Ten jedyny, ten najlepszy [cz.3] - Zoo

Ten jedyny, ten najlepszy [cz.3] - ZooPrzebudziłem się z rana i oczywiście pierwszą rzeczą jaką zrobiłem, było chwycenie za telefon. Dowiedziałem się z niego, że było po dziesiątej i że otrzymałem smsa. Karolina przekazała mi w nim, że chce dzisiaj zabrać kuzyna do Sky Towera i proponowała bym im potowarzyszył. Po śniadaniu zebrałem się, ubrałem w najlepsze ciuchy i wypsikałem ulubionymi perfumami, by być w pełni gotowym na spotkanie jego. Chciałem by delektował się moim zapachem i by zerwał ze mnie ubranko. Wraz z bielizną.
     W tramwaju pomyślałem, że warto byłoby coś ze sobą zabrać, żeby nie przybyć tam z pustymi rękami i żeby łatwiej dogadać się z Lukiem. Chciałbym wręczyć mu kwiaty... ale czy w ogóle chłopakom wręcza się kwiaty? Będę musiał poczytać o tym w internecie. A jak zabiorę go na randkę to który z nas ma zapłacić? Jestem kompletnie zielony w tych sprawach. Muszę sporo doczytać. Wysiadłem z tramwaju i zanim przesiadłem się do kolejnego, kupiłem paczkę M&M'sów.  
     W połowie drogi, oglądałem już największego w Polsce kutasa przez szyby i wyobrażałem sobie widok z jego czubka. Poczułem wibrację – był to kolejny sms od Karoliny. Okazało się, że coś jej się przedłużyło, więc nie może nam towarzyszyć, a Lukas już tam czeka. Uśmiechnąłem się, bo uznałem, że wszystko układa się po mojej myśli. Będziemy tam ja i on – dwieście metrów nad ziemią. Tylko nas dwoje i paczka kolorowych cukiereczków, którymi będziemy się nawzajem karmić.
     Te marzenia jednak ulotniły się, gdy wysiadłszy z tramwaju dostrzegłem czekającego na mnie Lukasa w towarzystwie Vanessy i Pauliny. Przeszliśmy od razu do celu naszej wycieczki. Zaczęliśmy od małego shoppingu w tamtejszej galerii. Van lubiła zabierać mnie na zakupy, jako że doradzałem jej swoim "fachowym” okiem, a ona zawsze liczyła się z moją opinią. Sama też uważnie oglądała, co sobie dobieram i dawała znać co o tym sądzi. Tym razem miałem jednak ogromną ochotę odesłać dziewczyny do domu, żeby nam nie przeszkadzały. Zwłaszcza, że moja najlepsza przyjaciółka ewidentnie leciała na mojego wybranka. Będę musiał odbyć z nią potem poważną rozmowę. Na pewno mnie zrozumie, bo jeśli nie ona to kto?
     Bałem się wind. Tym razem na szczęście nie dało to o sobie znać, zapewne za sprawą towarzystwa przyjaciół.
   -     Opuściliśmy jądra i płyniemy w stronę główki – żartowała Van.
   -     Jesteśmy jak te plemniczki, a już za chwilę wytryśniemy – dołączyła do niej Paula.
     Widok był niesamowity. Widziałem dosłownie wszystko, co można było zobaczyć w tym mieście – Stare Miasto, Śródmieście, Pasaż Grunwaldzki i inne galerie. Wypatrywaliśmy też naszego osiedla oraz naszych szkół – byłej, obecnej i przyszłej. Pokazałem Lukowi kilka romantycznych miejsc w nadziei, że kiedyś będę miał przyjemność pokazać mu je od środka. On zaś uparł się, że chce zobaczyć zoo.
   -     To u was w Niemczech nie ma zoo? - zapytałem z przekąsem.
   -     Są, ale dawno nie byłem. Poza tym wrocławskie zoo jest ponoć najlepsze w Polsce.
   -     To prawda – odparły dziewczyny.
