The fucking hope. cz.4

The fucking hope. cz.4- Tato?- mój głos się załamuje.

- Straszysz ich Lottie.- mówi poważnie, ale zaraz na jego twarzy pojawia się uśmiech i wyciąga w moja stronę dłoń. Przyjmuję ją, bez zastanowienia, po czym Andrew- mój ojciec podnosi mnie bez trudu z piasku.
  
"Charlotte kwiatuszku… wytrzymaj.- słyszę głos pani Jane."

- Dawno nie byliśmy na plaży.- wzdycha i przyciąga mnie do swojego boku.- Urosłaś.- stwierdza przenosząc wzrok na spokojne morze.

- Nic dziwnego, kiedy ostatnio mnie widziałeś, miałam 10 lat.- mówię z wyrzutem.- Tak bardzo za tobą tęskniłam.- wtulam się w jego bok, zapominając, że jeszcze przed chwilą byłam na niego zła.

"Moretz no co ty, poddajesz się? Podobno jesteś twarda.- tym razem mówi doktor Ben."

- Przykro mi kochanie.- mówi po dłuższej chwili ojciec.
  
Przygladam mu się, nic się nie zmienił- stwierdzam. Wygląda tak samo, jak w dzień, kiedy widzieliśmy się po raz ostatni, czyli prawie 8 lat temu. Nadal czuje od niego ten sam zapach perfum, zmieszany z nieprzyjemnym wonią dymu papierosowego.
     
- Miałeś nie palić tato.- odsuwam się od niego i zaczynam iść tyłem, patrząc mu cały czas w brązowe tęczówki. Moje są niebieskie- myślę.

- A ty miałaś zawsze być moja małą księżniczka.- uśmiecha się i idzie za mną.

Wzruszam ramionami, odwracam się i biegnę w stronę wody. Stopy zakopują mi się w piasku a blond włosy są rozwiewane przez wiatr. Jednak nie przeszkadza mi to, dzięki temu czuję się wolna.

"Charlotte, nie żartuj sobie z nas. Walcz dziewczyno.- słyszę"

- Nie jestem księżniczką.- morze robi się niespokojne, a fale stają się większe.

- Lottie, przecież jestem przy tobie.

- Nie tato, nie ma cię. Nie ma nikogo. To koniec.- krzyczę i próbuje biec szybciej, jednak piasek jak na złość mi to uniemożliwia.  

- Hope.- krzyczy Andrew. Łapie mnie za ramię i zatrzymuje.- Hope… Koniec to dopiero początek.- staje koło mnie i oboje wpatrujemy się w zburzone morze oraz ciemne chmury.

"Ciiii Charlotte, spokojnie. Zaraz będzie po wszystkim wytrzymaj.- nie rozpoznaje tego głosu"

- Dlaczego odszedłeś ?- pytam, chociaż bardzo dobrze znam odpowiedź.  

- Ja odszedłem, ale ty musisz wrócić córeczko.  

- Nie chcę, boję się.- obejmuje się rękami i zamykam oczy.

- Zawsze jest nadzieja Lottie, zawsze.- powtarza.- A teraz, wracaj do nich.- staje przede mną i zasłania mi widok na wodę. Przed oczami mam jego koszule w kratę, nachyla się i całuje mnie w czoło. - Przepraszam, ale musisz wrócić…

"Kwiatuszku już lepiej, ból już minął otwórz oczy."  

Unoszę głowę i patrzę na smutną twarz taty, po czym zamykam oczy, a gdy je otwieram zauważam jak zwykle wesołą twarz pani Jane.

- Słoneczko obudziłaś się w końcu, przestraszyłaś nas wszystkich, ale już jest po wszystkim. Twoja mama jest na korytarzu, ale widzę, że jesteś zmęczona, więc wyślę ją do domu.- mówi i odkłada strzykawkę na stolik z innymi przyrządami lekarskimi.

- Przepraszam.- mówię i ziewam.

- Podałam ci leki przeciwbólowe i usypiające, gdy jutro się obudzisz będziesz jak nowo narodzona, a teraz prześpij się. Dobranoc.- poprawia mi kołdrę, gasi światło i pchając przed sobą stolik wychodzi z pokoju.

- Dobranoc.- szepcze, zamykam oczy i zasypiam.  


Następnego dnia, wieczór.
  
Siedzę na szpitalnym łóżku i patrzę przez okno na park. Dopiero teraz w sali jest spokój. Od rana było niemałe zamieszanie, związane zarówno z moją wczorajszą utrata przytomności, jak i chłopakiem, który prawie utopił się w morzu.

Teraz w końcu mogę posiedzieć w ciszy, bo Alan- chłopak, który prawie się utopił, był na badaniach. Zastanawiałam się jak to teraz będzie, nie zostaje już długo w szpitalu, ale myśl, że mam spędzić ostatnie dni z niedoszłym samobójcą w jednym pokoju nie sprawiała, że byłam bardziej szczęśliwa. Nabieram głęboko powietrza i wypuszczam je z ust ze światem, znowu zerkam na biegające po parku dzieci i siedząca na ławce parę.  

