Ośrodek r.8

Ośrodek r.8- Co? - wykrztusił, ledwo mogąc oddychać z przerażenia. Jak to? Przecież to nie mogła być prawda!
- Jesteś wilkołakiem, komendancie... Ah, nie, zapomniałam, że już dawno przestałeś nim być — zaśmiała się drwiąco, opierając plecami o deski ściany, które zaskrzypiały cicho pod naporem jej ciała. Przełknął ślinę, wpatrując się w nią tępo.
- Więc się przemienię? - wymamrotał w końcu, czując, jak serce niemal mu staje.
- Za kilkanaście dni tak. Przy najbliższej pełni — odparła, lecz po chwili jej wzrok stał się ostry, gdy kucnęła przy nim, wpatrując się w niego ze złością. - Powiedz mi — zaczęła powoli, przeciągając spółgłoski. Jej zęby wydłużyły się w dwa ostre kły. - Jaki mogę mieć z ciebie pożytek, skoro nie potrafisz wykonać jednego prostego zadania, jakie ci powierzyłam? Teraz nie wiemy, co dzieje się na komisariacie! - warknęła wściekła, a jej oczy zapłonęły czerwienią. - Naprawdę jesteś tak głupi, że nie potrafisz dostosować się do poleceń? Naprawdę musiałeś wszystko spieprzyć?!
- Moja siostra jest w niebezpieczeństwie! Muszę ją ratować! - przypomniał sobie, zaczynając się szarpać, ale krępujące go łańcuchy wykonane były ze srebra, które wkrótce zaczęło go boleśnie palić. Jęknął z bólu.
- Twoja siostra jest w ciągłym niebezpieczeństwie od czasu jej narodzin, matołku. A ty, jeśli nie chcesz zrobić sobie większej krzywdy, przestań się szarpać, inaczej niewiele z ciebie zostanie. Nie wiem, czy wiesz, ale każdy wilkołak, a zwłaszcza świeżo przemieniony, jest silnie uczulony na srebro, które czyni w nim takie samo spustoszenie, jak u wampirów słońce.
- Policja dysponuje pociskami z azotanem srebra — wymamrotał, starając się oddychać jak najpłycej, by nie wywoływać dodatkowego bólu i przede wszystkim nie wdychać mdlącego swądu palonego ciała. - Wiem dokładnie, jak poskramiać wilkołaki.
- To świetnie — odparła, okrążając go.
- Dlaczego powiedziałaś, że moja siostra jest w niebezpieczeństwie od swoich narodzin? - zaciekawił się, przekrzywiając głowę, by móc patrzeć na kobietę. - Proszę, muszę wiedzieć...
- Czasami naprawdę zachodzę w głowę nad tym, jak udało ci się zostać tu komendantem — westchnęła, opierając się dłońmi o jego kolana. Syknął z bólu, gdy łańcuchy werżnęły mu się w ciało. - Twoja mała siostrzyczka została sprzedana niczym tuczne zwierzę, chłopczyku. Ray zapłacił potężną sumę, by ją dostać, choć prawdę powiedziawszy, mógł po prostu zabić twego ojca. Być może byłoby to z korzyścią dla wszystkich. No, ale stało się inaczej i teraz po prostu upomniał się o swoje.
- Łżesz! Skąd możesz wiedzieć o czymś tak niedorzecznym, skoro jesteś tylko więźniem Ośrodka?! - wrzasnął. Zaśmiała się kpiąco.
- Doprawdy? Sam przecież dokonałeś na mnie "egzekucji"...
- Ośrodek jest zamknięty, nikt nie może z niego wyjść!
- Jesteś tak niedouczony — westchnęła, puszczając go. Natychmiast odczuł ulgę. - Sądzisz, że tak łatwo mnie zniewolić? - prychnęła, prostując się. - Nie jestem byle jakim wampirem!
- A jednak udało mi się ciebie powalić, gdy walczyliśmy — teraz to on się uśmiechnął, choć doskonale wiedział, że igra z ogniem. Spojrzała na niego z pogardą.
- Ratowałam życie siostry i dziecka, którego nigdy nie chciała. A przynajmniej nie w ten sposób.
- Co się z nią stało? I z dzieckiem? - zapytał natychmiast.
- Jakby w ogóle cię to obchodziło...
- Obchodzi! Ale być może zapomniałaś, że to ja uratowałem wam życie? - prychnął.
- Tylko dlatego wciąż jeszcze żyjesz — przyznała, odchodząc na drugi koniec pomieszczenia, w którym go przetrzymywała.
- Odetto... Proszę, powiedz mi, co się z nimi stało?
- Pamiętasz moje imię? - spojrzała na niego zaskoczona. Przytaknął skinieniem głowy. Przygryzła wargę, przez chwilę ewidentnie się wahając. Później podeszła do niego i rozpięła łańcuchy. Gdy opadły na podłogę, pomogła mu wstać i utrzymać pozycję pionową. Spojrzał na nią, wyraźnie oczekując na odpowiedź. - Nie żyją — powiedziała w końcu cicho. - Moja siostra tak bardzo nie chciała tego dziecka, że nawet nie walczyła, by je urodzić, choć ją o to błagaliśmy — szybko odwróciła wzrok, by nie dostrzegł bólu w jej oczach.
- Przykro mi — wyszeptał, na co tylko prychnęła wściekle.
- To wasza wina!
- Nie przeczę. Gdybym tylko wcześniej wiedział o tych wszystkich eksperymentach, które były tutaj przeprowadzane, zrobiłbym wszystko, by do nich nie dopuścić — powiedział. Uśmiechnęła się lekko.
