"Dark blue" - rozdział 5

W drodze powrotnej nie mogłam zebrać myśli. Dziewczyny rozmawiały o sobotnim wypadzie do „ MUSIC NIGHT CLUB". Stwierdziły, że skoro nie daję się wyciągnąć na żadną imprezę, to one wykorzystają sposobność, jaką daje moja praca.

  

- Mahomet nie chce przyjąć do góry, to góra przyjdzie do niego – powiedziała Kasia, główna inicjatorka spotkań. Szalona blondynka o zwariowanym temperamencie. - Co ty na to, Gabi?

  

- Mówiłaś coś?

  

- A słuchałaś mnie w ogóle?

  

- Daj jej spokój. - W mojej obronie stanęła Gośka, skutecznie odwracając uwagę towarzyszki i wskazując na przystojnego szatyna idącego przed nami.

  

W akademiku skorzystałam z chwilowej samotności. Wygodnie usadowiona na łóżku, rozważałam czy zwyczajnie nie zadzwonić, byłoby szybciej, ale nie prościej. Ostatecznie zostałam przy wiadomości, obstając przy krótkiej wersji.

  

„Hej, chciałam Ci podziękować

  

i zaręczyć, że oprócz potwornego kaca

  

nadal żyję i mam się dobrze.

  

Jeszcze raz dzięki i być może do następnego

  

wpadnięcia na siebie.

  

Gabi"

  

Wcisnęłam „wyślij" i włączyłam radio. Nie oczekiwałam odpowiedzi, a już na pewno nie tak szybkiej.

  

„Miło, że masz się dobrze, martwiłem się.

  

Może zamiast czekać na zbieg okoliczności,

  

Chciałabyś spotkać się w całkiem kontrolowany sposób?"

  

To teraz byłam w kropce! Co miałam odpisać? Jasne, że chciałam, nawet jeżeli czułam się przy nim jak skarcone dziecko. Prawda była, jednak taka, że pragnęłam tego od początku. Tajemniczość, która od niego biła fascynowała. Zdawałam sobie sprawę, że wchodzenie głębiej w tę znajomość, to jak stąpanie po kruchym lodzie, jednak dopóki się nie przekonam, dopóty pozostawało mi gdybanie. Mama zawsze powtarzała, iż w życiu trzeba ryzykować. Wstałam i nerwowo oplatałam pasmo włosów wokół palca, szukając w głowie odpowiednich słów. Nie chciałam się zbłaźnić, ale też pokazać, jak bardzo mi zależy. Telefon za wibrował, lecz tym razem było to połączenie. Wystarczyła sekunda, abym wiedziała, kto dzwoni. Odebrałam, czując stado rozjuszonych motyli w brzuchu.

  

- Witaj, pozwoliłem sobie zadzwonić. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu?

  

- Nie! Skądże.

  

- Coś się stało? Masz dziwny głos.

  

„Dziewczyno, ogarnij się, to tylko facet, osobnik płci przeciwnej!".

  

- Wszystko w porządku. Chyba się przeziębiłam – skłamałam.

  

- W takim razie może przełożymy spotkanie – zasugerował.

  

- To tylko lekka chrypka, nic więcej.

  

- Długo nie odpisywałaś. Nie wiem czy traktować to, jako odmowę? - Gdyby wiedział, co się ze mną teraz działo, to nie miałby wątpliwości.

  

- Absolutnie nie. Nie mogłam od razu odpowiedzieć, byłam...- urwałam. No właśnie, gdzie byłam? Błądziłam wzrokiem po pokoju. - Toalecie.

  

Teraz to pojechałam po całej linii. Dzwoni do mnie, a ja mu opowiadam o potrzebach fizjologicznych.

  

- Ok – zaśmiał się. - Widzimy się o dziewiętnastej. Do zobaczenia, Gabrielo.

  

Dawno nikt nie używał mojego, pełnego imienia. Nigdy za nim nie przepadałam, ale w jego ustach nie przeszkadzało mi to, wręcz przeciwnie.

  

Resztę dnia spędziłam na kompletowaniu ubioru. Nie wiedziałam, gdzie mnie zabierze. Mógł być to zwykły spacer, wyjście na piwo lub restauracja. Wykluczyłam adidasy i dżinsy. Baletki wydawały się najodpowiedniejszą z opcji. Po długim namyśle i uzbieranej stercie ciuchów na łóżku, obstałam przy rozkloszowanej i czarnej spódnicy, beżowej bluzce i ramonesce, to musiało wystarczyć. Delikatnie podkręciłam włosy oraz przyciemniłam rzęsy czarną maskarą. Gośki wciąż nie było. Spędzała czas z nowo poznanym mężczyzną. Teraz doskonale rozumiałam jej ekscytację. Nabazgroliłam na kartce kilka słów. Dochodziła dziewiętnasta, a ja nie wiedziałam co ze sobą począć. Może powinnam zejść na dół? Czekać na telefon? Jak tak dalej pójdzie, to starannie pomalowanie paznokcie szlag trafi! Na dźwięk pukania – podskoczyłam. Podeszłam do drzwi, wolno je otwierając. Fabin stał, trzymając w dłoni paczkę czekoladek. „Zwykłość w niezwykłości" pomyślałam, widząc go zwyczajnie ubranego w skórzaną kurtkę i dżinsy. Chyba za bardzo się wystroiłam.

