Studentka z blizną: Epizod III - Inwersja

Wracała do domu tą samą trasą, co zwykle. Lutowe powietrze było ostre jak brzytwa – temperatura sięgała dziesięciu stopni poniżej zera, więc ciepła nie zapewniał jej nawet płaszcz zakupiony w jednym z najdroższych sklepów w mieście. Zbliżała się godzina dziewiętnasta, ale zmrok zapadł już dawno – nie mogła się doczekać, aż wreszcie nastąpi zmiana czasu na letni, i będzie w blasku słońca przemierzała te dobrze sobie znane, ponure ulice Szczecina.

Najpierw minęła starą kawiarnię „U Jerzego”, a zaraz potem amerykański koncern gastronomiczny z równie smacznym, co niezdrowym żarciem. Na horyzoncie widziała już park, który jak zwykle musiała przejść, by jak najszybciej dostać się do domu. Wprawdzie miała też trasę alternatywną, jednak było już na tyle późno, że nie chciała nadrabiać drogi.

Doszła do wniosku, że być może warto jednak zrobić w końcu prawo jazdy. Długo się przed tym wzbraniała, ale komunikacja miejska irytowała ją coraz bardziej, a spacery w dni takie jak ten stanowiły mordęgę. „Dwadzieścia minut czekania na kolejny autobus, wolne żarty”, pomyślała, a potem zaczęła intensywniej uderzać obcasami o chodnik. Mróz zaczynał jej naprawdę doskwierać.

Park sprawiał wrażenie kompletnie pustego. Nie było w tym nic dziwnego - wszak pogoda nie nastrajała do spacerów. Pomyślała, że po powrocie do domu od razu weźmie gorącą kąpiel. W tym samym momencie usłyszała jakiś szelest. A może jej się tylko wydawało? Nie, to niemożliwe. Postanowiła jeszcze przyspieszyć chód, nie myśląc o podejrzanym dźwięku, który nadszedł gdzieś z pobliska.

Uszła tylko kawałek, a usłyszała za sobą wyraźne kroki. Były coraz szybsze. Nie obróciła się, prawdopodobnie ze strachu. To był błąd. Chwilę później ktoś zatkał jej dłonią usta, a do gardła przyłożył nóż. Czasu na reakcję nie było. Napadł ją lęk, objawiający się dojmującym kłuciem w żołądku.

- Spokojnie, skarbie. Jeśli będziesz grzeczna, nic się nikomu nie stanie – wyszeptał jej do ucha niski, męski głos. – Wykonuj polecenia, a wszystko zakończy się dobrze. Idź przed siebie – poinstruował napastnik, mocniej przylegając do jej ciała. Wyczuła u niego erekcję.

Wykonała rozkaz. Przekalkulowała, że konsekwencje związane ze sprzeciwem mogłyby być zbyt duże. Szła, czując ostrze noże stykające się z delikatną skórą gardła. Paraliżujący strach sprawił, że przynajmniej zapomniała o mrozie. Agresor odzywał się rzadko, od czasu do czasu wskazując jedynie w którą uliczkę ma skręcić. Zauważyła, że umiejętnie wybiera te kompletnie nieuczęszczane przez ludzi - musiał trasę dużo wcześniej zaplanować.  

Nie była w stanie powiedzieć, jak długo tak szli, ale w końcu dotarli do jakiegoś opuszczonego budynku. Spodziewała się, że teraz zobaczy swojego oprawcę.

- Byłaś dzielna, brawo. Oby tak dalej – wyszeptał jej do ucha mężczyzna. Zaraz potem sięgnął do kieszeni, po czym wyciągnął z niej chustę, którą następnie zawiązał jej oczy.

A zatem wszystko miało pozostać owiane tajemnicą. Nawet nie zauważyła, kiedy nóż przestał przywierać do gardła. Popchnął ją, więc na ślepo ruszyła do przodu. Usłyszała warkot otwierających się drzwi.

