Historia Inkuba cz. 2

Budziła się powoli w ten rozkosznie leniwy sposób jaki oferują tylko niedzielne poranki. Chwilę trwało nim uzmysłowiła sobie, że część dobrego samopoczucia zawdzięcza dłoni na swojej piersi. Z zadziwiającym wyczuciem ugniatała ją i pieściła. Kora poruszyła się mimowolnie ułatwiając dostęp do siebie, a wtedy właściciel dłoni, była pewna, że to Klaudio, wsunął się pod kołdrę. Wstrzymała oddech, gdy znalazł się między jej nogami. Jego wargi na wewnętrznej stronie ud i delikatne ugryzienia przyprawiały o dreszcze, gdy kierowały się w górę.  Całował i pieścił jej myszkę nie zapuszczając się między płatki tak długo, że w myślach klęła i błagała go by zaspokoił nieznośną potrzebę. Zupełnie nie przejmowała się tym, że jej biodra poruszają się zdradzając czego tak bardzo pragnie. Klaudio i tak wiedział o niej już wszystko, była tego absolutnie pewna. Chwila, gdy twardy języczek po raz pierwszy dotknął nabrzmiałej łechtaczki sprawił, że wygięła plecy i mocniej na niego naparła. Chciała by ją posiadł, naciskał, maltretował, niech robi z nią co tylko zechce. Jednak jej pragnienia nie zostały spełnione. Twardy czubek języka drażnił ją ledwie dotykając, zupełnie jakby był skrzydełkiem motyla. Prężyła się, wiła, napierała na niego, ale ręce trzymające jej uda rozwarte były silne, a język nie zmieniał tępa. Zrobiło się tak niesamowicie przyjemnie, że już po chwili jęczała z rozkoszy dając się ponieść chwili. Orgazm czuła na długo zanim nadszedł. Czaił się gdzieś w nabrzmiałych piersiach, gorącem spływał niżej, ale bardzo, bardzo powoli. Myślała, że oszaleje nim wybuchnie. Mocno wbiła pięty w materac wyginając plecy, zaciskając dłonie na pościeli, jeszcze chwila i…
Leżała dysząc i rozkoszując się uczuciem kompletnego spełnienia. Gasło powoli roztapiając się w niej, ale pozostawiało po sobie cudowną ociężałość. Jak mogło być tak wspaniale? Jak?
Klaudiusz do tej pory leżący z policzkiem na jej udzie i dłonią na wzgórku łonowym teraz przesunął się w górę. Nie otwierała oczu. Nie chciała psuć tej chwili. Miękkie wargi zetknęły się z jej wargami, język sunął się w jej usta. Wetchnęła i objęła go za szyję czując jedwabiste, długie włosy, a na swoich piersiach, pełne i twarde piersi. Otworzyła gwałtownie oczy odsuwając się od… od kobiety!
- Kim jesteś – wykrztusiła uświadamiając, że to właśnie ta kobieta doprowadziła ją do takiego orgazmu.
- Ojej, nic nie wiesz?  Myślałam, że to Klaudio zostawił mi taką milutką niespodziankę – kobieta ślicznie wydęła idealnie wykrojone usta. Właściwie cała była idealna i śliczna. Nie. Kora musiała się poprawić. Nie śliczna. Ona była nieziemsko piękna. Odsunęła się od niej i klęczała teraz na łóżku naga i naturalnie swobodna. Włosy opadały jej na plecy jak czarny jedwab niesamowicie odcinając się od śnieżnobiałej skóry. Tylko różowe sutki i ciemna plamka włosów łonowych przełamywały tę idealną biel. Dziewczyna oderwała oczy od sterczących, ciężkich piersi z trudem zmuszając się by od teraz patrzeć tej piękności w oczy. Oczy w identycznym jak u Klaudia fiołkowym kolorze. Im dłużej patrzyła na tę nagą postać, tym bardziej czuła pożądanie. Nigdy wcześniej nie pociągały jej kobiety, ale w tej tak jak i w jej bracie było coś takiego, że piersi Kory stały się nagle ciężkie, a puls przyspieszył.
- Czego nie wiem? Gdzie jest Klaudio? – Przełamała wreszcie blokadę.
- Może napijemy się kawy, a ty opowiesz mi skąd się tu wzięłaś.  
Kobieta zwinnie wstała z łóżka, a Kora aż westchnęła. Idąc przez sypialnie, poruszając pośladkami, z których każdy był osobnym, idealnym cudem natury, bardzo przypominała kocicę. Po raz kolejny dziewczynę zalało pożądanie i już widziała siebie ściskające te pośladki, rozchylające na boki by zanurzyć usta…
Kora ubrała się w to, co miała na sobie wczorajszego dnia zbierając garderobę po całym domu. Nie było to dobre rozwiązanie ani tym bardziej świeże, ale nie miała wyboru. Nawet w sukni balowej przy tamtej kobiecie byłaby żebraczką. Piękną kobietę spotkała w kuchni. Zarzuciła na siebie krótki szlafrok, nie trudząc się zawiązaniem go porządnie.  