Obracam w dłoniach nerwowo telefon, odblokowuję go i wchodzę w galerie. Klikam w zdjęcie przedstawiające parę trzymającą się za ręce i uśmiechającą się do siebie. Wyglądają na takich szczęśliwych- myślę.  

Na takich szczęśliwych...- mówię sama do siebie. Zamykam oczy i cofam się we wspomnieniach o 2 miesiące.
  
Siedzę na dachu i patrząc na światła miasta wycieram z oczu łzy. Telefon wydaje z siebie dźwięk powiadomienia, który świadczy o nowej wiadomości.
  
David ❤: Nie mogę tak, nie dam rady tak dłużej. Powiedz mi o co chodzi … Kitty. Nie umiem ci pomóc, jeżeli cały czas mnie odtrącasz, albo ni z gruszki ni z pietruszki się na mnie wkurzasz. O co ci chodzi do cholery? Kitty fuck.  
  
Znowu się na ciebie wkurza idiotko. Znowu wszystko psujesz.
  
Lottie: Nie ważne nic mi nie jest. Przepraszam to moja wina, nie gniewaj się  

Pocieram rękami ramiona, po czym wpatruje się w wyświetlacz telefonu i napis: pisze…
  
David ❤: Kurwa, możesz przestać. Co się z tobą dzieje, jestem zajęty a jeszcze teraz musze użerać się z tobą….
  
Słucham? Sam przecież do mnie napisał.
  
Lottie: Co? To po co do mnie piszesz jak jesteś zajęty?  
  
Blokuje telefon i kładę obok siebie na dachówkach. Miasto w nocy wygląda pięknie. Gdyby nie to, że wygodnie mi się siedzi poszłabym po aparat i zrobiła kolejne zdjęcie na moja ściankę. Od roku fotografuje niebo, chmury, księżyc i morze. Po czym wywołuje zdjęcia i przyklejam je na ścianę. Wygląda to bardzo ładnie, chociaż mama krzyczy, żebym przestała niszczyć ścianę. Telefon, cały czas wydaje z siebie denerwujący już dźwięk przychodzących  powiadomień. Podnoszę go z zamiarem wyciszenia, ale wiadomość na ekranie przyciąga moja uwagę, przesuwam palcem po ekranie, odblokowując go i czytam napisane przez Davida wiadomości.
  
David ❤: Gooood, chcę z tobą pisać mimo to, że musze zrobić te pracę. Ale musimy znowu się kłócić...

David ❤ : Dlaczego, zawsze psujesz nasze rozmowy, Kitty?

David ❤ : Chcesz mnie tym zdenerwować?

David ❤ : Wychodzi ci to doskonale.

David ❤ : Kittyy, czy ty nie rozumiesz, że się w tobie zakochałem. I mimo, że jestem zajęty wieczorami, to i tak chcę z tobą rozmawiać, ale ty nie dajesz nam normalnie pogadać, bo zaczynasz być wredną suka i specjalnie mnie wkurwiasz.  
  
Czytam tylko pierwsze zdanie ostatniej z wiadomości. Czy on naprawdę mnie kocha? W oczach znowu mam łzy. A moje ciało przechodzi fala dreszczy, spowodowanych  zimnym podmuchem wiatru.  
  
Lottie: Nie robię tego specjalnie, ehhh. Nie będę ci przeszkadzać, porozmawiamy jutro. Dokończ prace. Goodnight… duck ☺  
  
David ❤: Kitty nie idź. Pisz coś…

Lottie: Przecież jesteś zajęty…

David ❤ : Pisz…

Zastanawiam się co odpisać, zamykam oczy i kule sie, gdy kolejny podmuch wiatru wywołuje na moim ciele gęsią skórę. W końcu wystukuje wiadomość.

Lottie: Czy ty... naprawdę mnie kochasz?

Wiadomość przychodzi dosłownie po sekundzie.

David❤ : Tak kitty ❤  

Uśmiecham się. Może jest jakaś szansa.  
Może w końcu będzie dobrze.

Lottie: To miłe duck ☺ ale to ❤ jest złe, nie pasuje do nas.  to jest odpowiednie ☺  
  
Podnoszę się z dachówek, otrzepuję dresy i schylam sie, żeby wejść przez okno do swojego pokoju. Przekładam jedną nogę przez okno i stawiam ją na nocnej szafce, po czym odczytując wiadomość, przekładam drugą nogę przez okno. W tym momencie szafka przechyla się, a ja razem z nią przez co lecę do przodu….

David❤: Ehhh niech ci będzie kitty, kocham cię i chciałbym cię teraz móc do siebie przytulic i pocałować, te twoje niewyparzone usteczka … fuck

Blokuję telefon i powstrzymuję się, aby nie rzucić nim w szybę. Zaciskam zęby i zaciśniętymi dłońmi uderzam w materac łóżka.

- Nie na widzę cię głupia kaczko.- mówię przez zaciśnięte zęby.

koralina

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat i miłosne, użyła 1436 słów i 7970 znaków, zaktualizowała 23 gru 2017.

Dodaj komentarz