- Czego ode mnie chcesz? – wysyczała. Miała nadzieję, że zabrzmiała wystarczająco złowrogo.
Mężczyzna zbył pytanie milczeniem. Wziął ją pod rękę, a potem poprowadził kolejne kilka metrów. Miał mocny i zdecydowany uścisk, nie było sensu się wyrywać – wiedziała, że w konfrontacji ze znacznie większym i silniejszym rywalem nie ma najmniejszych szans. Przez całą drogę szukała w głowie wyjścia z sytuacji, starała się złapać jakiejś nadziei. Choćby płonnej. Zdawała sobie jednak sprawę, że to wszystko mrzonki – była kompletnie bezbronna. W jej oczach zebrały się łzy.  

- Puszczaj… nie masz prawa… - zdążyła powiedzieć tylko tyle, zanim głos się urwał. Napastnik zdzielił ją otwartą ręką w twarz.  

Policzek zaczął piec niemiłosiernie, zrobił się gorący. Miała obawy przede wszystkim dlatego, że kompletnie nie znała swojej przyszłości. Nie wiedziała, co ten psychol planuje. Zawsze twierdziła, że brak świadomości jest najgorszą rzeczą ze wszystkich. Usiadła -  a właściwie to on ją posadził. Krzesło było cholernie niewygodne.

- Obiecałem, że jeśli będziesz grzeczna, nic ci się nie stanie. Myślałem, że się zrozumieliśmy – obwieścił czule napastnik, a potem raz jeszcze zdzielił ją w twarz. Uderzenie było silniejsze niż poprzednio. Jęknęła z bólu, po czym spróbowała się odgryźć – mężczyzna zdążył jednak w porę przytrzymać jej dłonie.  

- Nawet nie próbuj, bo będzie gorzej. Doceń to, że na razie jestem taki miły – skarcił surowym tonem, a następnie wykręcił jej obie ręce do tyłu. Zabolało.  

- Nie rób mi krzywdy. Proszę… - wydusiła. Nie wiedziała, jak przemówić agresorowi do rozumu; zresztą nie była w stanie myśleć racjonalnie. Miała tylko nadzieję, że nie będzie tak źle, jak sądziła. Na koniec zawsze pozostaje nadzieja.

- Nie mam zamiaru, skarbie – odparł, przywiązując jej ręce do krzesła. Kiedy dokończył dzieła, na chwilę gdzieś odszedł. Po powrocie przemówił bardzo przyjaźnie.

- Wyglądasz ślicznie w tym płaszczu – poczuła, że się zbliżył. Widziała tylko ciemność, ale miała wrażenie, że doskonale dostrzega, jak rozpina jej odzież wierzchnią, a potem zabiera się za zsuwanie ramiączek koszuli. Zaczął dotykać jej ciała. Dłoń miał dużą i ciepłą, przesuwał nią po jej barkach. Chciała go odtrącić, zareagować, ale nie mogła. Piekący policzek ciągle jej przypominał, jak skończyła się ostatnia próba protestu.

- Jesteś piękna, wiesz? – nie chciała tego słuchać. Miała nadzieję, że ktoś tu zaraz wejdzie, albo że mężczyzna wycofa się z jakiegoś innego powodu; może, że odezwą się w nim wyrzuty sumienia. Na nic takiego się jednak nie zanosiło. Poczuła, że ścisnął jej pierś, a potem zaczął ją masować przez biustonosz, który na szczęście ciągle na sobie miała. Jak się okazało, nie na długo.  

- Nie wierć się tak, bo będzie bolało. I nie próbuj krzyczeć. Nie chcę być zmuszony, by wrócić po nóż – ostrzegł, odpinając stanik. Załkała. Oddychało jej się ciężej, ale bynajmniej nie ze względu na brak klimatyzacji w pomieszczeniu, w którym za chwilę miano jej zgotować piekło. Poczuła usta na swojej piersi. Poczuła, jak się w nią zatapiają. Ssały mocno, nie ulegało wątpliwości, że są spragnione. Że jej łakną.  

Próbowała go kopnąć, ale był zbyt blisko, nie mogła uwolnić nóg. Całował sutki jeszcze przez chwilę, nie żałując śliny. Gdy przemówił, w jego głosie znać było satysfakcję.