     Karolina kazała swemu kuzynowi za pomocą smsa wrócić do domu na obiad. Pojechałem razem z nim tramwajem. Niestety, siedzenia były pojedyncze, więc musiałem usiąść przed nim i siedzieć całą drogę odwrócony, co nie było wygodne. Znów mogłem tonąć w błękicie jego oczu, podczas gdy uszy pieściła mi melodia jego głosu, lekko zmąconego niemieckim akcentem. Opowiadał o Paryżu, w który odwiedził w ubiegłe wakacje. Słuchając go, miałem nadzieję, że zechce tę wyprawę powtórzyć, tyle że ze mną przy swoim boku. Zrobilibyśmy sobie selfie na wieży Eiffle'a, przechadzalibyśmy się za rączkę po Polach Elizejskich, bawilibyśmy się w Disneylandzie, a po wszystkim uprawialibyśmy dziki, francuski seks w hotelowym pokoju. Nazajutrz przyniósłbym mu do łóżka śniadanie i karmiłbym go croissantem, a on mnie bagietką.
     Tak się rozgadał, a ja tak odpłynąłem w swych fantazjach, że przegapiliśmy nasz przystanek. Szliśmy ze dwadzieścia minut z następnego, a ja specjalnie poprowadziłem go nieco okrężną drogą, by spędzić z nim chociaż kilka chwil więcej. W końcu nadszedł moment, w którym to stanęliśmy naprzeciw siebie przed jego blokiem. Uśmiechaliśmy się, choć wiedzieliśmy, że to koniec naszej dzisiejszej przygody.  
   -     Na razie – powiedział i objął mnie, a ja wtuliłem go w siebie, wąchając zdobiącą jego głowę złotą koronę. Czułem przeszywający mnie od stóp do głów dreszczyk i miałem ochotę pozostać w tym stanie do końca swoich chwil. Ale dla naszego dobra, w obawie przed nakryciem, wypuściłem go ze swych objęć. Pomachałem, odwróciłem się i zrobiłem niepewny krok wprzód, choć nie miałem za grosz ochoty się stamtąd zmywać. Zatrzymałem się usłyszawszy jego głos.
   -     Maurycy – zawołał cicho, a ja usłyszałem, bo byłem ledwie dwa metry od niego – zaczekaj...  
   -     Tak? - zapytałem zwracając się przodem do niego.
   -     Poczekaj, chcę coś powiedzieć – rzekł uśmiechając się.
   -     Mów śmiało. U mnie nie ma tematów tabu.
   -     Tabu? - zapytał z ironicznym uśmieszkiem – dobrze, zapamiętam.
     Zrobiliśmy po jednym kroku naprzód i znów biliśmy niebezpiecznie blisko siebie. Chciałem coś mu odpowiedzieć, lecz w ostatniej chwili przerwała mi Karolina, zachodząc od tyłu i przytulając.
   -     Już jesteście! - krzyknęła, witając się, również hugiem, z Lukasem.
   -     Tak właśnie... - odparłem.
   -     Jak było? - zapytała.
   -     Fajnie – opowiadał Lukas – z góry było widać całą okolicę, a może nawet i Niemcy.
   -     Ta, na pewno – zaśmiałem się.
   -     Sorki, że nie dotarłam, ale zrywałam z Bartkiem – rzekła uśmiechając się do mnie. W tej chwili miałem ochotę uciec jak najdalej od niej, bo bałem się z nią poruszać tematu naszego ostatniego spotkania, a konkretnie jego końcowej fazy.  
   -     I dobrze, on mnie chyba nie lubi – powiedział jej kuzyn.
   -     Zapomnijmy o nim. Chodźmy na obiad.
   -     No to na razie i smacznego – powiedziałem machając.
   -     Nie, nie, mój drogi, idziesz z nami! - rzuciła Karolcia, chwyciła mnie za rękę i podprowadziła kawałek w stronę bloku. Wyrwałem jej się mówiąc:
   -     Dobra, dobra, sam trafię.
     Mama mojej przyjaciółki przyrządziła na obiad spaghetti alla carbonara. Było przepyszne; uwielbiam makaron pod niemal każdą postacią. Dostaliśmy z Lukiem dokładkę, a przyglądając się jak je, miałem ochotę odtworzyć z nim pewną scenę z "Zakochanego kundla”. On zaś bezczelnie uśmiechnął się do mnie, tak jakby myślał o tym samym. Rodzice Karolci zaproponowali wycieczkę do zoo, na którą namówili również mnie.  
