego kraju. Wszystko się wali, dochodzisz do wniosku, że albo wykorzystasz okazję i przejmiesz władzę, albo ktoś inny to zrobi i nawet – w jakimś skrajnym wypadku – stracisz przy tym głowę. Więc korzystasz z okazji, przejmujesz władzę, wszystko się udaje... Ale drogi powrotu nie ma. Bo: 1. jeśli reszta tego kacapskiego kraju istnieje nadal, to poddanie się i podporządkowanie ponownie Moskwie, równa się czapa, a 2. jeśli kacapia już nie istnieje, tylko jakieś małe państewka, to nie ma już komu się poddawać. 

    No i masz tę władzę i co teraz?

    Masz zrujnowany gospodarczo kraj (może nawet z wojennym zniszczeniami), biedę aż piszczy, i ileś tam milionów ludzi, którzy jeśli im się szybko i wyraźnie nie poprawi byt, znajdą sobie winnego stanowi rzeczy. I zgadnij, na kogo wtedy wypadnie?

    Jedyną możliwością poprawy sytuacji jest dogadanie się z tymi, którzy mają gospodarcze, finansowe i militarne możliwości udzielenia realnej pomocy, by ten nowo powstały kraik stanął choć jako tako na nogi. Ale to ma swoją cenę...

    I teraz, co wolisz? Trzymać arsenał (którego utrzymanie też zresztą kosztuje, bo to nie jest tak, że sobie wyprodukujesz bombę czy rakietę i na tym koszty się kończą – to jest dopiero początek wydatków) i mieć coraz bardziej biedniejącą i coraz bardziej wkurzoną rzeszę ludzi (plus na pewno znajdą się tacy, którzy zechcą Cię obalić i przejąć władzę; i to niekoniecznie w taki sposób, że Ci się nic nie stanie w trakcie tego procesu), domagającą się realnej poprawy bytu, czy dogadać się z np. Zachodem i oddać po dobroci arsenał w zamian za gospodarczą pomoc po to, by utrzymać się na stołku i przy życiu?

    I wybór chyba jest prosty, nie? :) Może nie będziesz z tego powodu szczęśliwy, ale za to żywy i przy władzy oraz korzyściach z niej płynących.

    No a potem klamka zapadnie i przecież nie pojedziesz do Ameryki z żądaniem oddania tego arsenału. :)

    17 lis 2023

  • MEM

    @Mardoniusz999 "Nawet groźba najazdu przez europejske państwa może nic nie wskórać."  

    Zachód ostatnimi dekadami "zniewieściał" (i kacapstwo ma w tym swój wkład, sięgający korzeniami jeszcze czasów rewolucji październikowej), ale to dotyczy przede wszystkim społeczeństwa (niestety), nie władzy (i powiązanego z nią, zawsze, biznesu). W krajach Europy, Północnej Ameryki itp. nadal władza – zakulisowo – jest bardzo bezwzględna i brutalna, która tak naprawdę ma głęboko w dupie takie rzeczy, jak np. prawa człowieka. I oni zrobią wszystko w imię tych interesów. Wszystko. Nie ma na tym świecie rzeczy, przed którą Zachód – zbiorowo, tzw. kolektywny Zachód, i indywidualnie – by się cofnął. Nie ma. Nawet przed użyciem broni atomowej (i przed każdym innym skurwysyństwem też) się nie cofnie (może mu się nie podobać – w sensie: preferowane byłyby inne metody osiągnięcia celu – jej użycie, ale on jej użyje). Na tym zresztą kraje Zachodu zbudowały swoją potęgę istniejącą do dziś.

    Nie wierzysz? A taki przykładzik... Po zamachach na WTC i potem kilku większych zamachach na terenie Europy zachodnie służby, głównie amerykańskie, miały pewien kłopot z przesłuchiwaniem schwytanych muzułmanów podejrzewanych o terroryzm, bo legalnie nie mogły np. w Stanach czy w wielu państwach Europy stosować różnych metod "perswazji", żeby wydobyć z nich potrzebne informacje. I co? Czy to powstrzymało kogoś przed używaniem tortur przy przesłuchaniach? Nie. Jeśli nie dało się tego robić po cichu gdzieś w Stanach, to wywożono delikwentów choćby do naszych Klewek, albo do innego Egiptu, i tam im przykręcano tak mocno śrubę, że nawet Gestapo byłoby zachwycone. Ale oficjalnie żaden zachodni polityk nie powie, że jest za tym, by prawa człowieka były łamane, prawda?

