Zgubione marzenia cz. 2

Zgubione marzenia cz. 2-Smakuje ci?- spytała Ada, kładąc mu dłonie na ramionach.  
-To na pewno lepsze niż to, co jadłem przez ostatnie sześć lat za kratkami- zaśmiał się Marcin, wpatrując się w duży kubek dobrze zrobionej kawy.  
-Wygłodzili cię tam, czy co, że łykasz te kanapki jak bocian?- prychnęła głośno. Spojrzał na nią smutnymi oczyma.
-Raj to to nie jest, uwierz mi.
-Zostawmy przeszłość za sobą- usiadła mu na kolanach i ucałowała w czoło.- Pamiętasz?- pokazała mu pierścionek zaręczynowy, który bez przerwy od ponad sześciu lat tkwił na jej palcu.
-Pamiętam. Chciałaś podobny do tego, tylko że z diamentem, ale i tak się cieszyłaś- uśmiechnął się słodko.
-Nieważne. Jaki by ten pierścionek nie był, jesteśmy zaręczeni. Nie chcę tego przekładać.
-Na razie muszę znaleźć pracę, żeby było trochę więcej pieniędzy. Moja księżniczka musi mieć wymarzone wesele, nie byle jakie w pierwszym lepszym miejscu z przeciętnym jedzeniem.  
-Marcin…     
-Ładną białą suknię. Chyba że wolisz nietradycyjną. Ja też się muszę ubrać jak człowiek.
-Od kilku lat odkładam pieniądze. Trochę się ich nazbierało.
-Co?- wytrzeszczył na nią swoje ciemne oczy.- Głodowałaś, żeby mieć teraz ślub?
-Nic takiego nie powiedziałam. Jak widzisz, nie umarłam z głodu i mam się dobrze. Marzę o tym, żebyśmy byli razem i założyli rodzinę.  
-Chcesz mieć dzieci?- nie wiedzieć czemu zaśmiał się, patrząc na nią z niedowierzaniem.
-A ty nie chcesz?
-Poczekaj. Wczoraj wyszedłem z więzienia i zapomniałem jak wygląda świat. Muszę wszystko poukładać w głowie. Chcę mieć pracę. Skoro mamy mieć dzieci, to mężczyzna musi zarabiać. Tak, czy nie?- pocałował ją i podziękował za śniadanie.  
    Ada zmywała naczynia, wracając wspomnieniami do pierwszego spotkania z Marcinem. Do dziś pamięta jaka muzyka leciała na tej imprezie. Chłopak podszedł do niej śmiałym krokiem i wyciągnął na parkiet, nie widząc jej wcześniej, nie znając jej imienia. Zawsze lubił rockową muzykę, co dało się słyszeć, bo, kiedy zmywała talerze, w całym mieszkaniu dudniła gitara elektryczna i perkusja. Uśmiechnęła się pod nosem i cicho westchnęła. Stare, nieśmiertelne kawałki. Jej narzeczony nie wiedział, czego się teraz słucha i co jest na czasie, ale słuchał muzyki, której można słuchać godzinami.
    Sześć lat rozstania nie zrujnowało relacji między nimi, widać, że Marcin stał się lepszym człowiekiem i skorzystał z porad specjalisty. Jako jeden z niewielu ludzi w więzieniu chciał się wyleczyć i wyjść z tego bagna. Jego „kariera” trwała krótko. Odpowiedni ludzie szybko zorientowali się, że sprzedaje dzieciakom narkotyki i następne sześć lat spędził za kratkami. Ada nigdy nie miała mu za złe tego, że jej o tym nie powiedział. Przeżył wiele ciężkich chwil i jako dziecko przecierpiał więcej niż niejeden dorosły człowiek. Jego ojciec lubił się napić. Kiedy wracał do domu, tylko robił awantury i wyżywał się na jego siostrze i matce. Marcin chciał od tego uciec… Zaczął handlować narkotykami. W ten sposób nie poprawia się swojej psychiki, a niszczy się młodych ludzi.  
-Kochanie!- usłyszałam krzyk z sąsiedniego pomieszczenia.  
-Idę!- zawołałam, szybko wycierając ręce. Weszłam do małego pokoju, w którym stało jedynie jasne biurko i mały tapczan, na wypadek, gdyby ktoś się do nas wprosił na kilka dni.  
Marcin siedział na starym fotelu i nerwowo stukał w klawiaturę laptopa, chcąc wyszukać ważne informacje.
-Nic nie ma. Nic! Nie znajdę tej przeklętej roboty!- z całej siły uderzył rękami w biurko.
-Dopiero usiadłeś, nie znajdziesz pracy w trzy sekundy- rudowłosa dziewczyna wywróciła oczyma.