- Kawa już gotowa. Wyjdziemy na werandę, tam mi wszystko opowiesz – podła dziewczynie filiżankę i jakby wiedząc, że wszystko co postanowi zostanie natychmiast wypełnione, wyszła na zewnątrz –  opowiadaj proszę. Tylko od początku.
Kora wpatrzyła się na idealny profil kobiety, wyciągniętej wygodnie na leżaku i z przyjemnością pijącą kawę. Jak to możliwe, że była tak zrelaksowana, tak naturalnie nieskrępowana pomimo dziwności całej sytuacji. Czy nie peszyła jej myśl, że przed kilkoma minutami pieściła cipkę nieznajomej dziewczyny? Cóż jej samej było niewiarygodnie głupio. Tym bardziej, że co chwilę łapała się na myśleniu, o odwdzięczeniu się tym samym.
- Od początku? – Zawahała się i zaczęła opowiadać. Kiedy skończyła na ustach kobiety błąkał się delikatny uśmiech.
- Podoba mi się ten pomysł. Mieć własnego kronikarza – odezwała się wreszcie – zawsze byłam próżna, hmm. Dobrze od czego zacząć? Wybrałam, że będę mieć na imię Kornelia. Tak, sama je sobie nadałam zaraz jak tylko dowiedziałam się czym są imiona. Urodziłam się, a może zaistniałam gdzieś około tysiąc czterysta pięćdziesiątego roku.
- Zaraz – Kora nie chciała, żeby już na początku zaszły jakieś niedopowiedzenia – chcesz powiedzieć, że masz sześćset lat?
- Tak, ale nie wiem dokładnie ile. Gdy zaistniałam nie potrafiłam myśleć w racjonalny sposób. Niewiele pamiętam z tamtego okresu, ale wiem, że to ja byłam starsza. Klaudiusz przyszedł na świat niedługo później. Powstałam jako niespełnione skryte fantazje, lęki i obawy. Mężczyźni pragnęli i bali się takich kobiet jak ja. Byle duszność, ejakulacja podczas snu, zdrada z sąsiadką. To wszystko ja, to moja wina. Musiał kręcić się tu jakiś sukub. Nie możliwe, żeby to ich własne brudne, stłamszone pragnienia doprowadziły do takich bezeceństw. Znasz takie słowo, bezeceństwo? Nieważne. Stałam się. Jestem demonem, Sukubem. Mój brat to oczywiście Inkub. Właściwie to jesteśmy tą samą osobą, on i ja. Dlatego jego imię to Klaudiusz, kiedyś było bardziej popularne.  
- Nie wierzę – stwierdziła Kora spokojnie. Czy mieli ją za głupią? Sukuby, Inkuby, demony i co jeszcze.
- Nie wierzysz? Och nie wierzysz. O jejku, jejku – drwina w głosie Korneli była aż nadto słyszalna – spójrz na mnie. – Jak ostatnia głupia spojrzała w fiołkowe oczy, tak niezwykłe, ogromne. – Zrób mi przyjemność swoim języczkiem.
Nie poczuła nawet ułamka sprzeciwu, gdy padała na kolana. Nic nie krzyczało w jej wnętrzu, gdy pełzła na kolanach by spełnić rozkaz. Kornelia rozchyliła kolana patrząc z ciekawością jak Kora zanurza usta pomiędzy wystającymi wargami sromowymi i zagłębia języczek w jej wnętrzu.  
- Och, tak nie wierzysz w demony, ale nie przejmuj się dziś nikt nie wierzy. W tych czasach żywienie się wami jest zbyt łatwe. Nie umiecie się bronić. Nie nosicie już nawet podobizny waszego boga. Nie wierz nadal kochanie. Ssij mnie, liż, zagłęb paluszki w moim gorącym wnętrzu, zatrać się we mnie i nie wierz.
Kora czuła jak to się dzieje. Zapadała się w głąb siebie czując na policzkach miękkie ciało, na języku gładkość wnętrza cipki, a płuca wypełnione odurzającym zapachem jej kobiecości. Nie było cichego głosu próbującego zawrócić ją z drogi zatracenia, nie było cienia wolnej woli.
- Dosyć – Kornelia chwyciła jej włosy i uniosła twarz ku sobie. Oczy błyszczały jej fioletowym blaskiem – wierzysz mi teraz.
O tak, Kora wierzyła. Nikt kto zobaczyłby tą wykrzywioną furią twarz i blask w oczach nie wątpiłby już ani minuty.  
- Świetnie – demonica uśmiechnęła się pięknie. Groza jaką dziewczyna przed chwilą czuła znikała, ale część chłodu już z nią została – wybierzemy się na jakąś imprezę. Nawet nie potrafisz sobie wyobrazić, kiedy ostatnio byłam na przyjęciu z przyjaciółką i to taką która w dodatku wie kim jestem.  
Impreza? Pewnie, czemu nie. Kora otarła policzki i usta ze śliny z obawą obserwując kobietę, ale ta nie sprawiała wrażenia, że chce się na nią rzucić.
- Nie mam w co się ubrać – bąknęła nieśmiało. Rzeczywiście nie miała. Wątpiła by nawet w domu znalazła coś w czym mogłaby się pokazać u boku Korneli.  