    Takie jest życie i polityka – w tym wypadku to jest czarno-białe: oni albo my. I władza chcąca – paradoksalnie – chronić nasze (zachodnie) społeczeństwo z jego wartościami i "way of life" musi być skuteczna w działaniu, a nie załatwi tego, malując kredą po chodnikach w proteście. Dlatego polityczny "show" "na potrzeby gawiedzi" to jedno, a realne działania, o których gawiedź przynajmniej bardzo długo się nie dowie, to co innego. Gdy przychodzi co do czego Zachód – pomimo zmian jakie stopniowo narastały od zakończenia II wojny światowej, a wynikających z rosnącego dobrobytu – potrafi bezwzględnie reagować w obronie swoich interesów, nie cofając się przed metodami, jakie np. teraz stosuje Izrael w Gazie (za poparciem Zachodu i to do tego stopnia, że np. dziś media podały, że w Czechach niektóre frazy np. te, mówiące o Palestynie od Gazy do morza, głoszone publicznie są zagrożone więzieniem – wot, demokracja i wolność słowa w sytuacji, gdy ważniejszy jest uznany przez władze interes państwa...).

    Dlatego kacapom zagrożonym, po takim potencjalnym rozpadzie kraju, np. militarną agresją tego kolektywnego Zachodu szybko rura zmięknie. Nawet ZSRR, które było autentyczną potęgą, do której dzisiejsza Rosja się nie umywa, obawiało się otwartej wojny z Zachodem.

    "Poznałem Rosjan. Owszem poza Moskwą, sankt Petersburgiem i kilkoma dużymi miastami, panuje ciemnogród. Jednak młodzi i wykształceni Rosjanie mają dość zamordyzmu. Chcą mieć spokój. I właśnie takim ludziom należy dać władze."

    Nie. To są tylko pozory. I bardzo łatwo to udowodnić. Popatrz.

    Kto w tym kacapskim kraju faktycznie sprawuje władzę (a władza to nie tylko Putin, paradoksalnie on jej ma niewiele, to przede wszystkim całość tzw. aparatu państwowego, czyli urzędnicy wszystkich szczebli, biurokracja w armii, sądownictwo i prokuratura, wszelakie służby aż po te specjalne itd., do tego jeszcze dochodzi oligarchia)? Społeczeństwo żyjące na prowincji poza tymi wielkimi miastami? Nie. Rządzą tym wszystkim właśnie kacapy z bardzo dużych miast takich jak Moskwa, Petersburg czy Władywostok. Te rzekomo wykształcone, inaczej myślące, i mające dość zamordyzmu....

    I skoro to już mamy wyjaśnione, to teraz popatrz, jakie są skutki tych rządów i dla samej Rosji oraz dla jej obywateli i dla reszty świata... bo to mówi samo za siebie – przecież ktoś tam doprowadził, z rozmysłem, do takiego stanu rzeczy. A czemu? MEN-TAL-NOŚĆ. Oni mogą być wykształceni, ale mentalnie to taka sama swołocz jak ta "ciemna reszta" z jakiegoś zadupia na Syberii. Stąd efektem jest to oligarchiczno-mafijne państwo o wybitnie imperialistycznych ambicjach niezmienionych od czasów caratu rządzącego wieki temu.

    Oni wyją coraz głośniej o tym, jak to chcą spokoju itd., bo bardzo nie poszło po ich myśli na froncie oraz w relacjach z Zachodem. I tylko dlatego. Dlatego trzeba korzystać z okazji, iść za ciosem, zrobić wszystko, by to się załamało i rozleciało, i zwyczajnie ich dobić, nie oglądając się na żadne straty po ich stronie.

