Byłam już pewna co do planu. „Tak wezmę go na dziecko! Nie będę protestowała. Pozwolę mu skończyć we mnie. To jest dokładnie środek moich płodnych dni. Najlepszy czas! Pozwolić sobie zmajstrować dzieciaka takiemu bogatemu i wpływowemu prezesowi… To wszystko zmieni! Ja zwykła sekretarka zaznam niebywałego awansu społecznego!”
Dlatego gdy rozkazującym tonem wysapał „Szerzej nogi!”, nie tylko nie protestowałam, ale natychmiast spełniłam życzenie. Chwyciłam się za nogę i uniosłam ją, byle tylko rozszerzyć uda… jak to mówią gówniarze? – „rozchylić kalafiora”?
Uważnie obserwowałam, jak wbijał się głęboko. Co raz dopingowałam go głębokimi westchnieniami i coraz głośniejszymi jękami. A także, co raz go chwaliłam:
- Panie prezesie… cóż za energiczny i twardy z pana mężczyzna! Prawdziwy tytan!
Wcale nie przesadzałam. Młócił mnie tak dziarsko, że intensywnie odczuwałam jego ruchy w sobie. Ruchy? Źle powiedziane… Łomotanie! Gruchotanie mojej ciasnej groty twardym, nienasyconym taranem...
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.