Dzieci przedzierały się przez gęsty i rozłożysty las. Wokół pnie zasłaniały im pole widzenia a szerokie gałęzie blokowały światło słoneczne. 
- Kiedy będziemy w domu? - wyszeptała mała Kasia 
 - Już wkrótce nie martw się - odpowiedziała jej starsza siostra z jej zwyczajowym uśmiechem na ustach. 
 - Tuż przed nami znajduje się miasto, jakie często odwiedzała wiedźma. Znajdziemy tam pomoc i wrócimy do naszych rodziców - stwierdził Jasio spoglądając na mapę którą trzymał w dłoniach.  
Małgosia położyła dłoń nad swoimi oczami i po chwili obserwacji stwierdziła:  
-To chyba tam.  
Rzeczywiście na horyzoncie widniały niewielkie drewniane domy i warsztaty a rodzeństwo wyraźnie słyszało odgłosy działalności ich mieszkańców. Kiedy dzieci weszły do miasta ich mieszkańcy i pracownicy już krzątali się przy swoich obowiązkach. Mężczyźni nosili tuniki i spodnie przypominające rajstopy, kobiety szerokie suknie, które opadały u ziemi niczym dzwon. Wspólnym elementem ubioru dla nich była jednak kolorowa- czerwona, niebieska lub zielona czapka z piórem. Czapki te niezwykle zaciekawiły małą Kasię, która szczebiotała do starszego rodzeństwa: 
     - Ale ładne! Ale ładne Jak ptaszki! 
     - Tak, Kasiu, niezwykle ładne -odparł jej zamyślony braciszek 
     Dziewczynki obserwacja czyli patrzenie z dali jednak nie zaspokoiło. Postanowiła przejść do działania czyli akcji i samemu spróbować ponosić taką czapeczkę. Kiedy rodzeństwo przechodziło obok garbarza, co było nazwą na rzemieślnika zajmującego się obróbką zwierzęcych skór wspięła się na stos skór leżących obok niego i zerwała mu ją z głowy. 
     - Teraz i ja mam czapeczkę! - krzyknęła radośnie 
     Jej starsze rodzeństwo zastygło w przerażeniu a rozjuszony rzemieślnik ruszył w ich stronę. 
     - Co to ma znaczyć? - warknął niczym pies 
     - My…. - zająkał się Jasio 
     Małgosia szturchnęła go w ramię i postanowiła uspokoić rzemieślnika swoim urokiem. Grzecznie wzięła rękami boki fartuszka, ukłoniła się i zaczęła mu opowiadać historię: 
     - Dzień dobry, szlachetny panie rzemieślniku. Przepraszam za moją siostrę ale jest roztargniona przez nasze ostatnie przygody. Widzi Pan, zgubiliśmy się w lesie i usiłujemy znaleźć naszych rodziców, ale nadaremno. Mógłby nam Pan jakoś pomóc? 
     Z twarzy rzemieślnika zniknął gniew, a zastąpiła go troska połączona ze zdziwieniem. 
     - Oj dzieci, ja wam chyba w niczym nie pomogę. Rzadko opuszczam to miasto i nie wiem co dzieje się w okolicy. Ale nasz Wójt może wam pomóc, to bardzo mądry człowiek. 
     - Och  naprawdę!? - wykrzyknęli ucieszeni Jasio i Małgosia. Zawstydzona Kasia stała z tyłu bez ruchu i bez słowa. 
     - Mój pomocnik was do niego zaprowadzi. 
     Garbarz zawołał swojego pomocnika, a ten razem z rodzeństwem udał się w kierunku Wójtostwa.  Otworzył im tam młody mężczyzna w czarnym stroju i o czarnych włosach. Strój ten różnił się od reszty mieszkańców miasta, składał się bowiem z szerokiej koszuli i szerokich spodni. Na szyi mężczyzna miał zawiązaną - a jakże- czarną chustkę. Biła od niego aura władzy i wewnętrznego spokoju. 
     - Witam w jakiej sprawie przychodzicie? - zapytał nieco zdziwiony mężczyzna 
     - Twierdzą, że się zgubili w lesie i nie mogą odnaleźć domu - odparł pomocnik, który wysłuchał już całej historii dzieci. Cóż, prawie całej. Małgosia i Jasio nie wspomnieli bowiem o uwięzieniu u obrzydliwej czarownicy, wygłaszanych przez nią groźbach i jej tragicznym końcu. Uznali, że mówienie tego teraz może być trochę niebezpieczne .Mężczyzna otworzył szeroko drzwi i zaprosił dzieci ręką do środka. Następnie kazał im pozostać w korytarzu po czym pomaszerował w sobie tylko znanym kierunku. Korytarz z obu stron był otoczony galeriami obrazów. Przedstawiały one wysokie, szklane budynki i pokryte metalem wozy na kołach. Dzieci nigdy nie widziały takich rzeczy i były zdziwione ich widokiem. Inne obrazy przedstawiały bardziej niepokojące obrazy. Dzieci które wychodziły z kotłów aby powstać jako kościotrupy lub zwierzęta, ogrody których piękno było zarazem trudne do opisania jak i zbyt przerażające aby to zrobić. Dzieci wciągnęły się w oglądanie i komentowanie obrazów i mogłyby to robić dalej gdyby nie to że z końca korytarza otworzyły się drzwi a wychodzący z nich czarnowłosy mężczyzna wykrzyknął: 
     -  -Proszę bardzo wchodźcie!  
     - Dzieci oderwały się od oglądania korytarza i weszły do przytulnego, drewnianego pomieszczenia. Znajdowało się w nim proste biurko a ściany były otoczone regałami z książkami, których stan wskazywał na to że nie były nigdy otwierane. Za biurkiem siedział niski, brzuchaty mężczyzna w czarnym stroju i kapeluszu. 
 
*** 
 
Zaczynam kontynuację opowiadania o przygodach Jasia i Małgosia. Tym razem postaram się je publikować w krótszych częściach w celu ułatwienia czytania. Opowiadanie będzie miało cztery części, z czego druga i trzecia zostaną opublikowane w następnym tygodniu, a czwarta za dwa tygodnie
Materiał znajduje się w poczekalni. 
Prosimy o łapkę i komentarz!
Dodaj komentarz