Materiał znajduje się w poczekalni. Prosimy o łapkę i komentarz.

Przygody Jasia i Małgosi- Olbrzym na Górze cz.2

- Proszę dzieci podejdźcie - powiedział brzuchaty człowiek wypalający właśnie cygara.
- Dzień dobry - powiedziała przeciągle Małgosia kłaniając się i chwytając za rąbki sukienki.
- Jestem Małgosia - przedstawiła się po czym zrobiła to samo z resztą swojego rodzeństwa.  
- A pan jak się nazywa- zapytała mlaszcząc mała Kasia.  
-Wójt -odpowiedział mężczyzna  
- To pana tytuł. A my pytaliśmy się o pana imię - stwierdził Jasio  
- Przecież właśnie wam je powiedziałem. Rodzice dali mi na imię Wójt bo od urodzenia wiedzieli kim zostanę w przyszłości. Dlatego właśnie tak się nazywam.
- Dobrze a jak ma Pan na nazwisko. - zaciekle dopytywał Jasio
- Wójtowicz. Nazywam się Wójt Wójtowicz.
Rodzeństwo popatrzyło się na siebie zdziwione właśnie zastaną sytuacją. Wójt przerwał chwilę ciszy pytaniem:
- No dobrze a co was tutaj sprowadza?  
Małgosia wystąpiła przed szereg i zaczęła opowiadać. Opowiedziała o ich zabawach w lesie, o tym jak udali się w jego głąb, o tym jak zaskoczyła ich mgła i błąkając się nie mogli wrócić do swojego domku. Nie opowiedziała jednak o incydencie  z czarownicą. Nie chciała, zbyt mocno to na nie wpłynęło a poza tym mogło im to przynieść kłopoty. Gdyby tylko wiedział do czego tym doprowadzi. Wójt Wójtowicz przysłuchiwał się rozmowie dziewczynki, ciągnąc swoje mocarne, sumiaste wąsiska i wypalając kolejne cygara. W końcu zapytał się rodzeństwa:
     - No dobrze, dzieci a gdzie albo koło jakiego miasteczka mieszkałyście? Potrzebuję tego aby skontaktować się z władzami i zasięgnąć informacji.

     To był moment dla Jasia. Kiwnął głową na siostrę, a ta wyciągnęła z torby zwiniętą mapę, jaką chłopiec zabrał z domu. Tak bardzo lubił ją przeglądać  w wolnych chwilach. Rozwinął mapę przed Wójtem i palcem objaśnił skąd przybyli i gdzie leżała ich chatka w środku  lasu. Wójt wyraźnie zaintrygowany, wezwał swojego asystenta i razem wzięli się  za przeglądanie mapy. Gorąco przy tym dyskutowali, czasem patrząc w kierunku dzieci. Coraz bardziej spode łba
     - Ta mapa jest fałszywa - w końcu oznajmił Wójt Wójtowicz
     Dzieci zastygły w przerażeniu. Po chwili  Jasio wypalił nerwowo:
     - J-jak to f-fałszywa?
     - A tak to kto, że połowa miejsc na niej nie istnieje. W tym wasza chatka. Jest to niezgodne z prawdą, zatem musi być fałszywe
     - Przecież nasza chatka istnieje. Musi istnieć, jeśli z  niej pochodzimy i tutaj przed Panem siedzimy! - powiedział coraz rozgniewany Jasio
     - Dzieci drogie, jestem Wójtem tego miasteczka od ponad 20 lat i nigdy nie słyszałem o tych miejscach ani o ich nazwach, chyba, że mówimy tutaj o miejscach odległych, znajdujących się w różnych krainach. A wasza chatka…sam często zwiedziałem ten las, jakby wasza chatka istniała, to bym o niej wiedział
     - Proszę sprawdzić jeszcze raz! - wykrzyczała błagalnie Małgosia
     - Ha…może spróbuję. Skądś musieli przyjść ci łotry, zbójcy, którzy zabili naszą kochaną czarownicę - odparł mężczyzna
     Dzieci nabrały wody w usta i nerwowo rozglądały się po sobie, podczas gdy wójt kontynuował:
     - Ostatni raz jak ją tutaj spotkałem, opowiadała mi, że przyjęła do siebie trójkę dzieci zagubionych w lesie, dwie dziewczynki i jednego chłopca…
     Wójt i asystent wlepili swoje oczy w dzieci jakby nagle doznali olśnienia.
     - Zaraz dzieci, czy wy przypadkiem macie coś wspólnego z tym co ostatnio stało się w chatce?
     - A co takiego…się stało? -wyjąkała Małgosia
     - Ktoś wrzucił naszą czcigodną czarownicę do pieca, to się stało!
     Nie słysząc odpowiedzi ze strony dzieci Wójt zaczął analizować to znaczy sumiennie sprawdzać wiadomości od czarownicy
     - Mówiła mi, że przyjęła do siebie trójkę dzieci, jedną starszą dziewczynkę, jednego starszego chłopca i jedną małą…
     - To wy! To wy jej to zrobiliście! - wykrzyknął pełen oburzenia
     - My nigdy byśmy czegoś takiego nie zrobili! -powiedział także pełen oburzenia Jasio
     - Ale to prawda, byliśmy u czarownicy - powiedziała Małgosia, której wróciła pewność siebie
     - Małgosiu… - wtrącił Jasio
     - Nie, Jasiu. Oni muszą wiedzieć co się wydarzyło. Wtedy na pewno udzielą nam pomocy i wrócimy do naszego domku w środku lasu - odpowiedziała dziewczynka