-Dotarło do mnie, że mogę jej nie znaleźć… Kto zechce w pracy gościa, sprzedającego narkotyki? Ukończyłem technikum z marnymi ocenami… Jakoś tego nie widzę.
-Przestań marudzić, misiu- przytuliła go mocno.- Znajdziesz pracę. Moim zdaniem, powinieneś odpocząć.  
-Nie mamy czasu na odpoczynek. Chcesz mieć te dzieci, czy już ci się odechciało?- wybuchnął śmiechem.  
-Dzieci to odpowiedzialność, głuptasie- potargała jego bujną czuprynę.
-A co, jeśli nie będę dobrym ojcem?- spytał śmiertelnie poważnie, patrząc jej smutno w oczy. Zamyślił się na kilka ładnych minut, a ona stała i nie wiedziała, co mu odpowiedzieć.  
-Jedno dziecko to nie wielki wydatek. Ja mam pracę.- odparła po chwili milczenia.
-W sklepie, za kasą. Aduś, kochanie…- ucałował ją w dłoń.- A jak to będą bliźniaki?
-Ale masz wyobraźnię!- zaśmiała się równie głośno, jak jej narzeczony przed chwilą.
    W końcu, kiedy dwudziestodziewięciolatek stracił cierpliwość, nie mogąc znaleźć pracy, poprosił narzeczoną, by zaczęli szukać jej razem, niekoniecznie szalenie dobrej i wymarzonej roboty, za niezłe pieniądze. Ada najbardziej była szczęśliwa, że Marcin nie boi się zacząć życia od nowa. Zmienił się na lepsze i naprawdę starał się każdego dnia być lepszym człowiekiem. Pragnął patrzeć w lustro spokojnym wzrokiem, bez wyrzutów sumienia i bez obrzydzenia. Trudno jednak zapomnieć o krzywdzie, którą wyrządziła bliska twemu sercu osoba. Marcin nigdy nie chciał życzyć ojcu źle. Niestety, zdarzało im się straszliwie pokłócić, przekraczając nieustalone granice. To było życie bez reguł. Egzystencja bez zasad. Czy tak jest łatwiej? Nie. Ale jakie mogą istnieć przepisy, gdy jesteś uzależniony od tego świństwa? Kiedy się napijesz, wciągniesz coś, świat zaczyna wyglądać inaczej, wcale nie lepiej, tak jak tego chcesz… Nieświadomie ranisz swoją rodzinę i rujnujesz życie pod każdym względem.  
    Minęły trzy miesiące, zanim Marcin znalazł jakąkolwiek pracę, która by mu odpowiadała. Zawsze coś przeszkadzało i uniemożliwiało, stawało na drodze do tego, by dostać tę robotę. Praca to na pewno marzenie wielu osób, które ukończyły szkołę. Przestępca, zabójca i narkoman? Zależy. Marcin chciał, by narzeczona była z niego dumna i pragnął uciszyć plotki, które rozsyłali sąsiedzi. Miał dobry słuch i doskonały wzrok. Nie był głupi i wiedział, iż życie niektórych ludzi jest tak nudne, że muszą rozmawiać o nim. „Czas zamknąć im usta”- pomyślał, gdy znalazł ciekawą ofertę pracy. Kelner. Czy nie większość nastolatków zaczyna tak na siebie zarabiać? Wielu. Zawsze jest ta satysfakcja, że ma się swoje pieniądze, zarobione może i ciężką pracą. Dla cele brytów praca kelnera jest śmieszna, ale dla człowiek, a który spędził lata swojej młodości za kratkami- brama do raju.
    Marcin nie czekał długo. Po upewnieniu się, że dokonuje dobrego wyboru, napisał CV. Zrobił to z pomocą niezastąpionej Ady, która cały czas trzymała za niego kciuki. Nie dlatego, że chciała mieć droższe wesele, a dlatego, by jej narzeczony uwierzył w siebie i miał wyższą samoocenę. To ważne w związku i w rodzinie. Może i szału nie było, gdy potrzebne im było doświadczenie zawodowe, ale Marcin miał dużo zainteresowań i całkiem nieźle znał angielski i niemiecki. Wystarczyło sobie odświeżyć znajomość języków obcych. Oboje mieli nadzieję, że dwudziestodziewięciolatek dostanie tę pracę.
    Kiedy narzeczony Ady dostarczył CV, czekał jeszcze trochę na odpowiedź i modlił się, aby ta praca była jego. Nie widział siebie nigdzie indziej. Kiedyś miał marzenia, jak każdy człowiek: jako małe dziecko chciał zostać strażakiem, potem, gdy podrósł, stwierdził, że będzie lekarzem, a gdy nadszedł czas wybierać technikum, uznał, że jednak zostanie mechanikiem samochodowym, bo lubi majstrować. I nic z tego nie wyszło. O tę pracę trzeba zawalczyć trochę bardziej. Chwycił, co mu wpadło w ręce.  
