Zgubione marzenia cz. 9

Zgubione marzenia cz. 9Eliza otworzyła drzwi. Nie kryła zdziwienia, gdy zobaczyła, kto przed nimi stoi. Spojrzała na przyjaciółkę, jakby zobaczyła ducha. Kompletnie się jej nie spodziewała, zwłaszcza w taką ohydną pogodę i o dość wczesnej porze. Okularnica późno zwlekała się z łóżka. Miała szczęście, że nie wystąpiła przed gościem w różowej pidżamie. Ziewnęła, zakrywając usta dłonią i spojrzała pytająco na Adę, która patrzyła na nią znużonym, zmęczonym wzrokiem. Największą zagadką dla Elizy była walizka, którą dwudziestoośmiolatka wzięła ze sobą.  
-Co tu robisz? Tak wcześnie i… z bagażem?- spytała zaskoczona miłośniczka kotów. Jeden z nich wyszedł na klatkę i zaczął się przytulać do Ady.
-Opowiem ci, jak mnie wpuścisz. Chcę zostać u ciebie na dłużej. Mogę?- spytała beznamiętnym tonem. Nie miała ochoty zmuszać się do pięknego, hollywoodzkiego uśmiechu ani klękać i prosić ją na kolanach. Miała nadzieję, że widok jej zmoczonej kurtki i zmarzniętych dłoni skruszy serce przyjaciółki.
-Jasne, ale…- urwała w pół zdania, bo Ada słysząc jej pozwolenie, szybko weszła do mieszkania. Zdjęła kurtkę i powiesiła ją na wieszaku.
-Chodź, Danielu- Eliza zaprosiła białego kota do domu. On jednak nadal siedział na klatce i jakby zastanawiał się, czy wejść.- No, chodź!- powiedziała już mniej przyjaźnie. Zwierzę nie reagowało, więc jego właścicielka zamknęła drzwi. Kot miauknął głośno, ale nikt się już nim nie przejmował.
    Mieszkanie Elizy było małe i przytulne. W każdym pomieszczeniu, nawet w łazience, znajdowały się posłania dla kotów. Tych zwierząt było pięć. Każde z nich wyglądało inaczej, ale było tak samo przyjazne, dostojne i zadbane. Cztery pupile, które tego dnia wyjątkowo były w domu, chowając się przed deszczem, zeszły się do kuchni, w której Eliza przyjęła gościa. Ada usiadła przy małym, starym stoliczku, patrząc beznamiętnym wzrokiem na kolorowy obrusek, który na nim leżał.
-Herbaty, kawy?- dziewczyna poprawiła okulary, jakby chciała lepiej widzieć przyjaciółkę. Nie często przyjmowała gości, a już na pewno ich nie zapraszała, dlatego miała wrażenie, że jest złą gospodynią. Najlepiej czuła się w towarzystwie swoich pięciu kotów. Przez chwilę panowała cisza, którą przerwało miauknięcie białego pupila Elizy.
-Aaa… Yyy… Herbaty…- Ada zamyśliła się.
-Jakiej?- spytała blondynka, stawiając przed dziewczyną pudełko z różnymi smakami herbaty.  
-Najzwyklejszą w świecie herbatę, poproszę, o ile taką masz.- rudowłosa dziewczyna wywróciła oczyma. Kochała tę szaloną kobietę jednak w takie dni jak tamten nie miała powodów do śmiechu i żartów.
-Już się robi!- Eliza zagotowała wodę. W spiżarni znalazła jakieś słodycze i ostatnie kawałki ciasta. Postawiła łakocie na stole. Koty oblizały się po ładnych pyszczkach, patrząc prosząco na swoją panią Jednak ona umiała nie reagować na ich prośby i rozpoczęła rozmowę z przyjaciółką, widząc, że ma problem:
-Co się stało? Dopiekła ci? Marcin jednak…
-Nie wiem- przerwała jej oschle.- Nie chcę w to wierzyć, ale… wczoraj odebrałam jego telefon.  
-To była ona?
-Oczywiście.
-To nie jest takie oczywiste. Miałam co do tego wątpliwości i sprawdziły się…
-Sądzisz, że on naprawdę mnie zdradził?- ponownie weszła jej w słowo.
-Nikt nie jest święty. Na ziemi nie ma aniołów, nawet jeśli niektórych ludzi za nich uważasz.  
-Racja… Sama wiesz, co kiedyś robił i za co poszedł do więzienia…
-To przeszłość- Eliza chwyciła Adę za jej wciąż zimną dłoń.- Teraz mamy na głowie tę pustą blondynkę. Jak jej tam było?
-Oliwia…- jej imię ledwo przeszło rudowłosej dziewczynie przez gardło.
-Najpierw musimy mieć pewność, że Marcin jest bez winy.  
-Mam czekać aż ta laska zajdzie w ciążę?
-Skąd ci, na Boga przychodzą do głowy takie pomysły?!- Eliza złapała się za głowę, próbując sobie tego nie wyobrażać.