    17 lis 2023

  • MEM

    @Mardoniusz999  

    A tak przy okazji. Nie poszło po ich myśli, bo pierwszym błędem, jaki popełnili, było niedocenienie Zachodu, który kacapy uznały za "słaby", "spedalony" itd., a przez to niezdolny do szybkiego i skutecznego działania, a już zwłaszcza w obliczu szantażu surowcami energetycznymi i bronią atomową. I bardzo się nacięli na tym rozumowaniu, budząc się dzień po wybuchu wojny z przysłowiową ręką w nocniku. Fakt, że "kolektywny Zachód" jeszcze nie dojrzał (z różnych przyczyn, tu by wyszedł kolejny tasiemiec) do różnych działań, bo to wymaga czasu, ale zrobił kacapom wyjątkowo paskudnego i bezwzględnie wprowadzonego w życie psikusa. Jedynym problemem są nadchodzące wybory w Stanach, bo tylko to by mogło zmienić sytuację na korzyść Ruskich.

    "Piszesz o uzależnieniu??? Ciekawe!!  
    Gdybyśmy mieli mądrzejszych polityków w Europie, było by inaczej. Gdybyśmy!!!"

    Politycy są tacy, jakich sobie społeczeństwo wybrało. Błędne koło – coraz głupsi politycy powodują, że społeczeństwo w warunkach, w jakich przez polityków żyje, schodzi na psy i głupieje, co z kolei powoduje, że takie ogłupiałe społeczeństwo wybiera potem jeszcze głupszych polityków. Tu potrzeba pracy u podstaw na szeroką skalę, by za ileś tam dekad było pod tym względem lepiej.

    Ale to uzależnienie się od ruskich surowców to nie jest tak oczywista wina głupoty polityków. To znaczy, to jest pewna głupota/krótkowzroczność, ale nie wynikająca z aż tak skrajnej naiwności danego polityka czy z "bycia głupim". To wynika z dzisiejszego braku na Zachodzie polityków dużego formatu, takich, jakimi byli np. Thatcher albo Reagan. Dziś partie, a przez to politycy, są rządzeni przez tzw. spin doktorów. A to powoduje, że wybitne osobistości nie zdobywają władzy (zdobywa ją za to plastuś pokroju Hołowni), lub jeśli nawet im się to uda, mają duży opór ze strony innych do pokonania, nim zrealizują cokolwiek z tego, co zamierzali.  

    W przypadku uzależnienia się Europy od ruskich surowców problem jest jeszcze inny. Jest nim duży biznes (zwłaszcza ten niemiecki), który w zasadzie wymusił na politykach – jeszcze na przełomie lat 60-tych i 70-tych – nawiązanie relacji handlowych z kacapskim państwem (ówcześnie pod postacią ZSRR) pod chwytliwym hasełkiem "Wandel durch Handel" (zmiana przez handel), a którego kacapy nie rozumiały w taki sposób, jak tego by sobie Zachód życzył, ale biznes miał to gdzieś, bo kasa się zgadzała, a nie było polityków dużego formatu, którzy by to zatrzymali. I przez to stopniowo to uzależnianie się postępowało. De facto Ruscy celowo gotowali Europę jak żabę.

    "Jak wspomniałem, masz dużo racji, ale to wszystko musiałoby dziać się szybko i sprawnie."

    Szybko i sprawnie to się nie da. Świat jest za bardzo złożony, by ta cała machina mogła szybko działać. I tak się UE uwinęła szybko (jak na nią i możliwości w kwestii szybkości działania polityczno-biurokratycznej machiny) z sankcjami za inwazję na Ukrainę oraz z militarną i gospodarczą pomocą dla Ukrainy. To dla kacapów też był zresztą wielki szok.  

    "Widząc błędy taktyczne w postępowaniu z Rosją i zwłaszcza śmieszne reakcję na wojnę na Ukrainie - śmiem twierdzić że obecnie nie ma takich ludzi u szczytu władzy."

    Taktyczne to pół biedy. Błędy strategiczne to jest prawdziwy problem. Zachód nie chce doprowadzić do zniszczenia Rosji. I to jest podstawowy błąd. Nie mając w ten sposób wyznaczonego jasnego celu strategicznego pozwalającego pozbyć się problemu raz na zawsze, Zachód nie podejmuje działań, które by do tego bezpośrednio prowadziły. Dlatego czas płynie, front zastygł w miejscu, a kacapia gospodarczo się jeszcze jako tako trzyma. I jak tak dalej pójdzie, faktycznie istnieje bardzo duże ryzyko, że kacapy po prostu wezmą wszystko na przeczekanie, licząc na to, że władza się w państwach Zachodu zmieni, że tamtejsze społeczeństwo zmęczone wojną będzie się domagało doprowadzenia do pokoju kosztem Ukrainy (i to by była dla świata katastrofa; i to zarówno jeśli cała Ukraina zostałaby podporządkowana kacapom, jak i gdyby uznano jakiekolwiek kacapskie "zdobycze terytorialne" – "generalny" pokój na świecie po II wojnie światowej, a zwłaszcza w Europie, istnieje tylko dlatego, że od 1945 roku konsensus jest taki, że granice zmieniane siłą być nie mogą, jak to upadnie, to ruszy domino, to jest wtedy tylko kwestia czasu) i tak dalej.