  

- Pięknie wyglądasz – powiedział, jakby wyczuł moje skrępowanie.

  

- Dziękuję.

  

- Gotowa? Przyniosłem coś na osłodę. - Podał mi słodkości. - Lubisz takie?

  

- Bardzo. Pomyślałeś o wszystkim. A dokąd idziemy?

  

- Niespodzianka. - Zrobił tajemniczą minę.

  

Po krępującej ciszy panującej w windzie, wyszliśmy na podwórze. Wrocław był pogrążony w cieniu nadchodzącej nocy. Kochałam te miasto za jego pęd, urokliwe miejsca, muzea i tajemnicę. Znałam chyba wszystkie legendy z nim związane. Na pierwszy rzut oka mogło się wydawać zwyczajnym, zatłoczonym punktem na mapie polski, jednak gdyby przyjrzeć się mu bliżej, punkt ten emanował blaskiem.

  

- Pomyślałem, że samochodem będzie wygodniej. - Fabin otworzył drzwi od strony pasażera. Odjęło mi mowę. Nie ze względu na auto, ale na fakt, że tej opcji nie brałam pod uwagę. Pochłonięta przygotowaniami, nie myślałam o innych drobiazgach, choć tego czarnego rumaka z pewnością nie mnożna do takich zaliczyć.

  

- Sądziłam, że... Nie ważne – podziękowałam i wsiadłam do środka.

  

Silnik zaryczał jak dzikie zwierzę.

  

- Teraz już nie uciekniesz – użył poważnego tonu. Musiałam zrobić przestraszoną minę, bo jego natychmiast rozweselała. - Żartuję, rozluźnij się. Chcę pokazać ci pewne miejsce. Jestem pewien, że przypadnie ci do gustu. To nie daleko.

  

- Ok, ufam ci, w ostateczności jeżeli nie wrócę żywa, to moja współlokatorka da ci do wiwatu.

  

- Zapamiętam.

  

Krępowało mnie bycie z nim sam na sam. W radiu leciało „I the shadows". Wsłuchiwałam się w słowa piosenki, a Fabin zdawał się nucić ją tak cicho, że ledwo słyszalnie.

  

- Ostatnio byłaś bardziej rozmowna – zaczął, gdy utwór dobiegł końca.

  

Tego temu obawiałam się najbardziej.

  

- Byłam pijana, przepraszam. - Opuściłam głowę, wbijając spojrzenie w dłonie.

  

- Czyli nie uważasz, że jestem dziwny i pociągający? - Zerknął w moją stronę i uniósł zabawnie jedną brew.

  

- Niezupełnie. To znaczy... tak jesteś pociągający, ale nie dziwny, bardziej inny.

  

- Potraktuję to, jak komplement.

  

- Onieśmielasz mnie. - Zdobyłam się na odwagę i popatrzyłam na jego skoncentrowaną twarz.

  

- Powinnaś być bardziej rozsądna. Mam wrażenie, że przyciągasz całe zło tego świata.

  

- Przez ostatnich kilka lat myślałam, że to ja jestem nieszczęściem – dodałam.

  

- To tutaj, dalej się przejdziemy.

  

Rynek stanowił serce miasta. Odrestaurowane kamieniczki tworzyły wielobarwną tęczę na tle brukowej kostki. Uliczne grajki na każdym zaułku wygrywały inną melodię, a malarze właśnie pakowali swoje obrazy, zmęczeni całodniowym wyczekiwaniem kupców. Wielu z nich posiadało wielki talent, który rzadko kiedy zostawał doceniony. Mimo niesprzyjającej październikowej aury, miejsca przed knajpami były zapełnione. Ludzie rozmawiali, śmiali się, kłócili. Ratuszowy zegar wybił godzinę dwudziestą. Mim w kostiumie srebrnego anioła zrobił sobie przerwę i odpalił papierosa.

  

- Mogę? - Fabin wyciągnął rękę. Nie odpowiedziałam, jedynie splotłam swoje palce z jego. Dobrze zapamiętałam ciepło wczorajszego dotyku.

  

Skręciliśmy w wąską i pustą uliczkę, którą nikt nie przechodził, jedynie czarny kot przebiegł nam drogę. Raptownie stanęłam. Istniało wiele przesądów, ale akurat w ten nie wątpiłam.

  

- Na prawdę w to wierzysz? - zdziwił się.

  

- Bawi cię to? - oburzyłam się.

  

- Trochę. Gabrielo, tysiące ludzi trzyma takie w domach.

  

- To co innego.

  

- Jesteś niesamowita. Masz szczęście, jesteśmy na miejscu. - Wskazał palcem na staromodny szyld przytwierdzony jak chorągiewka, do jeszcze starszego budynku.

  

Litery wyblakły, ale napis wciąż był czytelny. „ANTYKWARIAT"

Marzycielka29

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 1429 słów i 8069 znaków.

3 komentarze

 
  • AuRoRa

    Poszła na randkę. Czytam dalej z ciekawością :)

    11 kwi 2018

  • Fanriel

    I nadal nie mogę się oderwać...

    17 paź 2016

  • NataliaO

    rozkręcasz się :) <3

    7 lip 2016

  • Marzycielka29

    @NataliaO Taaaaa:D Dzięki

    7 lip 2016