    Kiedy pewnego popołudnia zadzwonił telefon, Marcin zerwał się na równe nogi i po chwili cieszył się, jak małe dziecko. Okazało się, że może dostać pracę i trzeba pojechać na rozmowę.
-Kochanie, muszę jechać. Wsiądę w jakiś bus, autobus, nieważne!- zawołał Marcin, szybko całując narzeczoną w policzek. Otwierając drzwi, dodał, żeby trzymała za niego kciuki. Ada jedynie pokiwała głową i westchnęła, czując, jak kamień spada jej z serca. Ulga zawitała w jej sercu i uśmiech zagościł na twarzy. Zawsze uważała, że jej przyszły mąż to dobry człowiek.  
    Marcin wysiadł na podanym adresie i pognał do owej restauracji. Wszedłszy do środka tak naprawdę nic go szalenie nie urzekło. Restauracja jak restauracja. Stoliki, krzesła, jasne ściany i czerwone serwetki, jakiś mały dywanik w kolorze truskawki leżał na starej, drewnianej podłodze. Na każdym stoliku stały zapalone trzy urocze świeczki.  
-Pan chce ze mną porozmawiać?- ktoś chwycił dwudziestodziewięciolatka za rękę. Odwrócił się szybko, czując jak tętno mu przyspieszyło. Stał przed nim wysoki mężczyzna o gęstych, czarnych włosach i lekkim zaroście. Miał na sobie elegancką, białą koszulę.
-Chyba tak…- Marcin wzruszył ramionami, nie wiedząc, z kim ma do czynienia.
-Chce pan u nas pracować?
-Tak, przed chwilą dostałem telefon- odparł trochę zmieszany.
-Zapraszam- mężczyzna skinął do niego głową, uśmiechając się lekko.
    Obaj weszli do małego, jasnego pomieszczenia, w którym mieściło się ciemne, brązowe biurko i trzy skórzane fotele. Na podłodze leżał duży dywan w różne, kolorowe wzory.
-Proszę usiąść.- mężczyzna wskazał Marcinowi jedno z trzech siedzeń.  
    Chłopak usiadł powoli, czując jak serce bije mu w szaleńczym tempie. Głośno przełknął ślinę. Nerwowo bawił się palcami, patrząc na wysokiego bruneta wystraszonym spojrzeniem. Jego wzrok obiegł już cały pokój.  
-Przejrzałem pana CV i jeśli napisał tu pan prawdę, powiem szczerze, że jestem mile zaskoczony- mężczyzna spojrzał na Marcina, który jedynie uśmiechnął się w podziękowaniu za komplement.- Nie wygląda pan na takiego łobuza. Muszę z panem porozmawiać i lepiej pana poznać.- rzekł, siadając naprzeciwko trochę zestresowanego chłopaka. Przez chwilę przyglądał mu się uważnie.- Jestem jedną z nielicznych osób, które uważają, że takim ludziom, jak pan, należy dać szansę.
-Dziękuję- wydusił szatyn, uśmiechając się ponownie. Powoli wypuścił nagromadzone powietrze.  
-Więc… Dlaczego chce pan u nas pracować?

*************
Witajcie!
Wybaczcie, że mnie tak długo nie było, ale ostatnio mam gości a gości i będzie tak jakoś do połowy sierpnia  (z tego, co wiem XD)  Mamy wakacje, więc większość z nas  spotyka się z rodziną i przyjaciółmi na pogaduszki, na herbatkę i inne tego typu rzeczy :D Mam nadzieję, że część się udała, bo pisałam ją kilka ostatnich dni :) Ziarnko do ziarnka i mamy 2 część.  
Buziaki! :*

Duygu

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat i miłosne, użyła 1911 słów i 10923 znaków.

2 komentarze

 
  • Użytkownik Amina

    Ciekawa, spokojnie rozwijająca się akcja, bardzo przyjemnie się czyta.  ;)

    2 sie 2018

  • Użytkownik Duygu

    @Amina Dziękuję za miłe słowa  :yahoo:

    4 sie 2018

  • Użytkownik Somebody

    Sezon ogórkowy to i weny brak. Bardzo fajna część. Zostawiam łapkę w górę i przytulasa   :przytul:

    31 lip 2018

  • Użytkownik Duygu

    @Somebody Prawda  :lol2:  Dziękuję, słońce, za tak wspaniałą aktywność :przytul:  <3

    1 sie 2018