- Tym się nie martw. Zakupy kocham ponad wszystko. Klaudio złości się za to i przynajmniej raz na miesiąc wyrzuca moje ubrania do śmieci.
Kora pozwoliła się prowadzić. Nie miała sił ani odwagi by się sprzeciwiać.
Na zakupach spędziły większą część dnia i choć dziewczynę krępowała sytuacja, gdy ktoś kupował jej tak drogie ciuchy to jeszcze bardziej stresował dobór tej garderoby. Sama nigdy nie założyłaby większości tego co wybierała dla niej Kornelia. Oszołomiona Kora zakładała coraz to nowe sukienki i buty z niedowierzaniem przeglądając się w kolejnych lustrach. Zadziwiające jak bardzo zmieniały ją wybierane przez demonicę kreacje. Właściwie za każdym razem widziała tam kogoś innego.
Dzięki bogu nie oszołomiło ją to na tyle by stępić intelekt i zmysł obserwacji. Przyglądanie się jakie wrażenie wywołuje Kornelia na mężczyznach niezmiernie ją bawiło, intrygowało i zadziwiało. Przypuszczała, że samym tylko przejściem korytarzem galerii handlowej wywołała kilkanaście ostrych kłótni, gdy tylko przyłapani na gapieniu się mężowie wrócą do domu. Może nawet jeden czy dwa rozwody? A już do niesamowitych scen dochodziło, gdy kobieta szła do przymierzalni. Jakimś sposobem wszyscy faceci ściągali w to miejsce z całej okolicy. Przeglądali cuchy nieudolnie próbując udać obojętność i całym sobą pokazać, że nie zerkają z nadzieją na ujrzenie choć skrawka ciała sukuba. A ona o dziwo pozwalała im na to nie dosuwając kotar, czy wychylając się w samej bieliźnie na korytarzyk. Kora z fascynacją patrzyła jak pęcznieją im rozporki i odkryła, że robi się zazdrosna. Zupełnie jakby nie podobało jej się, że ktoś inny może patrzeć na Kornelię. Absurdalne uczucie.  
Po odwiedzinach u fryzjerów i kosmetyczek wreszcie pozwolono jej przyjrzeć się sobie w olbrzymim lustrze w domu demonów. Kornelia wybrała dla niej krwisto czerwoną sukienkę. Leżała na niej jak namalowana i jakimś cudem sprawiała, że nie przypominała siebie. Gdyby miała określić jednym słowem postać w lustrze byłoby to wamp. Przychodziła jej na myśl ta scena z Merlin Monroe w czerwonej sukience i takiej samej szmince. Prawdziwa łamaczka serc, burząca krew, pewna siebie, wywołująca pożądanie kocica. I to była ona?
Kornelia dla odmiany zaprezentowała się jako uosobienie niewinności. Biała koronkowa sukieneczka. Skromna aż do przesady, nieudolnie próbująca ukryć sterczące piersi i zbyt idealne pośladki. Również makijaż miały odmienny, delikatny, właściwie niewidoczny. Kornelia wydawała się dobrze bawić tą zmianą ról.  
- Powiedziałaś mi – zagadnęła Kora, gdy jechały w jednym ze sportowych wozów, jakie stały w garażu – że ty i Klaudiusz to ta sama osoba. Nie rozumiem, co miałaś na myśli. Jak możecie być jedną osobą.
- To skomplikowane i uciążliwe – westchnienie kobiety wydawało się prawdziwe – jesteśmy jedną osobą, tak nas sobie wyobrażono. Ja jestem starsza, więc to ja zaczęłam. Mężczyzna musi zostawić we mnie swoje nasienie, żeby miał je Klaudiusz. Wtedy i tylko wtedy pojawia się on i istnieje aż nie umieści tego nasienia w innej kobiecie. Tak, więc kiedy powiedziałam, że żyję sześćset lat, było to niedopowiedzenie. Tak naprawdę to tylko trzysta, z czego pamiętam zaledwie dwieście.  
- Niesamowite – Kora próbowała jakoś to wszystko poukładać. Wciąż nie mogła uwierzyć, że siedzi obok istoty nadprzyrodzonej. Tak naprawdę nie miała wielu dowodów. Oczywiście to jak rodzeństwo działało na ludzi było niesamowite, ale czy był to niezbity dowód? Niezwykły kolor oczu mogli uzyskać dzięki soczewkom. Tylko po co?  
- Nauczyliśmy się żyć między wami jak zwykli ludzie. Jesteśmy teraz cywilizowani i podoba nam się to życie. Jest wygodne i przyjemne. Te wszystkie udogodnienia są wspaniałe. Kiedyś nawet w luksusowych rezydencjach były wszy i bród. Na gorącą wodę czekało się wieki, a i tak była zaledwie letnia. A mężczyźni rzadko kiedy interesowali się sprawieniem nam przyjemności. Oczywiście mogłam ich do tego zmusić, ale co to za przyjemność. Klaudiusz miał trochę lepiej, ale niewiele.