     Pokonawszy korki i roboty drogowe dotarliśmy na miejsce w pół godziny. Powitał nas staroświecki napis i betonowy lew. Kupiliśmy bilety i przekroczyliśmy bramę wejściową. Nie mogłem się nacieszyć entuzjazmem Lukasa, który na sam widok napisu "zoo” cieszył się jak małe dziecko. Nie minęła chwila i odłączył się od grupy i podążył przed siebie, a ja poszedłem za nim. Spostrzegł mnie, zaciągnął za drzewo i zakrył usta palcem. Zrozumiałem, że chciał poznać to miejsce na własną rękę, bez towarzystwa wujka i ciotki. Uśmiechnąłem się, rozejrzałem, czy nas nie śledzą i podążyliśmy w całkiem innym kierunku niż oni.
     Najpierw zrobiliśmy sobie safari. Oglądaliśmy lwy i inne wielkie koty, robiąc sobie zdjęcia z nimi w tle, strojąc durne miny. Przywitaliśmy hipcie i zebry. Dostrzegałem ile tu się zmieniło od mojej ostatniej wizyty. Udało się nam nawet załapać na przejażdżkę wielbłądem.  
     Następnie weszliśmy do ciemnego pomieszczenia z mnóstwem owadów i innych przerażających stworów. Najgorsze były pająki. Już mieliśmy wychodzić, gdy minął nas pan trzymający takiego potwora na ręce, a ja z wrażenia wpadłem Lukowi w ramiona.
   -     To tylko pająk – powiedział, gdy znów wąchałem jego włosy.
     Poczułem jak gładzi moje łopatki i stopniowo przesuwa rękę coraz niżej. Otaczała nas w tym momencie jedynie ciemność i zgraja potworów poupychanych w klatkach i terrariach. Doszedł ręką najniżej jak mógł na tym etapie, po czym podniósł ją i przeczesał mi włosy z tyłu głowy. Podnieśliśmy wzrok i skrzyżowaliśmy spojrzenia. Znów topiłem się w jego niebieskim oceanie, a on tropił gwiazdy, przemierzając malutki kosmos moich oczu. Nieskromnie powiem, że tak ciemnych ócz jak moje nigdy u nikogo nie widziałem. Pogładziłem jego policzek, który wnet zapłonął rumieńcem, a on uśmiechnął się i również przyłożył swą dłoń do mej twarzy. Była dość mała, a jej chłód dodatkowo spotęgował doznanie jakie tej chwili towarzyszyło. Przysunął mą głowę delikatnie do siebie i pocałował mnie w policzek, a ja wzdrygnąłem się jeszcze bardziej, a gdy otrząsnąłem się z tej euforii, stwierdziłem, że teraz moja kolej.  
     Usłyszałem niestety, że znowu ktoś odchodzi. Wypuściłem Luka ze swych objęć, złapałem go za rękę i wyprowadziłem na zewnątrz. W końcu opuściliśmy to straszne miejsce. Po przejściu kilkudziesięciu metrów zorientowałem się, że nadal trzymamy się za ręce i poczułem konsternację. Bardzo nie chciałem go teraz puścić, bo pragnąłem czuć jego bliskość, a poza tym bałem się, że będzie mu przykro gdy to zrobię. Z drugiej jednak strony bałem się, że zaraz ktoś wyskoczy zza rogu, zobaczy nas i zhejtuje to zachowanie. Delikatnie zelżyłem uścisk, a on zrozumiał aluzję i tak stopniowo nasze dłonie odsunęły się od siebie. Usiedliśmy na ławeczce, po czym zabrałem mu oksy i założyłem na swój nos.
   -     Oddawaj! - oburzył się, próbując mi je zabrać – wyglądasz w nich jak kretyn!
   -     A ty wyglądasz w nich jak pedał – odparłem złośliwie.
   -     Przeszkadza ci to? - zapytał zalotnie, chwytając mnie za nadgarstki. Nasze spojrzenia ponownie się zetknęły, a mój niemiecki przyjaciel, wykorzystując moment mojej nieuwagi, odebrał swoją własność, po czym wystawił język i zasłonił znowu swoje błękitne perełki. Przemierzaliśmy zoo wdychając nieprzyjemne zapachy zwierząt i oglądając ich nudne życie w niewoli.