-Bo skąd niby mam wiedzieć, że jest niewinny?
-Wszystko się wyda. Ona nic nie wygadała?
-Powiedziała zbyt wiele…
-Co takiego?
-Zaprosiła go do siebie… a raczej ja to słyszałam. Na własne uszy- westchnęła ciężko.
-Ale mówiłaś, że Marcin był zdenerwowany, gdy spotkaliście ją w barze i wyszliście tak szybko, jakby goniły was gliny.- Eliza uwielbiała powieści kryminalne i wszędzie, gdzie tylko mogła, wplatała wątki mrożące krew w żyłach.
-Bo tak było. Tyle że rozmawiali ze sobą i nastała niezręczna cisza, gdy ja przyszłam…
-Bo Marcin nie chciał, żebyś była zła i nie chciał drzeć się na cały bar…?- spojrzała z lekkim uśmiechem na przyjaciółkę.- Dzięki tej rozmowie odzyskałam wiarę w twojego faceta. Patrz, jaki jest dobry.  
-Skąd ma jej numer?- słowa Elizy wleciały jednym i wyleciały drugim uchem.
-Pracują razem.
-Wątpię, by pytał ją o cokolwiek. Ona mu się bardzo narzuca. Dzwoniła spytać się, co u niego. Po co, skoro wie, że jest zaręczony? Myślisz, że nadal by tak naciskała, mimo to? Nawet, gdyby nic ich nie łączyło?
-Tak, bo jest głupia- miłośniczka kotów podała banalny, płytki argument, choć wcale nie taki bezsensowny.- A może ona tak zarabiała? No wiesz, jako…- Eliza nie używała brzydkich słów.- Nie ma faceta i po prostu… nie może sobie dać rady z tym, że jest sama? Poza tym… czy wygląda na młodą osobę?
-Pewnie będzie miała trzydziestkę- Ada wzruszyła ramionami.
-Myślisz, ze skończyła studia?  
-Sądzę, że nie, jeśli jest, jak mówisz.
-No, właśnie. Jest pusta, niewykształcona i niewychowana.- wstała, by zrobić herbatę. Postawiła kubki z gorącym napojem na stoliku.- Dlaczego uciekłaś z domu?
-To wszystko mną wstrząsnęło. Nie wiem, co o tym myśleć.
-Nie wrócisz do niego? To błąd. Rozumiem twój ból, ale powinnaś spróbować. Porozmawiaj z nim. Inaczej niczego się nie dowiesz.
-Już mi mówił, że kocha tylko mnie… I co? Nagle dzwoni ona i mówi do niego kochanie, zaprasza go i mówi, że poradzi sobie z jego złym nastrojem.  
-Najpierw uratuj swój związek, to ją zniszczy. Kiedyś przestanie, znudzi jej się, zobaczy, że te wszystkie próby oddalenia was od ciebie, poszły na marne.  
    Ada uważnie słuchała rad przyjaciółki. W niektórych momentach miała chwilowy bodziec do tego, by natychmiast zerwać się z krzesła i pojechać do domu, rzucić się narzeczonemu na szyję, wszystko wyznać i mu przebaczyć. Jednak coś ją przed tym powstrzymywało… Czuła, jakby ktoś przywiązał ją do krzesła silnym sznurem. Była uwięziona w swoich myślach. Szalała. Kompletnie nie wiedziała, co robić. Zbłądziła, poszła złą ścieżką. Krzyczała na siebie w duchu, katowała za to, że odebrała ten cholerny telefon. Co ją podkusiło? Teraz przynajmniej wiedziała na sto procent, że to Oliwia jej groziła. Jednak… co jej to dało? Chyba tylko utwierdziło w przekonaniu, że jej związek jest w niebezpieczeństwie, a to spowodowało niepokój. Usłyszała okropne rzeczy, o których wolała nie słyszeć. Westchnęła ciężko, trochę zazdroszcząc Elizie. Ona nigdy nie zajmowała się takimi sprawami. Faceci to był dla niej temat tabu, potem trochę się przełamała i od czasu do czasu o nich rozmawiały. Jednak nigdy nie miała chłopaka. Zawsze wolała koty, które nie są aż tak wymagające, jak miłość. Te zwierzęta złapią mysz, gdy są głodne, same się umyją i znajdą drogę do domu. A miłość? Ludzie, którzy się kochają musza ją pielęgnować każdego dnia i nic nie może zawodzić, jak w puzzlach- jeden źle dopasowany element psuje cały obraz. Jego brak to brzydka pustka w środku dzieła. Trudno ją wypełnić, gdy się zgubi… Tak jest z marzeniami, które ma każdy z nas.  
-Więc… Powinnam wrócić?- spytała Ada po chwili ciszy.  
    Odpowiedziało jej pukanie do drzwi. Dziewczyny spojrzały po sobie zdziwione.
-No, tylu gości naraz to ja nie miałam!- Eliza zaśmiała się głośno, podbiegając do drzwi. Otworzyła…- Marcin?- rzekła cicho, patrząc na mężczyznę, który opierał się o boczną ścianę klatki schodowej. Biały kot powoli wszedł do mieszkania.- Co tu robisz?