- Popraw mnie, jeśli się mylę, ale jeśli dziś prześpisz się z kimś to jutro wróci Klaudiusz? – Na moment pożądanie zalało mnie jak fala. Znów poczuć, jak porusza się we mnie jego penis. Patrzeć w jego oczy gładzić po plecach. Otrząsnęłam się szybko.
- Dokładnie.
- A co jeśli będziesz uprawiać seks, ale nie pozwolisz mu się spuścić do środka?  
- Wtedy pozostanę sobą. Każde z nas stara się przeciągnąć ten stan jak najdłużej. Dłużej żyć, ale nasza natura na to nie pozwala. Najdłużej to trwało dwa tygodnie. Pamiętam, że po tym czasie tak już świrowałam, że przeniknęłam do domu jakiegoś przypadkowego żonkosia z piwnym brzuszkiem i zerżnęłam go przy jego żonie śpiącej obok. Musiałam zatykać mu usta, żeby nie jęczał, albo krzyczał z przerażenia. Paskudne to było, ale przypomniały mi się stare złe czasy.
- Jak to przeniknęłaś?
- No wiesz, jak to demon. Przez dziurkę od klucza, pod drzwiami jako dym, takie tam. Mogę też nawiedzać sny, zmieniać je, sterować zachowaniem, zmuszać do najbardziej odrażających czynów.
- Niewiarygodne, chciałabym to zobaczyć.
- Odrażające czyny? – Uśmiechnęła się - Zobaczysz. Dziś w nocy to ty zrobisz, co zechcesz.  
- Nie wiem czy potrafię. Nie mam wiele doświadczenia w uprawianiu seksu.
- Przy mnie to się zmieni. Ale nie martw się tym za bardzo, poprowadzę cię.
Nie uspokoiło jej to. Jeśli miała wierzyć we wszystko, co dziś usłyszała to jechała samochodem z kilkuset letnim demonem na eleganckie przyjęcie, żeby uprawiać perwersyjny seks. Przynajmniej będzie maiła o czym pisać.
Jeśli przeżyjesz, szepnęło coś w jej głowie.
Podjechały pod olbrzymią rezydencję, gdzie po raz pierwszy w życiu otwarto Korze drzwi auta, a czyjaś usłużna dłoń pomogła jej wyjść z auta. Pilnując się Korneli weszła po marmurowych schodach. Ochroniarze przy drzwiach mieli zapewne sprawdzać zaproszenia, ale wystarczyło im jedno spojrzenie na sukuba by zaniechać czegokolwiek. Kora była pewna, że demonica nie musiała nawet używać swoich darów by ich przekonać.  
Dziewczyna nigdy jeszcze nie była na takim przyjęciu, co najwyżej widziała je w filmach. Mężczyźni w dopasowanych garniturach, kobiety w sukniach od znanych projektantów, kelnerzy z tacami pełnymi długich kieliszków szampana. Mała orkiestra odgrywała wariację znanych przebojów skomponowanych w stylu Bacha czy Mozarta. Ten obrazek mógłby służyć w Wikipedii za ilustrację snobistycznego przyjęcia, a mimo to dziewczyna czuła, że pochlebia jej bycie w tym towarzystwie.
- Zapolujemy – zapytała demonica.
- Nie wiem – wyraziła wątpliwości Kora – nie będę umiała się tu znaleźć.
- Tym się nie martw. Po prostu rób to co ja. Udawaj, że to wszystko ci się należy, a przyjmą cię jak swoją. Cholera, źle cię uczę, idiotka ze mnie. Zachowuj się tak jakbyś była lepsza do nich. No i mam dla ciebie zadanie. Jeśli mam oddać Klaudiuszowi ciało już po jednym dniu to niech to będzie coś wyjątkowego. Dlatego ty dziś wybierzesz nasze ofiary.
- Po jednym dla każdej?
Kornelia roześmiała się śmiechem tak perlistym jakby to właśnie taki sznur rozsypał się po marmurowej podłodze. Wszystkie głowy wokół nich odwróciły się szukając źródła tego śmiechu.  
- Może być kilku, dorzuć do tego kobietę, albo dwie jeśli zasmakowałaś w takich przygodach.
Szły środkiem sali. Kelner podał nam szampana. Kornelia uśmiechała się do mijanych ludzi, pozdrawiała kogoś skinieniem głowy. Ludzie rozstępowali się przed nimi jak przed Mojżeszem ich spojrzenia czuła na plecach i pośladkach.
- Kornelio – usłyszałyśmy w pewnej chwili – tak się cieszę, że wreszcie cię spotkałem.  
- Adrian – westchnęła ze znużeniem demonica.
Kora przyjrzała się stojącemu przed nią chłopakowi. Mógł mieć dwadzieścia sześć, może osiem lat i kiedyś był bardzo przystojny. Z jakiegoś jednak powodu strasznie ostatnio schudł i posiwiał. Wyglądało to tak, jak gdyby postarzał się w bardzo krótkim czasie.
- Tak się cieszę, że cię widzę – paplał jak dziecko, a uśmiech rozjaśniał mu wymizerowaną twarz odmładzając. Dziewczyna poczuła, że coś w tej twarzy ją przyciąga.
- Musimy już iść – Kornelia starała się go szybko pozbyć.
- Już, może mógłbym wam towarzyszyć – w głosie chłopaka prawie słyszała płacz.