    "Żyję na codzien we Francji od piętnastu lat. Obecny prezydent jest memem. "

    Ale potrafi też bardzo brutalnie tłumić zamieszki.
    Memy, memami, a życie mimo to swoją drogą.

    "Zresztą tak samo jak kolega - wschodni niedźwiedź, martwią mnie nasi sojusznicy.  
    Jak ma się takich sojuszników, to już nie potrzebujemy wrogów "

    Innych mieć nie będziemy. Nie ma po prostu alternatywy.
    Zresztą, ci nasi sojusznicy są w tej samej sytuacji (także i z naszej strony powodowanej). Więc przynajmniej jest w tym jakaś symetria. ;)

    17 lis 2023

  • Mardoniusz999

    @MEM  
    "To wynika z dzisiejszego braku na Zachodzie polityków dużego formatu, takich, jakimi byli np. Thatcher albo Reagan. "

    Właśnie!!! O tym mówię. Brak ludzi z mózgiem i jajami.


    "Zachód nie chce doprowadzić do zniszczenia Rosji.".   Dlatego nic się nie zmieni

    Tak to wygląda. Jeszcze wspomnę o tłumieniu zamieszek. Raczej protesty - tak bym to nazwał.
    Przy okazji całe czarne bydło się dołączyło, stąd obraz palonych samochodów itp
    Zwykłych Francuzów mi szkoda, chociaż sami się prosili .......

    17 lis 2023

  • MEM

    @Mardoniusz999  "Właśnie!!! O tym mówię. Brak ludzi z mózgiem i jajami."  

    Bo ludzie takich nie chcą. Churchill, gdy w czasie wojny objął władzę w UK, powiedział ludziom, że może im "zaoferować tylko krew, znój, łzy i pot". Społeczeństwo nie miało wyboru, to musiało to przełknąć, ale zaraz po wojnie pozbawiło go władzy, wybierając idiotów i żałując tego wyboru niedługo po samych wyborach.

    Problem znów jest więc z mentalnością społeczeństwa, a nie z tym, że tacy ludzie z wizją by się nie znaleźli.

    "Dlatego nic się nie zmieni"

    Cała nadzieja w tym, że kacapy zniszczą się same. Że po prostu tak długo będą tam rządzić ludzie pokroju obecnej wierchuszki Kremla i tak długo toczyć wojnę skutkującą dodatkową dewastacją ich gospodarki, że to się samo rozleci. Bunt Prigożyna i okazana wtedy kompletna niemoc i panika tamtejszej władzy pokazały drogę. Reszta to kwestia czasu i sprzyjających okoliczności.

    "Tak to wygląda. Jeszcze wspomnę o tłumieniu zamieszek. Raczej protesty - tak bym to nazwał."

    Niech będzie, że protesty. :) Ale tłumione brutalnie i bez wahania. Więc Macron może i jest "człowiekiem-memem", ale jest też zdolny do różnych niepopularnych w społeczeństwie i nieprzyjemnych rzeczy.  

    "Zwykłych Francuzów mi szkoda, chociaż sami się prosili ......."

    Ano sami się prosili. Tak samo zresztą, jak znaczna część u nas się prosiła, np. olewając kacze referendum. Ludzie, w swej masie, nie lubią (i coraz częściej nawet nie umieją) myśleć. Zamiast tego nauczyli się reagować jak psy Pawłowa – ta partia jest "be", ta partia jest "cacy", więc nie jest ważne, co faktycznie akurat mówią i tak są, odpowiednio, "be" i "cacy".

    17 lis 2023

  • Mardoniusz999

    @MEM  
    Fakt. Psy Pawłowa - nic dodać nic ująć

    17 lis 2023