- Jesteś podniecona, suko. To dobrze – jej brodawki zareagowały na pieszczoty, mimo że starała się z tym walczyć. Głowa nie chciała jednak współpracować z resztą ciała. Mężczyzna ponownie zajął usta piersiami, jego dłonie zaś zaczęły osuwać z jej miednicy jeansy.  

- Zostaw mnie, chuju! – wykrzyczała z rozpaczą, żałośnie wierzgając nogami. Na napastniku nie zrobiło to najmniejszego wrażenia. Poczuła, jak spodnie opuszczają ciało, opadając gdzieś w okolicach kostek. Pozostawała już tylko w samych czerwonych figach. No i czarnych szpilkach, za które do tej pory nie zdążył się zabrać. Była jednak przekonana, że to kwestia czasu.

Nieproszone usta zaczęły schodzić po ciele niżej – obejmowały teraz brzuch oraz okolice wzgórka. Pocałunki były namiętne, jego wargi doskonale współpracowały z językiem. Miała wrażenie, że ją brudzą, próbują wyssać z duszy całą „czystość”. W tym samym momencie poczuła w kroczu wilgoć, za co w duchu się skarciła.  

- Ostrzegałem: żadnych krzyków. Nie posłuchałaś, więc musisz zostać ukarana – wyjaśnił agresor. Oderwał od niej usta, a chwilę potem wychwyciła w powietrzu woń tytoniowego dymu. Zastanawiała się, co może oznaczać. Wiedziała jednak, że na pewno nic dobrego.

- Kolejne kary będę jeszcze bardziej dotkliwe, więc zastanów się, zanim znów postanowisz narobić hałasu – dodał oprawca. Chwilę później zawyła, jednocześnie wijąc się niecierpliwie na krześle. Miała ochotę wyrwać sobie brodawkę - mężczyzna właśnie przypalał ją papierosem.

- Zrobię, co zechcesz, tylko już przestań! Błagam… - powiedziała, zanosząc się histerycznym płaczem. Drżała z bólu, nie była w stanie myśleć o niczym innym, niż pet, który właśnie zgasł na jej różowych sutkach.

- Chyba w końcu się rozumiemy – oznajmił mężczyzna, zachowując stoicki spokój. Ton jego głosu brzmiał tak, jakby właśnie wybierał w sklepie bułki, a nie terroryzował przywiązaną do krzesła kobietę.

Poczuła, że czerwone figi, które zakrywały ostatnią niedostępną dotąd dla oprawcy część jej ciała, właśnie kapitulują. Wprawdzie ciągle miała jeszcze na sobie szpilki, ale to akurat było marne pocieszenie. Nadzieja zaczęła umierać: pozostała wiara, że wszystko skończy się szybko i w miarę bezboleśnie.  

Mężczyzna przez chwilę sunął dłonią po jej łonie od góry do dołu, jakby starał się sprawdzić, czy jest już gotowa na nieco konkretniejszą zabawę. Wiedziała, że nie będzie miał co do tego żadnych wątpliwości, choć starała się odrzucić od siebie tę myśl jak najdalej. Wreszcie wsunął w jej pochwę dwa palce, a potem zaczął nimi intensywnie pracować.

Był agresywny, niecierpliwy, brutalny. Gdy tylko starała się zacisnąć nogi, natychmiast je rozsuwał. A potem wpychał palce w pulsującą łechtaczkę z jeszcze większym impetem. Mimowolnie z jej ust wydobył się jęk – głośny i spazmatyczny. Urwała go w porę, starając się opanować. Ale nie potrafiła. Potem pojawiły się kolejne – bardziej dzikie i coraz mniej kontrolowane. Cała sytuacja była kurewsko abstrakcyjna, ale – o zgrozo – zaczynała jej się w jakiś chory sposób podobać.  

Kiedy zaczęła się zastanawiać, co z nią jest nie tak, mężczyzna odsunął od cipki dłoń. A potem przysunął ją do ust. Jej ust.  

- Posmakuj swoich soków, suko – zalecił. Niechętnie objęła wargami jego palce - wskazujący i środkowy – a potem zaczęła je delikatnie, nieśmiało oblizywać. Miały słony smak płynów.