- Może spotkamy się później, powiedzmy za godzinę – zapytała Kora nie mogąc patrzeć na nieszczęśliwą minę młodzieńca.
Demonica spojrzała na nią ze zdziwieniem i pytająco uniosła brew. Dziewczyna skinęła jej głową, a Kornelia westchnęła i potwierdziła te słowa chłopakowi. Nigdy dotąd Kora nie widziała, żeby ktoś się tak ucieszył. Tylko radość dziecka z prezentu znalezionego pod choinką mogła się z tym równać.
- To jedna z twoich ofiar – zapytała.
- Tak, skończyłam z nim dwa miesiące temu. Dłużej byłoby dla niego niebezpiecznie.
- To dlatego tak wygląda? Przez ciebie?
- Częściowo, ale też, dlatego, że jestem uzależniająca jak heroina. Jeśli wytrzymałby jeszcze kilka tygodni całkowicie doszedłby do siebie. To niedobrze, że się na niego natknęłam.
- Co mu teraz będzie?
- Trudno powiedzieć, pewnie po jakimś czasie umrze, popełni samobójstwo, albo coś w tym stylu.
Dopiero teraz, słuchając jak Kornelia beznamiętnie mówi o czyjejś śmierci zdała sobie sprawę, że idąca obok niej istota nie jest człowiekiem. Tylko największy socjopata mógłby wypowiadać się tak bez emocji. Demonica musiała wyczuć nastrój Kory, bo odwróciła się z westchnieniem.
- Jak myślisz ilu takich jak on już widziałam? A ile Klaudiusz? Tysiące. Staram się was oszczędzać, gdy tylko mogę, ale tylko, dlatego żeby nie rzucać się w oczy władzom i kiedyś kościołowi.
- Przepraszam – usłyszałyśmy – mogę Panią prosić do tańca.
- Oczywiście – Kornelia natychmiast wpadła w swoją rolę. Wdzięcznie podała dłoń młodemu mężczyźnie i ze skromnie spuszczonym wzrokiem pozwoliła się poprowadzić w głąb sali. Kora postanowiła wykorzystać ten czas na przyjrzenie się gościom. Miała wybrać sobie i Korneli kochanków, ale już nie wiedziała, czy tego chce. Teraz wiedziała jaki los może ich spotkać, a jednak, to było pociągające. Czuła się trochę jak na zakupach z kartą bez limitu, albo w galerii sztuki oglądając piękne rzeźby i obrazy, i nie mogąc się zdecydować którą zabrać do domu.
Właściwie wszyscy zbliżeni do niej wiekiem byli przystojni i zadbani do tego stopnia, że graniczyło to ze sztucznością. Właściwie równie dobrze mogła zamknąć oczy i wskazać palcem przed siebie, wyszłoby na to samo. Coś ją jednak przed tym powstrzymywało. No, bo co to za wyjątkowa sytuacja przespać się z kimś przystojnym. Ubrana tak jak teraz miałaby prawie sto procent szans na sukces. Wtedy przechodząc obok kolejnej grupki usłyszała słowo „zdzira”. Udała, że nie słyszy, choć ewidentnie zostało powiedziane tak by dotarło do jej uszu. Zaczęła obserwować tę grupkę i szybko odkryła, kto ją tak określił. Była to szczupła blondynka z fryzurą tak idealną, jak gdyby przycinał ją neurochirurg. Co chwilę w stronę Kory leciały spojrzenia ostre jak igły do akupunktury. Dziewczyna przyjrzała się partnerowi chudej dupy i oceniała go na dziewiątkę w skali Richtera. Wyobraziła go sobie jak leży między jej szeroko rozrzuconymi nogami i ta wizja nie była bynajmniej niemiła.  
„A ty suko będziesz się temu przyglądać” – pomyślała ze złością.  
Odszukała Kornelię w otoczeniu aż czterech mężczyzn. Właściwie trzech młodzieńców i jednego mężczyzny. Ten jeden był bardzo interesujący i dziewczyna pożałowała swojego wyboru.
- O jesteś! – ucieszyła się demonica – Panowie pozwólcie, że przedstawię wam moją przyjaciółkę Korę.
Imiona przepłynęły obok niej, nawet nie starała się ich zapamiętać. Tylko tego starszego uznała za warte zachodu. Marko.  
„Czy władza tak szybko mnie deprawuje” – pomyślała.
- Wybrałam, już – szepnęła Korneli na ucho, czując przy okazji wspaniały zapach jej skóry. Podniecenie kazało jej pocałować ja w obojczyk. Ledwie się opanowała.  
- Uuu, czyżby ktoś ci zalazł za paznokcie?
- Można tak powiedzieć. Weźmiemy i kobietę. Chcę ją trochę pomęczyć.
- Dobrze – demonica uśmiechnęła się drapieżnie – ja też już wybrałam. Posłała Markowi długie spojrzenie.  
Kornelia dość szybko poradziła sobie z tamtą parą. Chłopak nazywał się Oskar, ale prosił by mówić na niego Oli, dziewczyna miała na imię Monik i nikogo to nie obchodziło.