     Opowiedziała zatem smutne i zatrważające dzieje ich pobytu u czarownicy. O tym jak wiedźma zamknęła Jasia w klatce i tuczyła go aby go zjeść. O tym jak zamieniła dziewczynki w służące i kazała im sprzątać i czyścić jej paznokcie
     A Wójt, a wójt … tylko się roześmiał  
     - Drodzy moi, to co mówicie jest niemożliwe- odrzekł Wójt Wójtowicz
- Nasza czarownica była kochaną kobietą zapewniającą wsparcie dla całej wsi. Nigdy by czegoś takiego nie zrobiła  
- Zrobiła. Wydaje mi się że znalazłam z siostrą kości innych dzieci  
- Wydaje ci się. A masz jakieś dowody?
- Mogę Pana tam zaprowadzić jeśli Pan tego chce
- Nie wierzę wam- odpowiedział mężczyzna gładząc się po brzuchu
Małgosia zaniemówiła i wytrzeszczyła szeroko oczy
- No to niech się Panu zechce wierzyć! - odpowiedziała w końcu tupiąc nogą. Jasio poderwał się do przodu
-A słyszał może o zaginięciach dzieci w okolicy? Przecież te kości mogły należeć do nich. Sołtys popatrzył się na mężczyznę który ich tutaj wprowadził
- Faktycznie było kilka takich sytuacji. - rzekł mężczyzna.
- Ale dotyczyły one włóczęgów więc nikogo to nie obeszło  
- I niech tak zostanie - dokończył Wójt  
-  Widzę zatem że nie umiecie wytłumaczyć z waszych czynów - podjął temat mężczyzna  
- Przyczyniliście się do śmierci czarownicy. Zgodnie z prawem oznacza to zesłanie do kopalni waty cukrowej.  
- O nie - wykrzyknęła biedna Małgosia łapiąc się za głowę  
-Zaraz do kopalni.. Waty cukrowej? - dokończył za nią jej brat
- Mniam, mniam wata!-  wykrzyknęła Małgosia unosząc ręce w górę  
-Tak, co myślicie że sobie z was żartujemy - odpowiedział gniewnie Sołtys robiąc się na twarzy czerwony jak burak. Mężczyzna który ich tutaj przyprowadził nachylił się jednak i zaczął mu coś szeptać do ucha. Sołtys odwrócił się i popatrzył z niesmakiem na dzieci  
- No dobrze może jednak jest wyjście z tej sytuacji -powiedział niechętnie
-Jakie?- zapytały zgodnie dzieci  
- Naszemu miasteczku od dawna zagraża olbrzym. Porywa nam krowy, świnie a czasami nawet nie daj boże, nasze cudne mieszczanki .Chcę abyście weszli do jego jaskini i go pokonali
- Co jak możemy go pokonać? Przecież jesteśmy dziećmi!?
-Musicie być bardzo mądre, jeśli zgodnie z tym co mówicie, zrobiłyście własnoręczną kopię klucza i uwolniliście waszego brata z klatki - odpowiedział Sołtys, tym razem bez jakiejkolwiek łaski w głosie
Dzieci odpowiedziały mu spojrzeniem, także pozbawionym jakiejkolwiek łaski
-Nieważne. No to bierzcie się roboty albo inaczej czeka was kopalnia waty cukrowej- rzucił Wójt
-Chodźcie dzieci. Pokażę wam co macie zrobić - powiedział asystent, stojący do tej pory bez słowa.

