"Dark blue" - rozdział 1

Październik, miesiąc rozpoczynający deszczową aurę i kolejny, tym razem ostatni rok akademicki. Mieszkałam we Wrocławiu już cztery lata. Siedem miesięcy przed rozpoczęciem studiów przeniosłam się tutaj z małej mieściny na południu Polski. Można powiedzieć, że uciekłam, nie chciałam dłużej znosić nadętej macochy, która zamydliła oczy ojcu, a on wierzył jej ślepo w każde kłamstwo, aby tylko się mnie pozbyć. Byłam kulą u nogi dla nich obojga. Gdyby żyła mama wszystko byłoby inaczej. Na początku zatrzymałam się kontem u dalekiej krewnej i znalazłam pracę. Nie było to nic wielkiego. W ciągu dnia pilnowałam dzieci, a wieczorami dorabiałam w pobliskim barze, jako kelnerka i pracuję tam po dziś dzień. Kiedy tylko ruszyły zapisy na studia, nie wahałam się ani sekundy. Historia sztuki od zawsze mnie interesowała, a teraz marzenia miały szansę się ziścić. Potem załapałam się do akademika. Po raz pierwszy w życiu poczułam co to wolność i samodzielność. Pokój dzieliłam z Gośką – sympatyczną i trochę szaloną osóbką. Przypominała mi słodkiego chochlika z burzą rudych włosów i delikatnymi piegami na niedużym nosie. Na pierwszy rzut oka wydawało się niemożliwym, abyśmy się dogadały, ale pozory często mylą i już po kilku dniach rozumiałyśmy się bez słów. Ona potrafiła mnie rozbawić jak nikt inny, a ja uczyłam ją skupienia i wyciszenia, co w jej przypadku było trudnym osiągnięciem.

- Gbi – poczułam delikatne szarpanie. - Gabi, obudź się.

Uniosłam ociężałe powieki, a nade mną stała Gosia.

- Po jaką cholerę mnie budzisz? - zapytałam ospale, przeciągając się na łóżku.

- Nie wiem czy pamiętasz, ale miałaś iść do biblioteki, a jest już siedemnasta dziesięć.

- Niech to szlag! - Zerwałam się na równe nogi. Dziś była ostatnia szansa na wypożyczenie podręczników, jutro już niestety nie miałam co liczyć, że zostanie choć jeden egzemplarz. Co roku rozchodziły się jak świeże bułeczki. - Nie mogłaś mnie obudzić szybciej?! - wyrzucałam z siebie pretensje, ubierając to, co miałam pod ręką.

- Nie było mnie. Przecież wiedziałaś, że idę na imprezę.

- Która miała miejsce wczoraj – dodałam kąśliwie.

- Przedłużyła się. - Wzruszyła od niechcenia ramionami.

- Nie ważne. Opowiesz mi wszystko, jak wrócę. - Uśmiechnęłam się do niej i wybiegłam z pokoju. Jak na złość winda już trzeci raz w tym tygodniu miała awarię. Nie znałam większego pechowca ode mnie.

Postanowiłam trasę dzielącą mnie do biblioteki pokonać pieszo. Wolałam nie ryzykować przejażdżki wiecznie spóźnioną komunikacją miejską. Przy wyjściu czekała mnie kolejna niemiła niespodzianka. Lało jak z cebra. Byłam tak pochłonięta ubieraniem, że nie zauważyłam ściany deszczu za oknem. „Super" pomyślałam naciągają na głowę kaptur i owijając się ciaśniej kurtką. Za nim pokonałam trzydzieści metrów, przemokłam od stóp do głów. Stanęłam na podwójnych światłach, które należały do najbardziej irytujących na całej trasie. Kiedy jedne pozwalały na przejście drugie migały, informując o kolejnej konieczności postoju. Czekając na zielone, tępo wpatrywałam się w w krople deszczu uderzające o dachy wolno jadących samochodów, przeklinając w myślach niczego nieświadomych i suchych kierowców. Że też musiało się rozpadać akurat dzisiaj! Sama nie wiedziałam co było bardziej wkurzające, pogoda czy moje zachowanie, a dokładniej brak zorganizowania - bo przecież nie ma, jak zostawianie wszystkiego na ostatnią chwilę. W tym nie miałam sobie równych. Jak tylko światło zmieniło kolor na pożądaną barwę, ruszyłam czym prędzej, aby zdążyć na drugie już migające. Starsza kobieta i para z dziećmi torowali mi drogę. „Cholerka szybciej" ponaglałam ich podświadomie, próbując wyminąć. Wtem ni stąd ni zowąd skręcił autokar skutecznie zasłaniając sygnalizator, gdy tylko pojazd zwolnił przejście, wkroczyłam na jezdnię. Rozległ się pisk opon i swąd palonej gumy, a potem ktoś dosłownie wciągnął mnie z powrotem na chodnik, chwytając za przedramię. Czarne kombi, które przed momentem zrobiłoby ze mnie placek drożdżowy, odjechało. Wystraszona i zdezorientowana walczyłam o głębszy wdech. Ludzie wokół analizowali zaistniałą sytuację i kilka razy usłyszałam nieprzyjemny epitet pod swoim adresem. Drżały mi dłonie, a serce galopowało w zawrotnym tempie. Szumiąca w uszach krew zdawała się głośniejsza niż uliczny zgiełk.