Wyszły z przyjęcia grubo przed jego końcem odprowadzani wieloma spojrzeniami. W kobiecych była nienawiść w męskich zazdrość. Przed wejściem czekał już Adrian, wyglądało na to, że cały czas stał przed wejściem nie chcąc przegapić swojej zguby. Jego twarz odmłodniała, gdy ujrzał demonicę. Korze zrobiło się go ogromnie żal.
Marko zaproponował, żeby kontynuować zabawę u niego w domu. W spojrzeniach jakimi obrzucał kobietę były całe oceany pożądania, i obietnice tego co chce z nią zrobić.  Kornelia opierała się przez chwilę doskonale udając skromną panienkę, która nie do końca wie, co może się stać, gdy zostanie sam na sam z mężczyzną. Wreszcie dała się przekonać i ruszyli. Jechały swoim samochodem, przed nimi Marko z Adrianem, konwój zamykał Oskar z chudą szkapą.
- I jak. Podoba ci się takie życie – zapytała Kornelia.
- Tak.
- A więc widzisz. Jak mogłabym z tego zrezygnować? Nawet jeśli bym mogła, co raczej nie jest możliwe.
Skinęła głową, doskonale ją rozumiejąc. To mogło być jak narkotyk. Władza, piękne ubrania, samochody, przyjęcia.
- Tak, rozumiem, ale niszczysz ludzi.
- To prawda, niszczę. Jednak nawet ty jesteś ledwie błyskiem. Ciekawym, interesującym, ale błyskiem. Pewnie zapamiętam cię na sto lat, to i tak długo jak na nas.
Dojechali pod dom Marka i znów weszły w swoje role. Gospodarz zaprosił je nas do środka, otworzył wino. Kora wyszła na olbrzymi taras. Gazowe lampy dodawały uroku nocy. Wszystko było piękne i idealne jakby dekorator wymknął się chyłkiem zaledwie przed chwilą. Dziewczyna przeszła się po domu zachwycając wszystkim i notując w pamięci wszystkie szczegóły życia bogatych ludzi. Gdy wróciła do towarzystwa Kornelia brylowała otoczona przez trzech samców. Kora nie czuła nawet grama zazdrości. Wiedziała, że to nieziemska natura sprawia, że jest tak pociągająca. Niestety blondyneczka tego nie wiedziała. Zazdrość i nienawiść to potężne siły, tak potężne, że zdolne przełamać każdy nawet najsilniejszy urok. Kora zdziwiła się, że demonica może tego nie wiedzieć. Czy setki lat życia nie nauczyły jej tej prostej prawdy?  
- Ta chuda pinda zaraz zrobi awanturę – szepnęła demonicy na ucho. Rzeczywiście, blondynka odciągnęła swojego faceta na bok i coś mu tłumaczyła. Kornelia obrzuciła ich długim spojrzeniem.
- Zajmiemy się nią – odszepnęła tylko – pokazać ci część moich możliwości?
- Oczywiście – nie mogła stracić okazji by dowiedzieć się więcej.
- Marko włącz jakąś muzykę, mam ochotę tańczyć – zawołała Kornelia głosem pełnym entuzjazmu.
Jej życzenie zostało natychmiast spełnione i dom wypełniła muzyka. Miało się wrażenie, że dochodzi ze wszystkich stron, a deminica zaczęła tańczyć. Nikt, kto zobaczyłby ten taniec nie mógł by przejść dalej obojętnie. Wszystkie baletnice, profesjonalne striptizerki, mistrzynie światowych konkursów nie miały szansy przy tej istocie. Poruszała się wolno, dłonie jak osobne żywe stworzenia płynęły wokół niej w powietrzu w skomplikowanym rytmie. Od razu kojarzył się z dalekim wschodem i jego tajemnicami. Za to biodra, och to był żywy namacalny seks. Koronka białych majteczek co chwila ukazywała się jak nagroda dla wiernej widowni.  
Wreszcie, gdy Korze wydawało się, że mężczyźni zaraz rzucą się na demonicę i rozszarpią na strzępy, ta podeszła do Marka i namiętnie wpiła w jego usta. Ten dystyngowany mężczyzna chwycił ją rozgorączkowany jak nastolatek, jego dłonie wsunęły się pod króciutką sukienkę. Kornelia uklękła i zaczęła ocierać się policzkiem o wypychający spodnie penis. Wyjęła go wreszcie i zaczęła przesuwać językiem wzdłuż całej długości. Cały czas patrzyła jednak na resztę towarzystwa. Wszyscy pożerali ją wzrokiem.
Podniosła się nagle porzucając sterczący penis. Marek aż jęknął zawiedziony, jego dłonie szarpnęły się chcąc ją pochwycić. Teraz demonica wpiła się w usta blondynki. Dziewczyna zakwiliła jak ptak, ale to był jedyny protest na jaki mogła się zdobyć. Kornelia nie zwróciła na to uwagi tylko konsekwentnie zdejmowała z niej kolejne ciuszki. Po chwili dziewczyna została tylko w samych majteczkach i pończochach. Kornelia poprowadziła ją do posłusznie czekającego Marka i kazała uklęknąć. Podłożyła dłoń pod sztywny penis, jak gdyby była srebrną tacą, a penis jakimś wykwintnym daniem. Nachyliła głowę kobiety ku niemu.