-Nie udawaj. Gdzie jest Ada?- nie dał się spławić.- Wiem, że tu jest.
-Jest, ale nie ma ochoty z tobą rozmawiać.
-Poproś ją. To ważne.  
    Marcin, widząc, że okularnica mocno się waha, dodał szeptem:
-Proszę cię.
-Ada!- zawołała Eliza. Rudowłosa dziewczyna podeszła do drzwi. Zamurowało ją. Spojrzała pytająco na przyjaciółkę, zarazem mając ochotę z powrotem usiąść w przy stoliku w kuchni.  
-Porozmawiajmy- z ust Marcina padło jedno błagalne słowo. Nie miał weny na wypowiadanie wierszy. Eliza wróciła do kuchni, zostawiając ich samym sobie.- Nie zajmę ci dużo czasu.
-Czego chcesz?- spytała oschle, patrząc w podłogę. Skrzyżowała ręce na piersi.  
-Wyjaśnij mi swoje zachowanie.
-Wczoraj odebrałam od niej telefon- Ada stwierdziła, że nie będzie owijać w bawełnę. Ta rozmowa i tak była dla niej trudna.  
-Jaki telefon? Od kogo?
-Nie graj. Oliwia do ciebie dzwoniła.  
    Marcin westchnął ciężko, nadal opierając się ręką o ścianę. Przetarł zmęczone, zaczerwienione oczy.
-Marcin…- Adzie serce zaczęło bić szybciej.- Wziąłeś coś?
-Tak. Środki na uspokojenie, które zalecili mi już za kratkami.- odparł beznamiętnym tonem.
-Coś za dużo tego wziąłeś…
-Być może, ale tego wymagała sytuacja.
-Marcin…
-Nie wyobrażam sobie swojego życia bez ciebie- podszedł do niej, a ona, sama nie wiedząc, dlaczego, odsunęła się gwałtowne, jakby się poparzyła.- Dla ciebie żyję. Nie mam nikogo innego, dobrze o tym wiesz. W moim życiu jesteś tylko ty. Nie wiem, skąd Oliwia ma mój numer. Przysięgam. Spójrz na mnie- poprosił ją, widząc, że patrzy w podłogę.- Jak mam ci udowodnić, że nie mam nic na sumieniu?
-Skąd wiedziałeś, że tu jestem?- Ada udawała, że nie słyszała jego próśb i pytań.
-Gdzie indziej mogłabyś być?
-W pracy.
-I zabrałabyś tam wszystkie swoje rzeczy? Spałabyś w magazynie? Nie drwij ze mnie. Znam cię. Bijesz się sama ze sobą.
-Nie prawda…
-Widzę to, Ada. Nie zaprzeczaj. Dlaczego wierzysz w to, że coś mnie z nią łączy?
-Bo mówiła do ciebie tak czule, jakbyście były małżeństwem od piętnastu lat!- rudowłosa dziewczyna z trudem powstrzymała się od krzyku.
-Co mówiła?
-Nie przejdzie mi to przez gardło.
-Mam ochotę ją zabić.
-Nie mów tak! Właśnie taki jesteś- porywczy jak jakiś wielki pan, który niczego i nikogo się nie boi! Przestań! I nie rób jej krzywdy. Poza tym… za co masz ją zabijać? Źle ci z nią?
-Ada… Nic między nami nie ma. Uwierz mi.  
-Sama już nie wiem, w co i komu mam wierzyć.
-Prędzej uwierzyłaś jej niż mnie? Nie znasz jej. Za to ze mną chcesz spędzić resztę życia. Sama tak powiedziałaś. Chcesz, żebyśmy zbudowali wspólną przyszłość. Tak, czy nie?
    Odpowiedziała mu cisza.  
-Nie wrócisz już, prawda?- do oczy napłynęły mu łzy.- Mogę się już stąd wynieść raz na zawsze i nie wracać? Mogę rzucić robotę i zdechnąć z głodu na ulicy?
-Przestań się nad sobą użalać…- dziewczyna udawała, że jego łzy nie robią na niej wrażenia. W istocie pękało jej serce.
- Przecież robię to dla ciebie! Znalazłem pracę, poprawiłem się, leczę się, by wyjść z tego bagna… Dla ciebie. Dla naszego związku… Dla naszej dwójki.- zaszlochał cicho, ocierając mokre policzki.
-Trójki.- poprawiła go Ada, patrząc w podłogę.

Duygu

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat i miłosne, użyła 2200 słów i 11665 znaków.

2 komentarze

 
  • Somebody

    Zazdrość zawsze jest najgorszym rozwiązaniem, ale czasami emocje robią swoje. Świetnie napisane, wspaniale odmalowujesz uczucia - niezwykle plastycznie  :bravo:  <3

    13 lis 2018

  • Duygu

    @Somebody Masz rację. Dziękuję z całego serducha  <3

    13 lis 2018

  • PLMatrix

    Czekam na kolejny rodzial

    12 lis 2018

  • Duygu

    @PLMatrix Postaram się dodać jak najszybciej. Dziękuję za komentarz  :)

    13 lis 2018