- Dziewczyno, chcesz się zabić?! - ktoś zadał pytanie, zapewne to ta sama osoba, która ocaliła mi życie. Obróciłam się i nieśmiało podniosłam wzrok od razu tego żałując. Mężczyzna wyglądał na wściekłego, wręcz doprowadzonego do cienkiej granicy wytrzymałości nerwowej. Ciemnoblond włosy pomimo deszczowej aury i braku jakiegokolwiek osłony, prezentowały się nienagannie. Tęczówki oczu o nienaturalnie błękitnym odcieniu, ciskały błyskawice. Ich barwę podkreślała blada skóra, jakby nigdy nie miała kontaktu ze słońcem.Górował nade mną.



- Dziękuję i przepraszam – wybąkałam. Kierowała mną nieodparta pokusa spojrzenia jeszcze raz na niesamowitą twarz mężczyzny, jednak zrezygnowałam z tego, to zbyt krepujące.

- Miło, że przepraszasz – odpowiedział chłodno i ruszył przed siebie, gdy tylko samochody ponownie stanęły.

Wnętrze biblioteki wypełniały regały i ukochany przeze mnie zapach druku, co sprawiło, że od razu poczułam się lepiej. Z jednej kieszeni kurtki wyciągnęłam zwitek papieru, na którym wcześniej wypisałam potrzebne tytuły, z drugiej reklamówkę na ich zapakowanie. Podeszłam do pracującej tam starszej kobiety.

- Dzień dobry. - Przywitałam się i odkaszlnęłam dyskretnie, aby zwróciła na mnie uwagę. Omieciona jej pełnym dezaprobaty spojrzeniem, zapytałam czy coś jeszcze zostało.

- Szybko się królewna obudziła – przywitała się ironicznym docinkiem, który postanowiłam puścić mimo uszu. - Podaj tę kartkę.

Po szybkich oględzinach listy, stwierdziła, że ostały się trzy. „Dobre i to" pomyślałam. Za nim opuściłam sucha bibliotekę, zawinęłam szczelnie podręczniki foliową torebką. Z nieukrywaną radością stwierdziłam, iż deszcz ustał, a ciemne chmury rozproszyły się za sprawą wiatru.

Tym razem czekałam cierpliwie na zmianę świateł. Przez myśl mi nie przeszło szybsze ich pokonanie. Kiedy dotarłam do akademika, natychmiast zrzuciłam mokre ubranie i udałam się pod gorący strumień prysznica. Współlokatorka nadal spała, gdy szykowałam ciuchy do pracy. Nie był to, jakiś wygórowany ubiór. Zwykły podkoszulek na ramiączkach – zazwyczaj czarny i dżinsy. Kiedyś szef wymagał od kelnerek wysokich obcasów, ale po upadku jednej z nich zrezygnował. Podeszłam do lustra. Zawsze ubolewałam nad brakiem większego biustu, za to należałam do tych szczęśliwców, którzy mogli jeść ile wlezie, a i tak cieszyli się smukłą sylwetką. Niektóre dziewczyny z roku zazdrościły mi włosów. Były długie, ciemne i gęste - reszta prezentowała się przeciętnie. Barwa oczu także nie oszołamiała, ot zwyczajny brąz.

Praca kelnerki posiadała dwa plusy. Pierwszy to spore napiwki, które uważałam za rekompensatę obolałych nóg, głowy i skurczu mięśni twarzy od ciągłego uśmiechania się, drugi to nieduża odległość, jaka dzieliła mnie od „MUSIC NIGHT CLUB", sporej wielkości piwnicy przerobionej na knajpę. Wewnątrz znajdywały się dwa bary, a za każdym pracowało po trzech mężczyzn. Do personelu zaliczało się także dwóch DJ, czterech ochroniarzy oraz sześć kelnerek: Zuza, Aga, Weronika, Justyna, Dominika i ja. Innych widywałam rzadko, chyba, że wpadło jakieś zastępstwo.