- Bierzcie i jedzcie – zadrwiła, gdy kobieta wzięła go w usta – oto ich ciała.
Po kolei ustawiała Adriana i Oskara obok blond szkapy, a ta dwoiła się i troiła by wszystkich zaspokoić. Skończywszy ich ustawiać stanęła obok Kory i z uśmiechem satysfakcji na ustach obserwowała całą scenę.
- O to ci chodziło – zapytała Korę.
- Mało – wyszeptała dziewczyna. Nie wiedziała czy to widok upokorzonej konkurentki czy trzy sterczące penisy, ale czuła coraz większą ochotę by dać się przelecieć.  
- Czuję twoje podniecenie, smakuje wspaniale – wyszeptała jej do ucha demonica. Jej dłoń wsunęła się w majteczki Kory. Po wszystkich zabiegach dzisiejszego dnia na jej cipce nie było nawet jednego włoska. Dłoń na tak nagiej skórze aż parzyła. Kora szerzej rozstawiła nogi i poruszyła biodrami dopominając się o więcej.  – Co jej teraz zrobimy.
- Niech klęknie na podłodze jak suka, którą rzeczywiście jest, a oni niech ją pieprzą.
- Słyszałaś koleżanko co masz zrobić?
- Tak – blondynka posłusznie opadła na czworaka i wypięła pupę. Na różowych płatkach cipki lśniła wilgoć. Dyszała z podniecenia, choć była tak podle traktowana, to obejrzała się na swą dręczycielkę oczekując aprobaty.
Oskar ukląkł za nią i wbił się w blondynkę jednym gwałtownym pchnięciem. Demonica pocałowała Korę w szyję i ucho, jej palce wsunęły się między płatki cipki i pieściły ją delikatnie, ale doskonale wiedziały, gdzie ją dotknąć by odlatywała. Gdy dwa paluszki wsunęły się do wnętrza dziewczyny przeszył ją taki dreszcz, że ledwie utrzymała się na nogach. Adrian pchnął Oskara przewracając na podłogę i zajął jego miejsce. Blondynka chyba nawet nie zauważyła zmiany, albo obojętne jej było, że zamiast jej chłopaka, czyjeś inne biodra obijają się o jej chudy tyłek. Oskar przez chwile wyglądał jak by miał się rzucić na chłopaka w walce o miejsce przy szparce blondynki, ale wreszcie potrząsnął głową i ukląkł naprzeciw ust swojej partnerki.  
- Widzisz, są jak zwierzęta – szeptała jej do ucha Kornelia – uwielbiam wam to robić. Wychodzi z was wtedy wasza prawdziwa natura, a to o nas mówicie potwory. Uwielbiam patrzeć jak wielcy królowie, dostojnicy kościoła, ludzie władzy, wszyscy ulegacie, podlicie się, poniżacie. -  Kora czuła, że zaraz dojdzie nawet pomimo tego, że to co mówiła demonica dotyczyło również jej. Cipkę miała tak wrażliwą, że wystarczyłoby jedno mocniejsze dotknięcie by szczytowała. Czuła jak paluszki w jej wnętrzu badają ją, gładzą ścianki pochwy, ale Kornelia specjalnie omijała najwrażliwsze punkty nie pozwalając na skrócenie męki, nawet gdy Kora ocierała się o nią jak mały piesek dopominający się pieszczot.
- Ty nie – rozkazała Kornelia widząc, że Marko zbliża się do blondynki – ty jesteś mój. Oderwała się od Kory, zarzuciła mu ręce na szyję i pocałowała. Natychmiast zaczął zdzierać z niej ciuchy łapczywie dotykając jej ciała. Kora opadła na podłogę. Nogi zupełnie jej nie słuchały. Załkała z rozczarowania, cipka nadal pulsowała, wrażliwa i pragnąca. Kornelia całowała się z Markiem, jedną ręką masując mu fiuta i widać było, że jest podniecona nie mniej niż inni. Kora zrozumiała, że choć demonica wywyższa się ponad śmiertelników, to jej natura robi z niej niewolnicę. Dziewczyna rozejrzała się dookoła. Wydawało się, że blondynka szczytuję zakleszczona z przodu i z tyłu przez dwa fiuty, jej jęki były zduszone, ale ciało zdradzało silny orgazm. Kora poczuła, że od natłoku wrażeń kręci jej się w głowie. Zapach potu i seksu, jęki, nagie ciała.  Włożyła dłoń w majtki gotowa zaspokoić się sama, ale potrząsnęła głową. Dlaczego ma nie pójść na całość.  
Chwyciła Oskara za ramię i oderwała od blondynki. Jego penis wyskoczył z cipki z głośnym mlaśnięciem, a za nim pociekła strużka spermy. Pomimo tego jego penis nadal był twardy. Pchnęła go na podłogę, odchyliła na bok pasek majtek i dosiadła z westchnieniem ulgi. Była tak samo mokra jak on. Wrażliwa cipka obejmowała w swym wnętrzu penisa, zaciskała na nim. Czuła jak przesuwa się w niej, twardy jak kamień. Jednak tak naprawdę nic jej nie obchodził, był tylko narzędziem, ona patrzyła na leżącą na stole Kornelię. Marko stał między jej nogami i brał ją tak ostro, że nawet jej twarde piersi podskakiwały. Była taka piękna, tak seksownie jęczała.  