– Przyłóż się do tego – nakazał, przy pomocy drugiej dłoni wykręcając jej sutki. Wiedziała, że nie żartuje - już wcześniej się o tym przekonała. Dlatego zaczęła pracować intensywniej, sprawniej, namiętniej, jednocześnie powtarzając sobie w myślach, że zaraz wszystko się skończy.

- Idzie ci coraz lepiej – rzucił mężczyzna, a potem odsunął się o dwa kroki. W końcu mogła zaczerpnąć tchu. Drżała, w oczekiwaniu na kolejne polecenie. Wszystko przedłużało się w nieskończoność. Gdyby chociaż ściągnął jej z twarzy tę pierdoloną chustę…

Z zamyślenia wyrwały ją jego dłonie, które nakazały pochylić głowę. Do ust znowu coś przylegało. Tym razem było lepkie i ciepłe, dużo grubsze niż palce. Nie musiała długo się namyślać: mężczyzna przystawił do jej warg główkę swojego penisa.  

- Teraz się nim zajmiesz, rozumiesz? – wysyczał protekcjonalnie, napierając prąciem jeszcze mocniej. Głęboko westchnęła, ale w końcu uchyliła usta, przyjmując w nich nabrzmiałą męskość.

Teraz to on westchnął. Jedną z nóg postawił na oparciu krzesła; inaczej nie miałby szans ulokować w jej ustach penisa. Szarpał i mierzwił w dłoniach jej włosy, jakby w odpowiedzi na przyjemność, którą zapewniało mu mechaniczne pierdolenie penisem gardła bezbronnej kobiety.

Starała się, mimo coraz intensywniej nachodzących do oczu łez. Pieściła żylastego członka, śliniąc go i podgryzając, a jednocześnie w głowie obmyślała już plan zemsty. Chciała, by cierpiał bardziej niż ona, upajała się tą myślą. Tylko ona pozwalała uniknąć histerii.  

Zaczęła się dławić. Zawsze lubiła to robić - był to znak, że wkrótce sperma zaleje swą lepką konsystencją migdałki, a ona następnie wypluje nasienie na piersi i rozsmaruje je po swoim ciele. Dobrze znany, trochę oklepany, ale jakże piękny finał. Tłumaczyła sobie, że właśnie z uwagi na to miłe wspomnienie zaczęła czerpać z obciągania swojemu oprawcy przyjemność.  

Chyba to zauważył, bo podciągnął biodra, na dobre urządzając się w jej przełyku. Nie musiał już jej popędzać – obrabiała mu penisa tak, jak to sobie wymyślił. Była zachłanna, spragniona, bezwstydna. Mruczała z satysfakcją. Kompletnie postradała zmysły.

Kto by pomyślał, że gdy męskość opuści jej gardło, będzie niezadowolona. Pragnęła więcej, tak bardzo chciała poczuć w ustach spermę. Póki co nie było jej to dane.  

- Spisałaś się na medal, więc w nagrodę mogę uwolnić ci dłonie. Pamiętaj tylko, że jeden niewłaściwy ruch, a pety gasnące na sutkach będziesz wspominała z rozrzewnieniem – zagroził mężczyzna, po czym rzeczywiście wyswobodził jej ręce. Szeroko się uśmiechnęła.

Wziął ją od tyłu – analnie. Nie protestowała. Gdy tylko zażądał, od razu obróciła się do niego plecami, a potem przyjęła jego męskość z głośnym jękiem. Nie myślała już o zemście, ani tym bardziej nie pragnęła, by wszystko skończyło się jak najszybciej. Wręcz przeciwnie – ten rodzaj stosunku wyzwolił w niej najgłębiej skrywane żądze. Wypinała pośladki mocno, chcąc lepiej poczuć, jak sztywny członek agresora dewastuje tyłek. Nie myślała racjonalnie, ale w ogóle tego nie chciała. Czerpała ze stosunku ogromną satysfakcję, która mogłaby trwać wiecznie.

Mężczyzna przysunął ją do siebie, po czym pocałował w usta. Odwzajemniła czułości, wtapiając się w jego dolną wargę. Zaraz potem zerwała z twarzy chustę i spojrzała mu głęboko w oczy.