Dochodziła pierwsza w nocy, a imprezowiczów zamiast ubywać – przybywało. Za dwadzieścia minut zaczynała się moja i Zuzy przerwa. Właśnie rozbrzmiewał kawałek „Behind blue eyes", gdy dostrzegłam go pośród pląsających tłumów. Poruszał się między nimi bez większych trudności, jakby sami wiedzieli o konieczności utorowania mu drogi. Dziewczyny tęsknie błądziły za nim wzrokiem, lecz on zdawał się tego nie zauważać, skupiając na czymś zupełnie innym, szukając czegoś jak desperat, jednocześnie skoncentrowany na zadaniu. Teraz mogłam podziwiać go z bezpiecznej odległości, nie ryzykując ogromnych rumieńców i zażenowania. Ta krótka chwila, kiedy uratował mi życie i kilka sekund spędzonych obok siebie, wywarło duży wpływ na moje myślenie o nim. Teraz wychwytywałam więcej szczegółów. Śnieżnobiałe zęby, idealna sylwetka, płynne ruchy i jeszcze jedno – jego oczy. Nie wiedziałam czy to za sprawą sztucznego oświetlenia, ale wydawały się jeszcze jaśniejsze, wręcz blade.

- Ziemia do Gabi. - Zuza szturchnęła mnie łokciem.

- Co?

- Przerwa, pamiętasz?

- To już? - zapytałam zdziwiona.

- Wszystko w porządku? - Zuza zmarszczyła brwi.

- Tak, w najlepszym – odpowiedziałam i skierowałyśmy się na zaplecze.

Korytarz posiadał pięć par drzwi. Za dwoma mieściły się magazyny po brzegi wypełnione alkoholem, za trzecimi biuro właściciela klubu. Czwarte należały do naszego pomieszczenia gospodarczego, a piąte prowadziły na podwórze.

Jedzenie nocą nie smakowało dobrze. Porównywałam je do mechanicznego przeżuwania liści sałaty, aby zapełnić żołądek, za to filiżanka gorącej kawy działała zbawiennie. Za nim postanowiłam wrócić na sale, chciałam zaczerpnąć świeżego powietrza. Zarzuciła na ramiona służbowy polar i pchnęłam stawiające opór metalowe drzwi, które zaskrzypiały cicho nim ukazały czerń nocy. Stanęłam jak wryta w ziemię. Nasze spojrzenia spotkały się. Stał tam w towarzystwie atrakcyjnej blondynki, opartej o mur i chyba nieświadomej tego, co się wokół niej działo. Zapewne przerwałam im dobrą zabawę, jednak coś mnie zaniepokoiło. Dziewczyna na pierwszy rzut oka mogła się wydawać pijana jak bela, lecz to było coś innego. Nie potrafiłam tego jednoznacznie określić. Nie podobało mi się to.

- Tu nie wolno wchodzić – wydukałam speszona sytuacja i nim.

Nieznajomy wyprostował się i zadziornie uśmiechnął. Poczułam, jak drżą mi kolana.

- Miło cię widzieć. Wybacz, nie wiedzieliśmy – wytłumaczył i złapał za twarz oszołomionej towarzyszki. - Prawda? - Pokiwała tylko głową. - Zajmiesz się nią? Proszę. Chyba za dużo wypiła. Jest tutaj chyba jej chłopak. Wolałbym uniknąć niepotrzebnej bijatyki.

Wiedziałam, że nie powinnam, że mogę mieć przez to problemy, jednak miałam wobec niego dług wdzięczności. Odwróciłam się dosłownie na ułamek sekundy, by sprawdzić czy korytarz był pusty, kiedy miałam się zgodzić, jego już nie było. Rozejrzałam się dookoła – nic, zupełna pustka. Podeszłam do dziewczyny i chwyciłam ja pod ramie, podprowadzając do stolika, przy którym siedziała grupka znajomych. Wytłumaczyłam, że pomyliła drogi do toalety.

Marzycielka29

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 2008 słów i 11195 znaków.

3 komentarze

 
  • Użytkownik AuRoRa

    Nieznajomy zniknął coś w nim jest dziwnego, czytam dalej ;)

    11 kwi 2018

  • Użytkownik Somebody

    Zaciekawił mnie prolog, dlatego przeczytałam pierwszą część. I już wiem, że zajrzę do kolejnej ;)

    21 sie 2017

  • Użytkownik NataliaO

    Widzę angielski tytuł! O! Opowiadanie bardzo fajnie się zapowiada  <3

    1 cze 2016

  • Użytkownik Marzycielka29

    @NataliaO  tak szybko zareagowałaś, że aż się moja mordka cieszy! Dzięki! <3

    1 cze 2016

  • Użytkownik NataliaO

    @Marzycielka29 czasem mam szybkie tempo ;)

    1 cze 2016