Poczuła nadchodzący orgazm, ale była tak podniecona, że chciała czegoś więcej. Czegoś ostrzejszego. Z przykrością zeszła z penisa i złapała chłopaka za ramie.
- Weź mnie tu – rozkazała opierając się o stół i wypinając pupę. Oskar wbił się w nią ponownie. -  Jak zwierzę -  pomyślała Kora - jest jak zwierzę. Interesuje go tylko moja cipka i zaspokojenie swych pragnień. - Strasznie ją to podniecało. Kornelia spojrzała w jej oczy, jak gdyby czytając w myślach. Wpiły się w siebie ustami, przez nie czując dzikie pchnięcia swoich partnerów. To i tak było dla Kory mało, wsunęła dłoń między nogi demonicy pragnąc dotykać jej ciała i sprawić rozkosz. Pieściła kobietę czując jednocześnie mokry penis uderzający w jej palce. Tak właśnie doszły, jęcząc w usta swojej kochanki.  
Po długiej jak wieczność chwili oderwały się do siebie. Marko szczytował z twarzą wykrzywioną ni to cierpieniem, ni ekstazą.  
- Teraz wróci Klaudiusz – pomyślała Kora wyobrażając sobie jak kolejne fale spermy wlewają się w ciało demonicy. Położyła dłoń w miejscu, gdzie powinien kończyć się wbity aż po same jądra penis, wyobrażając sobie nasienie, które wkrótce stanie się Klaudiusza. Z jakiegoś powodu ta wizja była podniecająca. Oprzytomniała jednak na tyle, że ciągle wbijający się w nią penis Oskara bardziej ją irytował niż dawał przyjemność. Z trudem odepchnęła się od stołu i swojego kochanka. Jego penis nadal stał tak samo twardy jak wcześniej. Chwyciła go w dłoń i ścisnęła, ale równie dobrze mogłaby trzymać w dłoni dębowy konar.
Obejrzała się na blondynkę. Złość na bogatą, arogancką sukę jeszcze jej nie przeszła.
- Chcesz ją jeszcze bardziej upodlić – Kornelia pojawiła się obok dziewczyny, naga i podniecająca.
- Tak, jeszcze mi mało.
Blondynka siedziała właśnie na Adrianie nabijając się na jego penis.
- Widziałaś kiedyś jak dwóch mężczyzn bierze jedną kobietę.
-Nie, nigdy.
- To zaprowadź do niej tego swojego ogiera. Taka scena może ci się kiedyś przydać w książce.
Razem ustawiły Oskara za blondynką. Kora chwyciła ją za kark i przycisnęła do Adriana, tak żeby jej chudy tyłek uniósł się wyżej, a Kornelia osobiście nakierowała penis chłopaka na ściśniętą dziurkę. Pchnął, a blondynka jęknęła, kark za który Kora ją trzymała zesztywniał, ale nie próbowała się wyrwać. Gdy już była dobrze nabita na oba penisy wtedy Kora zabrała rękę. Obeszła dookoła całą trójkę przyglądając się wszystkim szczegółom i napawając uczuciem perwersyjnej władzy.  
- Rozerwą ją – szepnęła, gdy stanęła obok Korneli.
- Nic jej nie będzie – roześmiała się demonica – może poza bólem obu dziurek przez kilka dni.  
- A co z nami.
- Chyba powinnyśmy się wynieść zanim oprzytomnieją, wtedy sytuacja zrobi się odrobinę niezręczna. Jeśli chcesz możemy kontynuować zabawę u mnie. Mam masę zabawek, nawet takie, których możemy używać we dwoje. Chcesz.
Kora wyobraziła to sobie i zadrżała. Mieć tą boską kobietę tylko dla siebie.
- Tylko pamiętaj. Jutro obudzisz się obok Klaudiusza, a on również będzie cię chciał – ostrzegła demonica – choć widzę, że ci to nie przeszkadza.
- Nie, nic, a nic.


                                         Przepraszam za to opowiadanie. Czuję, że jest nie dopracowane, ale straciłem już do niego serce. Wrzucam je mimo to, ponieważ spędziłem nad nim dużo czasu. Mimo to mam nadzieję, że komuś się spodoba.

horus33

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 6264 słów i 34442 znaków.

4 komentarze

 
  • Slavik1975

    Fajnie

    7 lutego

  • ono

    Tak, i to bardzo  :bravo:

    6 lutego

  • Emili

    Czekam na ciąg dalszy, to jest zajebiście podniecające... :zakochany: Aż mam ochotę iść do klubu i kogoś przelecieć... :sex:

    1 lutego

  • horus33

    @Emili Chyba po to są takie opowiadania. :cool:

    7 lutego

  • Devil00

    Kocham takie opowiadania czekam na dalszą część bo zapowiada się naprawdę nieźle

    29 stycznia