- Pragnę ci przypomnieć, że to ty zostałeś usunięty z roli komendanta i skazany na pewną śmierć przez własnego ojca... Ale teraz to już nie ma większego znaczenia. Muszę jakoś przekonać swoich ludzi, że jesteś po naszej stronie — westchnęła, prowadząc go w głąb hangaru.
- Gdzie jesteśmy? - zainteresował się.
- Kojarzysz stare magazyny naftowe na obrzeżu miasta? - zapytała, przechodząc pod jakąś brudną płachtą. Uchylił się i przytaknął.
- Jasne, że pamiętam. To tutaj kilka lat temu zlikwidowaliśmy niewielką wytwórnię amfetaminy — powiedział. Przez cały czas miał niejasne przeczucie, że jest obserwowany, ale jego wariujące wskutek wilkołaczej toksyny zmysły, niczego mu nie ułatwiały. Wspominając o tamtym wydarzeniu, zobaczył przed oczami obrazy z tamtego czasu, gdy o mały włos nie zginął w czasie strzelaniny. Westchnął, przypominając sobie tamten strach. Teraz niemal czuł się podobnie, choć obiektywnie rzecz biorąc, to właśnie teraz powinien być przecież dużo bardziej przerażony. Dołączył do świata, z którym zawsze walczył.
- O czym myślisz? - zapytała go, zrównując się z nim.
- O niczym — odchrząknął lekko i wrócił myślami do rzeczywistości.
- Boisz się — powiedziała beznamiętnie.
- Skąd to wiesz?
- Pachniesz strachem — przyznała, wzruszając ramionami. - Ale z czasem przestaniesz. To będzie dla ciebie chleb powszedni, zobojętniejesz na to wszystko, co się wokół ciebie dzieje.
- Nie chcę być obojętny. Chcę oderwać memu ojcu łeb, a potem pójść po Ray'a — warknął, a górna warga zadrżała mu jak psu. Zaśmiała się rozbawiona.
- Najpierw będziesz musiał mocno poćwiczyć, chłopcze — klepnęła go w ramię tak, że prawie upadł. - Widzisz? Jesteś słaby.
- Ty jesteś wampirzycą, więc nie porównuj naszych sił.
- Nie zapominaj, że teraz jesteś wilkołakiem. Ale żeby zabić alfę, sam musisz się nim stać, a to będzie wymagać od ciebie solidnego treningu pod okiem najlepszych.
- Przecież żaden wilk stąd mnie nie zacznie szkolić, bo lojalność wobec alfy im na to nie pozwoli — zauważył.
- A kto powiedział, że szkolić się będziesz tutaj? - spojrzała na niego z drwiącym uśmiechem, po czym przeszła przez drzwi.
- Miasto otoczone jest polem ochronnym... Z niego nie da się wyjść — powiedział, idąc za nią. Zamarł, widząc ogromną halę pełną wampirów. Gdy weszli, wszystkie głowy zwróciły się ku nim. - Skąd? - zapytał zdumiony. Przecież tam były setki wampirów.
- Stąd — wyjaśniła, zmierzając ku podium ustawionemu pośrodku hali. - Jesteście bardzo łatwowierni i mało spostrzegawczy, jeśli chodzi o liczbę wampirów w mieście.
- Przemieniłaś ludzi?!
- Niektórych owszem — przytaknęła z nikłym uśmiechem. - Reszta moich ludzi to tajemnica.
- Kim ty jesteś? - wyszeptał, patrząc na nią wielkimi oczami. Uśmiechnęła się do niego zaczepnie, pokazując mu długie, białe zęby.
- Ten wilk należy teraz do nas i znajduje się pod moją opieką. Został zdradzony przez swoich najbliższych ludzi. Pokażmy mu więc, że choć nie jest z naszej rasy, wampiry są o wiele bardziej cywilizowane, niż do tej pory sądzono. To jest moje słowo i nie ma prawa być cofnięte.
Przez zebranych przetoczył się szum podniesionych głosów. Przez chwilę dyskutowano między sobą nad ów sytuacją, a potem wszystko wróciło do normy. Wampiry zajęły się swoimi sprawami. Wyglądały na naprawdę dobrze zorganizowane. Każdy był czymś zajęty, nikt nie pozostawał bezczynny, wszyscy wiedzieli, co mają robić.
- Chodź — powiedziała, niespodziewanie stając koło niego. - Musisz odpocząć i się posilić. Jeszcze chwila i możesz zemdleć w najlepszym wypadku. W najgorszym zaczniesz szaleć i nie będzie już tak przyjemnie. - złapała go za ramię i pociągnęła w stronę jednych z wielu drzwi.
- Gdzie ja właściwie jestem? - zapytał, rozglądając się uważnie, gdy zaczęli schodzić po ostrych stopniach.
- W siedzibie królowej — odparła, otwierając przed nim ogromne, dębowe drzwi. Gdy weszli do środka, zobaczył, że całe główne pomieszczenie, które najprawdopodobniej było salonem, wyłożone jest w drewnie. - Witaj w moich prywatnych komnatach.
Spojrzał na nią zszokowany.
- Więc jesteś?... - przełknął ślinę, cofając się tyłem do wyjścia.
- Władcą wszystkich krwiopijców? - zapytała łagodnie. - Owszem. A ty jesteś moim gościem, choć nie możesz stad wyjść...

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 1661 słów i 9291 znaków.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.