- Kurwa, z tym papierosem przegiąłeś. Zemszczę się! – oznajmiła, rzucając zza pleców kochankowi wyzywający uśmiech.  

- Mówiłaś, że chcesz spróbować tortur. Nic innego nie wpadło mi do głowy – odparł, nie przestając dewastować jej pupy.  

- Mam nadzieję, że przyniosłeś zabawki, bo dziś chcę zostać zerżnięta na dwa baty – starała się zrobić wszystko, by dotrzymać mu tempa. Znowu pomyślała o spermie zalewającej twarz i biust.  
Trochę oklepany, ale jakże piękny finał!

***

- Mam nadzieję, że przyniosłeś zabawki, bo dziś chcę zostać zerżnięta na dwa baty – Rabacki słuchał tych słów z narastającym obrzydzeniem. Trzymał na kolanach laptop i raz jeszcze odtwarzał film, który nadesłała mu na służbową pocztę Julia Breicht.

Teraz już wszystko rozumiał: wiedział, dlaczego żona tak późno wracała z pracy, oraz z jakiego powodu od dawna nie chciała uprawiać z nim seksu. Cholera, a on robił sobie wyrzuty z powodu dwóch niewinnych, nic nieznaczących stosunków z wytatuowaną studentką! Nie dowierzał, że mógł być aż tak głupi.

Doktor patrzył w ekran otępiałym wzrokiem. Jego żona nadal była rżnięta analnie, tyle że teraz miała jeszcze wsuwany w cipkę wibrator. Krzyczała, jęczała, wiła się w konwulsjach. Jego zabawy z Julią Breicht były dziecinnymi igraszkami w porównaniu z tym, co wyprawiała ze swoim kochankiem Anna. Ze smutkiem stwierdził, że nigdy nie zdołał poznać jej od tak wyuzdanej strony.

Wracał myślami do chwil, kiedy było im razem dobrze. Poznali się na studiach. Była najpiękniejszą dziewczyną na uczelni, wzdychało do niej wielu przyszłych doktorów, ale wybrała akurat jego. Pobrali się już po dwóch latach związku, będąc dostatecznie przekonanymi, że to właśnie to. Nigdy by nie pomyślał, że kiedyś będzie oglądał wideo, na którym ukochana pieprzy się z innym mężczyzną w najbardziej wyuzdanych pozycjach.

Na dobrą sprawę wszystko zaczęło się psuć tuż po tym, jak urodzili się chłopcy – Anna po przyjściu na świat przez Kacpra długo cierpiała na depresję poporodową i właściwie dlatego zdecydowali, że nie będą mieć więcej dzieci. Kiedy już wyszła z choroby, ich relacje nigdy nie były takie same. Stała się chłodniejsza, bardziej zdystansowana… inna. Wielokrotnie się zastanawiał, czy jest sens to ciągnąć. Ona zresztą również. No ale trzymali ich przy sobie chłopcy.

Rabacki zaczął łączyć fakty, rozważać różne opcje. Głowił się nad tym, jak długo małżonka puszcza go kantem. Jeszcze nie wiedział, co dalej z tym wszystkim zrobić, ale był tak wściekły, że przychodziły mu na myśl najbardziej barbarzyńskie sposoby zemsty. Musiał to wszystko spokojnie przemyśleć.  

Zastanawiał się też, z jakiego powodu Julia Breicht wysłała mu nagranie, na którym jego żona jest pierdolona przez innego faceta. Co chciała tym osiągnąć? Nie był naiwny, na pewno nie robiła tego z empatii czy dobroci serca. Musiała mieć jakiś interes. Tylko jaki?  

Film zbliżał się do końca. Kiedy tyłek Anny został już zerżnięty na wylot, zmienili pozycję. Kochanek usiadł na krześle, a żona Rabackiego zaczęła ujeżdżać go jak pierdolona dziwka. Doktorowi zebrało się na wymioty. Widział w oczach małżonki dzikie pożądanie chyba po raz pierwszy od czasów wspólnej nocy poślubnej.  