   -     Wiesz, że większość żyraf jest biseksualna? - zapytał, gdy przechodziliśmy obok tych roślinożerców o długich szyjach.
   -     Teraz już wiem – odparłem z uśmiechem.
     Gdy stwierdziliśmy, że widzieliśmy już wszystko, usiedliśmy na jednej z ławeczek, otoczonej z trzech stron iglakami. Bardzo chciałem go objąć lub nawet przytulić, ale nie umiałem przełamać swojej nieśmiałości. Nikogo nie było w pobliżu, więc był to moment idealny do tego by zrobić kolejny krok naprzód. Może i posuwamy się w żółwim tempie do przodu, ale ja potrafię inaczej. Jestem zbyt nieśmiały, poza tym nie mam żadnego doświadczenia. Raz mnie pocałowała Karolina, ale nie chciałem tego. Będę musiał z nią o tym jeszcze porozmawiać.  
   -     Masz takie piękne oczy – wyszeptałem, gdy nasze spojrzenia znów się spotkały i po chwili zdałem sobie sprawę z tego, że on to usłyszał i ze strachu przeszły mnie dreszcze. On zaś położył swą dłoń na mojej, spoczywającej między naszymi udami i położył mi ją na nodze, nie wypuszczając z uścisku. Następnie przysunął się tak blisko, że teraz nie zmieściłaby się między nami nie tylko dłoń, ale nawet i szpilka.
   -     Ty cały jesteś piękny – odparł puszczając mnie i przesuwając dłonią po klatce piersiowej i barku, a potem po karku i drugim barku... i tak właśnie mnie objął. Ja zaś przechyliłem głowę w jego stronę, na co on zareagował przyciskając mnie mocniej do siebie. Ta chwila mogła być jeszcze piękniejszą gdyby nie to, że zmącił ją telefon on Karoliny. Wraz z rodzicami zbliżała się już do wyjścia i kazała nam się pospieszyć. Byliśmy przy aucie pięć minut później. Dostaliśmy po tymbarku i pojechaliśmy do domu. W drodze powrotnej zachowywaliśmy się z Lukiem jak gdyby nigdy nic.
     Wysiadłszy z auta podziękowałem, pożegnałem się i otworzyłem swój sok, zaglądając od razu pod kapsel. Tamtejszy napis głosił "teraz albo nigdy”. Popijając napój, kierowałem powoli swe kroki w stronę bramy Karoliny. Była otwarta. Wszedłem po schodach dopijając jabłkowo-arbuzowy nektar i już miałem nacisnąć dzwonek, gdy drzwi same otworzyły się, a stał w nich nie kto inny jak Lukas. Zamknął je za sobą przybliżając się do mnie, a ja pokazałem mu swój kapsel. On uśmiechnął się i pokazał mi swój. Delikatnie przybliżyłem twarz do jego twarzy, aż w końcu nasze wargi zetknęły się. Nie wiedziałem co robić. Instynktownie musnąłem dolną wargę, potem górną. On tymczasem mocno przyciskał swoje usta do moich, a po kilku ruchach otworzył je nieco szerzej, tak jakby chciał mnie zachęcić do wsunięcia mu tam języka. Na to jednak się nie odważyłem, bo usłyszawszy jakiś odgłos dochodzący z góry, odsunąłem dłonie od jego bioder i odkleiłem od niego swe usta. Spojrzałem mu w oczy i szepnąłem "pa”, po czym zbiegłem ze schodów, panicznie bojąc się ewentualnego przyłapania na pocałunku. Wyszedłem z bramy, a po policzku spłynęła mi łza. To ze szczęścia.

omg

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 2504 słów i 13460 znaków.

2 komentarze

 
  • Użytkownik szukammilosci

    Świetne opowiadanie, ciekawy jestem czy to nie ściema i czy miało to miejsce na prawdę ;)

    10 paź 2014

  • Użytkownik Py64

    Niesamowite. Kiedy następne?

    10 paź 2014