Mężczyzna zaprowadził ich przed wagonik  wykonany z dębowego drewna i pomalowanym fioletową farbą.  
- Wsiadajcie dzieci - powiedział im czarnowłosy mężczyzna i otworzył im drzwiczki zapraszając ich do środka. Dzieci wsiadły siedząc niespokojnie tuż koło siebie. Nie wiedziały bowiem co ich może spotkać. Mężczyzna rozsiadł się wygodnie naprzeciwko ich. Wagonik żwawo ruszył i zaczął się poruszać na linie w górę zbocza. Po chwili się jednak zatrzymał a pasażerowie zobaczyli obok siebie inny wagonik. Siedziała w nim dostojnie ubrana rodzina składająca się z męża, żony oraz ich dziecka. Żona popatrzyła w kierunku dzieci i wykrzyknęła z zaniepokojeniem:  
- Och to naprawdę wy? Biedaki z was!
Po czym zerwała z swojej szyi i ramion biżuterię i rzuciła ją w stronę dzieci. Dołączył do niej jej mąż który wyciągnął portfel i rzucał z niego dzieciom pieniądze.  
- Bierzcie, bierzcie - krzyczeli głośno obaj unosząc ręce. Po czym wagonik odjechał w dół. Dzieci siedziały zaskoczone nie wiedząc co uczynić. Ich opiekun jednak nadal był zasłonięty gazetą dzieci więc wstały z siedzenia i zaczęły pilnie zbierać wyrzucone biżuterię i pieniądze. Wkrótce potem wagonik dzieci znowu się zatrzymał obok innego wagonika jadącego z góry. Znajdowały się w nim trzy osoby: mężczyzna, kobieta i dziecko. Mężczyzna popatrzył w kierunku dzieci po czym wykrzyknął:  
- O to wy! Włóczędzy i nieroby zostawcie nasze miasto w spokoju. Po czym zaczął rzucać w dzieci papierkami i innymi śmieciami do czego przyłączyły się kobieta i dziecko. Przez cały ten czas opiekun dzieci czytał gazetę a dzieci siedziały bez ruchu zdziwione zachowaniem tych ludzi. Wkrótce potem  wagonik odjechał w dół a dzieci zaczęły otrzepywać się ze śmieci. Po chwili wagonik jednak stanął ponownie a kiedy jego drzwiczki się otworzyły dzieci zobaczyły mężczyznę, kobietę i dziecko, wszystkich o króliczym wyglądzie. Żadna z osób nie powiedziała ani słowa i nie wykonała ani jednego ruchu tak samo zresztą jak dzieci.
- Och to ty! - wykrzyknął nagle opiekun dzieci składając gazetę. - Jak idzie wycieczka?
- Świetnie, lepszej jeszcze nie przeżyłem - odpowiedział króliczy mężczyzna nie poruszając ani fragmentem swojego ciała. Po czym wagonik odjechał w dół a wagonik dzieci ruszył w górę wkrótce docierając na szczyt. Dzieci wysiadły z wagoniku rozglądając się uważnie po okolicy w jakiej się znalazły. Wokół nich było pełno kamieni o ostrych krawędziach i gałązek z gromadą odrostów.
Stały na szarej skalnej półce rozciągającej się daleko za nimi. Na jej końcu widniał duży otwór wiodący do jaskini. Był on przerażający i dało się to wyczuć lub jak inaczej można powiedzieć wiało z niego grozą. Z wagonika wyszedł opiekun i wskazując na otwór powiedział : - Tam mieszka olbrzym. A to czym go pokonacie. I rzucił przed nimi wielką torbę z przedmiotami.

- Dziękujemy ale czy mógłby Pan z nami zostać albo chociaż dać jakieś dodatkowe wskazówki…- zapytała się Małgosia szybko to ucinając kiedy mężczyzna wsiadł bez wagonika i bez słowa pożegnania zostawił ich samych na szczycie góry.  
- Co za dureń - powiedział Jasio zaciskając gniewnie pięści. Niestety ten gniew był jedynym co teraz zostało dzieciom. Dostały do zadania trudną i niebezpieczną misję i teraz musiały ją wykonać bez żadnej pomocy. Postanowiły zacząć od otworzenia torby i sprawdzenia zawartych w niej przedmiotów. W torbie znajdowały się drewniana łycha, sterta kamieni, trzy drewniane nogi, paczka gwoździ, narzędzia, sznur oraz wielka siatka na ryby. Wszystko to i ich własne umysły miały być jedynym wsparciem dzieci w ich walce przeciwko Olbrzymowi na Górze

***
Mile  widziane komentarze jeśli się wam spodobało albo nie i macie uwagi odnośnie opowiadania

Dodaj komentarz