Nawet nie był specjalnie zazdrosny. Raczej po prostu zły, że ktoś inny jest od niego lepszy. Że to ktoś inny zapewnia jego żonie rozkosz. Dotyka ją, pieści, czyni swoją własnością. A ona tego chce. Mikołaj poczuł, że jego ogromne ego właśnie rozpadło się na atomy.

Koniec końców facet spuścił się Annie do gardła, a ona ochoczo połknęła dużą część jego nasienia. Resztki wypluła na biust, po czym dokładnie rozsmarowała po całej klatce piersiowej. Rabacki prawie już zapomniał, jak lubiła, gdy to on dochodził w jej ustach. Ze smutkiem skonstatował, że pewnie nigdy więcej tego nie zrobi.

Gdyby mógł wybierać, Mikołaj wolałby nie rozpoznać mężczyzny, z którym tak beztrosko zabawiała się na filmie jego żona. Niestety nie było takiej możliwości - znał go w końcu dwadzieścia lat. I wiedział, że przystawiał się do Anny już wtedy, gdy jeszcze razem studiowali.  

Do dzisiaj doktorowi wydawało się, że przed laty wygrał rywalizację o serce swojej obecnej małżonki. Ale to wszystko było pierdoloną fikcją. Nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości, odkąd zobaczył, jak w ustach miłości jego życia spermę zostawia profesor Krzysztof Wieszczyk.

***

Upokorzenie. Julię Breicht ciągle to uczucie dojmowało, zabierało jej tlen, nie pozwalało cieszyć się życiem. Ale zaprzysięgła sobie zemstę. Przez długie miesiące skrupulatnie obmyślała plan. Wiedziała, że było warto.

Na początek postanowiła dowiedzieć się absolutnie wszystkiego na temat doktora, który okazał się największą parszywą świnią, jaką kiedykolwiek poznała. Szybko odkryła, że jego najsłabszym punktem jest własna żona, która regularnie doprawia mu rogi z jakimś innym profesorkiem. Reszta była już dziecinnie prosta – Julia śledziła zarówno Annę Rabacką, jak i Krzysztofa Wieszczyka, aż w końcu zaczaiła się w pewnej starej ruderze i z ukrycia nagrała całą ich namiętną schadzkę.  

Swoją drogą, Rabacka wyglądała na dystyngowaną, ułożoną damę, a rżnęła się jak kotka w rui. Julia nigdy by nie pomyślała, że laska taka jak ona może lubić wulgarne, ostre, przekraczające granice przyzwoitości zabawy. Niektóre rzeczy, które robiła z Wieszczykiem, ją wręcz obrzydzały. Tak jak chociażby fakt, że Anna od czasu do czasu z radością przyjmowała mocz swojego kochanka na twarz. Coś okropnego.

Julia zastanawiała się, jak Rabacki zareaguje na jej wiadomość. Na pewno będzie zszokowany. A to przecież dopiero początek. Studentka z blizną w treści maila poprosiła swojego wykładowcę o pilne spotkanie, zapewniając jednocześnie, że ma dla niego kolejne ciekawe materiały. Była ciekawa, kiedy się odezwie.  

Tymczasem musiała wrócić do nauki – jutro czekało ją kolejne zaliczenie. Tym razem z łaciny. Rozłożyła przed sobą materiały, choć miała poważne wątpliwości, czy uda jej się na czymkolwiek skupić.

Szeroko się uśmiechnęła, bo już pierwsze hasło, które musiała przyswoić, przywiodło jej na myśl Rabackiego. Doktor przez ostatnie dziewięć miesięcy sądził, że to on w związku jest czarnym charakterem, że to on robi swoją żonę w konia. „Inversio”, czyli zmiana układu na odwrotny. Po polsku „inwersja”. Łatwo będzie zapamiętać.

2 komentarze

 
  • Użytkownik Aladyn

    Jedno z lepszych opowiadań tego gatunku, jakie zdarzyło mi się czytać. Gratulacje!   :bravo:

    4 mar 2019

  • Użytkownik impish

    Chyba sie pogubiłeś. Najpierw dłonie ma skrępowane, potem nagle pieści go nimi. A po chwili on te dłonie jej uwalnia 😁

    1 mar 2019